Człowiek czy małpa?

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adolf Klęsk
Tytuł Człowiek czy małpa?
Podtytuł Opowiadanie umysłowo chorego
Pochodzenie Zwierzenia histeryczki
Wydawca Księgarnia J. Czerneckiego
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia J. Czerneckiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


CZŁOWIEK CZY MAŁPA?
(OPOWIADANIE UMYSŁOWO CHOREGO)


Zwiedzałem raz pewien zakład dla umysłowo chorych za granicą. Kolega oprowadzający mnie zaprowadził mnie w końcu do kancelarji i rzekł: niech kolega raczy poczekać, przyprowadzę wam zaraz tutaj pewnego uczonego, najciekawszy, z naszych wypadków. Za chwilę wszedł w towarzystwie siwego już pana w okularach, ubranego w długi czarny surdut. Przedstawił nas „pro forma“ i zwrócił się do chorego. Kolega K. radby niezmiernie posłyszeć pańską tak ciekawą historję. Chory skinął przyzwalająco głową, usiadł w fotelu i zwróciwszy się do mnie, rozpoczął: jestem doktorem filozofji i zajmuję się, a raczej zajmowałem się naukami przyrodniczemi. Miałem serdecznego przyjaciela lekarza, człowieka niezmiernie zdolnego, lecz bardzo przytem lekkomyślnego i wesołego. Nigdy nie można było wiedzieć, czy mówi na serjo, czy żartem. Pracował raz z wytężeniem nad siły i zdumiewał nas swemi odkryciami, to znowu całemi dniami bawił się i bąki zbijał. W ostatnich czasach otoczył się jakąś tajemnicą, nieprzyjmował nikogo u siebie, aż nagle dostaję od niego list tej treści:
„Wyjeżdżam bardzo daleko, na jak długo, nie wiem, zabierz odemnie moją małpę i zajmij się nią, ewentualnie rób na niej badania, a gdybym nie wrócił za trzy miesiące, otwórz moje biurko, przeglądnij moje papiery, spal je, lub gdy uznasz, że coś warte, to je publikuj“.
Przyzwyczajony do jego różnych oryginalności, nawet bardzo się nie zdziwiłem listem, udałem się do jego domu i tu od służącego odebrałem młodą małpkę. Wróciłem z nią do domu, niosąc ją na ręce, bo była grzeczna i czule tuliła się do mnie.
Przyzwyczaiłem się do tego stworzenia, a było ono dziwnie mądre. Nietylko, że nauczyło się wszystkiego, co zwykle małpy tresowane robią, ale poprostu myślała logicznie i nieraz czyny jej wywoływały we mnie zdumienie. Lecz nagle charakter jej począł się zmieniać, stała się złą, kąsała otoczenie i niszczyła wszystko, miałem z nią wielki kłopot, a że właśnie potrzebowałem zwierzęcia do eksperymentu, by zbadać działanie pewnej strasznej trucizny, więc nie namyślając się, wstrzyknąłem jej pewnego rana dużą dawkę. Biedne stworzenie nieomal zaraz położyło się na kanapie, wystąpiła gorączka, a ona ciągle trzymała mię kurczowo za ubranie, bym się od niej nie oddalał. Gdym głaskał jej głowę, przyciskała mą rękę do swych ust i widziałem w jej oczach jakby łzy i wyraz takiego jakiegoś głębokiego bólu, że nie mogłem spokojnie na nią patrzeć. Przesiedziałem przy niej prawie całą noc, bo zarazem śledziłem działanie trucizny. Słabła coraz więcej a z drugiej strony, tuliła się do mnie coraz silniej, weszła mi na kolana, objęła za szyję i cicho skomląc, błagała mnie o pomoc. Byłbym z chęcią ją ratował, ale nie było na to środka. Nagle głęboko westchnęła, zwiesiła główkę i zdechła.
Zapomniałem już nieomal o niej — minęło trzy miesiące i stosownie do życzenia mego przyjaciela otwarłem jego biurko i zabrałem papiery do siebie. Wieczorem zacząłem je przeglądać i odrazu rzucił mi się w oczy tytuł: Sztuczne zapłodnienie małpy — nasieniem człowieka. Zdrętwiałem, bo coś jakby jakieś przeczucie targnęło mną całym wtedy. Zacząłem gorączkowo czytać. Przyjaciel mój omawiał najpierw historycznie różne doświadczenia nad sztucznem zapładnianiem i wreszcie zadawał sobie pytanie, dlaczegoby nie można małpy sztucznie zapłodnić nasieniem człowieka?
Dotąd nie udało się nikomu, bo po pierwsze nikt nie miał odwagi robić prób takich na dużą skalę, a po wtóre nie wykryto jeszcze co stoi temu na przeszkodzie. Przyjaciel mój zaś przypuszczał, że chodzi tu o odporność, którą jednak dałoby się zwalczyć przez systematyczne wstrzykiwanie małpie wyciągów organów płciowych człowieka. Zaczął robić też na małpie te eksperymenta i był ciągle najlepszej myśli. Tutaj brakowało kilkanaście kartek rękopisu, poczem znowu wyczytałem: a więc eksperyment się udał, mała małpeczka jest najlepszym dowodem. Zawróciło mi się w głowie, poczułem się dziwnie słaby i straszny obraz stanął mi przed oczami. Tak, nie ulegało wątpliwości, że moja małpka była na pół człowiekiem, teraz rozumiałem dopiero dobrze wiele jej ruchów, spojrzeń, jej tragizm i zachowanie się przy konaniu. Ach, więc zabiłem nieomal człowieka! Myśl ta nie dawała mi spokoju. Rzuciłem się też w wir eksperymentów na małpach, lecz wszelkie próby zostały bezskuteczne. A jednak wierzyłem ciągle mojemu przyjacielowi i dlatego postanowiłem nie przerywać badań i gdy stąd wyjdę rozpocznę je na nowo. Zapyta pan zapewne, skąd ja się tu wziąłem? Ot prosta rzecz — mam system nerwowy wyczerpany, czasem staję się niecierpliwy i podobno szaleję — ale to przejdzie.
Kolega mój wstał, dając choremu przez to znać, że i on ma odejść — wyszli. Gdy wrócił podał mi kilka wyjaśnień w tej sprawie. Przedewszystkiem co do notatki sprawa miała się inaczej. Wspomniał chory, że kilkanaście kart było wydartych, bo młodego badacza zniecierpliwiły nieudałe próby, dalsza zaś część, jak to kolega stwierdził, odnosiła się do całkiem innych badań, słowa: a wiec eksperyment się udał i mała małpeczka jest najlepszym tego dowodem, były początkiem dalszych zdań, których chory już nie przeczytał, a odnosiły się do skuteczności działania surowicy przeciwdyfterycznej.
Chory wspomniał tylko o swych badaniach, tymczasem przybrały one u niego chorobliwy charakter, bo nie dość, że eksperymentował na małpach, ale z czasem zaczął czynić kobietom propozycje, by za zapłatą poddały się jego próbom. Rzecz ta stała się skandalem i nie pozostało nic innego, jak biednego człowieka odsunąć od świata. Ma on w swej celi fotografję swej małpki, którą ciągle czule całuje i godzinami się w nią wpatruje. Biedny człowiek, westchnął mój kolega, poświęcił swe życie nauce, zboczył z drogi na chwilę i już iść tak musi dalej, najpewniejszy, że ma zupełną rację i że obowiązkiem jego jest tę sprawę koniecznie wyświetlić.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adolf Klęsk.