Człowiek niewidzialny (Wells)/Epilog
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Człowiek niewidzialny |
Wydawca | Biesiada Literacka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Synowie St. Niemiry |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | The Invisible Man |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dziwna historya o Człowieku Niewidzialnym skończona. Ktoby chciał się o nim czegoś więcej dowiedzieć, niech się uda do małej oberży niedaleko Port Stowe i niech się rozmówi z jej właścicielem. Za szyld oberży służy prosta deska, na której namalowano parę butów i kapelusz; napis zaś na szyldzie jest taki sam, jak tytuł niniejszej powieści. Gospodarz jest nizkim, korpulentnym człowieczkiem z mocno wystającym nosem, o twardych włosach i zaróżowionem obliczu. Pij u niego sumiennie, a on też sumiennie opowie o wszystkich rzeczach, które przytrafiły mu się i o tem, jak adwokaci chcieli go pozbawić wszystkich przedmiotów, znalezionych przy Człowieku Niewidzialnym.
— Gdy je znaleźli — opowiada — nie byli w możności dowieść, czyje one były, a mimo to chcieli mnie pozbawić tej prawdziwej kopalni złota. Bo nie jeden z panów daje mi gwineę za noc, abym mu tylko opowiedział wszystko własnemi słowami o Niewidzialnym, pokazując rzeczy, które do niego należały, a które on mi powierzył, wskutek czego stały się po jego śmierci moją własnością.
Chcąc przerwać rozwlekłą gawędę oberżysty, wystarczy tylko spytać; czy nie wie czegokolwiek o trzech
zeszytach rękopisów Niewidzialnego Człowieka. Wtedy uskarża się, że każdy przypuszcza, iż on je ukrył i przechowuje. Ale skądżeby on je mógł mieć!
— Człowiek Niewidzialny porwał je i ukrył, kiedy pobiegłem do Port Stowe — zapewnia. — To tylko dr. Kemp wmówił ludziom, że ja jestem ich posiadaczem.
Po tem zapewnieniu, wpada w zadumę, patrzy na gościa ukradkiem, krząta się nerwowo około szynkwasu i nagle opuszcza izbę.
Jest on kawalerem z tak dalece kawalerskiemi przyzwyczajeniami, iż w całym domu niema kobiety na lekarstwo. Przy ubraniu nie brak mu mimo to guzików, chociaż podobno zamiast szelek nosi sznurki. Dom swój prowadzi bez wielkiej rzutności, ale z widoczną starannością, ruchy jego są powolne, jest bowiem wielkim myślicielem. W całej wsi ma opinię rozumnego i oszczędnego.
Co niedzielę rano odrywa się od całego świata, a również i co wieczór po dziesiątej udaje się do swej izdebki ze szklaneczką dżinu w ręce, stawia ją na stole, zamyka drzwi, zapuszcza story, a nawet zagląda pod stół. Upewniwszy się o samotności, otwiera kredens, potem szkatułkę w kredensie, potem szufladkę w szkatułce i wydostaje trzy tomy w brunatnej oprawie, które kładzie uroczyście na środku stołu. Okładki są zniszczone i pozieleniałe... ponieważ niegdyś znajdowały się w rowie, a brudna woda spłukała niektóre stronice tych ksiąg zupełnie. Oberżysta zasiada w fotelu, napycha powoli wielką fajkę glinianą, pożerając książki oczyma. Wkońcu otwiera jedną z nich i zaczyna studyować, przerzucając kartki.
Przy tej czynności brwi jego marszczą się, a usta poruszają się cicho.
— Dziwne znaki i niezrozumiałe. Boże, co to musiał być za umysł!
Nagle przerywa, opiera się o poręcz fotelu, rzuca okiem po przez dym w pokoju ku przedmiotom, których nikomu nie pokazuje.
— Pełno tajemnic! — szepce. — Zdumiewających tajemnic! Ale kiedyś je odgadnę… Gdy zaś odgadnę… no, nie będę postępował, jak on.
Gwarząc tak, pyka fajkę i wreszcie zapada w sen nieskończenie rozkoszny.
Pomimo najusilniejszych poszukiwań Kempa, żadna żywa istota, z wyjątkiem naszego oberżysty, nie wie, gdzie się książki Niewidzialnego Człowieka znajdują, owe książki, w których jest wyjaśniona tajemnica niewidzialności i mnóstwo innych genialnych odkryć. I nikt się o tem nie dowie, aż po śmierci oberżysty.