Człowiek niewidzialny (Wells)/Rozdział XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Herbert George Wells
Tytuł Człowiek niewidzialny
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Synowie St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Invisible Man
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIII.
Marvel omawia swoją rezygnacyę.

Gdy zmierzch zapadł, a całe Iping zaczynało właśnie wychodzić bojaźliwie na smutne pobojowisko niedawnej walki, nizki, krępy człowiek, w wygniecionym cylindrze, kroczył z trudem po za laskiem bukowym po drodze ku Bramblehurst. Dźwigał trzy książki, związane jakąś ozdobną, elastyczną przepaską i paczkę, zawiniętą w niebieską serwetę. Jego zarumienione oblicze wyrażało pomieszanie i znużenie; zdawał się on być w stanie nerwowego podniecenia.
Towarzyszył mu Głos, różny od jego własnego głosu
i Marvel od czasu do czasu skręcał się pod palcami niewidzialnych rąk.
— Jeżeli mi się wymkniesz po raz drugi — mówił Głos — jeżeli będziesz po raz drugi usiłował wymknąć mi się...
— Boże! — jęknął Marvel. — Ramię moje jest chyba masą siniaków.
— Na honor — dokończył Głos — zabiję cię! — Ja wcale nie próbowałem wymykać się — odparł Marvel głosem blizkim płaczu. — Przysięgam, że nie usiłowałem. Nie wiedziałem, w którą stronę się zwrócić? Jakimże sposobem, u licha, miałem wiedzieć, w którą stronę się zwrócić? Tymczasem obaliłeś mnie...
— Czeka cię jeszcze więcej takich samych przyjemności, jeżeli nie będziesz posłusznym — rzekł Głos, a Marvel zamilkł nagle, wydął policzki, oczy jego wyrażały rozpacz.
— Już i tak, bez twego uciekania, z książkami stało się źle; te gbury odkryły mój sekret. Szczęściem dla wielu, że uszli mi z drogi. Dotąd nikt nie wiedział, że jestem niewidzialny! A teraz cóż mam uczynić?
— Co mam uczynić? — powtórzył Marvel przytłumionym głosem.
— Wszyscy o tem mówią! Rzecz dostanie się do gazet! Każdy będzie mnie szukał. Każdy będzie się wystrzegał...
Głos wybuchnął klątwami i zamilkł. Na twarzy Marvela malowała się coraz większa rozpacz, a krok jego wolniał.
— Naprzód! — rozkazał Głos.
Na twarzy Marvela wystąpiły sine plamy wśród plam czerwonych.
— A nie upuść książek, głupcze! — rzekł Głos surowo.
— Faktem jest — mówił po chwili Głos — że będę musiał wyzyskać cię... Jesteś nędznem narzędziem, ale muszę.
— Jestem nędznem narzędziem — powtórzył Marvel.
— To prawda — rzekł Głos.
— Jestem najgorszem narzędziem, jakie mogłeś sobie wybrać — poprawił Marvel. — Nie jestem wcale mocny — bąknął po chwili. — Nie jestem wcale za silny — powtórzył.
— Nie?
— A serce moje słabe. Ten drobiazg... przydźwigałem go oczywiście, ale mogłem upuścić.
— A więc?
— Nie posiadam ani odwagi, ani siły do tego rodzaju usług, jakich ode mnie wymagasz...
— Już ja ci dodam sił.
— Wolałbym, żebyś tego nie robił. Nie chciałbym pomieszać ci twoich planów. Ale mogę, niechcący, już z samego przestrachu i zdenerwowania...
Nie przyjdzie do tego — przerwał Głos — musisz mi dopomódz!
— Wolałbym raczej nie żyć — westchnął Marvel. — To niesprawiedliwie — wyrzekał — musisz przecie przyznać... Zdaje mi się, że mam zupełne prawo...
— Ruszaj dalej! — rzekł Głos.
Marvel przyśpieszył nieco kroku i przez chwilę szli znowu w milczeniu.
— To strasznie ciężkie! — rzekł Marvel.
Słowa te nie wywołały żadnego skutku. Próbował innego wybiegu.
— Co ja przez to skorzystam? — zaczął znowu tonem, zdradzającym poczucie nieznośnego położenia.
— Och milcz! — przerwał mu Głos niecierpliwie. — Już ja tam wszystko załatwię, jak należy. Ty rób tylko to, co ci każę. Rób dobrze. Jesteś wprawdzie głupcem, ale musisz robić...
— Powiadam panu, że nie jestem odpowiednim człowiekiem. Z całym szacunkiem... ale tak jest...
— Jeżeli nie zamilkniesz, to cię do tego zmuszę rzekł Człowiek Niewidzialny.
Tymczasem po przez drzewa zajaśniały dwa żółte światła i niebawem ukazała się kwadratowa wieża kościelna.
— Będę trzymał rękę na twojem ramieniu rzekł Głos — przez całą wieś. Idź prosto i nie próbuj żadnych sztuczek. Wszelkie usiłowanie ucieczki wyjdzie ci na złe.
— Wiem o tem — westchnął Marvel. — wiem o tem wszystkiem.
Nieszczęsna postać w wygniecionym cylindrze przeszła przez małą wioskę ze swym ciężarem pod pachą i zniknęła w rosnącym zmierzchu po za światłem okien.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Herbert George Wells.