Człowiek niewidzialny (Wells)/Rozdział XXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Herbert George Wells
Tytuł Człowiek niewidzialny
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Synowie St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Invisible Man
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXV.
Polowanie na Człowieka Niewidzialnego.

Przez dobrą chwilę Kemp tak był pomieszany, że nie mógł wyjaśnić Adyemu przebiegu sprawy. Stali obaj na schodach, a Kemp mówił pospiesznie, trzymając jeszcze ciągle groteskowe powijaki Griffina.
Ale po chwili Adye począł pojmować sytuacyę.
— To obłąkaniec — rzekł Kemp — istota nieludzka. Toż to uosobienie samolubstwa. Nie myśli o niczem innem, jak tylko o własnych zyskach, o własnem bezpieczeństwie. Usłyszałem właśnie od niego historyę takiego sobkostwa... Ranił ludzi. Będzie zabijał, jeżeli się nam nie uda zapobiedz temu. Wywoła powszechną panikę. Nic nie zdoła powstrzymać go. A teraz idzie w świat... szalony!
— Musimy go schwytać — rzekł Adye. — To nie ulega wątpliwości.
— Ale jak? — wolał Kemp i nagle przyszło mu wiele myśli do głowy. — Musimy zacząć natychmiast; musisz pan zaprządz do pracy wszystkich swoich ludzi; musisz pan wzbronić mu opuszczenia swego okręgu. Skoro raz uda mu się wymknąć, będzie w możności przejść przez całą wieś, zabijając ludzi i kalecząc. Marzy o rządach teroru! Powiadam panu dosłownie — o panowaniu teroru! Musisz pan postawić straże na drogach, w pociągach i na okrętach. Wojsko musi przyjść z pomocą. Należy wezwać telegraficznie pomoc. Jedyną rzeczą, jaka go może tutaj zatrzymać, to chęć odzyskania kilku ksiąg, notatek, które uważa za potrzebne dla siebie. Powiem panu o tem więcej. W pańskim posterunku policyjnym znajduje się człowiek nazwiskiem Marvel...
— Wiem — powiedział Adye — wiem. Te książki... tak. Ale ten włóczęga...
— Powiada może, że nic o nich nie wie. Ale zbieg nasz sądzi, iż on je ciągle jeszcze posiada. Musisz pan nie pozwolić mu na spanie i jedzenie... dzień i noc musimy mieć się przed nim na baczności. Wszystko jadło powinno być szczelnie zamknięte i strzeżone tak, aby musiał je zdobywać siłą. Wszystkie domy muszą być dla niego zabarykadowane. Oby nieba zesłały nam zimne noce i deszcze. Cała okolica musi rozpocząć nagankę i prowadzić ją. Powiadam panu że to jest wielce niebezpieczny człowiek... i jeżeli nie zostanie pojmany, strach wprost pomyśleć o tem, co się może dziać.
— Cóż innego możemy uczynić? — powiedział Adye. — Muszę niezwłocznie rozpocząć organizacyę pościgu. Ale czemuby pan nie mógł pójść z nami także? Idźmy razem. Musimy odbyć rodzaj narady wojennej, wezwać do pomocy Hopsa... i dyrektorów kolejowych. Na Jowisza! rzecz nie cierpi zwłoki. Chodź pan, a po drodze opowiesz mi wszystkie szczegóły. Cóż innego moglibyśmy uczynić?
Powiedziawszy to, Adye, zaczął schodzić w dół. Drzwi frontowe znaleźli otwarte, policyant stał przed niemi i gapił się w próżną przestrzeń.
— Panie, uciekł nam.
— Musimy natychmiast udać się do stacyi głównej — rzekł Adye. — Jeden z was niech idzie przodem i przyśle nam jak najprędzej fiakra. A teraz, doktorze, co mamy zrobić jeszcze?
— Będą nam potrzebne psy — odrzekł Kemp. — Wprawdzie nie zobaczą go, ale za to zwietrzą doskonale. Trzeba zaopatrzyć się w psy.
— Dobrze — odparł Adye. — Wiem, że urzędnicy więzienni w Halstead znają kogoś, kto posiada psy do polowania na ludzi. Zatem psy. Co więcej?
— Pamiętaj pan o tem — rzekł Kemp — że wszystko, co zje, jest u niego widzialne, dopóki nie zostanie zasymilowane. Po każdem więc jedzeniu musi się ukrywać. Musimy przeszukiwać wszystkie kąty, wszystkie zarośla. Musimy też usunąć wszystko, co mogłoby w danym razie posłużyć mu za broń. Nie może on nosić przy sobie broni długo. Wszystko zaś, co mógłby w danej chwili pochwycić i czem uderzyć lub ranić i zabijać, musi być usunięte z drogi.
— I na to zgoda — rzekł Adye.
— Sproszkowane szkło... — mówił dalej Kemp. — To rzecz okrutna, prawda. Ale pomyśl pan tylko o tem wszystkiem, czego on może dokonać.
— Rozumiem — sproszkowane szkło, rozsypane po drogach... — wycedził Adye przez zęby. — To niebardzo po sportowemu. Mam niejakie wątpliwości. Mimo to każę przygotować sproszkowanego szkła. Jeżeli posunie się za daleko...
— Człowiek ten stał się nieludzką istotą, powiadam panu — rzekł Kemp. — Jestem pewien, że postara się zaprowadzić panowanie teroru... i to zaraz ochłonąwszy z wrażenia tej ucieczki... tak jestem pewien, jak tego, że mówię obecnie do pana. Jedynym środkiem jest uprzedzić go. Wszak sam pozbawił się wszelkich praw ludzkich? Niech krew jego spadnie mu na własną głowę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Herbert George Wells.