Człowiek niewidzialny (Wells)/Rozdział XXVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Herbert George Wells
Tytuł Człowiek niewidzialny
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Synowie St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Invisible Man
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXVI.
Morderstwo Wicksteeda.

Zdaje się, że Człowiek Niewidzialny wybiegł z domu Kempa w stanie wściekłego podrażnienia. Dziecko jakieś małe, bawiące się tuż obok drzwi domu doktora, zostało gwałtownie podniesione w górę i ciśnięte na bok, tak gwałtownie, że aż łopatka pękła niewinnemu biedactwu; poczem Niewidzialny na kilka godzin znikł zupełnie z oczu ludzkich. Nikt nie wiedział, dokąd się udał i co czyni. Ale nietrudno było wyobrazić go sobie, idącego, a raczej biegnącego w gorący ranek czerwcowy naprzód na wzgórek, a potem na otwarte błonie po za Port Burdock, ubolewającego nad swym nieznośnym losem, kryjącego się wreszcie, z powodu znużenia, w zaroślach w Hintondean, w celu ponownego ułożenia tam swych niegodziwych planów przeciwko rodzajowi ludzkiemu. Miejsce to, zdaje się, było dla niego najlepszem schronieniem i tam też znalazł się o godzinie drugiej po południu.
Ciekawa rzecz, jaki mógł być stan jego umysłu i jakie nowe plany obmyślił. Nie ulega wątpliwości, że zdrada Kempa wprawiła go w ostateczną rozpacz, a jakkolwiek pojmujemy pobudki, które skłoniły Kempa do tego kroku, to z drugiej strony możemy sobie też łatwo wyobrazić wściekły gniew Griffina, wywołany usiłowaniem pojmania go, a nawet współczuć z nim nieco. Być może, iż przypomniawszy sobie ciężkie przejścia w Oxford Street, liczył już teraz na pomoc Kempa w swych barbarzyńskich marzeniach teroryzowania całego świata. W każdym razie zniknął z pośród ludzi około południa i żaden żyjący świadek nie jest w możności powiedzieć, co robił aż do godziny w pół do drugiej. Dla ludzkości była to może przyjazna okoliczność, ale dla niego stanowczo fatalną w skutkach okazała się ta bezczynność.
W ciągu tego czasu, mnóstwo ludzi rozproszyło się po całej okolicy, prowadząc pilne poszukiwania. Rano był Griffin jeszcze poprostu legendą, postrachem; po południu atoli, głównie wskutek energicznie sformułowanej proklamacyi Kempa, przybrał postać realnego wroga, którego można schwytać, ranić, pokonać, więc też cała okolica zaczęła się zbroić przeciw niemu z niepojętym pośpiechem. Jeszcze o drugiej godzinie byłby w możności wymknąć się z tej miejscowości, dostawszy się na pociąg, ale po drugiej rzecz ta stała się już niemożliwa, ponieważ każdy pociąg osobowy na liniach wielkiego równoległoboku, pomiędzy Southhampton, Winchester, Brighton i Horsham, mknął przy zamkniętych drzwiach, a przewóz towarów zawieszono niemal całkowicie w obrębie dwudziestu mil. W okolicy Port Burdock ludzie, uzbrojeni w strzelby i pałki, chodzili grupami po trzech i czterech z psami, przeszukując pola i drogi.
Wzdłuż ścieżek wiejskich, posuwali się policyanci na koniach, zatrzymując się przy każdej chatce, ostrzegając mieszkańców, aby zamykali szczelnie domy i nie wychodzili z nich wcale, chyba dobrze uzbrojeni; wszystkie zaś szkółki zostały zamknięte o godzinie trzeciej, dzieci, przestraszone i zbite w gromadki, spieszyły do domów. Proklamacya Kempa, podpisana przez Adyego, została rozlepiona w całym okręgu już około godziny czwartej czy piątej po południu. Streszczała ona krótko, ale jasno, wszystkie sposoby walki, konieczność niedopuszczenia Człowieka Niewidzialnego do jadła i spoczynku, oraz zalecała baczną uwagę na wszystkie objawy jego obecności. Akcya była tak szybka i stanowcza, tak powszechną była wiara w tę niezwykłą istotę, że przed nastaniem nocy, przestrzeń kilku setek mil angielskich znalazła się formalnie w stanie oblężenia. Również przed nastaniem nocy dreszcz trwogi wstrząsnął całą, zdenerwowaną i mającą się na baczności okolicą wiejską, rozeszła się bowiem z szybkością błyskawiczną wiadomość o zamordowaniu pana Wicksteeda.
Jeżeli przepuszczenie nasze, że zarośla w Hintondean posłużyły Człowiekowi Niewidzialnemu za schronienie, jest słuszne, to musimy też przypuścić, iż zaraz po południu opuścił je znowu po powzięciu jakiegoś planu, który wymagał do wykonania użycia broni. Niepodobna się domyśleć, co to był za projekt, ale przynajmniej dla piszącego te słowa nie ulega wątpliwości, iż Griffin posiadał żelazną sztabę już przed spotkaniem Wicksteeda.
Nie możemy oczywiście nic powiedzieć o szczegółach utarczki. Odbyła się ona nad brzegiem dołu z piaskiem, o dwieście yardów od bramy pałacowej lorda Burdocka. Wszystko wskazywało na rozpaczliwą walkę, mianowicie: skopana ziemia, liczne rany, otrzymane przez Wicksteeda, potrzaskana laska; ale napad został chyba dokonany w chwili morderczego szału, bo inaczej niepodobna go zrozumieć. Przypuszczenie obłędu jest niemal nieuniknione. Pan Wicksteed liczył czterdzieści pięć lub sześć lat, był lokajem u lorda Budrocka, odznaczał się łagodnem usposobieniem, sympatyczną powierzchownością i ani można było go posądzić o rozdrażnienie kogokolwiek, a tembardziej tak strasznego przeciwnika. Na niego to Człowiek Niewidzialny użył żelaznego drąga, wyrwanego ze zruinowanych sztachet. Zatrzymał na drodze tego spokojnego człowieka, idącego sobie do domu na posiłek południowy, zaatakował go, pozbawił słabej obrony, złamał mu ramię, obalił i roztrzaskał mu głowę, kładąc trupem na miejscu.
Drąg żelazny musiał oczywiście wyciągnąć z płotu przed spotkaniem swej ofiary, musiał mieć go już w ręce. Jeszcze tylko dwa inne szczegóły, obok już wymienionych, zdają się mieć w tej sprawie znaczenie. Jednym jest ta okoliczność, iż dół z piaskiem nie leżał na prostej drodze Wicksteeda do domu, lecz o kilkaset kroków w bok. Drugim jest zeznanie małej dziewczynki, że, idąc po południu do szkoły, widziała Wicksteeda „biegnącego kłusem“ w osobliwy sposób ku dołowi z piaskiem. Naśladując ten kłus, dziewczynka przedstawiła człowieka, ścigającego coś po ziemi przed sobą i bijącego to coś nieustannie laską spacerową. Była ona ostatnią istotą, która widziała go żywym. Zniknął jej z oczu w drodze do śmierci, ponieważ walkę zakryła przed jej oczami kępka brzóz, oraz lekki spadek gruntu.
Otóż ta okoliczność pozbawia morderstwo charakteru prostego wybryku lub wypadku. Możemy sobie łatwo wyobrazić, że Griffin uważał drąg żelazny istotnie za broń, ale bez żadnego uplanowanego zamiaru użycia go jako narzędzia morderstwa. Tymczasem mógł nadejść Wicksteed i spostrzedz drąg, poruszający się w powietrzu w jakiś niepojęty dla niego sposób. Nie myśląc o Człowieku Niewidzialnym, mógł rzucić się w pogoń za drągiem. Można też przypuścić, że nawet nie słyszał o Człowieku Niewidzialnym, który nie chciał, aby zauważono jego obecności w tem miejscu, gdy tymczasem Wicksteed, ciekawy i zaintrygowany, zaczął ścigać ten osobliwie poruszający się przedmiot, i bić go swoim kijem.
Człowiek Niewidzialny mógłby niewątpliwie ujść przed pościgiem w zwykłych warunkach; ale położenie, w jakiem znaleziono ciało Wicksteeda, dowodzi, że udało mu się wpędzić ofiarę swoją pomiędzy gęstwę parzących pokrzyw i dół z piaskiem. Niesłychana drażliwość Człowieka Niewidzialnego wyjaśnia dalszy przebieg i koniec tragedyi.
Ale wszystko to jest tylko hipotezą. Jedyne niezaprzeczone fakty, ponieważ opowiadaniom dzieci niezawsze można wierzyć, to znalezienie ciała zamordowanego Wicksteeda i zbroczonego krwią żelaznego drąga, który leżał pomiędzy pokrzywami. Porzucenie drąga przez Griffina nasuwa przypuszczenie, że Niewidzialny, po dokonaniu morderstwa, zmienił zamiar, z jakim zaopatrzył się w tę broń, jeżeli wogóle miał jaki zamiar. Był on niewątpliwie bardzo samolubnym i nieczułym człowiekiem, ale mimo to, widok ofiary, skrwawionej i leżącej u jego stóp, mógł wywołać jakieś oddawna tłumione wyrzuty sumienia, które wreszcie przedarły twardą skorupę egoizmu.
Po zamordowaniu Wicksteeda, musiał prawdopodobnie ruszyć przez wieś ku błoniom. Kilku ludzi słyszało w polu blizko Fern Bottom, o zachodzie słońca, jakiś dziwny głos. Lamentował on i śmiał się zarazem, łkał i jęczał, a od czasu do czasu wykrzykiwał. Głos szedł przez środek łanu koniczyny i zniknął w kierunku wzgórków.
Tymczasem Człowiek Niewidzialny musiał się dowiedzieć o szybkiem spożytkowaniu przez Kempa jego zwierzeń. Zastawszy domy pozamykane i zatarasowane, może wałęsał się około stacyj kolejowych i oberży, gdzie niewątpliwie czytał ostrzeżenie i zrozumiał do pewnego stopnia naturę walki, jaką mu wytoczono. Z nastaniem wieczoru, na polach pojawiły się grupki ludzi, po czterech i trzech, którym towarzyszyły szczekające psy. Ludzie mieli dokładne wskazówki, jak się wzajemnie wspierać w razie napadu. Ale udało mu się uniknąć ich wszystkich. Nietrudno nam pojąć jego rozpacz, o tyle większą, że przecie on sam udzielił tych wszystkich informacyj, obecnie tak nielitościwie przeciwko niemu wyzyskiwanych. Tego dnia przynajmniej obawa go przejęła; przez dwadzieścia cztery godziny, z wyjątkiem chwili, w której napadł na Wicksteeda, był ścigany, jak dziki zwierz. W nocy musiał posilić się i spać, zrana bowiem poczuł się znowu sobą, był czynnym, potężnym, gniewnym i złośliwym, gotowym do swej ostatniej, wielkiej walki z całym światem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Herbert George Wells.