Czarny orzeł (Dubrowski)/Rozdział XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarny orzeł |
Podtytuł | (Dubrowski) |
Wydawca | Tow. Wydawnicze "Rój" i Księg. E. Wende S-ka |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Zakł. Graf. E. i D-ra K. Koziańskich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Antoni Lange |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zaręczyny księcia Werejskiego nie były już tajemnicą dla sąsiadów. Cyryl Piotrowicz odbierał powinszowania; przygotowywano się do wesela. Masza z dnia na dzień odkładała ostateczną odpowiedź. Tymczasem zachowanie się jej wobec starego narzeczonego było chłodne i wymuszone. Książę nie troszczył się o to; nie starał się o miłość, kontentując się milczącą zgodą.
Lecz czas płynął. Masza zdecydowała się w końcu działać i napisała list do Werejskiego. Usiłowała rozbudzić w jego sercu wielkoduszność, otwarcie przyznając się, że nie miała do niego najmniejszego przywiązania, błagała, aby zrzekł się jej ręki i, żeby bronił jej przed władzą rodzica. Delikatnie wręczyła list księciu, który przeczytał go na boku i wcale się nie wzruszył otwartością narzeczonej. Przeciwnie uznał za konieczne przyśpieszenie wesela i w tym celu uważał za stosowne pokazać list przyszłemu teściowi.
Cyryl Piotrowicz wściekł się; ledwie że gwałtem zdołał książę namówić go, by nic nie okazywał Maszy, iż wie o jej liście. Cyryl Piotrowicz zgodził się nie wspominać jej o tem, lecz postanowił nie tracąc czasu wyznaczyć wesele na dzień następny. Książę uznał to za bardzo rozsądne, poszedł do narzeczonej i powiedział jej, że list go bardzo zabolał, ale ma nadzieję zasłużyć w przyszłości na jej przywiązanie, a myśl o wyrzeczeniu się jej jest zbyt dla niego ciężka i, że nie ma sił, by zgodzić się na swój wyrok śmierci. Poczem ucałował jej rękę z uszanowaniem i odjechał, nie powiedziawszy ani słowa o decyzji Cyryla Piotrowicza.
Jednak ledwie wyjechał z dworu, już wszedł ojciec i bez ceremonji kazał jej przygotować się na dzień jutrzejszy. Marja Cyrylówna, wzburzona już oświadczeniem księcia Werejskiego zalała się łzami i rzuciła się do nóg ojca.
— Ojczulku! krzyknęła żałośnie, ojczulku! nie gub mnie, nie kocham księcia, nie chcę być jego żoną.
— A to co znaczy? rzekł surowo Cyryl Piotrowicz, do tej pory milczałaś i godziłaś się, a teraz, gdy wszystko postanowione, kaprysisz i odmawiasz. Proszę nie robić głupstw; w ten sposób niczego ze mną nie wygrasz.
— Nie gub mnie! — powtarzała biedna Masza, za co odpędzasz mnie od siebie i oddajesz człowiekowi niekochanemu? czym ci się już znudziła? Chcę z tobą jak dawniej. Ojczulku? będzie ci smutno bezemnie; jeszcze smutniej, gdy pomyślisz, że jestem nieszczęśliwa. Ojczulku, nie zmuszaj mnie, nie chcę iść zamąż.
Cyryl Piotrowicz był wzruszony, lecz ukrył swe pomięszanie i odtrącił ją, mówiąc surowo:
— Wszystko to brednie, słyszysz? Wiem lepiej od ciebie, czego wymaga twe szczęście. Łzy ci nie pomogą; pojutrze będzie twoje wesele.
— Pojutrze będzie twe wesele.
— Pojutrze! krzyknęła Masza. Boże mój! Nie, nie, niemożliwe, to być nie może! Ojczulku, posłuchaj; jeśli już postanowiłeś mnie zgubić, znajdę obrońcę, o jakim wcale nie myślisz; zobaczysz, że przerazisz się tem, do czegoś mnie doprowadził.
— Co? co? — rzekł Trojekurow — groźby! mnie grozić? uparte dziewczynisko! A czy wiesz, że zrobię z tobą to, czego sobie nawet nie wyobrażasz. Ty śmiesz mnie straszyć, niegodna! Zobaczymy, kto to będzie ten obrońca.
— Włodzimierz Dubrowski, rzekła Masza z rozpaczą.
Cyryl Piotrowicz pomyślał, że zwarjowała i patrzył na nią ze zdumieniem. „Dobrze! rzekł po chwili milczenia, czekaj sobie, jeśli chcesz, wybawcy, a tymczasem siedź w tym pokoju — nie wyjdziesz stąd do samego wesela.“ Po tych słowach Cyryl Piotrowicz wyszedł i zamknął drzwi za sobą.
Długo płakało biedne dziewczę, wyobrażając sobie wszystko, co ją czekało, lecz gwałtowne wypowiedzenie się ulżyło jej duszy i spokojniej już mogła zastanawiać się nad swoją dolą i nad tem co należało czynić. Główna rzecz, to uwolnienie się od nienawistnego małżeństwa; los żony rozbójnika wydawał się jej rajem w porównaniu z tym, który był jej przeznaczony. Spojrzała na pierścień, dany jej przez Dubrowskiego. Gorąco pragnęła zobaczyć się z nim na osobności i raz jeszcze przed decydującą chwilą. Prędzej poradzić się. Przeczucie mówiło jej, że wieczorem znajdzie go w ogrodzie, przy altanie; postanowiła pójść i oczekiwać go tam. Gdy tylko zaczął zapadać zmierzch, Masza przygotowała się, ale drzwi były zamknięte na klucz. Służąca powiedziała jej przez drzwi, że ojciec nie pozwolił jej wypuszczać. Była zamknięta. Głęboko obrażona, siadła przy oknie i do późnej nocy czuwała, nie rozbierając się i patrząc nieruchomo na ciemne niebo. O świcie zdrzemnęła się, lecz czujny sen jej mąciły bolesne marzenia i promienie wschodzącego słońca obudziły ją.