Czarowny Kwiat
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Czarowny Kwiat | |
Podtytuł | Bajka | |
Pochodzenie | Skarbnica Milusińskich Nr 64 | |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni Popularnej | |
Data wyd. | 1930 | |
Druk | „Renoma“ | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Elwira Korotyńska | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.
BRACIA GRIMM
CZAROWNY KWIAT
BAJKA
spolszczyła
E. Korotyńska.
z ilustracjami
Z. Szyszko-Bohuszówny.
WYDAWNICTWO KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE. Druk. „RENOMA“, Warszawa, Karmelicka 17
|
W cichym lesie, niedaleko od miasteczka była chatka, w której mieszkała wraz z matką śliczna młoda dziewczyna. Pracowała ona bardzo ciężko na kawałek chleba i była ukochaniem i skarbem swej matki.
O kilka wiorst od chatki mieszkał leśniczy, Janek mu było na imię. Spotykali się często, gdy Magdusia zbierała grzyby lub jagody i oboje zapałali ku sobie wielkiem przywiązaniem.
Zczasem rozmiłowali się w sobie i postanowili się pobrać.
Na tydzień przed ślubem wyszli razem do lasu aby porozmawiać o zbliżającem się szczęściu. A las do którego poszli był gęsty i ciemny a miał wiorsty całe długości.
Pośrodku stał stary bardzo zamek, w którym mieszkała zła i okrutna czarownica.
W dzień przybierała na siebie postać kota lub sowy, od wieczora zaś stawała się znów kobietą.
Dziwny był zwyczaj w tym zamku. Jeśli ktoś stanął o sto kroków od budynku musiał stać cicho i nie wymawiać ani słowa. W przeciwnym razie tracił na zawsze mowę. Gorzej postępowała czarownica z młodemi dziewczętami, o sto kroków oddalonemi od niej.
Porywała je i zamieniała w ptaszki, poczem zamykała w klatce i ustawiała rzędem z innemi ofiarami. Siedm tysięcy nieszczęśliwych dziewcząt porwanych było przez nią i żałośnie w jej zamku śpiewających.
Do takiego to lasu poszli kochający się narzeczeni, przestrzegając się wzajemnie, aby nie biegać w bliskości zaczarowanego budynku.
Pogoda była prześliczna, słońce świeciło jasno a ptaki nuciły pieśni wesoło.
Szli i szli bez przerwy, opowiadając sobie różne zdarzenia z życia, aż zaszli w sam środek lasu i dopiero wtedy spostrzegli, że słońce dawno skryło swe promienie a chłód wieczorny wieje z mchu pokrytego rosą.
Rozejrzeli się dookoła i zrozumieli odrazu, iż zabłądzili...
Rozpłakała się Magdusia serdecznie i strach nimi zawładnął, gdyż nie wiedzieli gdzie się znajdują tak ciemny był las o wieczornej porze i tak gęste miał drzewa i krzaki.
Bojąc się zanadto zbliżyć do zaczarowanego miejsca, usiedli na pniu ściętego drzewa i oczekiwali dnia.
Nieszczęśni nie wiedzieli, że są tuż prawie pod zamkiem i że potworna czarownica zwęszyła już drogę nieopatrznych zbłąkanych.
— Sowo! — zawołała do swej towarzyszki, — idź i zobacz, kto tam siedzi koło mojego zamku. Jeśli kobieta zamień ją w słowika.
Poleciała sowa i ujrzawszy Magdusię obleciała cztery razy dookoła pnia i nad głową dziewczyny zahuczała: Szu! hu! hu!
Magdusia zdrętwiała. Stanęła bez ruchu, niezdolna poruszyć ręką, ani głową wreszcie uczuła iż zmieniła się jej postać w słowika i z ust jej wydarła się żałosna skarga:
Jam ptaszek mały
W pióreczkach cały
Smutek mnie nęka,
Ach! cóż za męka!
Cikit! cikit! cikit!
Spojrzał Janek — niema koło niego Magusi. Nad głową unosi się słowik i kwili żałośnie.
Rozpacz ogarnęła nieszczęśliwym. Przesiedział bez ruchu i bez mowy do świtu. Patrzy a tu zbliża się ku niemu okropna postać.
Nos jak u jastrzębia, oczy czerwone połyskujące, twarz żółta i pomarszczona. Zamruczała coś i natychmiast biedny słowiczek usiadł na jej rękę.
Wtedy okrutna kobieta wsadziła ptaszynę do jednego z koszyków i zaniosła do pokoju.
Wkrótce jednak powróciła do stojącego bez mowy i bez ruchu Janka i odczarowała go, aby mógł przemówić i powrócić do domu.
Jak tylko Janek poczuł władzę w członkach, rzucił się na kolana przed czarownicą i błagać począł o oddanie mu narzeczonej.
— Oho! ho! jakiś ty dowcipny! — zaskrzeczała czarownica — ani myślę pozbywać się takiego ptaszka. Już dawno miałam na nią chętkę.
Nic ci nie pomogą lamenty. Idź, pókiś cały!
Biedny młodzieniec powrócił zrozpaczony do domu i zaczął ciężko pracować, aby módz zapomnieć o nieszczęściu. Nie pomogło to jednak.
Przed oczami jego stała wciąż śliczna twarzyczka Magdusi i dźwięczał w uszach jej śpiew słowiczy.
Razu pewnego zmęczony pracą i spłakany po stracie narzeczonej ułożył się na mchu miękkim w lesie i usnął.
Śniło mu się, iż zjawiła się przed nim jakaś postać niebiańska i pocieszając go radziła, aby poszukał w lesie kwiatu, który uratuje i przywróci mu jego narzeczoną.
Miał być barwy czerwonej, w środku zaś ukrywać się miała duża piękna perła.
Szukał przez czas długi tego kwiatu napróżno. Błądził po całym lesie, schylał się nad każdym kwiatkiem, ale wszystkie poszukiwania biednego chłopca były nadaremne. Wreszcie dał pokój szukaniu.
Smutny i zrozpaczony usiadł zdala od zaczarowanego zamku i omdlał.
Ocknął się późno w nocy i śpiesznie w przerażeniu wracać począł do domu. Owce, które pasał wyszły z zarośli, gdzie czekały na swego pasterza i szły za nim, zajadając soczystą trawę. Janek szedł zadumany, nie myśląc o niczem innem, jak tylko o swej ukochanej, gdy naraz zajaśniało coś zdala...
W mchu promieniały jakieś światła, czerwony blask padał na uśpione zioła i kwiaty.
Zrozumiał swe szczęście! To był kwiat, którego szukał, to było wybawienie Magdusi od czarów...
Biegł i biegł, ale kwiat, jakby żywy uciekał przed nim, zostawiając jarzącą się purpurową po sobie smugę.
Wówczas padł na kolana i wznosząc wzrok ku niebu zawołał: Ratuj mię Boże, Ty, który wszystko możesz!...
I oto słowa modlitwy okazały się wnet skuteczne.
Kwiat osiadł wśród mchów i dał się wziąć zaraz Jankowi.
Kwiat był wielkiej piękności, a perła w nim tkwiąca niebywale cudna i olbrzymia...
Chłopiec puścił się pędem ku zamkowi. Szedł przez całą dobę, wreszcie doszedł do zamku.
Nie przeszkadzał mu nikt. Sowa spała gdzieś wgłębi, nietoperze również wisząc na gałęziach drzew usypiały znużone całonocnemi wyprawami po żer... Nie było komu bronić wstępu do czarownicy, która siedząc w sali z ptakami, pilnowała, aby które z nich nie uciekło. Śmiało stanął przed wrotami i potrząsnął kwiatem, a natychmiast się otworzyły.
Wówczas wszedł do sali w której przesiadywała czarownica i ku jej wielkiemu zdziwieniu i oburzeniu szedł prosto ku koszom, w których poumieszczane były ptaszęta.
Krzyczała, wymyślała, chciała go zaczarować, ale wobec mocy nadprzyrodzonej kwiatu, straciła swą władzę.
Były chwile, że biedz chciała ku Jankowi i wydrzeć mu kwiat z ręki, ale na kilka kroków przed chłopcem, traciła władzę w nogach i stawała jak wryta. Janek czuł się zwycięzcą, ale rozpaczliwe były jego myśli.
Jak pozna swoją Magdusię z pośród siedmiu tysięcy jednakich ptaszków?
I na cóż mu się zda ów kwiat czarowny?
Tymczasem czarownica nie próżnowała. Jak tylko ujrzała zadumanego chłopca, postanowiła skorzystać z jego nieuwagi i unieść koszyczek z Magdusią.
Niech ma inne ptaki, a tę, po którą przyszedł, ona zabierze.
Ale Janek odczuł jakby jej zamiar, obejrzał się, a spostrzegłszy uciekającą z koszykiem czarownicę, dopędził i trząsnąwszy kwiatem, znieruchomił starą a przywrócił postać swej narzeczonej.
Śliczna jak dawniej rzuciła się z radością na szyję Jankowi, dziękując mu za wybawienie od czarów i radując się swoją wolnością.
W szczęściu wielkiem zapomina nieraz człowiek o nieszczęśliwych.
Janek chciał już wracać do domu, gdy naraz ze wszystkich koszyków rozbrzmiał jeden jęk żałosny... Żaliły się biedne ptaszęta, że je opuszcza.
Zawstydził się chłopiec, wrócił, a potrząsając kwiatem nad każdym koszykiem, w ten sposób nadawał poprzednią postać zaczarowanym.
Cały szereg przecudnych dziewcząt wychodził na salę i serdecznie dziękował za przywrocenie ludzkiej postaci.
O! jakżeż się cieszyły i biegły z utęsknieniem do swych domów...
A Janek i Magdusia wrócili do swej chatki szczęśliwi i wyprawiono im huczne wesele i cała wieś zbiegła się na tę uroczystość.
A kwiat? Kwiat znikł z dłoni Janka, gdy wyratował wszystkich od czarów.
Z chwilą, gdy wyszli z zamku, runął budynek a łamiące się mury zagrzebały w gruzach okrutną czarownicę.