Czerwony Krąg/37
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czerwony Krąg |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | A. Dittmann, T. z o. p. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | The Crimson Circle |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Jack Beardmore wrócił wściekły z żalu, sercem rozdartem. Talja była jego ideałem, a jednocześnie wiedział, że zdolną jest do rzeczy najgorszej. Chodząc po bibljotece czuł dobrze, iż jest skończonym głupcem i szaleńcem. Potem przesiedział z godzinę w fotelu i wstał znowu.
Z zamczystej kasy dobył plik dokumentów, rzucił je na stół. Zapieczętowana koperta z adresem ojca interesowała go najbardziej. Zapragnął, jak dziecko, otworzyć ją na złość Talji.
Czemuż tak się bała, by nie zobaczył zawartej tam fotografji? Czyż interesował ją Marl aż do tego stopnia? Wspomniał, że z nim to właśnie tuż przed zamordowaniem spędziła cały wieczór.
Zabrał papiery i zaniósł do sypialni, ale ogarnęło go takie znużenie, że stracił ochotę badania tajemniczej koperty i jął się rozbierać.
Sądził, że spać nie zdoła, ale mimo udręki, był młody i ulegając prawom młodości, zasnął natychmiast. Miał sny niemiłe. Widział Talję w szponach potwora o rysach inspektora, to znowu jawił mu się Marl i jakiś stwór będący w związku z ową „matką“ czy „babką“ Parra, której się bał poprostu.
Nagle zbudził go odblask światła, padający na stolik nocny. Gdy usiadł w łóżku, światło zgasło, ale czuł że ktoś świecił. Błyskawica była o tej porze roku niemożliwą.
— Kto tam? — spytał, sięgając po lampkę elektryczną, ale przekonał się, że ją zabrano.
Wyskoczył z łóżka.
Ktoś zmierzał ku drzwiom. Jack rzucił się w tym kierunku i chwycił silnie intruza, który wił się i bronił. Jack zmacał w końcu włącznik i pokój zalała światłość. Zobaczył przed sobą Talję, drżącą całem ciałem.
Trzymała coś ukrytego na plecach, spoglądając boleśnie i wyzywająco zarazem.
— Taljo! — jęknął, opadając we fotel. — Pocóż przyszłaś pani? I co ukrywasz przedemną?
— Czemuż zabrałeś pan te papiery do sypialni? — spytała gniewnie. — Trzeba je było zostawić w bibljotece, lub nie wyjmować z kasy.
Zauważył, że Talja trzyma w ręku kopertę z fotografją.
— Ależ Taljo... nie rozumiem — mruczał. — Czemuż nie powiedziałaś pani...?
— Prosiłam, byś pan nie oglądał tej fotografji. Pojęcia nie miałam, że ją pan aż tu przyniesiesz! Oni byli tu w nocy i szukali.
Była bliską płaczu.
— Byli tu w nocy? — spytał przeciągle. — Kto był?
— Czerwony Krąg! Wiedzieli, że ją pan masz i włamali się do bibljoteki. Uprzedziłam ich i błagałam Boga... błagałam, by znaleźli kopertę nie otwieraną! A teraz... — załamała ręce — teraz pewni są, żeś pan widział fotografię! O, czemuż tak się stało?
Wdział szlafrok, spostrzegłszy teraz dopiero, jak jest niedostatecznie odziany i uczuł się zaraz pewniejszym siebie, we fałdach ciepłego okrycia.
— Nic dotąd nie rozumiem, prócz tego, że włamano się do mnie. Trzeba to zobaczyć.
Zeszli do bibljoteki. Tak było istotnie. Drzwi kasy wisiały krzywo na zawiasach, wycięto dziurę w okiennicy i otwarto ją. Zawartość szaf leżała na posadce, wydarto szuflady biurka i poprzerzucano papiery, wysypując nawet kosz.
— Nie wiem, co to znaczy! — powiedział zasłaniając okno ciężką firanką.
— Kiedyś pan to zrozumie! — oświadczyła z powagą. — A teraz proszę wziąć ćwiartkę papieru i pisać, co podyktuję!
— Do kogo? — spytał zaskoczony.
— Do inspektora Parra. Pisz pan. Szanowny inspektorze! Załączam fotografję, którą otrzymał ojciec mój w dniu śmierci. Nie otwierałem koperty, ale może to pana zainteresuje.
Posłusznie skreślił te wyrazy i podpisawszy list włożył go wraz z kopertą w większą kopertę.
— A teraz adres! — poleciła. — W górnym rogu proszę napisać... Wysyła Jack Beardmore... pod tem zaś... Fotografja... Pilne.
Wziąwszy list, ruszyła ku drzwiom.
— Zobaczymy się jutro, — powiedziała — o ile pan będziesz żył.
Omal się nie roześmiał na te słowa, gdyż wyraz cierpienia w jej rysach i drżenie rąk przeszkodziło mu w tem.