Długonogi Iks/List 93
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Długonogi Iks |
Wydawca | Bibljoteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Róża Centnerszwerowa |
Tytuł orygin. | Daddy-Long-Legs |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Drogi, ukochany Ojczulku!
Kartka pisana pańską ręką — mocno drżącą, jak widzę! — nadeszła dzisiaj rano. Martwi mnie strasznie, że był pan chory; gdybym wiedziała o tem, nie byłabym zaprzątała panu głowy mojemi sprawami. Skoro jednak pan chce, wyspowiadam się z moich przejść, ale uprzedzam, że są bardzo skomplikowane i trudne do opisania i bardzo, bardzo intymne. Proszę, niech pan spali list po przeczytaniu.
Ale zanim zacznę, — oto czek na tysiąc dolarów. Zabawne — prawda? że ja posyłam panu czek? Jak panu się zdaje, skąd mam tyle pieniędzy?
Sprzedałam moją powieść, Ojczulku! Mają drukować ją naprzód w miesięczniku, w siedmiu kolejnych zeszytach, a potem dopiero wyjdzie w oddzielnej książce!
Myśli pan pewnie, że warjuję z radości? Wcale nie. Jestem zupełnie apatyczna. Cieszę się, naturalnie, że mogę zacząć spłacać panu mój dług — winna jestem jeszcze panu z górą dwa tysiące. Będę je spłacała ratami. Ale proszę, niech pan nie robi mi trudności z przyjmowaniem — tak się cieszę, że mogę je zwrócić. Winna panu jestem coś nieskończenie cenniejszego, niż pieniądze — przez całe życie będę spłacała ten dług przywiązaniem i wdzięcznością.
A teraz, Ojczulku, przejdźmy do tej drugiej sprawy; proszę pana o najpraktyczniej życiową, najszczerszą, najbardziej bezstronną radę, nie licząc się z tem, czy może mi się ona podobać, czy nie.
Wiadomo panu, jak bardzo gorące żywiłam względem pana uczucia; uosabia pan przecież dla mnie całą moją rodzinę. Nie weźmie mi pan jednak za złe, jeśli wyznam, że gorętsze jeszcze uczucia żywię dla innego mężczyzny? Przypuszczam też, że nietrudno panu będzie odgadnąć, dla kogo. Podejrzewam, że moje listy od dłuższego już czasu pełne być musiały „panicza Jerry“.
Chciałabym, ażeby pan był w stanie zdać sobie sprawę, jaki on jest i jak nam jest dobrze z sobą razem. Mamy jednakowe na wszystko poglądy — ze strachem odkrywam w sobie tendencję do naginania moich własnych tak, aby upodabniały się do jego. Faktem jest jednak, że on zawsze ma rację; tak zresztą być powinno, bo ma o czternaście lat więcej doświadczenia życiowego ode mnie. Mimo to w wielu rzeczach jest dużym dzieciakiem i potrzebna mu jest troskliwa opieka — nigdy nie pamięta o wkładaniu kaloszy podczas deszczu. I on i ja znajdujemy upodobanie w tych samych rzeczach; i on i ja uważamy, że świat pełen jest rozkoszy; i mnie i jego bawi to samo — okropne musi być, jeśli dwoje ludzi ma zasadniczo odmienne poczucie humoru. Myślę, że nic nie jest w stanie przerzucić mostu przez taką otchłań!
A przytem taki jest... Nie, nie potrafię tego ująć w słowa. Jest właśnie osobą, a ja tęsknię za nim, brak mi go, brak niewypowiedzianie. Całe życie wydaje mi się bez niego pustką, wszystko na świecie razi mnie, rani i boli. Nienawidzę światła księżyca dla tego właśnie, że jest takie piękne, a jego niema, aby się zachwycał niem wraz ze mną. Ale może i pan kochał kiedyś w życiu? w takim razie rozumie mnie pan. Jeśli pan kochał, nie mam potrzeby tłomaczyć panu; jeśli nie — nie mogę wytłomaczyć.
Tak właśnie wyglądają moje uczucia dla niego, a jednak nie zgodziłam się zostać jego żoną.
Nie powiedziałam mu dla czego. Nie mogłam mówić. Milczałam i czułam się tak strasznie nieszczęśliwą! Nie znalazłam nic do powiedzenia. A on odjechał, wyobrażając sobie, że chcę wyjść za mąż za Jimmie McBrida. Ani mi się to śni; nie przyszłoby mi wcale na myśl, że można wyjść za mąż za Jimmie; nie uważam go za dostatecznie dojrzałego. Najgorsze, że pomiędzy mną, a paniczem Jerry fatalne zaszło z tego powodu nieporozumienie i oboje głęboko zraniliśmy wzajem nasze uczucia. Bo, rozumie pan, odmówiłam mu nie dla tego, że go nie kocham, ale, że go kocham tak bardzo. Bałam się, że w przyszłości może pożałować nieopatrznego kroku — a tego nie potrafiłabym przeżyć! Zdawało mi się, że osoba tak zupełnie pozbawiona przodków, jak ja, nie ma prawa wejść do takiej rodziny, jak jego. Nie mówiłam z nim nigdy o Domu Wychowawczym. Przez gardło przejść mi nie chciało przyznanie się, że nie wiem, kim jestem. Mogę być kimś okropnym — prawda? A jego rodzina taka jest dumna — ale i ja także jestem dumna!
Potroszę czułam się też związaną wobec pana. Kształcił mnie pan po to, abym się stała pisarką, muszę więc przynajmniej starać się zostać nią; nie zdaje mi się, aby było uczciwie przyjmować tyle ofiar na moje kształcenie, a potem wcale z niego nie korzystać.
Teraz jednakże, kiedy widzę, że będę miała możność zwrócenia panu wydanych na mnie pieniędzy, czuję, że częściowo przynajmniej uwolniłam się od ciążącego na mnie długu — przypuszczam zresztą, że mogłabym, nawet wyszedłszy za mąż, być w dalszym ciągu pisarką. Obie te profesje nie muszą się koniecznie wykluczać wzajemnie.
Długo i usilnie rozmyślałam nad tem. Jerry jest, co prawda, socjalistą i poglądy jego nie są wcale konwencjonalne; może też nie robiłoby mu tak wielkiej, jak innym mężczyznom, różnicy wzięcie żony z proletarjatu. Może też, jeśli dwoje ludzi tak bezwzględnie i we wszystkiem z sobą się zgadza, jeśli czują się tak rajsko szczęśliwi, kiedy są razem i tak bezgranicznie nieszczęśliwi zdala od siebie, nie powinni pozwolić, aby cośkolwiek na świecie mogło stanąć pomiędzy nimi? Chcę oczywiście wierzyć w to! Chciałabym jednak nade wszystko usłyszeć pański bezinteresowny sąd w tej mierze. Pan także należy prawdopodobnie do jakiejś Rodziny, będzie więc pan zapatrywał się na to ze światowego punktu widzenia, a nie z czysto ludzkiego, współczuwającego stanowiska. Widzi więc pan, że odwołanie się moje w tej sprawie do pana jest aktem prawdziwego męstwa z mojej strony.
A gdybym tak zwróciła się wprost do niego i wyjaśniła mu, że przyczyną nie jest Jimmie, ale Dom Wychowawczy — czy byłby to naprawdę taki straszny krok z mojej strony? Rozumie się, że niełatwo byłoby mi zdobyć się na tyle odwagi. Kto wie, czy nie wolałabym już zostać nieszczęśliwą na całe życie.
Stało się to wszystko przed dwoma miesiącami mniej więcej. Nie miałam od niego ani słówka i nic nie słyszałam o nim od tego czasu. Zaczęłam już zżywać się potrochu z uczuciem złamanego serca, kiedy nagle list otrzymany dzisiaj od Julji na nowo poruszył mnie do głębi. Wspomina w nim — zupełnie przygodnie — że wuja Jervisa złapała burza podczas polowania w Kanadzie i że wskutek tego ciężko zachorował na zapalenie płuc. A ja o niczem nie wiedziałam! Czułam się dotknięta zniknięciem jego i niedawaniem znaku życia o sobie. Wyobrażam sobie, jak bardzo musi się czuć nieszczęśliwym i wiem też, kto jeszcze bardziej jest nieszczęśliwy.
Jak się panu wydaje, jak powinnam postąpić?