Dekameron/dzień czwarty/opowieść IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Dekameron/dzień czwarty/opowieść IV
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ IV
Narzeczona króla Grenady, czyli nieszczęśni miłośnicy

Gdy Lauretta umilkła, całe towarzystwo dało wyraz współczuciu dla nieszczęśliwych kochanków. Niektórzy srogo Ninettę za jej zapamiętałą zazdrość ganili, inni znów różne uwagi czynili. Wreszcie król, jakgdyby z głębokiej zadumy zbudzony, podniósł głowę i na Elizę skinął. Ta skromnie w te słowa zaczęła:
— Drogie towarzyszki! Wielu utrzymuje, że miłość tylko przez oczy do serca się dostaje. Ci, co tak mniemają, śmieją się z tych, którzy wierzą, że zakochać się można także i ze słuchu. Z noweli mojej dowodnie się przekonacie, że mniemanie pierwszych jest omylne. Obaczycie zaraz, że pewien młodzian i dziewczyna nietylko ze słuchu się w sobie wzajemnie rozmiłowali, lecz i że z powodu swego afektu nieszczęśliwie pomarli.
Wilhelm drugi, król Sycylji, miał dwoje dzieci: syna, Ruggieri, i córkę, Konstancję. Ruggieri, jeszcze przed swym ojcem do grobu zstąpiwszy, pozostawił syna, imieniem Gerbino. Dziad nie szczędził trudów, aby dziecię przykładnie wychować. Gerbino wyrósł na urodziwego młodzieńca, odznaczającego się wieloma przymiotami. Sława jego rozeszła się nietylko po Sycylji, ale i po innych krajach. Przedewszystkiem jednak zasłynął on w Berberji, prowincji, która podówczas królowi sycylijskiemu zhołdowana była. Córka króla Tunisu zasłyszała takoż o męstwie, dzielności i urodzie Gerbina. Wedle zdania wszystkich, którzy ją znali, była to najpiękniejsza dzieweczka, jaką kiedykolwiek natura stworzyła. Krom tego, młódka odznaczała się wieloma zaletami i szlachetnością duszy. Lubiła ona słuchać opowieści o czynach dzielnych ludzi, dlatego też to ten, to ów o bohaterstwie Gerbina jej opowiadał. Wieści o młodym rycerzu w taki zachwyt księżniczkę wprawiły, iż do uroczego jego obrazu, który w duszy sobie utworzyła, niewymowną zapłonęła miłością. O Gerbinie jeno mówiła i tylko o nim słuchać chciała. Tymczasem na Sycylję przeniknęły słuchy o niezwykłej piękności i wielkich zaletach księżniczki. Gerbino nieraz słuchał opowieści o niej, aż wreszcie zapłonął do księżniczki afektem równym temu, jaki ona dlań żywiła. Pełen pragnienia obaczenia jej na własne oczy, szukał stosownego pozoru, aby poprosić dziada o pozwolenie udania się do Tunisu. Czekając na chwilę sposobną, prosił każdego z swoich przyjaciół, dążących w tamte strony, aby w jakiś chytry sposób do księżniczki się zbliżył, uwiadomił ją o jego tajemnej miłości i respons jej mu przywiózł. Jeden z przyjaciół Gerbina bardzo zręcznie poselstwo jego sprawił. W przebraniu kupca, sprzedającego różne ozdoby niewieście i klejnoty, dostał się do zamku. Upatrzywszy stosowną chwilę, oznajmił księżniczce, że Gerbino gorąco ją miłuje i że wraz ze wszystkiem, co posiada, jej własność stanowi. Księżniczka z wielką łaskawością przyjęła wysłannika, którego słowa wielką jej radość sprawiły. Później poprosiła rzekomego kupca, aby odpowiedział księciu, że równą miłością do niego pała, i aby na dowód jej afektów wręczył mu pewien kosztowny podarunek. Gerbino z uniesieniem przyjął dar księżniczki. Dzięki pośrednictwu tego samego przyjaciela jeszcze nieraz umiłowanej dzieweczce wspaniałe dary i listy mógł posyłać. Młodzi kochankowie obiecywali sobie w listach, że przy pierwszej sposobności ujrzą się, jeśli tylko los ich zamysłom sprzyjać będzie. Jednakoż do chwili tego spotkania upłynęło więcej czasu, niżby się byli spodziewali. Cesarz Tunisu przyrzekł rękę swej córki królowi Grenady. Księżniczka w straszną rozpacz popadła, wiedziała bowiem, że, stawszy się żoną innego, nietylko się od swego umiłowanego oddali, ale że i całkiem go utraci. Gdyby miała możliwość, nie mieszkając, uciekłaby od swego ojca do Gerbina. Gerbino, złowrogą wieść usłyszawszy, także w niewymowny smutek się pogrążył i postanowił siłą księżniczkę pochwycić, gdy ona morzem do Grenady płynąć będzie. Do cesarza Tunisu doszły tymczasem słuchy o miłości Gerbina do jego córki. Znając zuchwalstwo i odwagę młodzieńca, gdy nadszedł czas odesłania córki, zawiadomił króla Sycylji o odbyć się mającym ślubie i prosił go, aby mu dał słowo, że ani Gerbino, ani nikt z jego poddanych księżniczce w czasie jej podróży do Grenady wstrętów czynić nie będzie. Sędziwy król Wilhelm nie był świadom afektu, jaki do księżniczki wnuk jego żywił. Daleki od myśli, że cesarz podobnej obietnicy się domaga dla obawy przed Gerbinem, natychmiast do prośby władyki się przychylił i na znak żądanego zapewnienia posłał cesarzowi Tunisu swoją rękawicę. Otrzymawszy tę oznakę przyjaźni Wilhelma, cesarz Tunisu w porcie kartagińskim wspaniały okręt narządzić kazał, a potem opatrzył go we wszystkie rzeczy, do podróży potrzebne. Gdy korab już był gotów, tylko na wiatr pomyślny jeszcze oczekiwano. Młoda księżniczka, która wszystkie te przygotowania widziała, wysłała tajnie do Palermo jednego ze sług swoich, przykazawszy mu pokłonić się Gerbino i powiedzieć mu, że za kilka dni do Grenady wyrusza. Teraz więc nadchodzi stosowna pora, aby Gerbino pokazał, czy istotnie jest tak dzielny, jak o tem powiadają, i czy w samej rzeczy tak ją miłuje, jak nieraz o tem zapewniał. Sługa wywiązał się znakomicie ze swego polecenia i do Tunisu powrócił. Gerbino, otrzymawszy powyższą wiadomość, nie wiedział, co mu uczynić należy, słyszał już był bowiem o obietnicy, danej cesarzowi Tunisu przez króla Wilhelma. Jednakoż słowa umiłowanej księżniczki i siła miłości o wszystkiem zapomnieć mu kazały. Nie chcąc za tchórza uchodzić, udał się do Messyny i kazał tam co rychlej dwie letkie galery uzbroić. Osadziwszy na nich dzielną załogę, jął krążyć koło brzegów Sardynji, czekając na okręt księżniczki. Wkrótce korab ukazał się jego oczom. Pomyślnym wiatrem gnany, zbliżył się do miejsca, gdzie nań Gerbino czatował. Ów, dostrzegłszy okręt, rzekł do swych towarzyszów w te słowa:
— Jeśli tak dzielnymi ludźmi jesteście, za jakich was poczytuję, to ani chybi nie znajdzie się między wami nikt, ktoby potęgi miłości nie był świadom, bowiem, wedle mego zdania, żaden śmiertelnik bez pomocy miłości niczego wielkiego dokonać nie może. Jeśli zaś sami miłujecie, lub miłowaliście — bez trudności mnie pojmiecie. Miłuję i miłość na to śmiałe przedsięwzięcie ważyć mi się każe. Umiłowana moja znajduje się na okręcie, pełnym niezliczonych bogactw. Jeśli na męstwie wam nie zbywa, napadniemy nań śmiało i wkrótce nim owładniemy. Nie trza mi żadnego łupu, krom dzieweczki, dla której za broń chwycić musiałem. Wszystko inne dla was przeznaczam. Uderzajmy zatem śmiało! Sam Bóg widocznie zamiarom naszym sprzyja, bo oto wiatr dąć przestał, i okręt uciec od nas nie może. — Słowa Gerbina zbytecznemi były, bowiem Messyńczycy, gorząc pragnieniem zdobyczy, do walki gotowi byli. Gdy książę umilkł, wraz na jego galerach rozległy się gromkie, wojenne okrzyki, a potem i trąby zagrzmiały. Załoga porwała się do broni i zwróciła galery w kierunku okrętu. Ludzie, księżniczce towarzyszący, widząc nadpływające galery, jęli przygotowywać się do obrony, ponieważ o ucieczce i tak mowy być nie mogło. Zbliżywszy się do okrętu, Gerbino gromkim głosem zawołał, aby dowódcy wrażej załogi przeszli na pokład galery, jeśli bitwy chcą uniknąć. Saracenowie wiedzieli już, czego Gerbino żąda, dlatego też odparli, że napaść na okręt będzie złamaniem słowa, danego im przez króla Wilhelma. Na dowód pokazali Gerbinowi rękawicę. Wkońcu dowódcy saraceńskiego korabia oznajmili, że z swej nieprzymuszonej woli na pokład galery nie zstąpią, a takoż, że nikogo nie wydadzą. Tymczasem Gerbino spostrzegł księżniczkę na dziobie statku. Znalazł ją tysiąc razy piękniejszą od tej, jaką sobie w wyobraźni swej malował. Widok jej wzmógł jeszcze namiętność w Gerbinie. Ukazawszy rękawicę, rzekł, że niemasz tu żadnych sokołów, więc i rękawic nie potrzeba, i że, jeśli Saracenowie księżniczki oddać nie chcą, niechaj do boju się gotują. Wkrótce z korabia i z galer posypały się kamienie i strzały. Bój trwał długo, wyrządzając wielkie straty przeciwnikom. Gerbino, przekonawszy się, że, walcząc w ten sposób, zamierzonego celu nie osiągnie, innego środka się chwycił, a mianowicie kazał zażec szalupę, zabraną przez jego towarzyszów z Sycylji. Gdy łódź w ogniu stanęła, galery zagnały ją pod nieprzyjacielski okręt. W tej chwili Saracenowie pojęli, że nic im już nie pozostaje, tylko poddać się albo umrzeć. Wyprowadzili więc z kajuty na pokład płaczącą księżniczkę, zawołali na Gerbina i w jego oczach zabili nieszczęsną młódkę, błagającą ich o zmiłowanie. Potem rzucili trupa do morza z okrzykiem:
— Bierz ją taką, na jaką zasługujesz, słowo swoje uczciwie zdzierżywszy.
Na widok tego okrucieństwa Gerbino także umrzeć zapragnął. Nie dbając na pociski i strzały, podpłynął pod nieprzyjacielski okręt i rzucił się w tłum Saracenów. Podobien był do rozjuszonego lwa, który, wpadłszy w środek bezbronnego stada, pazurami i zębami zabija wszystko, co na drodze napotka, raczej aby swoją wściekłość zaspokoić, niż głód nasycić. Siekąc mieczem na wszystkie strony, Gerbino mnóstwo nieprzyjaciół trupem położył. Tymczasem ogień coraz bardziej okręt obejmował. Nieszczęsny młodzian pozwolił swojej załodze zabrać łupy z nieprzyjacielskiego sudna, sam zasię na galerę powrócił. Zwycięstwo nie radowało go wcale. Kazał wydobyć z morza ciało księżniczki i długo gorzkiemi łzami nad niem płakał. Po powrocie na Sycylję Gerbino z wielką czcią złożył do grobu zwłoki umiłowanej dzieweczki na małej wyspie Ustica, naprzeciw Trapani leżącej. Potem, w niewysłowionej rozpaczy pogrążon, do domu swego się udał. Cesarz Tunisu, o smutnem zdarzeniu uznawszy, wyprawił do króla Wilhelma posłów, w czarne szaty odzianych. Wysłańcy, opowiedziawszy o całem zdarzeniu, jęli go za złamanie słowa naganiać. Wilhelm popadł w gniew straszliwy. Gdy tuniscy posłowie zażądali sądu, Wilhelm Gerbina uwięzić przykazał. Chocia wszyscy wielmoże i dostojnicy prosili króla, aby księciu przebaczył, Wilhelm kazał ściąć głowę młodzieńcowi. Wolał jedynego wnuka utracić, niźli, jako wiarołomny władca, zasłynąć. Oto jak para nieszczęsnych kochanków, nie zakosztowawszy nawet owoców miłości, nędzną i gwałtowną śmiercią zeszła z tego świata.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.