[221]DO STAREGO MIASTA, PO LATACH.
Znów mi się zjawiasz w uroczem widzeniu,
O, Stare Miasto, ukochanie moje!
Oto gdzieś w Rynku stoję na podsieniu,
A twego życia płyną barwne zdroje,
Każdy kamyczek w tęczy i w promieniu
Bije mi w oczy, i postaci twoje
Szeregiem idą w blasków zawierusze,
Ciche — i słodkie — i słoneczne dusze...
Jest to jakgdyby rewja duchów senna,
Ja na nią patrzę i komenderuję...
Na modrem niebie gaśnie jasność dzienna
I Stare Miasto purpurą maluje.
Mieni się szata od zwykłej odmienna,
Jak płaszcz królewski świetnie połyskuje,
A w onych światach czerwieni i złota
Płynie wskrzeszonych duchów cicha rota.
[222]
Widzę ich wszystkich! Pękły wieka trumny
I zapomniane otwarły się groby,
Zaludnia domy orszak wizyj tłumny,
Z lat dawno zmierzchłych i z wczorajszej doby.
Oto wąsaty Halabarda dumny,
Oto ów dzwonnik, w srebrnych łzach żałoby,
Na farną wieżę stąpa smętny, chudy —
I grają dzwony widmu Dławidudy!...
Z okna izdebki przy starym kościele
Twarz patrzy słodka księdza kanonika,
Wesołych ptasząt nucą mu kapele,
On się uśmiecha i brewjarz odmyka.
Księże prefekcie! w pokutnym popiele
Nurza się głowa szkolnego psotnika:
Pomódl się za nim i poczciwą dłonią
Krzyż uczyń Pański nad znękaną skronią.
Z daszkiem na oczach, pod murem, jak ślepce,
Idzie Roch Denar z młodym wychowankiem,
Stróż Marcin Wiecheć „Anioł Pański” szepce,
Patrząc ku niebu za jasnym porankiem,
Nocną godziną w odludnej izdebce
Małe okienko pali się kagankiem
I stary kapral pocichu... pocichu
Gada o Bemie na studenckim strychu...
Na starym ganku siedzą trzy boginie,
Dźwięki gitary lecą, szemrzą miękko,
O tym ułanie i o tej dziewczynie
Opowiadają odwieczną piosenką;
[223]
Z powiędłych twarzy łza tęsknoty płynie,
A pan Cholewa macha ranną ręką
I grubym basem bierze udział w śpiewie,
Marząc o wielkim ludów świata gniewie.
I nagle z głębi brudnego podwórza
Zagrały skrzypki pana Mateusza:
Głos po mieszkaniach przeleciał, jak burza,
A w onym głosie była żywa dusza!
Każde się lice wyjaśnia, rozchmurza,
Pieśń wszystkie usta do uśmiechu zmusza,
Zda się, do domu weszło złote słońce,
Ogromne, jasne i ożywiające!
I cichną wokół wszystkie inne głosy,
Ten jeden tylko prym trzyma — i śpiewa,
Uderza falą w spokojne niebiosy,
Odbity w echu dołem się rozlewa;
Co to? Na oczach srebrne błyszczą rosy.
Co to? Łzy płyną — razem śmiech rozbrzmiewa,
Dziwne się czynią w ludzkich sercach czary,
Gdy na swych skrzypkach gra Mateusz stary.
I słucha skrzypek pani Maciejowa,
Trzęsąc nad kramem starą, siwą głową,
I pan Bartłomiej dośpiewuje słowa,
Z czapką na uchu i z miną marsową,
Doktor Barnaba goni młodość, płowa
Wiślana fala wtóruje echowo
Dźwiękom, a Flisak w marzeń wniebowzięciu
Duma o wiośnie i o pięknym księciu...
[224]
Aktor z Onufrem, szewcem z prapradziada,
Przy jednym stole gwarzą uroczyście;
Nad kominami stoi pełnia blada
I stroi dachy w srebrnych blasków kiście.
Stara piosenka, jakby macierz gada,
Lecą marzenia, jak złociste liście,
A z kąta zerka stary żyd rozszlochan:
To Berek Jawor, z nim płacze pan Johan.
Tak mi się wszyscy zjawiliście, oku
I sercu memu najmilsi i bliscy,
W melancholijnym przypomnień potoku,
Uczuciem wielcy, pychą życia niscy,
Jak gwiazdy w smutnym dni męczących mroku
Świecicie... Pójdźcie! pójdźcie wszyscy, wszyscy!
A ty najpierwszy z pamiątek kolorem,
Grajku przedziwny, co mi byłeś wzorem.
O, Stare Miasto! choć po twych ulicach
Znów będę błądził smętnie zadumany,
Już się nie rozlśni oko w błyskawicach,
Ni serce moje zagra, jak organy;
W starej katedrze, w srebrzystych mgławicach,
Żaden mi anioł nie wstanie świetlany,
Jak wówczas, kiedym w moich dni rozkwicie
Szedł, niosąc pieśń swą — i serce — i życie!
Jak mi pamiętne wszystkie chwile owe,
Górne zapałem, co rozsadzał łono!
Jak mi pamiętne lata porankowe,
Które do dzisiaj złotem światłem płoną
[225]
I, niosąc z sobą odgłosy echowe,
Koją wspomnieniem duszę umęczoną!
Jak mi pamiętna młodość moja cała,
Pieśniarsko dumna i anielsko biała!...
Gdy szarość, nuda i żal mnie otoczy,
Gdy nędza życia serce mi wysusza,
Do ciebie zwracam roztęsknione oczy,
Do ciebie biegnie uskrzydlona dusza.
Młodości mojej wstaje sen uroczy,
Teraźniejszości zamiera katusza
I znów się czuję dumny — silny — młody,
Nadziei pełen i pełen pogody.
Po twych zaułkach szukam dawnych ludzi,
I drżę ze szczęścia, gdy w ich sercach czytam,
Świat się zamarły na mój rozkaz budzi,
A ja zeń barwy do swej przędzy chwytam.
W com wierzyć przestał, znów mnie czarem łudzi,
Jak ptak szybuję i jak kwiat zakwitam,
I znowum gotów na życia ofiarę,
Umiłowane moje Miasto Stare!...
1900 r.
|