Na zysk się nie łaszcz,
Kiedy noc swój płaszcz Rozsłoni.
Gdy zégaru dźwięk,
Już najdłuższy jęk Uroni,
Kiedy ciemność czcza,
Kiedy gęsta mgła Na błoni,
Korzystając z mgły,
Człek cię może zły Dogoni.
Jeśli wszedłszy w bór,
Zgubisz jeszcze tór W ustroni
I cóż poczniesz tam.
Bez pomocy, sam, W złéj toni?
Choćbyś był i zuch,
Gdy ci w uszach duch Zadzwoni.
Będziesz drżał jak liść,
Bo cóż ma ci przyjść Z twéj broni? —
— PIEŚŃ BŁAZNA. —
Wędrowcze! gdzie tak spieszysz po tętniącém błoniu?
Patrz! pies twój niespokojny ociąga się, łasi;
Kiedy słońce swe światło po wrzącym dniu gasi,
Dokąd tak późno lecisz na zziajanym koniu?
W nocy, czyż się nie lękasz olbrzymiéj postawy
Zbójcy, chowającego w pasie sztylet krwawy?
Albo starego wilka, co na drogi znane
Wszedłszy, czyha, czyby się jemu nie powiodło,
Gardząc podkową końską, wskoczyć na twe siodło,
I do krwi twojéj czarnéj wmięszać swoją pianę?
Może zwodniczy ognik majacząc w podróży,
Migającém światełkiem drogę ci przedłuży,
Może cię do jakiego przywiedzie zamczyska,
Gdzie obchodzą sobótki duchy lub oszusty,
Do zamku, który we dnie zdaje się być pusty,
A w nocy z jego okien jasne światło błyska.
Ej nie spiesz tak wędrowcze po tętniącém błoniu,
Patrz! pies twój niespokojny, ociąga się, łasi;
Kiedy słońce swe światło po wrzącym dniu gasi,
Nie leć, nie leć tak późno na zziajanym koniu.