<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Sylf
Pochodzenie Wybór poezyj pomniejszych Wiktora Hugo cykl Ballady
Wydawca Hipolit Skimborowicz
Data wyd. 1849
Druk Drukarnia Gazety Porannej
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bruno Kiciński
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
SYLF.

Zabłądziłem pod noc ciemną.
Zmokłem, miéj litość nademną.
— ANAKREON. —

 
»W tym zamku, dumającéj Sylfidzie podobna
Dziewico! przez szkło jasne piękność twa zdumiéwa.
Nocy się boję, otwórz, otwórz mi nadobna,
Bo noc bladawe widma w powietrzu rozsiéwa,
I dusze zmarłych w szaty z wyziewów odziéwa.
 
»Nie policzysz mnie pewnie pomiędzy pielgrzymy
Trujące powiastkami długie noce zimy.
Anim z rycerzy, których dziéwcze z trwogą czeka,
Których budzącą trąbkę i we śnie słyszymy,
Dźwiękiem wojny gościnność rażącą zdaleka.«


»Sękatym kijem, dzidą, nie wzniecam obawy,
Nie mam ni srebrnéj brody, ani czarnych włosów,
Nie zdobi mnie różaniec ani pałasz krwawy,
A tchnieniem, którém ledwie wzruszę listek trawy,
Nie zdołam, z brzmiących rogów dobyć hucznych głosów.«

»Jam jest dziécię powietrza, Sylf, mniéj niż marzenie,
Syn wschodzącego słońca i wiosny kwiecistéj,
Gość kominka, gdy z zimą spadną mroźne cienie,
Duch odrywany z rosy przez słońca promienie,
Nieścigłego Eteru mieszkaniec przejrzysty.«

»W wieczór, gdy sobie dwoje kochanków po cichu
Czyniło ślub miłości, szczęśliwi, weseli;
Słyszałem wszystko, w kwiatka ukryty kielichu,
Przylatam, ci w uścisku skrzydełko mi wzięli,
Ledwiem odzyskał wolność, gdy już noc ujrzeli.«

»Teraz późno mi będzie do méj róży wrócić,
Już się do snu zamknęła. Nie chciéj mnie zasmucić,
I w nocy zbłąkanego przyjmij syna zorzy,
Niech się w twojéj pościałce do jutra położy;
Mało ci miejsca zajmie, snu nie będzie kłócić.«

»Za przyćmionem światełkiem poszli bracia moi,
Nie jeden skrył się w listek, co go rosa poi,
Lub się w miodowy kielich lilii zamyka.
Gdzież pójdę? nigdzie kropla rosy już nie stoi,
Nie widać w polu kwiatka, na niebie promyka.


»Wysłuchaj mnie łaskawie, bo nocne obłoki,
Mogą mnie zając w siatkę swéj groźnéj pomroki,
Z białych widmów i czarnych widziadeł zastępem,
Z złémi duchy, leniwe wlekącémi kroki,
I z ponurym puszczykiem i z grobowym sępem.«

»Oto czas, w którym zmarli słabą tańczą nogą,
A w nich księżyc twarz bladą nieruchomo wraża,
A srogi, dziki upiór, z śmiertelnika trwogą.
Ciężki głaz wznosząc silnie z mogiły cmentarza,
W grób otwarty zlękłego pociąga grabarza.«

»Wkrótce potworne karły, pyłem uczernieni,
Gnomowie z swych wystąpią niezgłębionych cieni.
Ognista Salamandra z Wodnikiem się spoi,
I błękitnawym ogniem strumień się przystroi,
I mignie się nad trzciną blask błędnych płomieni.«

»Oh! gdyby dla rozrywki nudów swego zgonu,
Umarły do swych kości chciał mnie zamknąć w trumnie,
Lub czarownik, z méj trwogi szydząc bezrozumnie,
Na wieży, z któréj północ głos przeciąga dumnie.
Chciał przykuć lot mój cichy do uderzeń dzwonu.«

»Ah! otwórz, otwórz okno! Gdybyś mną wzgardziła,
Musiałbym wyszukiwać stare z mchu gniazdeczko,
I spłoszonéj jaszczurce wydziérać je z sprzeczką.
Otwórz! wzrok mój jest czysty, rozmowa tak miła,
Jak to, co z lubym cicho kochanka mówiła.«


»A do tegom tak ładny. Gdybyś nie skrzydełka
Widziała, jak przejrzyste, jak wiotkie, jak lśniące,
Białości mi zazdrości lilja i perełka,
I nawet mi zazdroszczą różyczki pachnące,
Że mam oddech z wonności, a ciało z światełka.«

»Kiedyś się tobie we śnie zjawię w całéj chwale,
A wtedy, jak to chętnie przyzna mi Sylfida;
Motylek ciężkim, brzydkim koliber się wyda,
Gdy w perłach i błękicie, jako król wspaniale,
W kwiatkach, pałace zwiédzam w roskoszy zapale.«

»Zimno mi, cień mię ziębi, a płaczę daremnie,
Gdybym mógł, to przez wdzięczność dałbym ci z ochotą,
Moję perełkę rosy, i gwiazdeczkę złotą.
Ale teraz nic nie mam, nic nie będzie ze mnie,
Bo z słońca blask mój wzięty, zwróciłem tajemnie.

»Jakiż mam podarunek we śnie przynieść tobie?
Czyli przepaskę wieszczki, czy szatę anioła?
Urokiem dnia noc twoję czarownie ozdobię,
Sen ci minie, a szczęścia nic przerwać nie zdoła:
Marzenie o miłości myśl z nieba przywoła.

»Niesłuchasz?! Szybę tylko wilży tchnienie moje,
Może myślisz, że nocy używszy złudzenia,
Głosem Sylfa pokrywam kochanka westchnienia,
Nietrwóż się, jam jest słaby, wszystkiego się boję,
Gdybym miał cień, własnego lękałbym się cienia.«


Skończył płacząc: wtém blisko starożytnéj wieży,
Tajemnicze wezwanie po cichu się szérzy.
Był to pewnie głos ducha, lecz któż prawdę powié?
Widziano, że na balkon biała postać bieży,
Lecz nikt nie wié, czy tylko otwarła Sylfowi.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Bruno Kiciński.