Dola i niedola/Część II/XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dola i niedola
Podtytuł Powieść historyczna
Data wyd. 1878
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Na pokojach Krystyny tego wieczoru właśnie było świetne zgromadzenie, zawsze z powodu przybycia dostojnego gościa hrabiego de St.-Géron. Wszystko co miał dwór i miasto najokazalszego, najświetniejszego, zebrało się na kolacyę do kasztelanowéj. Kolacye były naówczas bardzo w modzie we Francyi i w Polsce.
Pani domu od dni kilku wyglądała jak odrodzona, jaśniała znowu młodością, wdziękami, dowcipem i umysłem, dla którego najpoważniejsze kwestye nie były niedostępnemi. Podziwiano ją i szeptano sobie, że z temi darami łatwo potrafi sobie męża utraconego zastąpić kim zapragnie. Było już nawet kilku wzdychających, ale dawny ulubieniec jako przybylec z pewnemi prawami pozyskanemi do serca bogini, wszystkich teraz wyprzedził i odsunął. Pierwszeństwo, które mu dawano, było widoczne. Zazdrośni wzdychali, patrząc na piękną Krzysię, która tak się zdawała spokojną i wesołą, jakby wąż zemsty nie opasywał i nie gryzł jéj piersi. A w téj saméj chwili uśmiechając się do gości i kochanka, myślała tylko o zemście; jéj piękność, blask oczu, odmłodzenie, wszystko to rodziło się z tego ognia namiętności, co ją trawił.
Po długiéj i ożywionéj rozmowie o krajach obcych, o podróżach, zwyczajach ludów, w któréj hrabia dowiódł ile widział, przeżył, przewędrował i jak dowcipnie opowiadać umiał, najmniejszéj drobnostce nadając charakter właściwy i znaczenie, — zeszli jakoś na współczesne sprawy, na stolicę, dwór, znajomych. Ktoś się odezwał z nowiną o niebezpiecznéj słabości kasztelanowéj Julii.
— Biedna zagrożona jest, co najmniéj zupełną stratą wdzięków, albo może nawet życia...
Krystyna spytała sąsiada, dosłyszawszy tych wyrazów:
— Cóż to takiego? ospa? Ale czyż to być może! Któż może na ospę chorować?
— Masz pani słuszność, odrzekł głos męzki z daleka: na ospę w tym wieku już się nie choruje, ale umiera.
— O! mój Boże! na cóż tak straszne przepowiadać rzeczy!
— Nie jest to już przepowiednią! zawołał ktoś z cienia niepostrzeżony.
— A cóżby to było? spytała z uśmiechem gospodyni.
— Jest to fakt spełniony... Hrabina Julia przed godziną żyć przestała...
Wiadomość o każdéj śmierci przeraża, tém bardziej gdy przychodzi niespodzianie wśród wesela; natenczas bywa cebrem zimnéj wody wylanéj na głowy rozgrzanym swawolą.
Głuche milczenie ogarnęło salon przed chwilą jeszcze tak ożywiony; anioł śmierci przezeń przeleciał, i chłodne za nim po sercach powiało powietrze.
— Jak to być może! drżącym głosem ozwała się Krystyna spuszczając oczy; ależ jeszcze dziś rano...
— Jeszcze żyła przed godziną... dodał głos z kąta.
Oczy wszystkich zwrócone były na panią domu, która zarumieniwszy się z razu, pobladła... goście poczuli, że po tym dzwonie pogrzebowym wszelka dalsza rozmowa będzie niepodobieństwem, i w milczeniu rozchodzić się zaczęli.
Krystyna zadumana pozostała na kanapie.
Gdy po chwili obejrzała się w koło, zobaczyła tylko jednego opodal u okna stojącego hrabiego St.-Géron’a, który zdawał się oczekiwać na odprawę.
Wstała żywo z siedzenia i podeszła ku niemu.
— Palec boży! zawołała jakby w gorączce: ostatniego obrońcę Pan Bóg mu odbiera; teraz go zgnieść i upokorzyć potrzeba... Pamiętaj — dodała — dałeś mi słowo, oto ręka moja... Nazajutrz po jego śmierci jestem twoją na wieki; ale on musi zginąć, albo zniknąć i pójść precz z tego świata, w którym ja żyję.
— Dość mi twojego rozkazu, rzekł Francuz z dziwnym uśmiechem; spełnię com przyrzekł, ale na to potrzeba czasu. Jestem tu człowiekiem nowym, nie mogę wprost przyjść do niego i położyć mu miecz na gardle; rzecz byłaby nadto widoczna, zbyt wyraźna, żeś pani mnie nasłała na niego. Przygotuję trochę, naprowadzę... zresztą przyjść powinno samo.
— Przyjdzie samo! przerwała Krystyna: bijesz się jak nikt, a o pojedynek łatwo.
— W istocie biję się nieźle! uśmiechając się rzekł Francuz — ale potrzeba wynaleźć powód do spotkania.
— Chciéj tylko...
— Będę go szukał...
— Masz rękę moją... serce od dawna do ciebie należy...
— Bądź spokojna... człowiek ten także umarł dzisiejszéj nocy...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.