<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Udziela
Tytuł Droga do bogactwa
Podtytuł Opowiadania ludowe ze Starego Sącza
Pochodzenie Czasopismo Wisła
1894, T.8, z.2, str. 229–231
Wydawca Michał Arct
Data wyd. 1894
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I. Droga do bogactwa.

Był sobie taki chłop biedny we wsi, co nie miał nic i niczego nie mógł się dorobić, chociaż ciężko pracował zawsze i grosza nie marnował. Zawsze była bieda u niego w domu, żeby jej nawet kijem nie wygnał.
Raz przejeżdżał przez wieś konno św. Piotr do nieba za różnemi interesami, i aby konia popaść, zatrzymał się przed karczmą. Na tę wiadomość zbiegli się ludzie, a każdy z jakąś prośbą, którą chciał przez Świętego posłać do Pana Boga. Przyszedł też i ten biedny chłop i prosił św. Piotra, aby się zapytał w niebie, dlaczego on taki biedny, pomimo pilnej pracy i przykładnego życia. Św. Piotr nie chciał się podjąć tego pośrednictwa, tłumacząc się tym, że tyle ma na głowie interesów, iż łatwo o prośbie chłopa zapomni. Skoro jednak zaczął biedak błagać i bardzo nalegać, Święty ulitował się jego doli, dał mu złote siodło, na którym siedział, ze złotemi strzemieniami, i rzekł:
— Weź to i schowaj tymczasem, póki nie wrócę. Gdy w niebie spostrzegę, że nie mam siodła, przypomnę sobie twoją prośbę. Z powrotem będę znów tędy przejeżdżał, to mi siodło oddasz.
To powiedziawszy, odjechał, a chłop schował złote siodło i złote strzemiona w komorze, i niecierpliwie wyczekiwał z dnia na dzień św. Piotra i wiadomości z nieba.
Skoro św. Piotr pozałatwiał już wszystkie interesy w niebie i chciał wsiąść na konia, aby wrócić, spostrzegł, że nie ma siodła, i przypomniał sobie prośbę biednego chłopa. Wrócił się tedy do Pana Boga i zapytał, dlaczego ten chłop nic nie ma, chociaż jest pracowity i poczciwy.
— Bo nie przykręca, — odrzekł Pan Bóg, — tj. że nie oszukuje ludzi, niczyjej własności nie zapiera i nie przywłaszcza sobie.
Jeszcze św. Piotr był daleko za wsią, kiedy chłop go zobaczył i wybiegł, aby się dowiedzieć, co stoi na przeszkodzie, że nie może przyjść do majątku. Święty poznał go zaraz i zawołał:
— Przynieś moje siodło, bo pojadę dalej!
— A cóż Pan Bóg powiedział? dlaczego nie mogę się wygrzebać z biedy? — zapytał zaciekawiony chłop, wprzód nim pobiegł po siodło.
— Bo nie przykręcasz — powiedział Święty, — ale śpiesz-no się i idź po siodło.
Chłop zrozumiał wszystko odrazu, bo był nie w ciemię bity, a że chciał z rady zaraz skorzystać, zaparł świętemu Piotrowi siodło i niby zdziwiony spytał.
— Jakie siodło? ja żadnego siodła nie mam!
— Jak to, nie pamiętasz? przecież u ciebie zostawiłem siodło, gdy jechałem do nieba: idź prędko i przynieś.
— To może nie u mnie, może u kogo innego zostało!
A że Święty nie miał czasu i bardzo pilno było mu w drogę, więc pojechał dalej, a chłop przyszedł łatwym sposobem do złotego siodła ze złotemi strzemionami.
„Trzeba próbować szczęścia dalej!” — pomyślał sobie i poszedł do Żyda, aby nabytek sprzedać. Targ w targ, zgodzili się, że Żyd miał mu dać za to siodło ze strzemionami sto papierków i krowę. Pieniądze dał mu zaraz na rękę, a krowę miał mu przyprowadzić, gdy wróci z pastwiska, i wtedy też weźmie sobie siodło.
Nad wieczorem przyprowadził Żyd krowę i chce siodła, ale chłop na to:
— Za samą krowę siodła ci nie dam!
— Jak to za samą krowę? A nie wziąłeś już ode mnie za to stu papierków?
— Jakie sto papierków? kiedy? kto widział? Wynoś mi się z twoją krową i daj mi święty spokój! — i przykręcił chłop pieniądze Żydowi.
Ale z Żydem nie tak prędko i łatwo skończyła się sprawa, bo Żyd zaskarżył chłopa do sądu, a sąd wyznaczył termin do rozprawy.
Kiedy trzeba było iść do sądu, chłop poszedł do karczmy i w karczmie siedział. Pytają się go tam: dlaczego nie idzie na termin?
— Jakże pójdę — odpowie — kiedy nie mam kożucha?
— To ja wam pożyczę kożucha — rzeknie jeden i zdjął z siebie kożuch i podał go tamtemu.
Chłop kożuch wdział, ale jeszcze nie idzie, więc się go znowu pytają: czemu nie idzie, kiedy już czas?
— Nie widzicie, że butów nie mam? jakże pójdę?
— No, macie buty, pożyczani wam, a idźcie już! — to mówiąc zdjął drugi buty z nóg i dał mądremu.
Chłop wdział buty, a jeszcze nie wybiera się z karczmy, bo jakże pójdzie bez czapki? Więc trzeci pożyczył mu swojej czapki.
Skoro chłop poszedł, ci trzej mówią:
— Chodźmy także popatrzeć, jak go będą sądzili! — i poszli.
Przed sędzią Żyd wszystko opowiedział, jak było, i żądał, aby mu chłop zwrócił sto reńskich. Ale ten nie chciał się przyznać do niczego.
— Proszę pana sędziego — mówił — już ja taki nieszczęśliwy jestem, że wszyscy ze mnie żyją i każdy chciałby ze mnie żywcem skórę zedrzeć. Wszystko mi ludzie zabierają tak, że ja nic nie mam. Żebym sobie dał, odzienieby na mnie rozszarpali. Ot, ten gotów by powiedzieć, że to jego kożuch na moim grzbiecie! — i wskazał palcem właściciela, od którego kożuch pożyczył.
— Abo to mój kożuch! — zawołał tamten.
— O! — mówił chłop dalej — a tenby mi gotów buty z nóg ściągnąć — i pokazał tego, czyje były buty.
— Bo to moje buty, proszę pana sędziego! — woła rzeczywisty właściciel.
— Słyszy pan sędzia? — powiada oskarżony. — Ten zaś pewnie zdarłby mi czapkę z głowy — i znowu wskazał tego, od którego wziął czapkę.
— Cóż ty znowu gadasz? to moja czapka!
Sędzia zgłupiał; przekonał się, że tego człowieka chcą w biały dzień obedrzeć. Wypędził Żyda i wszystkich i przyznał temu chłopu wszystko.
Miał więc już siodło złote ze złotemi strzemionami, sto papierków, kożuch, buty i czapkę.
Odtąd zaczęło mu się dobrze powodzić, bo przykręcał.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Udziela.