Duch od stepu. Przygrawka do nowej poezji/XIV
XIV.
Duch mój spoczął. Błogo śniłem,
W śnieniu ducha lekkiém, miłém...
Niecielesne znowu oko —
Budzę w cudach — o! szeroko!
Czas bezbrzeżny, czas w rozstrzeni,
Słowem Bożém się promieni,
Śpiewa wielką epopeję!
Miliony świateł, cieni, —
Światy w kwiaty, — światów dzieje,
Na kadzidło Panu wieje!...
Któż ogarnie i wypowie,
Drobny promyk w Bożém słowie?
Widzę! — Mija straszna burza...
Jeszcze w stronach — gdzieś — pogrzmiewa...
Świat na słońce się wynurza...
O! zieleńsze pola, drzewa...
W łzach ku tęczy ziemia mruga,
Opłukana, — odświeżona:
Insze widzę skróś plemiona,
I Rzym inszy!...
Boży sługa
Ksiądz w Piotrowej swej tiarze,
Mocarz, wyższy nad mocarze,
W prochu króle i cesarze.
Duch powściąga siłę świecką,
Krzyż w prawicy — znakiem krzyża,
Tych wynosi, — tych poniża; —
Prawowierny lud — jak dziecko
Wykonywa Ojca wolę;
Czyli karze, czy nagradza,
Z nieba jemu moc i władza:
Na skinienie — w bój — na pole —
Śmierć lub żywot — nuci psalmy:
«Służmy Panu — Pana chwalmy!«
Widzę — zewsząd święci słudzy —
Do męczeńskiej dążą palmy.
Na poganach pielgrzym cudzy,
Krwią naukę Pańską płaci,
Aby chrzest okupić braci:
Ile krajów — ludów — wszędy
Patrzaj tędy i tamtędy,
Co anielskich bo postaci?...
Spółrozsiewcy w krwawej pracy —
Spieszą oto na w zawody,
Dyonizy, Bonifacy,
Wojciech, Cyryl i Metody.
Patrzaj tędy i tamtędy —
Cuda! — W cudach brzmią legendy?
Gdzie-no wdowa, lub sierota,
Złoty smok, — i złote wrota, —
Bóg wie ile — ile złota!...
A światoweź ich przepychy?
W czarnych lasach stają domki;
Na pogórzu klasztor cichy,
Pustelniki — owe mnichy —
Swiatoburców och! potomki,
Dają miesić się jak z wosku!
I szczebiocą już po włosku! —
Jak gołębnik — w łasce Bożej —
Po nizinach lud się mnoży, —
Siedli się pod Swiętych strażą:
Insze gniazda na skał zrębie,
Dawne panki — jak jastrzębie,
Po zamczyskach ciemnych łażą;
O rozbojach smutnie marzą;
Bo lud wszędzie — jak rodzina,
Podpomagać się poczyna!...
Swiat ów — chłopiec romansowy —
Serca słucha — a nie głowy,
Kocha — roi — piękne rzeczy:
Miewa czasem swe narowy, —
Fuknie, huknie, pozłorzeczy,
Bo niesworny, popędliwy, —
Ale śni — i tworzy — dziwy.
Zapał nieobłudny, szczéry, —
«Na koń!» — wzywa wiara święta
W skok królowie i książęta. —
Baronowie i rittery;
Kto żyw kij pielgrzymi bierze, —
Na kraj świata, — świętej wierze
Spieszą w pomoc: — nucą psalmy —
«Służmy Panu! Pana chwalmy!»
Nad Jordanem na śmierć walka;
Las cedrowy klaszcze w pyle...
Na Pomorzu Prowansalka,
Czarnooka nuci mile;
Ze dnia na dzień — lata czeka —
Wypatruje wciąż zdaleka...
Widno — widno — kilka łodzi,
Spiew po falach głucho brodzi, —
Głośniej — grubiej — grzmi u brzega;
Czarni jacyś nucą psalmy:
«Służmy Panu! Pana chwalmy!»
Powitanie się rozlega...
Nadzy, głodni, lecz bez sromu
Sępni tylko po widomu,
Poglądają na zamczyska:
«Żonaż pozna? czy uściska?
«Czy chowała statek w domu?»
Powitanie się rozlega.
Przystrojeni lud i księża...
Matka oto tuli zbiega;
Żona we łzach pieści męża;
Córy — siostry — u nóg — ręku —
Co tkliwego skróś rozjęku?
Arfy słychać! brzęk po brzęku,
Dzwonią Truwer z Trubadurem!
Minnesinger ciągnie wtórem. —
I kto żywy huczy chórem —
Lais, — Virelais — Minny:[1]
Groźny rycerz! Pani młoda!
Bóg! a miłość a przygoda!...
Żywot błogi — jak dziecinny!
Któż ogarnie i wypowie,
Choćby promyk w Bożém słowie!
- ↑ Tak się zwały w średnich wiekach wedle różnej swej osnowy, piosnki miłośno-rycerskie trubadurów i minnesingerów.