Dusza Zaczarowana/I/Część druga/5
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dusza Zaczarowana |
Podtytuł | I. Anetka i Sylwja |
Część | druga |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Lwów; Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | L’Âme enchantée |
Podtytuł oryginalny | I. Annette et Sylvie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cała księga I |
Indeks stron |
Anetka miała wielkie powodzenie w świecie, w którym się obracała, a większość młodych ludzi składała jej holdy. Panny natomiast, nieraz piękniejsze od niej, nie rade temu były. Miały tem większą rację czuć się dotkniętemi, że Anetka niebardzo się nawet starała podobać. Roztargniona, bujająca w przestrzeni myślami, nie czyniła nic, by pobudzić zainteresowanie, lub pochlebić miłości własnej mężczyzn, którzy się o nią ubiegali. Siedząc spokojnie w kącie salonu, ściągała ich do siebie, zdając się niedostrzegać ich obecności, słuchała uśmiechnięta (nikt nie był pewny, czy słyszy), a gdy odpowiadała, z ust jej nie wychodziły miłe, banalne słówka. Mimo to przychodzili wszyscy, chcąc ją zniewolić, młodzi modnisie, świetni młodzieńcy i uczciwi chłopcy.
Zawistne dziewczęta twierdziły, że Anetka kryje się ze swemi sztuczkami, a jej obojętność jest jeno chytrym podstępem świadomej kokieterji i podnosiłly fakt, że od pewnego czasu nieco chłodna poprawność stroju Anetki ustąpiła miejsca elegancji, której ton, wybitnie fantastyczny, zręcznie podkreśla nudę brzydoty, co czeka. Złośliwe plotkarki dodawały, że mężczyźni starają się raczej o jej fortunę, niż o nią samą. Powab i pełen artyzmu wdzięk tualet Anetki, było to wyłącznie dzieło gustu i zdolności Sylwji. Niewątpliwie Anetka była dobrą partją, ale jeśli mały jej dwór zdawał sobie z tego sprawę, to mogło to wywołać jeno przejawy szacunku. Tymczasem, gdyby nawet była biedniejszą, staraliby się o nią niewątpliwie mężczyźni.
Powody leżały głębiej. Nie będąc kokietką, Anetka obsługiwana była doskonale przez swe wrodzone instynkty. Bogate i silne były i nie trzeba im było mówić, co czynić mają, funkcjonowały pewnie, gdyż wola nie tamowała ich działalności. Ciało samo mówiło za nią, podczas gdy uśmiechnięta, zamknięta, jakby wtopiona w życie wnętrzne, dała się unosić rozkosznym falom miłych, nieuchwytnych marzeń, co jej nie przeszkadzało widzieć i słyszeć. Potężną atrakcję stanowiły jej oczy, usta, członki świeże i silne, oraz młodzieńczość nietknięta miłością, podobna rozkwitłej glicynji. Urok był tak silny, że nikt, patrząc na nią (chyba tylko kobieta), nie byłby przypuścił, by mogła być brzydka, a chociaż mówiła niewiele, to kilka tu i owdzie w jałową rozmowę wtrąconych słów rozwierały niezwykle horyzonty myśli. W ten sposób była cenną zarówno tym, którzy szukali duszy, jak też budziła żądze tych, którzy zrozumieli, że w owem śniącem ciele (cicha woda) mieszczą się nieznane mu skarby rozkoszy.
Zdawało się, że tego nie dostrzega, ale widziała bardzo dobrze. Jest to przywilej kobiety. Uzupełniony był w Anetce siłą intuicji, będącej często cechą silnej żywotności, która bez słów, czy gestów pozwala bezpośrednio komunikować się duszom. Kiedy się wydawała roztargnioną, nadsłuchiwała właśnie tego, co jej mówi. Mroczny to los serc! Razem z nią odprawiały łowy, a każde szukało swego tropu. Wahając się przez czas jakiś, Anetka znalazła swój.
Młodzieńcy, z pośród których miała wybierać, zaliczali się do mieszczaństwa bogatego, inteligentnego i czynnego, o postępowych idejach (tak sądzili przynajmniej) do którego sfery zaliczał się Raul Rivière. Było to niedługo po skończeniu sprawy Dreyfusa. Zbliżyła ona ludzi umiarkowanych o różnych poglądach, których jednak zgrupował razem wspólny instynkt sprawiedliwości społecznej. Instynkt ów, jak się potem okazało, nie odznaczał się trwałością. Pojęcie niesprawiedliwości socjalnej ograniczało się dlań do jednego tylko przypadku krzywdy. Przykładem jednym z pośród tysięcy był sam Rivière, któremu niesprawiedliwość świata nie przeszkadzała spać, który nawet umiał bez wyrzutów sumienia prowadzić korzystne tranzakcje z sułtanem, w czasie kiedy Padyszach urządzał z zimną krwią, wśród milczenia usłużnej Europy, pierwsze masakry Armeńczyków, a który był całkiem szczerze wzruszony wiadomą aferą. Nie można zbyt wiele wymagać od ludzi! Po jednej walce o sprawiedliwość, na całą resztę życia brak im tchu w piersiach. Byli przynajmniej przez jeden dzień sprawiedliwi i za to należy im się uznanie. Sami zresztą oddają sobie hołd należny. Ludzie ze sfery Rivière’a, rodziny, których synowie byli teraz adoratorami Anetki, nie wątpili na chwilę, że położyli niespożyte zasługi w walce o świętość prawa i uważali za rzecz zgoła bezpotrzebną ponowienie tego wysiłku. Raz na zawsze stanowili orszak postępu, to też trwali w spokoju, z rękami założonemi.
Byli oni usposobieni pokojowo, tem więcej, że na widowni międzynarodowej, w tej właśnie przejściowej porze, konflikty klas obywatelskich przytłumiły niemal całkiem nienawiści narodowościowe, z wyjątkiem starego zarzewia anglofobji, które dymiło jeszcze po wojnie boerskiej. Ożywiał ich patrjotyzm łagodny, mało militarystyczny, skłonny do tolerancji i dobrego humoru, albowiem nienajgorzej na sprawie, jako zwycięzcy, wyszli. Czynili wrażenie społeczeństwa żyjącego swobodnie, o szerokich koncepcjach moralnych, niewyraźnym humanitaryzmie, wyraźniejszym nierównie utylitaryzmie społeczeństwa sceptycznego, bez górnych zasad, ale też bez zbyt wielkich przesądów... (nie należało polegać na tem). W szeregach ich znajdowało się kilku liberalnych katolików, sporo protestantów, znacznie więcej Żydów, główną zaś falangę stanowiła poczciwa burżuazja francuska, obojętna dla wszelkiej religji, bowiem zastąpiła ją polityką. Polityka ta nosiła rozmaite etykiety, ale nie oddalała się od republikanizmu, który, przetrwawszy trzydzieści lat, zaczął przybierać formę (najpraktyczniejszą) konserwatyzmu. Był również reprezentowany socjalizm, ale tylko przez młodzieńców ze sfer bogatego intelektualnego mieszczaństwa, pozyskanych wymową i osobistym wpływem Jaurèsa. Pędzili oni jeszcze miodowe miesiące pożycia z republiką.
Anetkę nie interesowała nigdy serjo polityka, gdyż silnie rozwinięte życie wnętrzne nie zostawiało jej na to czasu. Przeszła jednak i ona swą godzinę uniesienia podczas „afery“. Miłość dla ojca narzuciła jej kształty tego, co odczuwał. Była na to podatna przez wrażliwość serca, oraz przez instynkt wolności, żyjący w jej krwi, który nakazywał stawać po stronie uciemiężonego. Przeżyła tedy momenty wzruszenia namiętnego, kiedy Zola i Picquart zaatakowali wielką bestje... rozpętaną opinję publiczną i było niepodobieństwem, by serce jej, narówni z sercami mnóstwa dziewcząt, nie zabiło współczuciem dla człowieka zamkniętego w więzieniu Cherche-Midi. Ale uczucie to nie było poparte rozumem i Anetka nie mogła się nigdy zdobyć na przestudjowanie krytyczne „afery“. Polityka napawała ją odrazą, ile razy przyjrzała jej się zbliska, odsuwała się znudzona i pełna wstrętu, których to uczuć nie usiłowała analizować. Patrzyła za bystro, by nie dostrzec mnóstwa małostek i świństewek, które w równej niemal mierze cechowały obie strony. Mniej szczere od oczu, serce jej chciało dalej wierzyć, że partja idei sprawiedliwości składa się z ludzi najlepszych. Czyniła sobie wyrzuty, że leni się, jak to zwała, poznać lepiej ich działalność. Dlatego to zmuszała się do sympatycznej dla nich cierpliwości, podobnie jak udzielamy kredytu piękności, którą odkryć z czasem możemy, nowemu utworowi muzycznemu, za którego jakość poręcza nazwisko znanego kompozytora i audytorjum godne szacunku, mimo że muzyki tej nie rozumiemy wcale.
Anetka była lojalna, wierzyła tedy w uczciwość etykiet, nie wiedząc, że nigdzie niema częstszych malwersacyj, jak w handlu idejami. Przypisywała jeszcze niejaką realność owym izmom fabrycznym, których pieczątka oznacza różne wytwory polityczne, i pociągały ją te gatunki, które głosiły fabrykaty firm najpostępowszych. Tajemna iluzja dawała jej nadzieję, że w tych okolicach ma najwięcej szans napotkać przyszłego towarzysza swego. Nawykła do swobodnego oddychania, zbliżyła się do tych, którzy jak ona pragnęli świeżego powietrza, poza sferą starych przesądów, manij przedwiecznych i zagaru domostwa przeszłości. Nie mówiła źle o starem mieszkaniu, bowiem całe pokolenia chroniły tam marzenia swego życia. Ale powietrze było duszne. Niech zostaje komu miłe, koniecznem jej było oddychać, przeto śledziła spojrzeniem za przyjacielem, któryby jej pomógł zbudować dom zdrowy i jasny.
W salonach, gdzie bywała, mnóstwo spotykała młodych ludzi, zdolnych, z pozoru przynajmniej, zrozumieć ją i dopomóc. Z etykietką, czy bez niej, wielu miało zuchwałe miny. Niestety jednak, zuchowatość ich nie była zorjentowana w tym samym kierunku. Jak powiada filozof „rozmach życiowy“ jest ograniczony ściśle i nie działa jednocześnie na wszystkie strony. Niezmiernie są rzadkie umysły, promieniujące światło wokół, podczas postępowania naprzód. Większość tych, którym się powiodło zapalić swą latarkę (a i ci nie są liczni), kierują światło przed siebie, na jeden jedyny punkt, zaś wokoło nie widzą nic a nic. Możnaby powiedzieć, że postęp w jednym kierunku okupiony bywa niemal zawsze uwstecznieniem w innym. Człowiek, będący w polityce rewolucjonistą, bywa w dziedzinie sztuki konserwatystą zacietrzewionym, a jeśli pozbawiony jest garści przesądów, (zazwyczaj tych, na których mu najmniej zależy), to tem zazdrośniej ciśnie resztę tychże do piersi.
Nigdy nie ujawniła się lepiej nierówność tego kulejącego marszu, niż w rozwoju moralnym obu płci. Kobieta, która, wysilając się na zerwanie z błędami przeszłości, wkroczyła na ścieżkę wiodącą w nowe społeczeństwo, rzadko spotyka na niej mężczyznę, chcącego stworzyć również świat nowy. On szedł właśnie inną drogą. A jeśli nawet skalne ścieżki obojga zetknęły się na moment, kiedyś w słońcu, na wyżu podniebnym, to napewno obracali się do siebie plecami. Owa dywergencja celów rzucała się w oczy, szczególniej w tej właśnie epoce, kiedy umysł kobiecy, powstrzymany we Francji dłużej w tyle, od lat kilku zaczął nagle kroczyć naprzód, z czego ówcześni mężczyźni nie zdawali sobie sprawy. Same kobiety nie zawsze posiadały ścisłą miarę własnego ruchu i dopiero zderzenia doświadczenia osobistego uświadamiały im, że istnieje mur dzielący je od towarzyszy. Cios bywał nieraz dotkliwy. Anetka miała z własną szkodą przekonać się o tem bolesnem nieporozumieniu.