Dusza Zaczarowana/II/Część pierwsza/11

<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Dusza Zaczarowana
Podtytuł II. Lato
Część pierwsza
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. L’Âme enchantée
Podtytuł oryginalny II. L’Été
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część pierwsza
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała księga II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Z prawdą tą zapoznała się Anetka trochę zapóźno, ale pojęła rzecz odrazu.
Nie mówiąc nic Sylwji, zaczęła szukać zajęcia, a pierwszą jej myślą było udać się do dyrektorki kolegjum żeńskiego, gdzie pobierała sama nauki. Jako uczennica inteligentna, bogata, oraz córka człowieka wpływowego, była w wielkich łaskach u pani Abraham i ufała jej życzliwości. Osoba ta, jedna z pierwszych inicjatorek kształcenia kobiet we Francji, posiadała niezwykłą energję, sąd wytrawny... lub pobłażliwy (to zależało od okoliczności), oraz orjentację polityczną tak trzeźwą, że niejeden mężczyzna mógł jej pozazdrościć. Bezinteresowna osobiście, nie była taką, gdy szło o kolegjum samo. Wyznawała zasady wolnej myśli, a nawet, nie afiszując się z tem, ujawniła pewien antyklerykalizm, nieszkodliwy zresztą z uwagi na klientelę radykalno-mieszczańską i izraelicką. Odrzucone dogmaty zastąpiła atoli niewzruszonym kodeksem moralności świeckiej, który, mimo braku podstaw i pewności, był równie ciasny i despotyczny (a nawet bardziej jeszcze może, gdyż z despotyzmem wzrasta również skamieniałość systematu). Sytuacja światowa Anetki i zażyłość z dyrektorką pozwalały szczerej dziewczynie drwić potrochu z tego kodeksu, a sceptyczna pani Abraham uśmiechała się nieraz nawet, słysząc pozbawione respektu uwagi podlotka. Uśmiechała się atoli tylko przy drzwiach zamkniętych, zaś z chwilą ich otwarcia przywdziewała zaraz szatę oficjalną i była wówczas twardą, jak żelazo, a nieugiętą, jak przystało pedagogowi republikańskiemu w obliczu kodeksu praw cywilnych. Dość powiedzieć, że o ile nagie sumienie pani Abraham obojętnem było na wszelką moralność konwencjonalną, to sumienie umundurowane, praktyczne, potępiało czyn Anetki, który znała, albowiem narobił on hałasu w świecie.
Nie wiedziała jeszcze, że Anetka straciła majątek, to też przyjęła ją, nie zdradzając swych myśli, chcąc wybadać, czy kolegjum nie odniesie z tej wizyty jakichś korzyści. Przybrała minę życzliwą, choć pełną rezerwy. Ale gdy wyszło na jaw, że Anetka szuka zajęcia, znikł uśmiech z twarzy pani Abraham, bo przypomniała sobie nagle skandal. Można brać pieniądze od osoby, którą się potępia, ale nie wypada dawać jej pieniędzy. Nie trudno przyszło pani Abraham wymówić się brakiem posady w kolegjum, gdy zaś Anetka poprosiła, by ją poleciła gdzieindziej, nie zadała sobie nawet trudu obiecywania na wiatr. Dyplomatyzując ze sternikami okrętu fortuny, porzucała tę metodę, o ile nawa tonęła, co było nawet błędem wielkim, albowiem pogrążeni dziś, wypływają jutro, a dobry dyplomata nie zapomina nigdy o przyszłości. Ale panią Abraham obchodził tylko dzień bieżący i niestety nie nawykła wyławiać tonących. To też przemówiła tonem oschłym i chcąc dać odczuć, jak należy, zmianę sytuacji Anetce, która zachowywała się ciągle swobodnie i spokojnie (co teraz nie było zgoła na miejscu), oświadczyła wprost, że sumienie nie pozwala jej polecać nikomu osoby tego rodzaju. Anetka zawrzała oburzeniem, w oczach jej mignęła błyskawica gniewu, ale zgasła w uczuciu wzgardy, natomiast ogarnęła ją szatańska chętka zadrwienia, jak ongiś, z obłudy. Wstała i rzekła:
— Może raczy pani przypomnieć sobie o mnie w chwili otwarcia kursów nowej moralności!
Pani Abraham spojrzała, zaskoczona tą oczywistą impertynencją, a po chwili odparła sucho:
— Dawna wystarcza nam!
— Nie zaszkodziłoby jednak rozszerzyć jej potrochu!
— Cóżbyś pani nowego wprowadziła?
— Drobiazg! — odparła Anetka. — Tylko szczerość i ludzkość.
Dotknięta do żywego, dyrektorka, dodała złośliwie:
— I jeszcze pewnie prawo wolnej miłości?
— Nie! — odrzuciła Anetka. — Prawo posiadania dziecka.
Wyszedłszy, wzruszyła ramionami, niezadowolona z głupiej brawury, która jej przysporzyła jeszcze jednego wroga. Mimo to rozśmieszyła ją obrażona mina przeciwniczki, gdyż kobieta nie zdolną jest oprzeć się rozkoszy oddania obrazy. Zresztą wiedziała, że taka Abrahamka będzie ją potępiała tak jeno długo, dopóki nie odzyszcze dawnego stanowiska. Ano, odzyska się je z czasem!
Obeszła inne zakłady, ale miejsca nie było, to jest dla kobiety go zbrakło. Demokracja latyńska jest przeznaczona wyłącznie na użytek mężczyzn. Zamieszcza ona czasem feminizm w programie, ale mu nie dowierza, niespieszno jej dostarczyć broni kobiecie zarania wieku dwudziestego, obecnej niewolnicy, która jednakowoż osiągnie swobodę, dzięki wytrwałości kobiety północnej. Dopiero pod naciskiem opinji reszty świata, rasy latyńskie, klnąc pod nosem, uznają kobietę, co pracuje i chce korzystać ze swych praw.
Anetka mogłaby była zresztą uzyskać posadę gdyby nie przeszkadzała jej wrażliwość. Zamkniętoby oczy na sytuację niewyraźną, gdyby się poddała obłudnie za wdowę, czy rozwódkę, zależnie od upodobania. Niestety, ogarnięta nierozumną dumą, mówiła szczerze jak sprawa stoi. Po kilku zawodach przestała zwracać się do różnych instytucyj, oraz uniwersytetu, w którym ją nawet przyjęto z sympatją, tak, że natrafiłaby tam pewnie na ludzi o dość śmiałych poglądach, którzyby jej dopomogli bez ujmy, ni krzywdy. Ale bała się upokorzenia, jako nowicjuszka w krainie nędzy. Rany jej dumy nie miały się jeszcze czasu zabliźnić.
Zaczęła szukać lekcyj prywatnych, ale nie w sferach mieszczańskich bezpośrednio, gdyż wolała, by o tem nie wiedziano. Zgłosiła się do agencji, czyli szajki haniebnych wyzyskiwaczy, która grasowała podówczas w Paryżu. W dodatku nie umiała postępować odpowiednio, robiła miny wzgardliwe i brano jej za złe, że ma pretensję wybierania, miast przyjmować co się trafi, jak inne biedaczki bez wielkich kwalifikacyj, które za głodowe płace pracują od rana do nocy.
Wkońcu znalazła kilka cudzoziemek za pośrednictwem klientek Sylwji i zaczęła dawać lekcje konwersacji Amerykankom, które ją traktowały uprzejmie, czasem nawet zapraszały na przejażdżkę własnym powozem, ale płaciły marnie, nie domyślając się nawet, że trzeba dać więcej. Bez wahania płaciły po sto franków za buciki, a za godzinę lekcji franka (w owych czasach nieraz sprzedawano lekcję za pięćdziesiąt centimów). Chociaż nie miała prawa do stawiania wygórowanych żądań, Anetka odrzucała raz po razu te hańbiące ją oferty, ale potem, po długich poszukiwaniach nie znajdowała nic lepszego. Mieszczaństwo dostatnie płaci za wychowanie dzieci tyle, ile trzeba, ale tylko wówczas, gdy jest to wychowanie publiczne, nadzorowane przez opinję, natomiast wyzyskuje ohydnie nauczycieli prywatnych, gdyż nikt tego nie widzi, a biedacy nie mogą oponować, wiedząc, że na miejsce jednego zgłosi się dziesięciu, błagając o przyjęcie.
Anetka była opuszczona i w złych warunkach dla obrony, natomiast posiadała instynkt praktyczny Rivière’ów i dumę, nie dozwalającą na przyjmowanie zapłaty, do której poniżali się inni. Nie była z tych, którzy lamentują i godzą się, a wbrew oczekiwaniom to właśnie wyszło jej na korzyść. Anetka przecinała targ każdy spokojnie i z godnością, mówiąc krótko: Nie! To też nie śmiano jej traktować, jak inne, i otrzymywała warunki nieco lepsze. Nie było to nic wielkiego i musiała się dobrze napracować, by opędzić wydatki codzienne. Uczennice mieszkały w różnych, odległych dzielnicach, a nie było wówczas jeszcze w Paryżu omnibusów automobilowych, ni kolei miejskiej. Wieczór, po powrocie nogi ją bolały bardzo, a trzewiki zużywały się szybko. Ale była silna, sprawiało jej zadowolenie, że wie teraz, co znaczy pracować na chleb powszedni i było to dla niej nową przygodą. Wygrawszy w drobnem starciu z wyzyskiwaczem, doznawała radości gracza, cieszącego się zwycięstwem, mimo znikomej stawki. Poznała teraz lepiej ludzi, co nieraz nie zaliczało się do przyjemności, ale każda sprawa warta jest poznania. Weszła w kontakt ze światem ciężkiej pracy. Bogactwo odosabnia, ale czyni to samo również nędza. Każdy, zaabsorbowany wysiłkiem własnym, nie widzi w drugim brata, ale rywala, którego dorobek zmniejsza jego zysk.
Anetka spostrzegła to u kobiet konkurujących z nią i zrozumiała, gdyż pośród nich była uprzywiljowaną. Pracowała, by nie być ciężarem siostrze, ale posiadała ją w odwodzie, przeto nie była wystawiona na ewentualność braku zupełnego i nie wiedziała, co znaczy gorączkowa niepewność jutra. Przytem miała przy sobie dziecko i nikt jej go odbierać nie myślał. Jakże mogła się równać z kobietą, której dzieje poznała? Była to nauczycielka, wypędzona za to, że miała śmiałość zostać matką. Zrazu, coprawda, tolerowano ją, pod warunkiem jednakże, że będzie ukrywała swe macierzyństwo, i ponieważ była w niełasce, wyznaczono jej posadę w zapadłej wsi, ostro zakazując mieć przy sobie dziecko. Ale zachorowało, ona zaś pośpieszyła doń, tajemnica została wykryta, a cnotliwa wieś urządziła sobie okrutną zabawkę. Oczywiście, władza zwierzchnicza usankcjonowała wymiar sprawiedliwości ludowej, wyrzucając na bruk dwie istoty, nieposłuszne kodeksowi. Tej to kobiecie odebrała Anetka lichą strawę! Wprawdzie nie chciała zgłaszać się na miejsce, o które tamta się starała. Ale wolano ją, dlatego właśnie może, że się o nie ubiegała z mniejszą usilnością i nie w takiej była potrzebie. Nikt sobie nic nie robi z głodnych. To też nieszczęsne, z któremi stawała do zwycięskiego współzawodnictwa, traktowały ją jak złodziejkę. Wiedziała, że postępują niesprawiedliwie, ale niesprawiedliwość jest pociechą ofiary tejże niesprawiedliwości. Anetka zapoznała się z walką najokropniejszą, walką robotników z robotnikami, wobec której niczem była walka z losem, okolicznościami, czy bogaczami, dla wydarcia im kęsa chleba.
Poznała najgłębszą nędzę, która dawała się zwłaszcza we znaki kobietom, jako wrażliwszym, a kobiety czasów onych niezdolne były jeszcze do organizacji. Wiodły walkę w sposób prymitywny, jedna przeciw drugiej i zamiast ulżyć swej nędzy, zespalając ją w jedno, mnożyły z dnia na dzień...
Mimo, że krwawiło serce Anetki, prężyła się w sobie, a w oczach miała błyski wesela i kroczyła obraną drogą, zaciekawiona nią, jako nowością, nie przestając myśleć o swym malcu, który jej złocił życie.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Franciszek Mirandola.