Dusza Zaczarowana/II/Część trzecia/2
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dusza Zaczarowana |
Podtytuł | II. Lato |
Część | trzecia |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | L’Âme enchantée |
Podtytuł oryginalny | II. L’Été |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część trzecia Cała księga II |
Indeks stron |
Odnalazłszy Anetkę, odnalazła Solange jednocześnie swoje dla niej uczucie i zakochała się w starszej koleżance. Wiedziała, jak wszyscy, o „niepoprawnym“ fakcie życia Anetki, ale będąc naprawdę dobrą, a przeto wolną od pruderji, nie wydała na nią wyroku potępienia. Oczywiście, nie rozumiejąc jej wcale, pewną była, przy swej bardzo sympatycznej skłonności do pobłażania, że Anetka stała się ofiarą, lub w każdym razie miała ważne powody uczynić, co uczyniła, ale to wszystko uznała za sprawę osobistą przyjaciółki. Odrazu potępiła sąd opinji, a zobaczywszy Anetkę i wywiedziawszy się o jej mężnej walce i zaparciu, zapłonęła do niej entuzjastycznym podziwem. Był to nowy szał, nie zostawiający miejsca na inne uczucia. Mąż, żywiony przez żonę uniesieniami, skorzystał ze sposobności, by rozczulić się nad wielkodusznością Anetki, Solange i swą własną (cóż bowiem może nam dać silniejsze wrażenie własnego dostojeństwa moralnego, niż podziw dla tych samych zalet innych). Małżonkowie rozpoczęli teraz z sobą wyścig na polu szlachetnych zamiarów. Nie sposób było zostawić w osamotnieniu tej biednej kobiety, ofiary niesprawiedliwości społecznej. Mouton-Chevallier poszli do Anetki, na piąte piętro, i zastawszy ja przy gospodarstwie, rozczulili się jeszcze bardziej, biorąc zresztą przytem jej chłód za podziwu godne dostojeństwo ducha. Zanim odeszli, wymusili na niej przyrzeczenie, że przyjdzie jak najrychlej wraz z synkiem wieczorem na całkiem poufną kolacyjkę.
Niewiele jej sprawiła przyjemności ta nawiązana przyjaźń, gdyż odrazu odczuła nudę. Długa samotność wyostrzyła jej węch i nie umiała po tak długiem odcięciu od świata wejść do niego ochotnie i odrazu, gdyż dolatywał ją trupi zapach z pod kwiatów. Nie czuła się dobrze w kwietystycznem środowisku Mouton-Chevallier’ów, a ich szczęście małżeńskie nie budziło w niej zazdrości. „Słodko, słodko... ach jakże słodko!“ powiada Molier. Nie... to nie dla mnie, pomyślała. Właśnie teraz trzeba jej było ostrych podmuchów życia.
Mogła być całkiem spokojna... słodka Solange sposobiła się już właśnie, by w tem zapośredniczyć.