Dwie sieroty/Tom V/XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Inspektor nie kazał sobie tego dwa razy powtórzyć.
Rozsiadł się wygodnie przy stole wyjął pugilares i na czystej ćwiartce papieru zaczął pisać ołówkiem:
„Bagnolet“. Sprawa doróżki № 13.
1. Widziałem pana Servan właściciela spalonego domu od którego otrzymałem bliższe objaśnienia co do Prospera Gaucher lokatora spalonej posesji. Tenże prosper Gaucher podlega lekkiemu zająkiwaniu się przyczem w jego twarzy objawiają się skurczenia podobne do tych jakie zauważyć można u byłego inspektora policji Théfera. Śledzić należy tegoż, postępowanie jego jest podejrzanem.
2. Dwóch ludzi służących u Prospera Gaucher odpowiadają rysopisom Dubiefa i Terremonda, dwóch fałszerzy monet którzy przed miesiącem uciekli z Clairvan. Prawdopodobnie oni to zabrali dorożkę № 13. Przy śledzeniu tych złoczyńców pamiętać, że Théferowi polecono przytrzymać ich przed kilkoma dniami i że nie dopełniwszy tego; tłumaczył się niemożnością odkrycia ich schronienia.
3. Znalazłem woreczek z fałszywemi pieniędzmi, oczywisty dowód, że Dubief i Terremonde byli przy pożarze.
4. Dwóch nieznajomych przyzwoitej powierzchowności poszukują w Bagnolet śladów jakiejś młodej kobiety uwiezionej w dorożce № 13 na dwie godziny przed pożarem, przypuszczam że dopuszczono się na niej zbrodniczego zamachu. Szukać tych nieznajomych.
Przez chwilę zamyślił się Plantade co pisać dalej, następnie, postawił nr. 5 i pisał. Zostawmy go nad jego notatkami, a przyjdźmy do Edmunda Loriot i Ireneusza Moulin, w chwili ich przybycia do szpitalu św. Antoniego.
∗
∗ ∗ |
Około godziny pierwszej w południe, przed bramę szpitalną zajechał wiejski wózek z budą z szaręgo płótna, zakrywającą przed oczyma przechodniów to, co się wewnątrz niego znajdowało.
Wieśniak siedzący na przodzie, widocznie się niecierpliwił.
Niezadługo na skręcie ulicy ukazał się Edmund z Ireneuszem. Ujrzawszy ich woźnica zeskoczył z wózka i pobiegł na ich spotkanie.
Gdyby obadwaj nadchodzący nie byli powiadomieni że Piotr Loriot przeistoczy się na ten dzień w wieśniaka, nie byliby go poznali.
— Kareta już czeka, — zawołał wesoło, — nie opóźniłem się ani na minutę.
— Zatrzymaj się pan, — odparł Ireneusz, — może pozwolą ci wjechać z wózkiem na podwórze.
Obawy Edmunda i Moulina o zdrowie Berty wcale się nie zmniejszyły. Wiedzieli oni wprawdzie że dziewczyna żyje, ale nie wiedzieli w jakim znajduje się stanie.
Zameldowawszy się w szpitalnej kancelarii uzyskali pozwolenie na wejście do chorej i na wprowadzanie wózka na podwórze.
Tuż przy drzwiach, przyjął ich doktór dyżurny.
— Co panowie sobie życzą? — zapytał.
— Przychodzimy zabrać chorą, umieszczoną na sali św. Anny, na łóżku pod 8 numerem.
— Czy panowie zamierzają nadal leczyć ją w domu?
— Tak panie.
— Zaprowadzę panów do niej natychmiast a jakkolwiek nie jesteście lekarzami, przekonacie się, że zabrać jej w tem stanie niepodobna.
— Czy jest tak źle?> — zapytał Edmund ze drżeniem.
— Bardzo niedobrze. Niewiem nawet czy panów rozpozna.
Dwaj przyjaciele zamienili pomiędzy sobą spojrzenie pełne rozpaczy, i postępowali za doktorem.
Wszedłszy na salę ujrzeli biedną Bertę spoczywającą na poduszkach. Miała zamknięte oczy, zdawało się że śpi.
Edmund z Ireneuszem zbliżyli się z niesłychaną trwogą.