Dziennik Serafiny/Dnia 25. Listopada

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 25. Listopada
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Dnia 25. Listopada.

Dziś przybyliśmy nareszcie do Herburtowa... Radca tajny oczekiwał na nas... Oskar zaledwie wysiadłszy z powozu i przywitawszy się z nim, wraz ze swoim Janem, poszedł oglądać niewiem doprawdy co, bo nie mogę pojąć, co by go gdziekolwiek interesowało... Zostaliśmy sam na sam z Jego Ekscelencją, która się przypatrywała mojej smutnej, pochmurnej twarzy. Ten rok, z roztrzepanego nieco dziewczęcia, uczynił mnie starą i znękaną. Musiał dojrzeć nawet z wyrazu moich rysów, jak dalece byłam nieszczęśliwą... Nie myślałam tego taić przed nim.
— Widzę, że podróż nie bardzo zdrowiu kochanej synowicy służyła, rzekł do mnie, wyciągając na słowo.
— Podróż — odpowiedziałam bez ogródki — podróż i zamążpójście zarówno, nie dały mi szczęścia, panie Radco. Na nic się dziś nie przyda skarzyć, ale mogła bym nad losem moim boleć... Znasz pan Oskara... więc mówić nie potrzebuję.
Radca był nieco zmięszany...
— Właśnie, żem go znał, zdało mi się, iż pani potrafisz uzyskać nad nim przewagę, poprowadzić go... i zapewnić sobie w domu położenie, jakie jej należy.
— Nawet gdyby Jana nie było, odpowiedziałam z uśmiechem, nie wiem, czy by to dla mnie kiedy okazało się możliwem. Na to potrzeba więcej — zaparcia siebie, zapomnienia o godności własnej, niżeli ja mogę ich wymódz na sobie. Jan, który znosi razy, potakuje fantazjom, służy dziwactwom i wyzyskuje słabości... może nim władać, nie ja... Oskar przy tem cierpi napady...
Radca mi nie dał dokończyć...
— Tak, rzekł — smutne to... nie przeczę, ale przecież ja i pani możemy przecież coś poradzić na to.
— Pan może, ja — wątpię. Wyczerpałam już i cierpliwość i siły... Stryj starał się mnie uspokoić i wrażenia te zatrzeć, zmilczałam... Prosiłam go tylko aby mi wyrobił na jutro konie do Sulimowa, bo bym chciała Matkę zobaczyć.
— Możeby lepiej prosić ją, aby tu przyjechała, rzekł Radca... Oskar przy obcych więcej się ma na baczności.
Zdaje mi się, iż domyślił się tajnej myśli mojej, postanowiłam bowiem wyjechać, i nie wracać. Co z sobą zrobię, nie wiem, ale z nim życie, zabiło by mnie... czuję to... Oskar wszedł, gdyśmy o tem mówili, że chcę Matkę odwiedzić. Radca mu o tem wspomniał.
— Prosiłabym na jutro o konie. Nie odpowiedział nic — dziko tylko spojrzawszy ku mnie... i ruszając ramionami.
— Możebyście jechali razem? wtrącił Radca.
— Oskarowi potrzeba odpocząć i rozpatrzeć się w domu — poczęłam żywo — pojadę sama...
— Niech pani jedzie sama... bąknął.
Zostawiłam ich ze stryjem, spiesząc do mojego mieszkania. Zawołałam zaraz sługę, aby pakować, zamknęłam drzwi na klucz. — Nie! nie wrócę więcej do Herburtowa... nie mogę. Zostanę u Mamy, pojadę do Wuja i do nóg mu się rzucę, aby mi pozwolił gdzie zamieszkać u siebie... tu — dla mnie śmierć... Opłaciłam nadto drogo to, co mi Oskar niegdyś przed ożenieniem, z porady stryja, ofiarował, abym nie miała prawa zabrać tego z sobą. Wieczorem więc zapakowałam moje klejnoty, trochę pieniędzy, jakie mi zostały, co mam najkosztowniejszego...
Tłumoki i kufry stały w gotowości około północy... Jutro... wyzwolenie! a! gdybym się już znalazła jak najdalej od niego, i zapomnieć! zapomnieć!...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.