Dziennik podróży do Tatrów/Podróż do Drużbak

<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PODRÓŻ DO DRUŻBAK.
26 Lipca 1832.

W tych dniach zaznajomiłem się z częścią Węgier, dawniejszym Spiżem, o ile z drogi i w drodze zaznajomić się z jaką okolicą można. Wszakże w jednym jéj miejscu przepędziłem kilkanaście dni. Winienem to dwóm kobietom, które dla zdrowia swojego potrzebowały kąpiel wapiennych które są w Drużbakach. Oprócz mnie było jeszcze dwóch męszczyzn. W takiém towarzystwie puściliśmy się do Drużbak.
Podróż to jednodniowa z Łopusznéj, droga bardzo ładna i w kilku miejscach mile mię zajęła.
Granicę Węgierską przebyliśmy we wsi Nowa Biała. Droga długo trzyma się Dunajca i w niektórych miejscach jest prześliczna. Oprócz Niedzicy, pod którą przejeżdża się, zachwycił mię widok Czerwonego Klasztoru. Leży on śród ogromnych lasów z téj strony Dunajca, a tłem jego są Pieniny na drugim już brzegu. Jest-to miejsce gdzie Dunajec ujęty jest w skały jak w kanał olbrzymi.
Przebyliśmy pasmo Tatrów Magórą. Wysokość jéj niepospolita; odznacza się szczególniéj silnemi wiatrami, tak silnemi, że porywają ludzi i bydło. Są to jednak chwilowe uderzenia ale bardzo niebespieczne.
Zatrzymaliśmy się w Podoleniu dla narady z tamtejszym lekarzem. Miasteczko Podoleniec jest miłe — słynie szkołami Księży Pijarów; z tego to miejsca rozlewa się oświata na kraj goralski, gorale najchętniéj oddają swoje dzieci do Podoleńca. Poznałem jednego z księży Pijarów, była to jedna z chwil miłych dla mnie w téj podróży: był w Polsce i dobrze mówi po polsku choć rodem z tamtych okolic; nadto przypomniał mi moje dzieciństwo szkolne, czas przepędzony w Międzyrzéczu Koreckim, gdzie także Pijarowie trzymali szkoły.
Na obiad stanęliśmy w Kezmarku. Jest-to jedno ze znaczniejszych miast w téj okolicy, i w saméj rzeczy pozór jego odpowiada stopniowi na jakim go stawiają. Ma wiele kamienic wcale porządnych. Tu przygrywała nam śród obiadu wędrowna muzyka Cyganów, którzy na Węgrzech słyną jako najbieglejsi muzycy. Granie ich bardzo mi się podobało, nadewszystko że wybierali nasze śpiewy, które dziś obiegają Europę. Tuż przy Kezmarku leży Zamek Tekełego, którego Sobieski pokonał. Jest on dziś pusty ale dobrze zachowany. Nie widziałem jeszcze w tym rodzaju nic tak ogromnego. Dość pojrzéć na niego aby mieć wyobrażenie o potędze tego co go zamieszkiwał. Ale najpiękniejszą rzeczą w Kezmarku jest widok na Tatry, a mianowicie na Łomnicę i Krywań — widziałem je stąd w całym ich ogromie, bo od Kezmarku aż do nich cała przestrzeń jest prawie płaszczyzną. Z téj strony można wejść aż na sam szczyt Łomnicy. Oddalenie, krótkość czasu swobodnego, nie dozwoliły mi schwycić tego widoku jakbym pragnął.
W dalszéj drodze ku Drużbakom co mię uderzało to ogromne wsie. Na Ukrainie tylko widywałem podobne. Są one przytém porządne, pokazują dobry byt mieszkańców. Lud jest Słowacki, dorodny, przystojny, i postawą i strojem mało się różni od gorali podhalskich. Uważa się także za lud goralski i zowie się Tatrańcami.
W późną noc przybyliśmy do Drużbak i stanęliśmy gospodą w głównéj oberży, na cały czas kąpiel naszych. Drużbaki, po niemiecku Rauschenbach, leżą w miejscu bardzo przyjemném, wzgórzystem, w sąsiedztwie gór coraz wyższych i rozległych lasów. Wieś ta, a szczególniéj dom gdzieśmy mieszkali, przez swoje położenie na wzniesieniu, ma rozległy i rozmaity widok, zamknięty wysokiemi wzgórzami.
Kąpiele Drużbak są dosyć znane: są to wody wapienne, używają ich w potrzebie wzmocnienia się. Dom nasz stał tuż przy sadzawkach z których ta woda rozprowadza się po łazienkach. Jest ich kilka; dosyć obszerne i bijące źródłami. Mnie zajmowały najwięcéj skamieniałe dokoła ich od ich wody trawy i rośliny; zajmowały mię tém bardziéj, że jeszcze w dzieciństwie słyszałem o takiéj wodzie, która w kamień obraca wszystko co w nią włożysz. — O! jak nieraz pragnąłem dostać téj wody aby utrwalić na zawsze kwiatek który mi się podobał, nie wiedziałem że w téj operacyi utraci największy swój wdzięk, bo barwę, i zostanie tylko kawałkiem wapna nakształt kwiatka. Dotknąłem się teraz tego cudu i oto jeszcze jedno miłe złudzenie dzieciństwa uciekło przed rzeczywistością! Próbowałem pić tę wodę w mocném pragnieniu, ale niemogłem, tak znalazłem odrażającym smak jéj słodkawy.
Kąpiele w czasie naszego pobytu były wcale nieliczne. Zaludniły się raz szczególniéj ale Szlachtą madziarską, którzy tam sprawili sobie łaźnię winem. Po raz-to piérwszy widziałem tę szlachtę w jéj naturze. Zdumiałem się nad jéj podobieństwem do naszéj szlachty, i to nie przez same tylko ogromne wąsy. Gdyby nie mowa obca, byłbym nieraz myślał że jestem na naszym jarmarku, śród mojéj braci jarmarkującéj.
Oprócz wód wapiennych były w Drużbakach inne wody ale wręcz im przeciwne bo zabijające. Od lat kilku zniknęły, zostały tylko po nich kotliny. Niewiedząc o tém, naraziłem się raz na rzeczywiste niebezpieczeństwo. Miejsca te leżą nieco o podal od mieszkań; w jednéj z moich przechadzek natrafiłem na dół, widzę w nim kilka dzieci z boku, przy nich zdechłe żaby i wróble, wszedłem na spód, położyłem się przy jednéj dziurze, poczułem jakiś zapach dosyć nawet przyjemny, przybliżyłem się ku dziurze, przytknąłem nos do niéj i poznałem że ten zapach stamtąd wychodził: nieumiałem sobie zdać sprawy z tego, zastanawiały mię tylko zdechłe żaby i wróble. Wróciwszy do domu opowiadam moje odkrycie; przestraszyłem wszystkich, — dopiéro dowiaduję się że te dziury, są to otwory źródeł arszenikowych, że w pewnych porach dnia wybucha z nich taki silny wyziew, że zabija ptaki przelatujące blisko w téj chwili, że co widziałem nieżywe to zginęło tym sposobem. Kiedy jeszcze woda była w tém miejscu, Zakonnica jedna z kapiących się poszła tam nogi wymoczyć, trafiła na porę wyziewu i padła trupem. Podziękowałem za ostrzeżenie, a razem miałem za złe tamtejszemu urzędowi, że nie obwaruje przystępu do podobnego miejsca.
Drużbaki będą mi jeszcze pamiętne burzą którą tam widziałem. Nadeszła ona wieczorem, jak noc najczarniejsza, i całe niebo zaległa i trwała godzin kilka. Mało podobnych burz widziałem i to na Ukrainie. Widok przerażający i zarazem okazały do nieopisania. Użyłem go do woli bo dom z jednéj strony ma galeryą krytą — tam się umieściłem przed dészczem. Był to grzmot i błysk nieprzerwany — światło błyskawic tak silne że jak w dzień widziałem góry najdalsze, drzewa na nich pojedyncze, wioski pod niemi; rozróżniałem kościół śród wioski. A wszystko śród ulewy dawno niezapamiętanéj w tych stronach. Ogromne też szkody poniosła ta okolica. Wszystkie prawie zboża były wytłuczone i z ziemią zmieszane; wszystkie drogi poryte potokami. Widzieliśmy to sami wracając w dni kilka z Drużbak. Przedstawiano mi tę burzę jako słabą próbkę burzy w górach, która całe lasy wali, całe skały rozdziera swoim grzmotem i stacza w doliny.
Wyjechaliśmy z kąpiel nie słabsi, nie zdrowsi jak przyjechaliśmy do nich. Mój czas przeszedł mi bardzo przyjemnie, a na de wszystko przybyło mi wyobrażenie o Ziemi Spiskiéj — i widok Łomnicy. Teraz jestem pewny że ją widziałem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.