Ekonomik (Ksenofont, 1857)/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ekonomik |
Data wyd. | 1857 |
Druk | N. Kamieński i Spółka |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Antoni Bronikowski |
Tytuł orygin. | Οίκονομικός |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Słyszałem téż raz rozmowę jego (Sokratesa) o zarządzie domowym następującej treści. Powiedz mi rzecze, Kritobulu, czy sztuka zarządzania domem jest nazwą jakiej umiejętności, jak sztuka lekarska, kowalstwo, ciesielstwo? Wydaje mi się, rzekł Kritobulos. Czyż, jako umiemy nazwać cel tychże sztuk, potrafimy również oznaczyć dążność sztuki zarządzania domem? Toć zdaje się, rzekł Kritobulos, iż rzeczą dobrego gospodarza jest należycie urządzić dom swój. Czyż nie potrafiłby on, rzekł Sokrates, i dom drugiego, gdyby mu go powierzył, a sam to zechciał, równie przyzwoicie urządzić, jako swój? znający się bowiem na ciesielstwie to samo umie zrobić drugiemu co sobie: pewnie więc może i gospodarz tak samo? Zdaje mi się, Sokratesie. Lecz czy wolno jest, rzekł Sokrates, znającemu tę sztukę, gdyby sam nie miał pieniędzy, urządzać dom drugiego za zapłatą, jak gdyby go budował? Na Zeusa[1], zawołał Kritobulos: wielką może brać zapłatę, jeżeli objąwszy zarząd domu potrafi spłacać zeń daniny, i jeszcze zwiększając dochód, pomnażać go. Pod domem zaś cóż rozumiemy? czy to samo co budynek? czy raczej wszystko, co ktoś zewnątrz tego budynku nabył, z nim razem dom stanowi? Mnie się jeszcze zdaje, rzekł Kritobulos, iż chociażby nawet nie znajdowało się w tém samem mieście, wszystko do domu się liczy, cokolwiek kto nabył. Czyż nie nabywają niektórzy i nieprzyjaciół? Na Zeusa! i wielu niejedni. Czyż więc powiemy, iż i nieprzyjaciele są ich nabytą własnością? Zaprawdę, rzekł Kritobulos, śmieszną byłoby, gdyby przymnażający sobie przeciwników, zyskiwał jeszcze na tem! Boć powiedzieliśmy, iż dom jest to nabytek. Na Zeusa, zawołał Kritobulos, jeźli ktoś co dobrego nabył; ale (na Zeusa) jeśli co złego, nie nazywam ja tego nabytkiem. Ty tedy zdajesz się nazywać nabytkiem to, co każdemu jest pożyteczne. Nieinaczej, rzekł: co bowiem szkodę przynosi, bardziej ja karą jak własnością być mienię. Gdyby zaś kto kupiwszy konia, nie umiał go użyć i spadłszy z niego szwank poniósł; czyż ten koń nie byłby jego własnością? Niebyłby, bo własność jest dobrém. Tym sposobem czyż nawet rola nie jest własnością dla tego człowieka, który tak ją uprawia, iż szkoduje na niej mimo swoją pracę? Nie jest nią ani ona, jeżeli zamiast żywienia, głód przysparza. Czyż w tem następstwie i bydło nie będzie własnością, gdy dla nieumiejętności obejścia się z bydłem szkodować ktoś na niem będzie? Zaprawdę, że nie. Ty więc, jak się zdaje, nazywasz własnością to co korzyć daje, co zaś szkodę przynosi nie uważasz za takową. Tak jest. Te same więc przedmioty, których szczegółowo umie użyć znawca, są, dla tegoż własnością; dla nieumiejącego zaś ich użyć, nie są, własnością. Jak naprzykład piszczałki dla umiejącego dobrze grać na nich, są własnością, dla nieumiejętnego zaś niczem innem, jak bezużytecznemi kamykami, gdyby ich nie sprzedał. To samo i nam się wydaje: dla sprzedających są te piszczałki własnością, dla niesprzedających zaś nie są nią, gdyż nie umieją ich użyć. W zgodzie więc, Sokratesie, postępuje nasza rozmowa, gdy ustanowiliśmy, iż to co użytek przynosi, własnością jest. Nie są nią bowiem piszczałki nie sprzedane, ponieważ się na nic nie zdadzą; są zaś takową, sprzedane. Do tego przydał Sokrates: rozumie się, jeżeli potrafi je sprzedać. Jeżeli je bowiem sprzeda takiemu, który ich znowu nie będzie umiał użyć, choć sprzedane, nie będą własnością podług twojéj mowy. Zdajesz się twierdzić, Sokratesie, iż nawet pieniądze nie są własnością, skoro ich kto nie umie użyć. A ty znowu w tem się zemną wydajesz zgadzać, iż to jest własnością, z czego kto korzyści doznawać może. Gdyby bowiem użył pieniędzy na to, aby, kupiwszy sobie naprzykład nałożnicę, przez tęż i na ciele i duszy i na majątku szkodował, jakżeż by mu wtenczas pożytecznemi były pieniądze? W żadnym względzie, chyba że i tak zwany blekot własnością nazwiemy, przez który kosztujący go pomięszanymi na umyśle się stają. Niechaj zatem, kto nie umie użyć pieniędzy, tak daleko je od siebie odpycha, o Kritobulu, żeby nie były już dlań własnością. Ale przyjaciół, jeżeli ktoś tak używać potrafi, iż pożytek z nich odnosić będzie, czemże być powiemy? Własnością, na Zeusa, rzekł Kritobulos, i to daleko ważniejszą niż woły, gdy pewnie pożyteczniejszymi są od wołów! Toć i nieprzyjaciele podług twojéj mowy własnością są dla umiejącego ciągnąć zyski. Zdaje mi się. Dobrego zatem gospodarza powinnością jest i nieprzyjaciół umieć używać, ażeby korzyści odnosił z nieprzyjaciół. Niezawodnie. Bo i widzisz, Kritobulu, ile domów prywatnych ludzi wzmogło się z wojen, i ile takoż domów panująch. Przcież to, rzekł Kritobulos, zdaje mi się, dostatecznieśmy wyłuszczyli, Sokratesie. Lecz jakże to zjawisko wytłomaczym sobie, gdy widzimy niektórych posiadających wiadomości i zasoby z których pomocą pracując, mogliby powiększyć swoje domy, a przecież spostrzegamy, iż tego czynić nie chcą, i że dla tego bezużytecznemi im się stają ich wiadomości. Czyż nie powiemy że i dla tych, wiadomości ich nie są własnością ani też nabytkiem? Czy o niewolnikach, rzekł Sokrates, zamierzasz ze mną teraz mówić, Kritobulu? Bynajmniej na Zeusa, rzekł, ale owszem o zdających się być bardzo wysokiego rodu pewnych ludziach, z których jednych widzę w posiadaniu wojennych wiadomości, drugich w dzierżeniu wiadomości pokoju, nie chcących jednak pracować niemi jedynie, jak mniemam, dla tego, ponieważ panów nad sobą nie mają. Jak to, rzekł, Sokrates, nie mieliby mieć panów, kiedy pragnąc być szczęśliwymi i chcąc czynić to, z czegoby pozyskali pomyślność, doznają w dokonaniu tego przeszkód owszem od rządców? Cóż to za jedni, rzecze Kritobulos, którzy niewidzialni rządzą nimi? Ależ na Zeusa, mówił Sokrates, nie są oni niewidzialni, lecz owszem bardzo widoczni. Że są, bardzo nikczemni, i tobie to nie jest tajnem, jeżeli nikczemnością mienisz być lenistwo, miękkość duszy i niedbalstwo. Są, przecie jeszcze inne pewne zwodnicze rządczynie, udające się za rozkosze, jako to gry w kości i zgubne społeczeństwa, o których w dalszym czasie sami uwiedzeni przekonywają się, że były raczej udręczeniami obwiniętemi z wierzchu w przyjemności; te ujarzmiwszy ich, powstrzymują od działań pożytecznych. Są jednak, rzekł, Sokratesie, inni, co nie doznają przeszkód od tych panów, ale owszem bardzo gorliwie garną się do pracy i wydobywania dochodów; a jednak niszczą majątki i różnym ulegają niepowodzeniom. Niewolnikami bowiem, rzekł Sokrates, są i oni, i to bardzo niegodziwych panów: jedni łakoci, drudzy wszeteczeństw, inni pijaństwa, inni różnych rodzajów głupiego i szkodliwego samolubstwa, co wszystko w tak okrutnych trzyma więzach ludzi, którymi zawładło, iż, dopóki ich widzą w rzeźwej młodości i zdolności do pracy, cokolwiek zapracują, znosić sobie i wyrzucać na własne żądze przymuszają; gdy zaś nieudolnymi już do zarobku ujrzą dla wieku zgrzybiałego, porzucają w haniebnej starości, i innych sobie ujarzmiać odchodzą. I nie mniej, Kritobulu, potrzeba walczyć z nimi o wolność swoję jak z tymi, co z bronią przybywają narzucać kajdany. Te wrogi jeszcze, kiedy prawi i zacni uczyniwszy niewolnikami niektórych, wielu już lepszymi być zmusili, nauczywszy ich roztropności i sprawiwszy im łatwiejszy żywot na przyszłość; owe zaś rządczynie nie przestają, sromocić ciał, dusz i domów ludzkich, dopóki tylko panują nad nimi.
- ↑ Zeus był najwyższym bożkiem starożytnych Greków; Rzymianie czcili go pod imieniem Jowisza (Jupiter).