<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Emigracja — Rok 1863
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1920
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Branka.

I jeszcze raz zwyciężył Wielopolski. Przekonał cesarza, że bez poważnych ustępstw w kraju wybuchnie powstanie. Więc niech cesarz wybiera, jeszcze pora.
Cesarz powstania nie chciał. Nie obawiał się samej Polski, ale nuż stanie w ogniu cały Zachód? Źle wyszła Austrja na włoskiem powstaniu i teraz głaszcze Węgrów, żeby byli zadowoleni, — tak samo trzeba z Polską. Bo któż może zgadnąć, czy Napoleon III nie da im pomocy, jak Włochom? — czy Anglja nie przypomni, że na kongresie wiedeńskim Polska uznaną była za królestwo konstytucyjne?
Lepiej nie wywoływać wilka z lasu.
Więc zgadza się na wszystko, daje rzeczywiście wiele. Jeśli burzę zażegnać można, to chyba ją zażegna.
Wielopolski jest naczelnikiem władz cywilnych, namiestnikiem książę Konstanty, brat cesarski.
Mówią o przywróceniu konstytucji, o zupełnej zmianie w stosunku rządu do Polaków, szepczą nawet o odzyskaniu Poznańskiego, o dążeniach Konstantego do korony...
I kraj dzieli się na dwa obozy: tak zwani „biali“ gotowi są przyjąć poczynione Polsce ustępstwa, pogodzić się z Konstantym, Wielopolskim, starać się uspokoić wzburzone umysły, zapomnieć krwi przelanej, i na razie przynajmniej utrzymać w kraju spokój.
Lecz „czerwoni“ nigdy się na to nie zgodzą. Nie chcą ustępstw, bo to chwilowa obłuda. Car dziś daje, jutro odbierze. Oni pragną niepodległości i walki. Wierzą, że lud powstanie, wierzą w pomoc Francji, a najwięcej we własne serca. Te im nie pozwalają uścisnąć ręki wroga.
Ale jak ją odrzucić? Wielka, wielka odpowiedzialność.
Jednak odrzucą. W pojednaniu z wrogiem właśnie widzą niebezpieczeństwo największe. To wyrzeczenie się niepodległości. Nie chcą sprzedać praw kraju za miskę soczewicy, precz z łaską carską! Niech odda wszystko, co zagrabił.
Odrzucono zgodę sztyletem. Spiskowiec Jaroszyński na rozkaz swej partji usiłował zabić księcia Konstantego, Ryll i Rzońca — Wielopolskiego. Wszyscy trzej ujęci i skazani na śmierć.
Ogół narodu zamachy potępił: sztylet nie jest bronią Polaka. Lecz spodziewano się ułaskawienia.
Akt łaski Konstantego zjednałby mu serca więcej, niż mamka Polka i syn Wacław; ułaskawienie byłoby dowodem, że rozumie i odczuwa ból narodu, a więc można mu ufać. Miał w ręku wielką moc, moc miłosierdzia.
Nie umiał z niej skorzystać. Ani książę Konstanty, ani Wielopolski, nie rozumieli, jak wielką jest chwila, nie rozumieli, że własny los trzymają w ręku. Zimnych serc cierpienie ludzkie nie wzruszyło.
Wyroki śmierci wykonano w sierpniu roku 1862. Trzy szubienice stanęły nieprzebytym murem między narodem a sędziami ofiar. Niema tu dla nich już żadnej nadziei. To była godzina upadku.
A oni idą dalej, nie wiedząc, co czynią.
Pozwolono obywatelom zjechać się w Warszawie i wyrazić otwarcie swe życzenia, a gdy się ośmielili wspomnieć o Litwie i Rusi, Zamoyskiemu, jako przywódcy, rozkazano wyjechać za granicę.
Daremnie Wielopolski wprowadza zmiany użyteczne, nikt z nich korzystać nie chce. Odsuwają się wszyscy od niego, ruch tajemny wzrasta, śledzić go musi zapomocą szpiegów. Co za okropne czasy!
Wtedy zły duch nasunął mu pomysł szatański: do wojska wszystkich spiskowych!
Ogłasza nowe prawo: uwalnia w tym roku od branki właścicieli ziemi, chłopów, czeladź dworską, a rekruta z miast weźmie, — bez losowania, podług ułożonej listy.
Noc z 14 na 15 stycznia 1863 r. Na ulicach Warszawy zwykła ciemność, rozpalono tylko ogniska na placach, gdzie obozuje wojsko, rozstawione na głównych ulicach Warszawy. Po całem mieście gęste i liczne patrole.
Do wskazanych domów wchodzą policjanci pod osłoną bagnetów. Straż przy bramie. Idą do wskazanych mieszkań i zabierają mężczyzn.
To branka. W taki sposób odbywał się pobór do wojska.
Zabranych podług listy prowadzono do ratusza, a stamtąd liczniejszemi oddziałkami pod konwojem do Cytadeli. Pobór ukończono nad ranem.
Zabrano przeszło 1500 mężczyzn, lecz z tych około 900 niezwłocznie musiano uwolnić. Zabrani byli „przez pomyłkę“.
Nic dziwnego. Branki się spodziewano, znaczna część młodzieży nie nocowała w domu, zabrano ich ojców i braci.
Gdzież oni, ci spiskowcy, skazani do pułków rosyjskich?
Mimo czujności straży, szpiegów i policji niema ich już w Warszawie, uszli w sąsiednie lasy i czekają. Lepiej tu zginąć z głodu albo od bagneta, niż gdzieś tam na obczyźnie, w walce z kaukaskim góralem czy Turkiem.
A Wielopolski jakby na szyderstwo ogłasza w urzędowym dzienniku, że młodzież chętnie wstępuje w szeregi i okazuje radość, iż kształcić się będzie w szkole porządku, jaką jest służba wojskowa.
To było kopnięcie nogą wszystkich uczuć narodowych.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.