Ewa (Wassermann)/Bose nogi/5
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ewa |
Podtytuł | „Człowiek złudzeń“: powieść druga |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance“ |
Data wyd. | 1920 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Hrabiego Maidanowa poznała w Trouville. Podczas gdy mu ją przedstawiano na promenadzie wybrzeża, widzowie-światowcy otaczali ją szerokim, nieruchomym kręgiem, a tylko dyskretny szept mieszał się z szumem morza.
Po powrocie chwyciła Zuzannę za ramię.
— Nie puszczaj mnie do niego! — szepnęła pobladła. — Nie chcę patrzeć w te oczy, nie chcę już nigdy spotkać tego człowieka.
Zuzanna przyrzekła solennie, nie wiedząc zgoła kogo się tak boi Ewa i powiedziała do sekretarza Mr. Labourdamonla:
— Elle est un peu folie, mais ce grain de folie est le meilleur de l'art.
Nazajutrz hr. Maidanow złożył wizytę i przyjąć go musiano.
Po hołdzie konwencjonalnym, do którego go uprawniało urodzenie, odwzajemniał się hołdem osobistym i szczerym.
Mówił rozwlekle, z trudem jakby i niedbalstwem zarazem dobierając słów. Często urywał w pół zdania znudzony i marszczył czoło. Dwie pionowe zmarszczki nadawały zresztą, twarzy jego stałe ponury wyraz. Uśmiech jego zaczynał się od skurczu warg, a tonął, jakby z porażenia mięśni, w szorstkiej, bezbarwnej brodzie.
Bez ogródek zmierzał do istotnego celu. Zazwyczaj jednak zarazem, występując osobiście, chciał dać osobie pożądanej dowód łaski.
Początkowe oszołomienie tancerki sprawiło mu zadowolenie. Strach w ludziach budził jego sympatję. Zakłopotał się jednak zaraz wobec niedomyślności i chłodu Ewy, słuchającej jego uprzejmych propozycyj. Otępiał, wydał znudzonym i poprosił o pozwolenie zapalenia papierosa.
Mówił o Paryżu, o posadzie w operze, potem umilkł i siedział, jakby miał całą wieczność przed sobą. Gdy w końcu powstał dla pożegnania, zdawało się, że śpi idąc.
Aż do wieczora chodziła Ewa po pokoju skrzyżowawszy ramiona. W nocy chwytała książki, nie czytała ich jednak, roztrząsała rzeczy zgoła obojętne, zadzwoniła na Zuzannę, by ją dręczyć, napisała list do Iwana Beckera i podarła zaraz, a w końcu narzuciwszy płaszcz wyszła, mimo nawalnego deszczu na terasę hotelu.
Maidanow ponowił wizytę, a Ewa dała mu do poznania, we właściwym punkcie rozmowy, że nadzieje jego są złudzeniem. Spojrzał leniwo, z pod oka i zdecydował się na uśmiech. Wargi mu zadrżały, a potem skonało wszystko w bezbarwnej brodzie. Zmarszczone czoło, zdawało się mówić: — Cóż to za głupota!
Nagle wytrzeszczył oczy. Wyglądał niesamowicie. Ewa wyciągnęła szyję wyczekując co nastąpi, a palce jej rąk rozwarły się.
On zaś rzekł:
— Ma pani rączki tak piękne, jak żadna ze znanych mi kobiet. Na ich widok zbiera ochota wziąć je w swe dłonie.
W trzy godziny potem opuściła Trouville wraz z Zuzanną i Mr. Labourdemontem. Pojechała do Brukseli, gdzie przebywał Iwan Becker.