Ewa (Wassermann)/Zanim pęknie srebrna nić/6

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jakób Wassermann
Tytuł Ewa
Podtytuł „Człowiek złudzeń“: powieść druga
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
6.

W dzień Trzech Króli przybył do Christiansruh Randolf von Stettner, wraz z kilku przyjaciółmi. Zapowiedzieli swój przyjazd telefonicznie, a pozbawiony tak długo towarzystwa Krystjan powitał ich ochotnie i ugościł. Miłym był zawsze Randolf. Wraz z nim przybyli dwaj towarzysze, baron Forbach, kapitan v. Griesingen, oraz młody docent dr. Leonard, który właśnie odbywał roczną służbę w bońskim pułku huzarów i był również w uniformie. Krystjan znał go z komersów korporacji Borusów.
Uczta była wyśmienita, potem zaś równie wyśmienite cygara i napitki.
— Z wielkiem zadowoleniem spostrzegam, że nie gardzisz jeszcze powabami życia! — rzekł Randolf v. Stettner do Krystjana.
Kapitan v. Griesingen westchnął:
— Któż mógłby gardzić tem, co nas tak uroczo wabi i tak nieodpornie pociąga! Wszystko jest godne pożądania, kobiety, konie, wino, władza, sława, pieniądze, miłość. Pewien jubiler we Frankfurcie, Dawid Markuse, nabył i ma na sprzedaż djament, który podobno kosztuje przeszło pół miljona marek. Nie kusi mnie on, coprawda, ale rzeczy te w każdym razie istnieją, są w posiadaniu ludzi i dają im szczęście.
— To djament Ignifer, — zauważył dr. Leonard — prawdziwy awanturnik pośród drogich kamieni.
— Ignifer, to miano odpowiednie dla djamentu, — — dodał Randolf — czemuż atoli mówisz pan o nim tak znacząco? Czemże wyróżnia się z pośród podobnych sobie, poza ceną. Żaliż miał niezwykłe losy?
— O tak, — odparł dr. Leonard — zaprawdę niezwykłe. Znam przypadkowo szczegóły, bowiem jako zamiłowany mineralog zajmuję się także czasem klejnotami.
— Opowiadajże pan! — zawołali młodzi oficerowie.
— Nabywca Ignifera dowiódłby, zaiste, wielkiej odwagi! — zaczął dr. Leonard. — Pierwszą jego posiadaczką była, jak to jest dowiedzione, pani de Montespan, zaraz potem odtrącona przez króla. Potem przeszedł w posiadanie Marji Antoniny. Ważył wówczas dziewięćdziesiąt pięć karatów. Czasu rewolucji skradziony, ukazał się dopiero w pięćdziesiąt lat później, rozłupany i ważył jeszcze tylko sześćdziesiąt karatów. Nabył go Anglik, Tomasz Horst, który skończył samobójstwem. Spadkobiercy sprzedali go do Ameryki, pewna nosząca go dama Mrs Melnecorst została podczas balu uduszona przez szaleńca. Potem kupił Ignifera książę Aleksander Czernyszew, zawiózł do Rosji i podarował, kochance swej, śpiewaczce. Zastrzelił ją w biały dzień, na ulicy drugi kochanek, książę zaś padł od kuli nihilisty. Kamień dostał się potem do Paryża, a sułtan Abdul Hamid kazał go kupić dla faworytki swojej. Została ona otruta, zaś los sułtana znany jest. Po rewolucji tureckiej powędrował Ignifer z powrotem na Zachód i znowu na Wschód, gdyż nabywca jego, niejaki Tavernier pojechał do Indji. Stracił życie podczas rozbicia okrętu pod Singapore. Długo myślano, że djament zginął wraz z nim. Rzecz się miała atoli inaczej. Klejnot zdeponowano w jednym z banków kalkuckich. Teraz wrócił znów do Europy i był na sprzedaż.
— Musi w nim siedzieć zły duch — powiedział Randolf — i wyznaję, że nie mam nań wcale ochoty. Nie jestem zgoła zabobonny, ale w tym przypadku fakty są tak przekonywujące, że zadają kłam najszczytniejszemu skeptycyzmowi.
— Cóż to znaczy, jeśli kamień jest piękny, niezrównanie piękny! — rzekł Krystjan, a twarz jego przybrała wyraz uporu i zadumy jednocześnie. Mówił nie wiele, chociaż rozmowa skierowała się na inny temat.
Nazajutrz po południu wziął auto i pojechał do Frankfurtu na Hochstrasse, gdzie miał swój magazyn jubiler, Dawid Markuse.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jakob Wassermann i tłumacza: Franciszek Mirandola.