<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ewunia Tom II |
Podtytuł | Opowiadanie z końca XVIII wieku |
Wydawca | „Ziarno” |
Data wyd. | 1913 |
Druk | E. Szyller |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Nazajutrz rano Sieboń miał być odprawiony do miasteczka, i już się na furkę pod stajnią wdrapał, gdy go pod dwór piękna panna Julja przywołała. Garbus, któremu się nie trafiało by go tak piękne oczy wabiły i tak miły głosik się domagał, o mało nie spadł z furki, chcąc stawić się najrychlej na rozkazy. Piękna panna trzymała w ręku książeczkę podartą i powiązaną sznurkami, ale znać dla bezpieczeństwa, aby się nie roztrząsnęła przez drogę, przypieczętowaną.
— Przepraszam pana — rzekła do Siebonia — wszak pan podobno w jednym domu mieszka z panem Sykstusem Warką.
— A tak, proszę pani, a tak.
— Uczyń że mi tę grzeczność, to taki roztargniony, nieznośny chłopak, że nigdy nie pamięta co przyrzecze. Natrzyj mu pan uszy dobrze! Obiecał mi moją Heroinę Chrześcijańską kazać oprawić, jeszczem mu rozpowiedziała gdzie, co, jak, kędy biały papier... Miał ją z sobą zabrać, ale taki to pędziwiatr, dałam mu na to nawet pieniądze, pojechał i nie wziął.
Sieboń, przyjmując książkę z rąk panny, ruszył nie ramionami, ale garbem.
— O! już niech panienka będzie pewna, że ja mu oddać nie zapomnę.
— Ale proszęż pana nie zgub i nie roztrząś, bo tam są zakładki i obrazki.
— Zaraz chowam, ot tu — rzekł Sieboń, pakując książkę za opończę — i dziś mu ją wręczę.
— A dobrze mu pan nagadaj, że taki niegrzeczny. Jak to można przyrzec i niedotrzymać.
— Wszak ci to zbrodnia, tak pięknej osobie uchybić! — ozwał się garbus, w uniesieniu zapatrując się w oczy Julki, która go całkiem wzrokiem prześwidrowywała, jak dzieci chrząszcze nadziewają na szpilkę. Musiała dziewczyna mieć w tem jakieś rachuby, bo sama marzła i jego trzymała niepotrzebnie na mrozie, i śmiała się mu ząbkami białemi, aż garbusowi mdło się robić zaczynało.
— Jakże się pan nazywa? — spytała.
— Sieboń! do usług panienki.
— A! to dobrze! pan tu będziesz posyłany od Żółtkiewicza, a my mamy tysiące interesów do miasteczka, więc po dobrej znajomości poproszę. Ale zajdź-że pan, gdy tu będziesz, do garderoby na kawę. Wszak ci to nie grzech. Pewna jestem, że pan nam lepiej usłużysz, jak ten trzpiot Warka, który nigdy nie dotrzymał słowa.
— O! pani! — zawołał Sieboń — wolałbym życie stracić.
Panna Julja zasłoniła sobie czegoś usta, poczęła się śmiać, wyciągnęła mu białą rączkę, którą on pocałował i — uciekła. Garbus jeszcze raz zapewniwszy się, że Heroinę ma w zanadrzu, uszczęśliwiony powrócił do wozu.
— Ha, no! — rzekł w duchu, — nie dziwuję się Warce, że głowę postradał przy tak pięknych pannach. Jam tu ich trzy widział, a niewiedzieć którą wybierać.
Heroina tedy pojechała do miasteczka, pielęgnowana starannie przez drogę. Było już późno w noc, gdy Sieboń się dostał do domu, a tego dnia do Żółtkiewicza już iść było nie można, przespał się więc w gospodzie, i jak dzień, pośpieszył na górę. Tu zastał Sykstusa nad papierami już i razem przy czarce mleka. Sieboń był w najróżowszym humorze. Ledwie zrzuciwszy opończę siadł, i uściskawszy towarzysza, rzecze:
— Widzisz, kochanku, jaki to z ciebie trzpiot i pędziwiatr. W Górze ci nie mogą przebaczyć tego; panna Julja, ta piękna czarnooka panna Julja sama wybiegła za mną, nakazując mi, abym ci porządną za zapomnienie dał burę. Jakże to można przyrzekłszy najuroczyściej zabrać książkę do oprawy, potem o niej zapomnieć i porzucić.
To mówiąc, dobył z opończy książkę starannie usznurowaną. Gdyby był patrzał na Sykstusa, byłby się zapewne zdziwił wyrazowi twarzy, który nie skruchę, ale jakby zdumienie i radość chował. Warka pochwycił żywo książkę i począł ją na wszystkie strony oglądać.
— A! prawda! — zawołał — zupełnie zapomniałem!
— To też się panna Julja srodze gniewała — dodał Sieboń.
— Winienem — mruczał Sykstus, w ręku ściskając książkę — winienem.
— I to pewno nie pierwszy raz — dodał garbus, — bo wszystkie panny się teraz cieszą, że ze mnie będą miały lepszego i pilniejszego posłańca.
Już się miał puścić w opisy swej bytności w Górze uszczęśliwiony garbusek, gdy Wawrowa zawołała przeze drzwi.
— Ot to pięknie! Jegomość wstał, a Sieboń się wygrzewa przy piecu i nie idzie mu odraportować. Jeszcze go prosić trzeba i stare nogi po schodach za nim dźwigać.
To mówiąc stuknęła drzwiami, a garbus zerwał się by zbiedz na dół.
Zaledwie za drzwi wybiegł, gdy Sykstus, jakby na to tylko czekał, pochwycił Heroinę i sznurki porozrywał.
Stara książka pobożna w istocie, wiele ratunku introligatora potrzebowała, każda stronica jej bowiem samopas chodziła, a niektóre z nich paluszkami pobożnemi na rożkach były wytarte, i pobrukane niebezpiecznie. Sykstus nie przypatrywał się tak bardzo szanownej księdze, ale zdawał się w niej szukać czegoś, miał przeczucie że w niej znaleźć coś musi.
Jakoż nie omyliła go nadzieja, obok mnóstwa zakładek białych, na nabożeństwie do Opatrzności zasunięty był kawałek papieru, dosyć nieforemnie, ale dla oka młodzieńca jakby złotemi literami napisany. Krzywo, z pośpiechem, bladym atramentem, stały na nim te słowa:
„Kto ufa, zbawion będzie, kto wytrwa, ten będzie szczęśliwy.
„A gdy nieprzyjaciele otoczą i zdrajce sieci zastawią, nie trzeba tracić serca. Bo kto miłuje, ten dla Racheli cierpi i czeka, i służy, i choćby lata przeszły, nie wątpi, iż Opatrzność dwa serca sobie życzliwe połączy“.
Niżej dosyć niewyraźnie i jeszcze pośpieszniej dopisano: „Ewa nie zdradzi.“
Sykstus co najśpieszniej kartę drogą chował za żupan, który zaraz zapiął na wszystkie guziki, a książkę przerzuciwszy już nadaremnie, bo więcej w niej nic nie było, związał i położył na stoliku. Gdy Sieboń powrócił, zastał go nad papierami zajętego przepisywaniem jak najpilniejszem, chociaż przypatrzywszy się pilniej, byłby dostrzegł, iż na podłożonym kawałku papieru kreślił tylko bujne litery E... w różnych powtarzane kierunkach.
∗ ∗
∗ |