Fantazyja d-ra Ox/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Fantazyja d-ra Ox |
Wydawca | F. Stopelle |
Data wyd. | 1876 |
Druk | J. Korzeniowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Une fantaisie du docteur Ox |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czytelnicy wiedzą już że pan burmistrz miał córkę pannę Suzel, ale najdomyślniejszy z nich nie odgadł, że radny Niklausse miał syna Franciszka. Choćby zresztą trafił się ktoś tak sprytny, to nic go dotąd nie upoważniło do przypuszczeń, iż pan Franciszek jest narzeczonym panny Suzel. Młodzi ci ludzie byli jakby dla siebie stworzeni i kochali się tak jak się kochają w Quiquendonc.
Stąd wszakże wnosić nie można, iżby młode serca nie biły gorąco w tej osobliwej miejscowości. Nie, tak źle znowu nie jest. Żenią się tu jak we wszystkich innych miastach całego świata, ale biorą się do tego pomału i uważnie. Przyszli małżonkowie studyjują się tu przedewszystkiem wzajemnie przez lat przynajmniej dziesięć.
Dziesięć lat czyż to tak wiele, gdy idzie o ważną sprawę, o połączenie się na całe życie? Uczyć się potrzeba lat dziesięć aby zostać inżenierem, doktorem, adwokatem albo radcą prefektury, a czyż dla nabycia wiadomości na męża nie potrzeba się wielu bardzo rzeczy nauczyć? Mieszkańcy Quiquendoncu mają zatem słuszność iż się badają tak długo i gdy słyszą jak gdzieindziej sprawy matrymonialne układają się w ciągu kilku miesięcy, mówią o tem z politowaniem wzruszając ramionami. Był wypadek iż przed piędziesięciu laty trafiło się w Quiquendonc małżeństwo po dwóch latach znajomości zawarte, ale też złe z tego pośpiechu wyniknęły następstwa.
Franciszek Niklausse kochał Suzel van Tricasse wiedząc iż ma jeszcze dziesięć lat na to, aby posiąść przedmiot ukochany. Raz na tydzień o jednej i tej samej godzinie odwiedzał Suzel; szli razem na przechadzkę nad rzekę Vaar, on z wędką na ryby, ona z kanwą do haftu na której pięknemi paluszkami prześliczne wyrabiała rzeczy.
Potrzeba tu nadmienić iż Franciszek miał lat 22, ładne oczy, ładne wąsiki i głos sympatyczny.
Suzel była blondynką, lat 17 i pasyjami lubiła się patrzeć na łowienie ryb na wędkę. Nie osobliwa to zabawka ale lubił ją młody Niklausse, bo się z jego usposobieniem zgadzała. Cierpliwy jak wół patrzył wzrokiem nieco rozmarzonym na wabik, pływający na powierzchni wody, a gdy po dziesięciogodzinnem wyczekiwaniu wyciągnął małą płotczynę, był już zadowolonym zupełnie.
Dnia o którym mowa przyszli małżonkowie, właściwiej zaś państwo narzeczeni, siedząc na brzegu zabawiali się jak zwykle. Suzel haftowała, Franciszek zarzucał wędkę to na prawo to na lewo a płotki krążyły w wodzie wymijając haczyk starannie.
— Zdaje mi się że „bierze,“ odzywał się niekiedy Franciszek do młodej dziewczyny, nie patrząc na nią jednak wcale.
— Czyż tak? odpowiadała Suzel zaprzestając na chwilę haftu i wlepiając spojrzenie w wędkę narzeczonego.
— Na nic się zdało, mówił następnie Franciszek, omyliłem się widocznie.
— No, no, to teraz bierze na pewno, mówiła Suzel swoim czystym i miłym głosikiem, tylko uważaj i wytrzymaj jak się należy. Zawsze się pośpieszysz o kilka sekund i sam zawsze wszystko popsujesz.
— To może mię wyręczysz Suzel, daj mi więc kanwę spróbuję czy się umiem sprawiać przy igle.
I młoda dziewczyna brała wędkę drżącą ręką a młody chłopak zaczynał przesuwać igłę po maleńkich oczkach kanwy. I tak otóż całemi godzinami gruchali sobie szczęśliwi a serca ich uderzały silniej, jak tylko spławik wędki poruszył się silniej na wodzie.
Słońce miało się ku zachodowi, ale pomimo połączonych usiłowań panny Suzel i pana Franciszka ani jednej płotki wziąć się nie dało.
— Będziemy szczęśliwsi innym razem, pocieszała Suzel, gdy młody rybak zwijał przyrząd rybacki.
— Nie trzeba nigdy tracić nadziei, odpowiadał na to Franciszek, i zabierali się do powrotu w najgłębszem milczeniu.
Skoro stanęli na progu domu burmistrza, Franciszek rzekł do narzeczonej:
— Ale to Suzel zbliża się nasz dzień uroczysty.
— A wiem o tem Franciszku, odpowiedziała panna Tricasse i spuściła oczki na dół.
— To już za sześć lat niespełna......
— Do widzenia, przerwała zakłopotana Suzel, i gdy drzwi za sobą zamknęła, syn radnego krokiem równym i spokojnym wracał pod dach ojcowski.