Filantropka/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Filantropka |
Podtytuł | Romans bez końca |
Pochodzenie | „Kolce“, 1875, nr 46 |
Redaktor | J. M. Kamiński |
Wydawca | A. Pajewski i F. Szulc |
Data wyd. | 1875 |
Druk | Aleksander Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czytano w Kurjerze następujący artykuł:
„Znana z dobroczynnych uczynków pani Piotrowa z Grdulskich pomiędzy licznie zebranemi gośćmi w uroczystym dniu imienin zebrała składkę około 150 rubli wynoszącą, i posłała takową do naszej redakcji dla rozdzielenia pomiędzy wstydzących się żebrać!“
Wprawdzie „Kurjer“ przemilczał o tem, że sama szanowna solenizantka nie złożyła złamanego szeląga do owej składki, ale część inicyatywy do niej należała... Była ogłoszoną w Kurjerze... była bohaterką chwili...
Podobało się to poczciwej staruszce, bo bądź co bądź sława jest rzecz ponętna dla wszystkich bez wyjątku, każdy jej pragnie, począwszy od roznosiciela Gazety Handlowej, aż do autora pięcioaktowej tragedji w dwunastu odsłonach ze strzałami pod tytułem Bombardo Bombardini... Dlaczegóżby serce wdowie miało być obojętne na jej powaby?
Ale obok tej żądzy szlachetnej, w romantycznej duszy pani Piotrowej, tkwiła jeszcze jedna namiętność... lubiła pasjami gotówkę, nie chciała się z nią rozłączać, a cnota oszczędności zrosła się nierozdzielnie z jej naturą.
Lubiła miły pieniądz, bo i któż go nie lubi, gdy zań mieć może ziemię, wodę, ogień i powietrze i wszystko co z tego świata jest... a nawet ludzie pieniężni i na tamten świat z większą ostentacją, aniżeli chudo pachołkowie wjeżdżają...
Dlatego też filantropijne czyny pani Piotrowej nacechowane były tą wysoką cnotą, która jest królową wszystkich innych cnót, i szanowna dama umiała tak prowadzić interesa ubogich, że gdy z kieszeni bliźnich szły ruble, ona składała na srebrej tacy miłosierdzia... tylko wytartą, miedzianą wdowią kopiejkę. . . . . . .
Takim sposobem nie ponosząc znacznych wydatków, zasłynęła szeroko jako dobrodziejka ludzkości, a nazwisko nieboszczyka pana Piotra, z dodatkiem nèe Grdulska, figurowało na protokułach posiedzeń przeróżnych bractw, zgromadzeń, stowarzyszeń i konfraterni...
W Salonie pani Piotrowej odbywały się tak zwane sesje filantropijne, a raczej gospodyni domu chodziło głównie o to, aby na tych zebraniach było więcej głosów męzkich, niż żeńskich, więcej młodych, aniżeli starych.
Chodziło jej oto dlatego, że w sercu jej pod popiołem dewocji, tlało gorące zarzewie wdowiego uczucia, o którem obszerniej było w poprzedzającym rozdziale powiedziane...
Potrzeba było tylko małego dmuchnięcia, aby z tego zarzewia rozniecić pożar straszliwy, o szerokiej purpurowej łunie, i snopach iskier ognistych...