<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Matuszewski
Tytuł Filozofja Jasełek
Podtytuł (Fragment krytyczno-historyczny).
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
FILOZOFJA JASEŁEK.
(FRAGMENT KRYTYCZNO-HISTORYCZNY).


Chcąc wykazać całą śmieszność ludzkiego bytu, dowcip wymyślił widowisko marjonetek, którego główny aktor jest warjatemu. Czyżby Swift miał słuszność? Czyż rzeczywiście pod drewnianą maską jasełkowego bufona kryje się tylko szaleństwo i pustota? Prawda, że na zachodzie Europy teatr ruchomych lalek zadawalniał potrzebę zabawy: królowie posiadali turnieje i balety, lud miał figurki skaczące; monarchowie utrzymywali na swoim żołdzie Tribouletów i Chicotów, nadworne błazny tłumu noszą niemniej głośne i sławne imiona: Poliszyneli, Hanswurstów i Punchów. Jak wesołkowie książąt, tak i trefnisie ludowi mieli pewne przywileje, pewną swobodę myśli i języka. Żartownisiom ludowym wolno nawet było daleko więcej, bo, jako figury fantastyczne, stali oni ponad rzeczywistością, a zatem i po nad słuchaczami, których mogli bezkarnie wyszydzać. Łatwiej zresztą obrzucać obelgami stugłową bezimienną hydrę tłumu, niżeli osobę pojedyńczą, a w dodatku potężną. By mieć atoli prawo do mówienia komuś gorzkich słów prawdy, należy dowieść, że się go kocha, że się go gryzie sercem, nie wątrobą.
Takim bywał stosunek trefnisiów do królów w dziejach i poezji. Dość wspomnieć cesarza Maksa i wiernego a dowcipnego Kunza von Rosen, Zygmunta Augusta i Stańczyka i t. p. Z kreacji poetycznych zasługują na uwagę błazen w „Królu Lirze“, oraz Nik w „Marji Stuart“. Każdy z nich kocha swego pana do tego stopnia, że utożsamia się z jego osobą, żyje jego życiem i gotów jest umrzeć za niego. Stosunek błaznów ludowych do ich władcy, tłumu, jest w istocie swojej ten sam. Nie ma tu, naturalnie, mowy o rzeczywistej miłości, boć drewniana figurka, poruszana palcami chciwego na grosze szarlatana, kochać i poświęcać się nie może; pomiędzy postaciami jasełkowemi a ludem, który je stworzył i któremu one, szydząc zeń, przypodobać się pragnęły, istniał jednak silny węzeł idealnej sympatji. Patrząc na zabawne skoki i słuchając drwin, wygłaszanych przez marjonetki, lud odczuwał instyktownie, że te ruchome karykatury, to krew z krwi, a duch z ducha jego. Był to stosunek twórcy do stworzonego przedmiotu, ojca-prostaczka, do dowcipnego syna urwisa, który, aczkolwiek mądrzejszy od wyśmiewanego rodzica, przypominał go charakterem, oraz ogólnym nastrojem i kierunkiem umysłu. Syn ten nie wyparł się nigdy swego nieokrzesanego życiodawcy i zawsze bronił spraw jego w walce z wyższemi stanami. Nie mamy tu na myśli walki bezpośredniej, w formie otwartej satyry i krytyki, chociaż i to wielką w dziejach marjonetek odegrało rolę i niemało im przysporzyło sympatji, pragniemy sięgnąć nieco głębiej, do samego jądra charakterów jasełkowych, które u wszystkich typów, począwszy od włoskiego Pulcinelli, a skończywszy na perskim Keczel-Pehlewanie i Ranginie indyjskim, jest jedno i to samo. W głębi każdego z tych charakterów tkwi, ujawniając się mniej lub więcej silnie, nienawiść do więzów, narzuconych jednostce przez społeczeństwo. Cokolwiekbądź bowiem uczeni powiedzą o naturze i pożytku społeczeństwa, faktem jest jednak, że człowiek, zwłaszcza ubogi, należąc do danej gromady socjalnej, dość drogo opłaca korzyści, jakie od niej w zamian otrzymuje.
Dzisiaj cala ta kwestja sprowadza się głównie do podległości ekonomicznej, dawniej atoli dołączało się do tego wiele jeszcze innych czynników. Krępowany tysiącem przepisów i postrachów przez kościół, ugniatany przez panów, wyzyskiwany przez zwierzchność, lud, aczkolwiek pobożny i lojalny, musiał instyktownie nienawidzieć społeczeństwa, które go traktowało gorzej, niż roboczego wołu. Że uczucie podobne wrzało zawsze w sercu tłumów, świadczą perjodyczne bunty, żakerje, wojny chłopskie i inne, tak częste na Zachodzie wybuchy, dążące do zupełnego zerwania wszelkich, nietylko państwowych i kościelnych, ale i najpierwotniejszych społecznych więzów. Ta rzesza maluczkich, nienawidząca wielkich tego świata i usposobiona wrogo względem wszystkiego, co przez nich i ich przodków ustanowionem zostało, musiała się cieszyć, widząc, jak Punch, lub Poliszynel drwił sobie z praw i instytucji społecznych, tłukł kijem przedstawicieli władzy i sprawiedliwości, a wieszał katów. Był to odwet in effigie, symboliczna żakerja, której widok uspakajał naprężone nerwy plebejusza, i, za pomocą wybuchów śmiechu, uwalniał zbolałe serce jego od nadmiaru nienawiści i goryczy. Panowie trzymali błaznów, by odpędzać przesyt i nudę, lud zaś szukał u swoich trefnisiów pociechy w strapieniu. Jeżeli go dręczyły kłopoty domowe, jeśli miał długi, lub był przykuty nierozerwalnym łańcuchem sakramentu do niedobranej i kłótliwej towarzyszki życia; gdy mnich go straszył ogniem wieczystym, a państwo łucznikami i torturą: biedny nędzarz pocieszał się, patrząc, z jakim humorem, werwą i łatwością rozwiązuje Poliszynel kwestje pieniężne, rodzinne i społeczne i jak sobie daje radę nawet z odwiecznym wrogiem rodzaju ludzkiego, szatanem. Czem jest Faust w zakresie wyższego duchowego życia, a Don Juan w dziedzinie gwałtownych uczuć i namiętności, tem był Poliszynel w sferze niższych, zwierzęco-ludzkich instynktów w kole zwykłego, powszedniego bytu wraz z jego miljonem drobnych, codziennych, głupich, ale zabijających swą masą trosk i kłopotów. Jak tamci tytani, dążąc do ideału bezwzględnej swobody myśli i serca, starali się skruszyć szranki krępujące ludzkość, tak karykaturalny ich kolega z budy jarmarcznej pragnął rozluźnić, za pomocą śmiechu i pałki sękatej, ciasny okrąg warunków nędznego mieszczańskiego żywota. Na jednym punkcie nawet humorystyczny bohater jasełek przewyższał poważnych herosów tragedji i opery, gdy ci ostatni bowiem, nie dopiąwszy celu swych dążeń, ginęli, zgnieceni żelazną dłonią konieczności, Poliszynel, obrzuciwszy ludzi i djabła gradem obelg i razów, wychodził z walki zwycięsko, nie tracąc ani na chwilę fantazji i dobrego humoru. Im stosunki po między społeczeństwem a ubogą jednostką mniej były naprężone, t. j. im mniejsze potrzeby posiadał człowiek i im łatwiej je zadawalniał, tem łagodniejszym charakterem odznaczał się marjonetkowy jego ulubieniec. Neapolitański Pulcinella np., bohater zadowolonych z życia lazaronów, jest tylko wesołym egoistą, nic więcej. Bardziej na północ, gdzie warunki klimatyczne utrudniają bytowanie, charakter głównych jasełkowych typów staje się coraz złośliwszym, dosięgając wreszcie szczytu w postaci okrutnego, jak Ryszard III, a rozpustnego, jak Falstaf, Puncha angielskiego. To nie szaleniec, jak mniemał Swift, lecz uosobienie destrukcyjnych żywiołów, drzemiących w łonie mas.
U nas takie typy powstać nie mogły, bo nie miał ich kto tworzyć. Stan trzeci nie istniał prawie wcale, lud wiejski zaś, który się głównie jasełkami zajmował, zbyt był oddalony od ognisk oświaty i ruchu politycznego, zbyt przygnieciony poddaństwem, by śmiał i mógł oponować satyrą i humorem przeciwko ustalonemu porządkowi rzeczy. To też polski teatr lalek, wziąwszy początek w tem samem, co każdy dramat, t. j. liturgicznem źródle, zatrzymał się na przejściowem, świecko-religijnem stadjum „szopki“, i żadnych wybitnych typów nie wytworzył, poprzestając na naiwnem wyśmiewaniu chłopskiej głupoty, babskiej kłótliwości i żydowskiego żargonu.


Warszawa.Ignacy Matuszewski.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Matuszewski.