<<< Dane tekstu >>>
Autor George Sand
Tytuł Flamarande
Data wyd. 1875
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Flamarande
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIX.

Tak więc przeznaczenie, którego przez lat dwadzieścia z górą unikano, zwyciężyło nareszcie, sprowadzając wszystkich członków rodziny Flamarande na skałę, która była ich kolebką.
Za każdym obrotem kół, zbliżającym mnie do zamczyska, dreszcz mnie przechodził na wspomnienie chwili, w której obaj nieznani sobie bracia mieli się zejść w obecności matki, Gaston, obok tego, który miłością i poświęceniem był mu rzeczywistym ojcem, Roger, obok skrzepłych, uwięzionych w kruszcowej skrzyni zwłok swego rodzica przypominających uroczyście ostatnią niezłomną wolę zmarłego.
Czy pamiętał rzeczywiście o tem wybierając Flamarande na miejsce wiecznego spoczynku? Czy może wyobrażał sobie, że ani żona ani syn nie będą obecnemi przy złożeniu ciała do grobu? a może nakreślił ostatnią swoją wolę w chwili zupełnego zobojętnienia na sprawy ziemskie, kiedy przeszłość zaciera się jak rzecz znikoma wobec wiecznej przyszłości? Nie radził mi się przed śmiercią, pozostawało mi więc tylko być posłusznym; czekałem z bierną obojętnością na nieuniknioną katastrofę.
Te myśli rozsadzały mi czaszkę, gdym siedział naprzeciw pani Flamarande w wagonie podczas smutnych godzin tej jazdy. Drugą część tego samego wagonu zajmowała panna Hurst, dwaj najprzychylniejsi służący z służby hrabiego i dwaj wiekowi jego krewni, którzy życzyli sobie odprowadzić zwłoki aż do Clermont. Pani przesiadywała się to tu, to tam. Była zamyśloną i poważną jak tego wymagały okoliczności. Zdawała się głęboko rozmyślać nad nowym widnokręgiem, otwierającym się przed jej oczyma; obawy swoje i nadzieje zamknęła w sobie a gdym się silił rozweselić ją mówiąc, że wkrótce znajdzie się po raz pierwszy wpośród obydwóch swych synów nic nie odpowiadała, tylko uśmiechała się łagodnie, jakby mi chciała dziękować.
Odgadywałem poniekąd jej myśli. Nie była jeszcze zdecydowaną. Ne przewidziana śmierć męża zostawiła wszystko w zawieszeniu. Nareszcie, gdyśmy już byli blisko Flamarande, usiłowałem wymódz na niej odpowiedź, i zapytałem, co mam czynić i jak nadal postępować? „Mój dobry Karolu, odpowiedziała, sama nic nie wiem. Czyż mogę samowolnie sobie postępować, nie poradziwszy się wprzód pana Salcéde? Czyż jego prawa do dziecięcia, które wychował, nie są świętsze od praw pana Flamarande do Rogera, który od dziesięciu lat wcale się nim nie zajmował? Nie uznać Gastona za swego syna byłoby to przyznaniem się do występku, którego nie popełniłam. Powiesz zapewne, że i w przeciwnym razie zagraża to sama niebezpieczeństwo. W istocie nie mogłabym się przed swymi synami usprawiedliwić, jak tylko potępiając ojca, któremu nie chcę, żeby złorzeczyli. Widzę się tu bez wyjścia i rozumię teraz, dla czego błagał mnie pan Salcéde, żeby nie pokazywać się Gastonowi, gdy będzie w dojrzalszym wieku. Przyrzekłam mu to, ale dziecię zachorowało, nie mogłam się powstrzymać, pospieszyłam na jego ratunek. Czyż mogłam się go wyrzec, opuścić go? Spróbuję teraz nie pokazać się mu i może uda się jeszcze tym razem ukryć przed nim, że jego matka — wieśniaczka, a hrabina Flamarande jest jedną i tą samą osobą; gdybyśmy go nawet teraz wysłali gdzie daleko, czyż można na zawsze prawdę przed nim zataić? Ja mam tylko jedyne życzenie, pod jakimkolwiek warunkiem mieć go zawsze przy sobie. Przystanę na wszystko, żeby tylko nas nie rozłączano. Przyjmuję nawet jego posądzenia, gdyby miały kiedykolwiek mimowolnie w nim powstać. Jestem pewna, że zwalczy je w sobie i nie przestanie mnie kochać.“
— Być może, odpowiedziałem, że wychowanie jakie otrzymał, zwalczy jego niepokój; ale pani myśli tu tylko o Gastonie a zapomina, co Roger na to powie.
Pani Flamarande szła obok mnie pieszo pod górę, a wóz z ciężarem i powozy z rzeczami i służbą szły gościńcem noga za nogą. Zatrzymała się gwałtownie na moje słowa i wstrzęsła się jak na widok gadziny.
— Roger? zawołała, Roger miał by mnie sądzić? O tem nigdy nie pomyślałam! Ach, nie mów tego nigdy Karolu, on zawsze będzie we mnie wierzył jak w Boga.
— To prawda, że pani hrabina więcej zawsze możesz liczyć na przywiązanie Rogera jak na Gastona....
— Tego nie mówię, ale Gaston przeczuwa mnie tylko, nie znając mnie prawie, a Roger zna mnie tak dobrze, jak samego siebie. Nigdy odemnie się nie oddalał, karmiłam go sama, patrzał wciąż na mnie, byłam jego tarczą, obroną, jego aniołem stróżem w każdej życia chwili. Ja z Rogerem tworzymy jedną istotę, nie, jego nie mam się co obawiać. Powiem mu: Twój ojciec był dziwakiem i chciał starszego swego syna wychować w ten sposób aż do pełnoletności. Bolało mnie to, ale poddałam się jego woli w obawie, ażeby i z tobą tak samo sobie nie postąpił. Roger nie zapyta nawet o więcej i będzie kochał swego brata! O! z tej strony nie czeka mnie żadne umartwienie.
— Zapewne, ale pan Roger jest jeszcze bardzo młody; ma swoje namiętności, potrzeby i ambicję do osiągnięcia wyższego stanowiska w świecie. Podział dóbr, które za swoją wyłączną własność nauczył się uważać, sprowadzi wielką zmianę...
— Zbawienną może, Karolu! Obawiam się tego wielkiego majątku dla Rogera, pałającego żądzą użycia. O połowę mniej bogaty, popełni o połowę mniej szaleństw. Zresztą nie ma o tem mowy; ten wzgląd jest żadnym, bo prawa Gastona są niezaprzeczone, chybabyśmy mu je chcieli wydrzeć przemocą. Wiesz już, co o tem myślę. Zdajesz się zgadzać z panem Salcéde i nie mam ci za złe twej troskliwości o Rogera. Trzeba będzie wspólnie się poradzić, bo i zdanie pani de Montesparre ma dla mnie wiele znaczenia. Ale przyspieszmy kroku, bo zdaje mi się, że zastaniemy Rogera w Flamarande!
Nie spodziewałem się przybycia Rogera aż nazajutrz. Pani de Montesparre, uprzedzona telegramem, była już w zamczysku. Wyszła z Michelin’ami i Ambrożym naprzeciw nas. Nie zastaliśmy ani Rogera, ani Gastona ani Salcéde’a. Przygotowano dla pań i żeńskiej służby mieszkanie w wieżycy, gdzie poznałem przeniesione z „Zakątka“ doskonałe łóżka, nowe meble i dywany. Saléde musiał się tem zajmować. Katafalk ubrany cyprysami oczekiwał na trumnę, a proboszcz z Saint-Julien przyjechał odprawić nabożeństwo żałobne za duszę zmarłego. Msza i złożenie zwłok do grobowca miały się odbyć nazajutrz. Czy temi przygotowaniami zajmował się także p. Salcéde, chcąc oddać ostatnią usługę swemu rywalowi?
Po uporządkowaniu wszystkiego udałem się do Michelinów, którzy bezemnie nie chcieli zasiąść do stołu; przedstawiono mi zaraz Karolinę, która uściskała mnie serdecznie, nazywając mnie swoim chrzestnym ojcem. Było to anielskie stworzenie z ujmującem ułożeniem, ubrane w czarną skromną sukienkę, podnoszącą jeszcze jej wdzięki. Rozrzewniło mnie jej serdeczne przyjęcie, zapragnąłem, aby była szczęśliwą i uwięziła Gastona na zawsze przy sobie. Przekonałem się prędko, że oprócz Ambrożego nikt nic o Gastonie nie wiedział.
Poczciwi ci ludzie mieli mnie tak jak hrabina i Roger za człowieka poczciwego z gruntu. Przekonałem się również, że pan Salcéde i pani de Montesparre mieli o mnie to samo pochlebne wyobrażenie. Wieczorem w ogrodzie opowiadał mi Ambroży, kurząc swoją lulkę, jakiej okoliczności zawdzięczałem przychylne dla mnie wszystkich usposobienie.
— Widzisz pan, mówił do mnie, kiedym pana poznał „pod Fijołkiem,“ a potem zobaczył przekradającym tu małego, myślałem, że z rozkazu pana hrabiego podjąłeś się pan tej brzydkiej roli, aby podrzucić dziecko należące do niego. Z początku sądziłem, że ukrywaliście się przed panią; ale użyty później przez pana Alfonsa do poszukiwań w Sévines, zrozumiałem, dlaczego trapiłeś pan się tak okropnie podczas swego tu pobytu, że aż nakoniec rozchorowałeś się. Wszystko dowiedziałem się od pana, gdyś leżał w gorączce; zdawało się panu, raz że mówisz do hrabiego, to znów do hrabiny.
— To pański syn! krzyczałeś pan, przysięgam, że pani jest niewinną! nie zabijaj pan tego biednego dziecięcia, ja go ztąd wezmę i zawiozę daleko, — już go pan więcej nie ujrzysz. — Potem zwracałeś się pan do hrabiny i przysięgałeś, że oddasz jej pan dziecię, jak tylko będzie ukryte w bezpiecznem miejscu. — Wiedziałem więcej, jak wszyscy o dziecięciu i po nitce doszliśmy wszyscy do kłębka. Ja to im powiedziałem, że aby go uratować, wywiozłeś go aż do Flamarande i ukryłeś nawet przed matką, aby nie zwiększać niebezpieczeństwa.
Zapytałem wtedy Ambrożego, co myśli o miłości naszej młodej pary.
— Zkąd pan wiesz o tem? zapytał mnie.
— Pani mówiła mi, że dowiedziała się o tem od pana Salcéde.
— Ha! zdaje mi się, że wynikną z tego nieprzyjemności. Esperance niezwykle jest zajęty Karoliną; kocha ją od chwili jej od urodzenia i nie patrzał się prawie nigdy na inną kobietę. Chowali się razem i nie myśleli nawet nigdy nad możliwością rozłączenia się. Nie było i nie ma w tem nic złego, ale gdy Esperance zostanie hrabią Flamarande, nie będzie już i mowy o tym związku. Michelin, który dmie teraz i udaje, że niekontent z tego małżeństwa, żałować będzie później, że nie przychylił się zaraz do pierwszej prośby swych dzieci.
— Czy pewni jesteście, że hrabina nie sprzeciwi się temu związkowi?
— Pani hrabina nie jest wcale dumną, a dobra jak anioł; ale ten brat? nikt nie zna tego młodego człowieka; a inni krewni? ci wielcy panowie i te wielkie damy! Nie znam się na tem, ale zdaje mi się, że w bajkach tylko hrabiowie zaślubiają pasterki, i przypuszczam, że i Esperance się odmieni, poczuwszy się panem Gastonem. Ale zawsze nie tak to z nim łatwo. Niezwykły z niego chłopak; nie przekona go nikt, gdy się na co uprze.
Przekonałem się z tych uwag Ambrożego, że Esperance nie otrzymał jeszcze czterdziestu tysięcy franków, które wysłałem na rozkaz hrabiego z Londynu. Ile razy tylko przesyłałem roczne pensje dla niego, zawsze dla ostrożności przechodziły przez wiele rąk, nim doszły rąk jego. Nie mówiłem hrabinie nic o tej darowiźnie, którą bez jej wiedzy i zezwolenia zrobiono na korzyść jej syna. Nie miałem zamiaru przyznać się, że ten projekt wyszedł odemnie — naraziłoby mnie to może na naganę, a tak za nic nie byłem odpowiedzialny.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Sand i tłumacza: anonimowy.