Fragment z nienazwanego poematu

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Sułkowska
Tytuł Fragment z nienazwanego poematu
Pochodzenie Tristan II. Wiersze ulotne i fragmenta
Data wyd. 1917
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
FRAGMENT
Z NIENAZWANEGO POEMATU.

FRAGMENT Z PIEŚNI I.
II.

................
................
...Wiem gdy wzrok oprę o Tatr granit pewny,
Żem wcale nie jest Słowianin rozlewny;
Nad mętną jedność przekładam różnicę:


III.

Dobra i złego, natchnienia, pokusy,
Jutra od wczoraj, i dwu listków w lesie...
A gdy myśl ostrzę o Tatr jasne brusy,
Różnicę rzeczy zaznaczam w okresie,
Nizinnych równań nie zdurzą mnie czary.


IV.

Nie uśpi ducha głos doliny sennej,
Że świat jest zawsze jednaki i płaski,
Że byt w przestrzeni i czasie niezmienny
I zieje nudą z poza złudzeń maski
I że odwieczne powracają mary.


V.

Bom już od dziecka patrzał na zrąb skały,
Którą dźwignęły siły buntownicze,
Gdy ziemię twórcze rozpierały szały,
Gdy duch wbrew ciału rzeźbił jej oblicze
I wzniósł ku słońcu dumny profil chwały!


VI.

Otchłanie światła, w chmurne zwątpień noce,
Nieciły czasem myśli-błyskawice,
Że duch wciąż tworzy poziomu różnicę
I nowy zsyła potok żywej mocy,
Gdy ziemi w błękit podnosi granicę.


VII.

Poznałem później, że prąd ducha rwący
Porywa sobą wszelki byt żywiący

I walczyć każe wiotkiej roślinności,
Za życie świata, za wieczną odnowę,
By świat nie skarlał w równaniach nicości.


VIII.

Poznałem później, że człowiek rozumny
Nie może w spadku pozostawić trumny;
Nim płomień życia spali ciało zdrowe,
Zbudować musi nowości kolumny
I cisnąć z góry czynów ogień żrący!


IX.

Lecz kto na szczycie nie spali się żartwą,
Kto twórcą nie jest, daremnie się trudzi
Uśmiechem stroić bryłę losu martwą:
Szałem się zmysłów lub rozrywek łudzi,
Aż w noc odpłynie smutnej śmierci tratwą.


X.

W dziecku myśl taka nie była świadoma:
Sierota mały, wychowan z starszyzną
Cierpką, posępną, nie wyszedłem doma,
Gdzie dnie się kładły popiołu szarzyzną
Na taflę bytu cichą, nieruchomą...


XI.

Dworzec nasz nizki, ledwo zdał się białym,
Pod dachów wielkich okapem zczerniałym;
W okna patrzały wygięte w kabłąki
Jabłonie stare; jednym skokiem śmiałym,
Byłem w konarach i biegłem na łąki.


XII.

Biegłem jak zając na ranną wyprawę,
Z brylantów mokrą otrząsałem trawę;
Migały mi się, rumiane od świtu,
Tatry wysokie, lub niebo łaskawe,
Nieskończoności otchłań i błękitu.


XIII.

Jesienią biegłem na wzgórki jałowe,
Pławiąc się w zwojach mgieł srebrzystej przędzy;
Po ślizkich stokach pędziłem co prędzej,
Przez ostre skale i upłazki płowe,
Na szczyt, gdzie słońce pieściło mi głowę,


XIV.

Mgłę siwą dołem, a górą złocistą,
Przerosły Tatry: wyspa z skał i z śniegu,

Mierząca w otchłań bladą i świetlistą.
Mgła wypełniała dolinę do brzegu
Gorców lesistych modrego szeregu.


XV.

Patrzyłem długo na mgieł płynne ruchy,
Rozkołysane przez wiatru podmuchy,
Aż je rozegnał powiew wichru ścigły
I poszły konać, srebrzyste i drżące,
W rowach, kotlinach, na rzeczce i łące.


XVI.

Pędziły potem niebem światła duchy,
Fale promieni złote i gorące;
Błyszczały wsparte o jałowca igły
Mdłe pajęczyny, jak promień zastygły
W opalach rosy i srebrnej koronce.


XVII.

A gdy mnie słońca muskały pieszczoty,
Biegłem na pomoc od skry do promienia,
Rzucałem trawom złoto i klejnoty,
Barwiłem rosy w tęczy zamierzenia...
Myśląc, że słońca jestem królewiczem;


XVIII.

Lub chociaż z jasnych duchów pokolenia,
Że ziemia ciemnem wzywa mnie obliczem,
Bym leciał ku niej świateł rannych smugą...
Szeptałem klęcząc, świętych przysiąg roty:
»Że świata będę i panem i sługą«.


KONIEC I. PIEŚNI I FRAGMENTU.


Sierpień 1913.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Sułkowska.