Frytjof (Tegnér, tłum. Wiernikowski)/Pieśń XI
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Frytjof | |
Wydawca | nakład tłumacza | |
Data wyd. | 1861 | |
Druk | Jozafat Ohryzko | |
Miejsce wyd. | Petersburg | |
Tłumacz | Jan Wiernikowski | |
Tytuł orygin. | Frithiofs saga | |
Źródło | skany na commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Teraz kilką skreślim słowy,
Jak Angantyr, jarł potężny,
Ucztuje w sali sosnowej
W gronie swej drużyny mężnej,
I patrzy pełen ochoty
Na cudną morską pogodę;
A słońce, by łabędź złoty,
Spuscza się zlekka na wodę.
Po za oknem Halwar stary
Na szyldwachu czujnie chodzi;
I do straży, i do czary
Dzielnie wszystkim dziad przywodzi.
Miał też zwyczaj strażnik domu,
Pijąc kropli nie zostawiać,
I, nie mówiąc nic nikomu,
Próżny róg na oknie stawiać.
Raptem ciska róg w głąb’ sali
I, ku morzu patrząc, woła:
»Widzę zbrojną łódź na fali
Płynie ku nam niewesoła.
Snadź złamały mężów trudy;
Ot’ już do wyspy przystają,
I dwa jakieś wielkoludy
Bladych na brzeg wysadzają.« —
Jarł przez okno wzrok zatoczy
Po sinej, gładkiej otchłani,
I woła: »Ellida kroczy!
Nawet, widzę, Frytjof na niej!
Poznaję słynnego bonda
Po postawie, czole, mocy:
Jeden tylko tak wygląda
Syn Torstena na Północy!«
Więc opuscza nagle gody
Atel, i z miejsca się zrywa,
Berserk krwawy, czarnobrody[1]
Dziki — i tak się odzywa:
»Wnet poznamy, czy też kłamie
Wieść, co o Frytjofie głosi,
Że zaklęciem miecze łamie,
Nigdy o pokój nie prosi!« —
Tuż poskoczy, w ślad Wikinga
Ciżba wojowników długa;
Lśni w ich dłoniach ostra klinga,
Z wiatrem szermuje maczuga.
Lecą na brzeg, pośród wrzasku,
Gdzie smok ranny ledwie dyszy
I gdzie Wódz, siedząc na piasku,
Pociesza swych towarzyszy.
»Łatwo ciebie zwalczyć może,
Torstensonie oręż mój;
Lecz niech będzie w twym wyborze:
Cofnąć się lub przyjąć bój.
Jeśli zaś pożądasz mira,
Natychmiast cię z tego placu,
Jako druha, do pałacu
Zaprowadzę Angantyra.
— »Znużyłem się w morskim boju
(Frytjof z gniewem mu odrzecze):
Lecz nim dojdziem do pokoju,
Wyprobujmy naprzód miecze!« —
I błysnęła w ogorzałej
Męża dłoni stal, jak zorze.
Wszystkie runy zapałały
Na jego miecza ozorze.
Silnych cięć natarcia chyże,
Jak grad, dzwonią, tłuką zbroje;
Trzesczą, pękają paiże,
Rozlatują się na dwoje.
Świetnie walczą i bez zdrady.
Nikt się na krok w tył nie ruszy;
Ale miecz płomienno-śniady
Berserkową klingę kruszy.
— »Z bezbronnego krwi nie sączy
Dzielny Angurwadel mój;
Gdy-ć ochota, niech się kończy
W inny sposób wsczęty bój.« —
Toż jako jesienne wały,
Gdy swą rozkołyszą butę,
Piersi żelazem okute
Wzniosły się, zwarły, i zlały
Tak się biją dwa niedźwiedzie
Na śnieżystym grzbiecie skały;
Orzeł z orłem tak bój wiedzie
Nad wzdętemi morza wały.
Pod silnymi szermierzami
Twarde drgnęły by opoki;
Pochwycony ich rękami
Runął by i dąb wysoki!
Już strugami pot rzęsnemi
Płynie — piersi ściska chłód;
Każdy głazy wyparł z ziemi,
Bujne krzaki stopą zmiót’.
Patrząc na groźne zapasy
Drży z przestrachu orszak cały.
Te zapasy w późne czasy
Uroczysty rozgłos miały.
Lecz nakoniec wróg złamany
U stóp Frytjofowych legł;
Rycerz zgniótł mu pierś kolany
I w zapale gniewu rzekł:
»Gdybym oręż mój potężny
Czarna-brodo! miał przy sobie,
Wnetbym żywot niedołężny
Na tem miejscu wydarł tobie!« —
— »Wydrzyj! o cóż idzie? (dumnie
Berserk odpowiada mu),
Podejm oręż, zwróć się ku mnie.
Pierś mą pewnie znajdziesz tu.
Po śmierci obaj — tam w górze —
Społem z sobą będziem żyli:
Ty Walhallę jutro może,
A ja ujrzę w tejże chwili.« —
Frytjof wznosi miecz, w pierś mierzy.
Ma ostatni zadać cios;
Berserk nieruchomy leży,
Jakby żywcem w ziemię wrosł.
Przed tak wielką Wódz dzielnością
Tłumi wszelką myśl o boju:
Wznosi wroga z uprzejmością,
Dłoń podaje w znak pokoju.
Aż i Halwar trzciną białą
Wstrząsa, woła: »Kończcie zwadę!
Bój się z wielką odbył chwałą,
Ale przerwał nam biesiadę;
Na srebrnych blatach jedzenie:
Ryby, mięsa, stygną w sali;
Hejże do nas! niech pragnienie
Darmo gardła mi nie pali!« —
Pojednani dwaj rycerze
Wchodzą w świetny Jarła dom;
Wódz tu pierwszy raz postrzeże
Niewidzianych rzeczy tłum.
Nie z sosnowych desek kraty
Zdobią sali nagie ściany;
Lecz rząd skór złocistych, w kwiaty
I w jagody haftowany.
Blask wesoły z ponad płyty
Nie wznosi się w środku sali;
Piękny komin lśni w oddali
Z bryły marmuru wybity.
Dym nie kopci — ściany czyste —
Strop bez sadzy — nigdzie plamki —
W oknach świecą szkła przejrzyste
U drzwi jasne wiszą zamki.
Nie łuczywa pęk smolisty
Na uczcie gościom goreje;
Lecz tłum świeczników srebrzysty
Z mnogich ramion światło leje.
Jeleń tłusto upieczony
Śród nich wspina się na nogi:
Racie jego wyzłocone,
Przystrojone w zieleń rogi.
Po za każdą męża głową
Ładne, młode dziewczę tkwi;
Tak za chmurą piorunową
Jasna w niebie gwiazdka lśni.
Błysczą oczki czarne, duże.
Ciemne się warkocze wiją[2];
Płoną usta gdyby róże.
Spowite śród run liliją.
Jarł na srebrnym siedzi tronie,
Z majestatem w oku, twarzy;
Świetny hełm, jak słońce, płonie.
Blach się ogniem złota żarzy;
Płascz tysiącem gwiazd usiany
Dumnie iskrzy się i mieni;
A gronostaj nieskalany
Bramuje brzegi czerwieni.
Zwolna Władca z tronu wstaje,
Na trzy kroki ku gościowi
Idzie, wita, dłoń podaje
Sadza przy sobie i mówi:
»Tuśmy w kubki przyjacielskie
Nieraz z Ojcem twym dzwonili;
Niechże miejsce rodzicielskie
Zajmie sławny syn w tej chwili.« —
I wnet pełny mu naleje
Sikulskiego puhar wina;
Płyn się pieni, wre, skry sieje.
Burzy się jak fala sina.
»Zacny synu druha mego,
Drogi gościu, Torstensonie!
Ku pamięci Ojca twego
Wznoszę toast w dzielnych gronie.« —
Skald Morwenu arfę głośną
Porywa w dłonie natchniony.
I posępną pieśń, miłośną,
Galskiemi wygrywa tony;
Po nim wiescz Nordlandu śmiały,
Starym ojców idąc torem,
Zabrzmiał Torstena pochwały,
I wyszedł z chlubą, honorem.
O północnych swoich krewnych
Jarł następnie gościa bada;
Gość w wyrazach treści pełnych
Na pytania odpowiada.
Nikt o sąd go nie obwini,
Tak wszędy prawdą jaśnieje;
Rzekłbyś: w Pamięci-Świątyni
Opowiada Saga dzieje!
Potem mówił, jak nad wody
Czarami Helga wyzwane,
Wiodły bój z nim dziworody,
I zostały pokonane.
Wesoło męże słuchali,
Angantyr słuchał z uśmiechem;
I gdy skończył, oklask w sali
Głośnym się rozpłynął echem.
A gdy mówić jął z koleje
O drogiej swojej królewnie,
Jak jest piękną, i jak rzewnie
Po nim łzy w świątyni leje:
Wszystkie dziewczęta westchnęły,
Spłomieniwszy ogniem lice;
Jakże chętnieby ścisnęły
Wierną kochanka prawicę!
Nakoniec młodzian dostojnie
Zwraca rzecz ku głównej sprawie;
Słucha mowy Jarł spokojnie
I odrzecze mu łaskawie;
»Jarzmem nikt nas nie obciążył —
Wolnym ja — i lud mój wolny;
Jeśli kiedy tu zastolny
Ku czci Bela kubek krążył:
Niebył to dowód dannictwa,
Lecz znak, żeśmy go kochali;
Praw zaś i orędownictwa
Jego, nigdyśmy nie znali!
Równie Belowice oba
Nie są w kraju mym panami; —
Gdy się dań im tak podoba
Niech poń przyjdą tutaj sami.
A niech przyjdą, jak przystoi
Na waleczne, zacne męże;
Efjezund otworem stoi,
Rozstrzygną sprawę oręże!
Lecz, żem kochał ojca twego....« —
Tu znak tajny córze daje.
Córa z krzesła złoconego
Znak poznawszy, bystro wstaje.
Dziewczę, jak kwiat rozwinięty
Błysczy młodości urokiem:
Kibić smukła — stanik wcięty —
Pierś okrągłym zwarta tokiem —
Z dołku jagody rumianej
Patrzy Astryld[3], psotnik drobny,
Niby motylek nadobny
Do róży wiatrem zagnany.
Dziewczę spieszy wprost do reja[4]
I z workiem wraca zielonym.
Na worku wytkana knieja
Z zwierzem do pnia przysłonionym,
I księżyc na tłum żaglowy
Płynie z poza chmur srebrzyście;
Z wierzchu zamek rubinowy,
Z dołu złotolite kiście.
Dziewczę do ojca przybiega,
Wręcza worek. — Jarł sowitem
Napełnia go, aż do brzega,
Złotem, gdzieś daleko bitem.
»O toć dar mej gościnności.
Rób co się podoba z nim;
Lecz Torstena syn przegości
Całą zimę w domu mym.
Dzielnych mężów wszędy sławią;
A że teraz pora burz.
Znowu Hejd i Hem się zjawią.
Wierz mi, śród wstrząśnionych mórz.
I nie zawsze cię ochroni
Sprawny smoka twego skok.
Wielorybów, w morskiej toni,
Nieprzebrany wszędzie tłok!« —
Żywo, hucznie szła ochota
Pito, aż noc pierzchła szara;
Lecz radość, nie przesyt, złota
Niosła gościom z winem czara.
W końcu przy pełnym kielichu,
Zagrzmiał toast Hermundsona.[5]
Tak śród zabaw, śród przepychu.
Zima przeszła Torstensona. —
- ↑ Berserk (bezpancerny). Tak nazywano szermierza, który, bijąc się z wrogiem, nie nosił ani pancerza, ani tarczy. Berserk, podczas potyczki, wpadał w jakieś dzikie szaleństwo, z którego nawet po walce, zaledwie można go było do przytomności przyprowadzić nie inaczej, jak otaczając i ściskając ze wszech stron puklerzami. — Atel jednakże, jakkolwiek jest berserkiem podczas wojny, występuje tu do boju z Frytjofem w pancerzu, z tarczą, i walczy z nim jak wiking z wikingiem, to jest po rycersku.
- ↑ U Normanów brytańskich, jako bliżej ku południowi osiadłych, tryb życia był wykwintniejszy, aniżeli u Skandynawskich. Stosunki handlowe, które pierwsi, z rzadką piraterją, utrzymywali z sąsiedniemi mieszkańcami Europy zachodniej, bogaciły ich i cywilizowały rychlej aniżeli drugich — północnych. Sama rasa ludzku ulegała większej odmianie: blondynów i brunetów w jednej i tejże rodzinie, spotykać nietrudno. Jakoż dziewczęta usługujące biesiadnikom Angantyra już nie są typu północnego: mają oczy i włosy ciemne; właśnie jak jest w opisie naszego poety.
- ↑ Astryld — ma być coś nakształt kupidyna, lub autorka. Wzmianki jednakże o nim w Eddach niespotykamy.
- ↑ Rej, wyraz staropolski oznacza także pokój panieński (jungfrubur).
- ↑ Hermundson, syn Hermunda, Angantyr.