Frytjof (Tegnér, tłum. Wiernikowski)/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Frytjof | |
Wydawca | nakład tłumacza | |
Data wyd. | 1861 | |
Druk | Jozafat Ohryzko | |
Miejsce wyd. | Petersburg | |
Tłumacz | Jan Wiernikowski | |
Tytuł orygin. | Frithiofs saga | |
Źródło | skany na commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
IZAJASZA TEGNERA
FRYTJOF
PRZEKŁAD
JANA WIERNIKOWSKIEGO
PETERSBURG.
NAKŁAD TŁÓMACZA. — DRUK JOZAFATA OHRYZKI.
1861.
IZAJASZA TEGNERA
FRYTJOF
(Z SAGI ISLANDZKIEJ POD TYTUŁEM: „SAGANN AF FRITHJOFE FRÄKNA“.)
POEMAT BOHATERSKI WE XXIV PIEŚNIACH
WIERSZEM POLSKIM
PRZEZ
Jana Wiernikowskiego
OPOWIEDZIANY.
PETERSBURG.
NAKŁAD TŁÓMACZA. — DRUK JOZAFATA OHRYZKI.
1861.
ZIOMKOM LITWINOM,
STARYM WILEŃSKIM I MOZYRSKIM
KOLLEGOM,
W DOWÓD WYSOKIEJ CZCI, SZACUNNKU I BRATERSKIEJ PRZYJAŹNI.
|
Przed dwódziestą laty, kiedym romans szwedzkiego poety, Izajasza Tegnera,[1] p. n. Aksel ogłaszał (Wilno, u Zawadzkiego 1842 r.), nie miałem bynajmniej zamiaru przystąpienia kiedykolwiek do tłómaczenia innych dzieł tego wiescza, tem bardziej, do przekładu najcelniejszego z jego utworów — Sagi Frytjofowej (Frithjofs-Saga), która, zdaniem powszechnem krytyki nowoczesnej, do arcydzieł sztuki poetyckiej zaliczoną została. Nie znając języka w którym spiewał Tegner, nie podobna było polegać na wierze tłómaczów, i odważać się na jakie nowe przedsięwzięcie. Myśl atoli o zupełnym ówczesnym niedostatu w piśmiennictwie naszem (zkądinąd tak zasobnem w piękne dzieł poważniejszych przekłady) spiewów Tegnera, zniewoliła mię do uczynienia gorącej odezwy (w Przemowie do Aksela, str. XIV) do piór zdolniejszych, i do błagania ich, aby się obeznały z wiesczem skandynawskim, który w polocie fantazji, kolorycie obrazów, artystycznem wydaniu i moralnej dążności nie ustępuje najsłynniejszym, najzawołańszym poetom europejskim, aby, mówię, w zrzódle go poznały, zgłębiły i na ojczysty język przelały. Nie mało przecież upłynęło czasu od tej mojej, że tak powiem, appellacyi do talentów, na jakich nam, (w młodem zwłascza pokoleniu naszem, pełnem życia i werwy poetyckiej), nigdy nie zbywało i zbywać nie może, nimem się ucieszył wiadomością, że kilka pięknych usiłowań zwrócono ku Tegnerowi, że kilka prób przepolsczenia ustępów Sagi Frytjofowej, już się tu i ówdzie, w czasopismach polskich, pojawiło.[2] Tymczasem nastręczyła mi się zręczność bliższego poznania Tegnera. Dwa tłómaczenia Frytjofs-sagi, do dziśdnia wysoko cenione w literaturach do których należą, dały mi wyobrażenie, jakie powziąść o tym wielkim utworze oddawna pragnąłem. Tłómaczenie angielskie p. G. S. (George Stephens), prawie pod okiem samego Tegnera w Szwecji dokonane, i chlubnem świadectwem autora zasczycone, przytem opatrzone w objaśnienia starożytności i mythologii skandynawskiej tak trafne i tak dokładne, że je Szwedzi na własny język przełożyli, i inne uczone we wstępie dodatki (cf. Frithiofs Saga af Esaias Tegner translated by G. S. — Stockholm, printed by G. H. Nordström 1839), było z nich pierwsze, z którem się spotkałem i które zgłębiać począłem. Słowa Tegnera w wydanem tłómaczowi świadectwie umiesczone: „nikt z poprzednich tłómaczów, których mi się czytać udało, nie zgłębił tak jak WPan, Professorze, ducha oryginału, i nikt tak jak WPan nieuszanował jego charakterystyki północnej“[3] — ręczyły mi za dokładność tego tłómaczenia. Wkrótce nowy, wzorowy przekład p. Jakóba Grota[4], który, jako biegły znawca literatury szwedzkiej, z dziwnym talentem przełożył Sagę na język rossyjski (Helsingfors, u pani Simelius, 1841), przybył także studjom moim ku pomocy. Wyznaję, że, w miarę wczytywania się w te przekłady, postanowienie dawniejsze nie brania się do Tegnera przed nauczeniem się jego języka — chwiać się mocno poczęło, i kilka niebawem pieśni poematu (I, III, X, XI i XIX) wygotowane zostały. Byłbym może, wszelako, ograniczył się tą liczbą pieśni, gdyby przypadkiem nie nadarzyła mi się sposobność wielce pożądana zapoznania się, w mieście gdzie obowiązki stanu pełniłem, z pewną uczoną i w literaturze swego kraju zamiłowaną szwedzką rodziną. Jej-to obowiązany jestem, że bez wielkiej trudności zdołałem poznać piękny język Tegnera, i że rozpocząłem ćwiczenia moje pod jej przewodnictwem, wprost na samej Sadze w oryginale. Kilkomiesięczny pobyt tej rodziny w jednem ze mną mieście, ukazał mi drogę, jaką w dalszej pracy należało iść do celu. W miarę tedy postępu w języku szwedzkim, wzmagała się i chęć przekładania poematu. Jakoż wziąłem się do pracy: dawniej wytłómaczone pieśni albo według oryginału sprostowałem (o ile to zrobić się udało), albo z gruntu przerobiłem, resztę zaś tłómaczyłem wprost ze szwedzkiego. Już praca moja zbliżała się nawet ku końcowi, kiedy grzeczność p. Adama Zawadzkiego, świadomego pracy mojej, udzieliła mi niespodzianie przekładu Sagi Frytjofowej pana Ludwika Jagielskiego (Poznań u Merzbacha 1856).[5] W kilka lat później poznałem jescze jedno tłómaczenie polskie tegoż poematu, ogłoszone w Warszawie u Jaworskiego w 1859 r., p. Józefa Grajnerta. Jakkolwiek oba rzeczone przekłady wyszły na świat wcześniej od mojego, który jest trzecim z kolei, nie są atoli od niego wcześniejsze, owszem z wielu względów są one spółczesne, jeśli nawet nie późniejsze. Z pewnym więc rodzajem pociechy, a nawet, że się tak wyrażę, dumy literackiej, przypominam sobie ową moją do piór zdolniejszych odezwę, i z rozkoszą prawdziwą przypusczam, że wyrazy moje, któremi spółczucie dla utworów Tegnera niegdyś wywoływałem, nie przebrzmiały marnie, nie stały się głosem wołającego na pusczy, owszem, zapadły do zacnych piersi i podniosły je do czynu. Jeśli zaś inne literatury europejskie rade u siebie widzą po kilka razem przekładów tej pięknej produkcyi poetyckiej, którą obecnie stawię przed sąd publiczny, toć mogę nie bezzasadnie tuszyć, że i nasza literatura przyjmie ją jak przyjęły inne, bez ubliżenia sobie, a czytelnik, ze trzech tłómaczeń, jakby ze trzech obok siebie postawionych portretów, łatwiej odgadnie prawdziwą fizyognomiją oryginału.
Wszakże, aby ten poemat stał się jescze wyrazistszym i tak się całemu ogółowi czytelników naszych przedstawił, jakim jest sam w sobie, jakim się objawił w umyśle wielkiego mistrza skandynawskiego, który tak wiele ma podobieństwa do naszego nieśmiertelnego Adama, winniśmy uprzednio odsłonić scenę na której się akcya poematu odbywa, i wyjaśnić te żywioły duchowe, które interes akcyi podnoszą: to jest skreślić pobieżny zarys naprzód mythologii skandynawskiej, grającej wielką role w poemacie, potem instytucyj narodowych, z których, że użyję wyrażenia o tem Göthe’go, barwa romantyczno-dzika, ale zarazem i tkliwo-marząca wypłynęła.
Z wyobrażeń o Bogu, o stworzeniu świata, jego obecnem i przyszłem istnieniu, jakie pierwotni myśliciele skandynawscy, bądź z siebie, bądź zkądinąd wysnuli, a które późniejsi w księgach Eddami zwanych zamknęli, lubo trudno ułożyć jednolitą całość organiczną, nad którą do dziśdnia, z rozmaiłem powodzeniem, uczeni starożytności północnych badacze pracują, poważamy się atoli skreślić obraz mythologii skandynawskiej w ogólnym, treściwym zarysie, jaki się z obojej Eddy poznać daje. Nie wdając się wszakże w dociekania, czy system teognozii północnej, jakkolwiek wiele wyobrażeń wschodnich w sobie zawierający, wypłynął niepośrednio z dualizmu zoroastrycznego (walki Dobra ze Złem — Ormuzda z Ahrymanem), do którego zdaje się mieć wielkie podobieństwo, czy z buddajskiego (walki Ducha z Materyą — Nirwany z Sansarą), który także czasem w nim się przypomina, albo egypskiego, lub nawet samego chrystijanizmu, który w świetnym mycie Baldera widocznie się przebija, dajemy tu jej obraz o tyle wyjaśniony, o ile tego nieobeznani ze starożytnościami skandynawskiemi czytelnicy wymagać mogą, i o ile to przy czytaniu poematu nieodbicie potrzebnem może się pokazać.
Przystępujemy do rzeczy.
Wierzył skandynawa w istność jedynego Boga, którego nazwał Alfaderem (Wszechojcem), w nieśmiertelność duszy ludzkiej, w nagrodę i karę po śmierci; wierzył, że od wieków istnieją dwie potęgi, wzajem sobie przeciwne — Dobra i Zła — które, do dnia ostatecznej ruiny świata widomego, będą się z sobą ucierać, nim nakoniec Zło bez zmartwychwstania polegnie, a Dobro w całym majestacie swej boskości zajaśnieje powtórnie, i rządy nad światem wieczyste obejmie. (W walce atoli tych potęg nie widzimy dwóch wojujących obozów, tak od siebie oddzielnych i odrębnych, jakiemi są obozy zoroastryczne Ormuzda i Ahrymana). Ale przypusczając skandynawa, że z woli Alfadera wszystko co widzimy powstało, przypuscza to w sposób jemu właściwy. Bierze on Alfadera za początek i za koniec owego wielkiego ruchu, który ma się naprzód objawić w doczesnej walce potęg przeciwnych, a potem w wiecznem uspokojeniu świata i błogości nieprzerwanej, jaka mu przyświecać będzie. W walce doczesnej nie objawia się widomie Alfader; on, podobnie jak Parabrama indyjski, usuwa się z widowni, i kędyś nad niebem, w Gimli czy Idawalu, bezczynny zostaje; występują tylko z jego woli i natchnienia, jakby jakie awatary (wcielenia), nowe uosobione siły, ludzką postacią odziane — potężne, wszechwładne, ale mniej od niego doskonałe, a zatem przy skończeniu świata upaść, w ogniu się oczyścić, zmartwychwstać i zlać się ze spotęgowanem w osobie Baldera Dobrem mające.
Kosmogoniczne wyobrażenia skandynawów dają się streścić następnie:
Przed stworzeniem nieba i ziemi była jakaś niezmierzona Próżnia, (Ginnunggap,) która się w kierunku południowo-północnym ciągnęła. Dwa światy: Ognia i Chłodu, z obu stron jej leżały. Świat ognia, Muspelhem, na południu, świat chłodu Niffelhem, na północy. Środkiem Próżni płynęły rzeki Eliwogor. Te, oddalając się ciągle od źródła z którego wypłynęły, tak dalece od siebie odeszły, że trucizna którą płynęły powoli krzepnąć, marznąć i ze strony północnej przestrzeń wypełniać poczęła. W Próżni panowała cisza. Sucha a zimna mgła z lekkością powietrza w niej się rozszerzyła. Tymczasem z południowej strony, z Muspelhemu, powionął wiatr ciepły i roztopił lody, które się z osadu rzek Eliwogor uformowały. Z roztopionej massy tych lodów powstały dwie olbrzymie postaci: Człowieka i Krowy. Człowiek ma imię Ymera, krowa Odhumli; ta ostatnia jest karmicielką Człowieka. Liże ona słone kamienie i wypuscza z wymion cztery strumienie mleka, które olbrzymowi służą za pokarm. Dalej z wyroków Przedwiecznego wylizuje Odhumla postać człowieka Bura. Wnukowie Bura, zwani Odyn, We i Wile (pierwsza skandynawska trymurta) reprezentują Alfadera i rozpoczynają dzieło tworzenia świata i pierwszych ludzi. Zabijają oni śpiącego Ymera, przenoszą go na środek Ginnunggapu, tułów jego rozrywają na części, i z nich świat widomy kształcą. Z czaszki formują strop niebieski, który na czterech kolumnach (wschód, zachód, północ, południe) osadzają; z tułowu wyrabiają ziemię (okrągłą ale nie kulistą); ze krwi olbrzyma — ocean i jeziora; z kości — góry skaliste; z zębów i potłóczonych kości — kamienie; z mózgu — chmury i obłoki etc. Lecz że tak urządzony świat niema jescze oświetlenia, prócz wylatujących z Muspelhemu iskier i płomyków, trzej stworzyciele zbierają latające po przestrzeni ognie, zwijają je w kule, i osadzają: jedne nieruchomie na sklepieniu niebieskiem, aby zawsze w jednostajnej były od siebie odległości (gwiazdy), drugim rozkazują krążyć pod stropem i oświecać niebo i ziemię (słońce, księżyc, planety i komety). Udają się potem na brzeg morski, gdzie spostrzegają dwa drzewa nowourosłe: jesion (ask) i olchę (embla); z jesionu tworzą pierwszego mężczyznę, z olchy pierwszą niewiastę, i nadają im imiona Ask i Embla. Tym prarodzicom ludzkiego plemienia udziela Odyn duszy i życia, Wile — rozumu, We — oblicza, mowy, słuchu i wzroku. Taki jest początek ludzi. Co się zaś tycze olbrzymów, istot przedstawiających Zło, jako potęgę Dobru przeciwną, to ich pochodzenie opisuje się inaczej. Pewnego razu gdy Ymer snem się pokrzepia, nagle potnieje i wydaje z siebie troje dzieci. Z pachy lewej mężczyznę i kobietę, z nóg innego mężczyznę; z tego ostatniego mnoży się ród olbrzymów, który jednakże, po zabiciu Ymera, w rozlanym ze krwi jego potopie ginie, oprócz jednego — Bergelmera. Ten, dopadłszy ze swą rodziną ogromnej łodzi, przybija na niej do wysokiego miejsca i staje się protoplastą nowego pokolenia olbrzymów, tem zaciętszego w gniewie przeciw bogom.
Po dopełnieniu dzieła stworzenia, Odyn, We i Wile zlewają się w jedną istotę boską, w osobę Odyna (Odin, Wodan, Guodan, Gud-Gott), na którą przechodzi cała wszechmocność Alfadera. Ztąd wyrazy Odyn i Alfader w poezyi skaldów stają się jednoznaczne. Ziemia (w poetyckiej mowie Fjorgina) powija mu żonę Fryggę. Z tego stadła rodzi się liczne potomstwo, które z Odynem władzę nad światem podziela, ale ta rodzina niebieska, na której czele stoją Odyn i Frygga, nie odpycha od siebie i innych istot, nawet z rodu samych olbrzymów, i z nimi dozwalają swej rodzinie małżeństwy się kojarzyć. Ale tradycja o Odynie, jako wodzu kolonii, przybyłej ze Wschodu, (o której niżej powiemy), i podanie o Odynie jako Bogu, dają prawo fantazji skandynawskiej urządzać hijerarchiją niebieską na podobieństwo ziemskiej. Jak Odyn-Wódz ma XII Dijarów (wodzów podrzędnych), tak Odyn-Bóg ma XII Asów (bogów), z którymi i władzę podziela i obraduje codziennie.
Nim atoli dotkniemy hijerarchii niebieskiej Asów, obejrzyjmy wprzódy scenę na której się ich działalność odbywa.
Na ukształconej z ciała Ymera ziemi, środkowe, wynioślejsze miejsce obierają na swój pobyt bogowie (Asy i Asynie) i mianują je Asgord, tojest Asów siedlisko. Tam budują dla siebie pałace i wznoszą dla Odyna tron Hlidskialf, z którego, okrom Odyna, nikt nie ma prawa na świat poglądać. Za Asgordem leży druga część ziemi zamieszkana przez ludzi, Midgord, a za Midgordem (opasanym dokoła wysokiemi ściany z brwi Ymera dźwignionemi) ciągnie się aż do morza Jottenhem (siedlisko olbrzymów, Jottów) ze stolicą Udgord, w której główny przedstawiciel Zła, król olbrzymów Lok panuje. Właściwie taki jest pierwiastkowy obraz ziemi, siedliska bogów i olbrzymów; ale z czasem poezya skandynawska zmienia tę panoramę. Jak u starożytnych Greków początkowy pobyt bogów — góra Olymp — przestała być ziemską siedzibą bogów, wzniosła się w błękity, i stała się niebem, utrzymawszy dawne imię Olympu, tak i skandynawski pierwiastkowy Asgord zamienia się na inny, wznosi się nad ziemię, osiada śród gwiaździstego stropu niebios, i już aż do skończenia świata (do Ragnareku) takim pozostaje.
Nowy ten Asgord tak się przedstawia.
W przestrzeni oświetlonej słońcem, księżycem i gwiazdami wznosi się spaniałe i ogromne drzewo, Wiąz-Igdrazyl, zwany też Drzewem Czasu. Trzema korzeńmi sięga on Asgordu, Niffelhemu i krainy olbrzymów, konarami ocienia wszechogrom, sczytem wylatuje nad gwiazdy. U korzenia, który kryje się w Niffelhemie, siedzi Duch-Kusiciel, potworny smok Nidheg. Nad drugim, co się w krainie olbrzymów zagłębia, leży należące do Mimera, boga mądrości, źródło, którego woda pijącym mądrości udziela; nad trzecim, który zstępuje do dawnego Asgordu, wisi wypukły, trójkolorowy most Bifrost (tęcza), po którym i bogowie na obrady i zmarli bohaterowie do nieba wstępują. W pobliżu Igdrazylu, w pięknej kwiecistej dolinie, obradują codziennie bogowie. Tam jest źródło Urdy, którego woda za najczystszą i najświętszą się uważa. Pod Igdrazylem mieszkają w pięknym pałacu trzy Norny, władczynie losów nieba i ziemi, z rodu olbrzymów — surowe ale sprawiedliwe wypełnicielki woli Alfadera, którą, z tablic złotych przez Asów utraconych, na swoje tarcze w znakach runicznych przeniosły. W różnych częściach Asgordu mieszkają bogowie i inne nadprzyrodzone twory za zezwoleniem Odyna. Najwyraźniej atoli oznacza Edda owe przestrzenie niebieskie, przez które słońce w ciągu roku przechodzi, a zatem te, które znakom zodyaku odpowiadają. O nich powiemy niżej.
Na najwyższym głazie siedzi prezydujący zgromadzeniu Odyn; z obu stron jego zajmują niższe siedzenia Asowie:
I. | Thor (inaczej zwany Asa-Thor i Ok-Thor), pierworodny syn Odyna, bóg niepogody i piorunów, pogromca olbrzymów. |
II. | Balder, drugi syn Odyna, bóg dobra i światła (o którym obszerniej się powie). |
III. | Nijord, bóg wody i powietrza, opiekun żeglujących. |
IV. | Frej, syn Nijorda, bóg desczu i urodzajów ziemskich. |
V. | Tyr, najśmielszy z Asów, czuwający nad tymi, którzy, potykając się z wrogiem, wzywają jego opieki. |
VI. | Brag, bóg poezji i muzyki, skald niebieski, syn Odyna i Fryggi. |
VII. | Hejmdal, syn dziewięciu panien, rodzonych sióstr, strażnik mostu Bifrost, którym się ziemia z niebem łączy. |
VIII. | Heder, ślepy brat Baldera, bóg ciemności. |
IX. | Widar, bóg milczenia, najsilniejszy z Asów po Thorze. |
X. | Wal, syn Odyna i Ryndy (ziemi zmarzłej), bóg zimy. |
XI. | Uller, pasierzb Thora, najzawołańszy między Asami łucznik i łyżwiarz, czuwa nad pojedynkującymi, którzy go wzywają. |
XII. | Forset, syn Baldera, bóg sprawiedliwości. |
Między boginiami pierwsze miejsce zajmuje Frygga, żona Odyna, matka i królowa bogów; drugie Freja, bogini wdzięku i miłości. Inne boginie są: Iduna żona Braga, bogini młodości; Syfia, żona Thora, matka Ullera; Nanna (Panna) żona Baldera, matka Forseta; Skada, żona Nijorda, matka Frtja i Frei; Saga, poważna dziewica, bogini dziejów; Gerda, żona Freja; Gefijona dziewica, bogini czystości panieńskiej; Lofna, bogini ślubów małżeńskich, i Wara opiekująca się zakochanymi, mającymi zawrzeć małżeństwo.
Mieszkania tych bogów i bogiń znajdują się w Asgordzie, po większej części w owych przestrzeniach, które znakom Zodyaku odpowiadają[7].
Oprócz tych bóstw uważanych za główne, są jescze inne istoty niebieskie, które skandynawa szanował. Takiemi były: Mimer bóg mądrości, skąpo udzielający nawet bogom swej wody (przypominającej perski chysser i amritę indyjską); Walkyrije, dziewice przenoszące do nieba z pola bitwy bohaterów poległych, i podczas uczty im usługujące; Alfy, drobne, skrzydlate, promieniejące istoty, które, niby piękne motyle, napełniają wszechogrom, i zawsze są ludziom życzliwe.
Najwydatniejszym atoli w Asgordzie obrazem Dobra, które się w nowych działaczów z łona Alfadera przelało, jest piękny, młodzieńczy, jasnowłosy Balder. Jest on spójnią bogów i, że użyję słów oryginału, jest ową wiązanką, która przeplata boski wieniec Walhalli (bandet uti Walhalls gudakrans) to jest węzeł, który łączy i utrzymuje w sczęściu boską rodzinę. Póki on żyje, póki mieszka między Asami, żadne niesczęście ich niedotknie, nic niezaszkodzi Niebu i Ziemi; ale z jego upadkiem, z jego zstąpieniem do Niffelhemu, niechybnie nastąpi ruina świata. Ztąd najmniejsza niespokojność jakiej Balder doświadcza, obudzą trwogę w Niebianach; ztąd ogólne nad Balderem czuwanie i ogólne zabiegi o zabezpieczenie jego żywota. Sczcgólniej zaś czuwa nad nim Frygga, matka jego. Zaklina ona wszystkie twory, mogące o śmierć go przyprawić, aby mu nie szkodziły. Ale, zaklinając je, nie zważa na pasorzytne drzewko jemiołę, i jej nie zaklina; poczem ufna, że nic już synowi szkodzić niebędzie, wraca do Asgordu i bogów tą wiadomością pociesza. Korzysta z omyłki Fryggi główny przedstawiciel Zła, Lok, i zadaje właśnie tą jemiołą śmierć Balderowi, na igrzysku wyprawionem przez bogów ku uczczeniu zabezpieczonego Baldera. Namówiwszy Hedera, ślepego brata Baldera, aby przyjął udział w powszechnej zabawie, tak pokierował jego ręką, że ten, nie myśląc o zdradzie, uderzył nią i zabił brata. Przeszyty Balder padł na ziemię. Przerażenie bogów było niewypowiedziane. Niebo, Ziemia i Ocean zapłakały nad jego zgonem, — ale wielce ucieszyli się olbrzymi. U Nanny żony zabitego boga pękło od boleści serce. Zwłoki obojga małżonków na jednym stosie spalono, a dusze ich społem do Niffelhemu zstąpiły. Po śmierci Baldera przewaga olbrzymów widocznie się ukazuje i świat psuje się widocznie; upadek Asów i ruina nieba stają się nieuchronne.[8] Nastąpić więc musi ostateczna bitwa dwóch stron przeciwnych, w której obie polegną, z tą atoli wielką różnicą, że Zło nawieki zaginie, a Dobro oczyści się w ogniu ostatecznym, w którym się Asgord spali, zmartwychwstanie, zleje się z oswobodzonym Balderem i panowanie nad nowym, piękniejszym światem rozciągnie.
Przecież i w rodzie Olbrzymów postrzegają się istoty, które przestają być bogom przeciwne, wchodzą do ich grona, spokrewniają się z nimi, lub władzę ich nad światem podzielają — Hela córka Loka, obejmuje rządy Niffelhemu; Skada i Gerda stają się żonami Asów; Norny (Parki skandynawskie), gdy owładnęły złotemi tablicami, na których niezmienna wola Alfadera zapisaną bjył, a które Asowie jescze w pierwszych dniach stworzenia utracili, i gdy przeniosły z nich runami kreślone wyroki na swe tarcze, stają się bóstwami, osiadają w Asgordzie i kierują losami całego świata, ściśle dopełniając woli Alfadera.
Prócz Asów, Alfów i Olbrzymów wierzono jescze w inne twory nadludzkie, które na ziemi — w górach, wodach i lasach przemieszkiwały. Były to istoty pochodzące od Olbrzymów, a zatem złośliwe, ludziom i bogom nieprzyjazne; zwano je Czarnemi Alfami, Karłami i Trollami. Te ostatnie wielce są podobne do litewskich Jodsów, tak ślicznie w Witoloraudzie figurujących; nawet wyraz Jotty (olbrzymi) jest widocznie jednego źródła z Jodsami.
Północno-zachodnia część Europy, zamykająca dziś w swoim obrębie królestwa: Szwecyi, Norwegii i Danii, w epoce do której się poemat odnosi, przedstawiała mnóstwo niewielkich, niepodległych państw, w zarządzie i instytucjach z powodu jednostajności religii, języka i prawodawstwa — zupełnie do siebie podobnych. Dość zwrócić uwagę na jedno z nich, aby powziąść wyobrażenie o innych. Że zaś akcya Sagi odbywa się głównie, naprzód w królestwie Sognu, ojczyźnie Frytjofa, potem w Nordlandzie (niniejszej prow. Chrystijanii), państwie Rynga, potężnego jego rywala, rzućmy okiem na pierwsze — a z niego poznamy i inne.
Państwo Sognu leżało w niniejszej prowincyi norwegskiej North-Bergen, i szerzyło się po obie strony zatoki, która do dziśdnia nosi starożytną nazwę Sognijskiej (Sognefjord). Na południowym brzegu zatoki, była stolica państwa, Systrand, rezydencya króla Bela i jego następców Helga i Halfdana. W pobliżu Systrandu wznosiła się na wysokiej skalistej górze, ponad zatoką, świątynia Baldera, obszerna drewniana budowa, opasana cienistym gajem, kędy zabijano ofiary (sczególniej białe zrzebce i sokoły), i ogrodzona parkanem. Wprost Systrandu, na północnym brzegu zatoki, leżała majętność Frytjofa, od blizkiego przylądku, Framnes’em zwana. (Opis jej daje poeta w pieśni III.)
Wedle podania, w Skandynawii upowszechnionego, pewna kolonija wschodnia, pod dowództwem Odyna i jego pomocników (dijarów), przeniosła się w strony północne i niemi owładnęła. Ludność miejscowa, uległszy wpływowi wychodźców i z nimi się zlawszy, wydała potomstwo silne i energiczne, któremu, mimo niepohamowanej żądzy walk i podbojów, nie brakło na porządnych wyobrażeniach o prawie i powinności, o obywatelstwie i ziemskiej własności. Państwo dzieliło się na tak zwane fylki, czyli odrębne, większe lub mniejsze dzielnice, niezależne, stanowiące własność wolnego ziemianina, czyli bonda. Każdy bond, wolny ziemianin, był samowładnym panem swej własności, z której zarządu nikomu nie zdawał rachunku. Ale, że surowość klimatu i, ztąd pochodząca w większej części skandynawskiego półwyspu, nieżyzność ziemi, nie płużyły rolnictwu, musiał mieszkaniec szukać gdzieindziej środków zaopatrzenia swych potrzeb. Przy rozwinięciu ducha wojowniczego, do którego usposobiała sama religija, obiecująca tym, co w boju z chwałą polegną, rajskie rozkosze w Walhalli, niemógł on nie szukać sczęścia w orężu, który zabezpieczał mu byt wygodny na ziemi i prowadził go po śmierci do raju. — Chętnie więc, jeśli był ubogim, zaciągał się pod rozkazy wodzów znakomitych, jeśli zaś był zamożnym, sam formował drużyny i z niemi odbywał wyprawy. Bondowie, jako obywatele swobodni, zgromadzali się zbrojnie na obrady, czyli tyngi (sejmy), i tam pod przewodnictwem konunga (głównego naczelnika-króla), stanowili większością głosów wszelakie prawa i uchwały.
Jakkolwiek władza najwyższa ograniczała się w pokoju wolą narodu, objawioną na tyngu, była jednakże powszechnie wielce szanowaną, a podczas wojny, nieograniczoną. Ród bowiem konungów wywodzono od bogów, przez dwóch synów Odyna: w Norwegii przez Seminga, w Szwecyi przez Ingwe. Starsi synowie konungów, za życia jescze swych ojców nosili tytuł konunga, ale wstępowali na tron nie inaczej, jak za zgodą i potwierdzeniem ludu. Potem konung lustrował swe państwo osobiście (eriksgata), aby się dać poznać ludowi i o jego potrzebach przekonać; po powrocie z takowego objazdu, odbywała się jego koronacya. — Młodsi synowie konungów (równie jak i bondów), nie podzielając rodzicielskiego dziedzictwa, szukali gdzieindziej losu. Opatrzeni zatem przez rodziców w potrzebne zasoby urządzali flotylje, uzbrajali je dzielną drużyną, pusczali się na awanturnicze przedsięwzięcia, opanowywali ziemie, i niekiedy stawali się w nich konungami, albo też ze zdobyczą bogatą wracali do domów rodzinnych, i tu w ciągu długiej zimy, do nowych się wypraw gotowali. Takich wojowników zwano ogólnym wyrazem Wiking (Wik — bój, Ing — młodzian, junak, ztąd u Sławian Wieleń i Witiaź), albo król morza (Sea-konung). Jest to pierwsze znaczenie tego wyrazu; później służył on każdemu morskiemu bohaterowi i oznaczał dzielnego wojownika, rycerza. Słynniejsi Wikingowie z bondów otrzymywali nieraz od narodu, za swe świetne czyny, zasczytne tytuły Jarłów, który niby ma odpowiadać niemieckiemu tytułowi Graf (Comes, earl, graf — hrabia).
Zajęty skandynawa, od wiosny do późnej jesieni, sprawą wojenną, która go na długi czas od rodzinnej ziemi oddalała, a po powrocie do kraju oddając się wypoczynkowi i szumnym biesiadom, nie mógł osobiście czuwać nad wychowaniem swych dzieci. To właśnie zmuszało go poruczać je opiece przyjaciół, z cnót i mądrości w obywatelstwie powagę mających. Mężowie tacy, z powierzaną pieczy ich młodzieżą, formowali nową rodzinę, która, i po swojem rozwiązaniu się, zachowywała wzajemną przychylność. Piastun — instruktor zawsze się mianował ojcem (fosterfader), dzieci synami i córkami (fosterson, fosterdotter). Dziatwa obojej płci, wzrastając pod kierunkiem piastuna, ćwiczyła się, stosownie do swego przyszłego zawodu, w umiejętnościach właściwych. Społem obeznawała się z religją, przepisami moralności i dziejami narodowemi, które albo z pieśni świętych (później Eddami przezwanych), albo z sag, tojest powieści uporządkowanych i zapisanych, poznawała. Wędrujący także po krajach skandynawskich liczni biegli opowiadacze dzieł przodków, lub innych znakomitych wypadków, będąc wszędzie pożądanymi gośćmi, wielce się przyczyniali do rozwinięcia umysłowego młodzieży. W tem atoli wychowaniu największą zwracano uwagę na wzmocnienie ciała młodzieńczego, jako rękojmi długoletniego i czerstwego żywota. Wyścigi, skoki, bicie się w palcaty, strzelanie z łuku, ciskanie włóczni, przetrącanie piersią rozkołysanych prądów, kierowanie łodzią i tym podobne ćwiczenia, hartowały chłopców i rozwijały zarazem ich siły fizyczne. Dziewczęta, przy stosownych także gimnastycznych ćwiczeniach, uczyły się najstaranniej rękodzieł gospodarskich: wyszywały w krosnach, tkały płótna i kobierce, szyły dla mężczyzn odzienie, grały na arfie i gospodarzyły pod okiem rządczyni domu. — Dzieci wspólnie wychowane, póty zostawały w zagrodzie piastuna, póki każde z nich nie urosło, i za swem przeznaczeniem nie poszło.
Bronią zaczepną były głównie: miecze i dzidy, odporną — pancerze, szyszaki i tarcze. Te ostatnie służyły do rozmaitego użycia. Na nich podnoszono na tyngu obranego lub potwierdzonego konunga, unoszono poległych bohaterów do miejsca ich wiecznego spoczynku; tarczami różnej barwy, jakby niniejszemi chorągwiami, oznaczano różne oddziały wojska; w uroczyste dni zdobiono niemi sale ucztowe i okręty. W chwili niebezpieczeństwa dla konunga, lub dla ukrycia go od niepogody, formowano z nich twierdzę pod imieniem sköldborg. Uderzenie mieczem o puklerz czerwony, który był godłem wojny, jak biały pokoju, obwiesczało ludowi o wypowiedzianej wojnie i t. d.
Walcząc w otwartym boju z nieprzyjacielem i ginąc z jego ręki, pewnym był wojownik skandynawski, że dostąpi zbawienia, że po śmierci przeniesie się z Walkiryją do Walhalli (przyp. 4 pieśń I), pałacu Odynowego, gdzie ze spółwybrańcami (Enherjami) bić się i bankietować będzie codziennie. Ale, w razie niemożności spotkania takiego zgonu, w którymby, przelewając krew swoją, mógł zejść ze świata, udawał się do innych sposobów legalnych, zwyczajem i przykładem uświęconych. Lud prosty rzucał się wesoło z wysokości na ostre skały, i na nich wisząc, ducha wyziewał. Wyższe osoby, jak konungi, jarły i w ogólności wikingi, spełniali nad sobą w wieku zgrzybiałym, obrzędowe samobójstwo, zwane Geirsodd (spisa włóczni) albo śmierć Odynowa (Odensdöd), w przekonaniu, że naśladują, Odyna, który, będąc jescze człowiekiem (wodzem kolonii), miał niby życie sobie odebrać w sposób następujący: Ubrawszy się w najświetniejszy rynsztunek, obnażył piersi i ręce, i na każdej z tych części ciała, wyciął ostrzem dzirytu dziewięć ran, w kształcie runy Tyr (T), mającej podobieństwo do żelezca włóczni, a potem, z upływem krwi, skonał. Obrzęd ten naśladowano skrupulatnie; poeta nasz skreślił go nawiasem w Pieśni XX. Wszyscy inni, którzy umierali od starości lub choroby, jak gdyby leżąc na słomie, tojest w łóżku, umierali śmiercią słomianą (stradod) i zstępowali do podziemnego państwa Heli (do Niffelhemu), gdzie żyli w smutku i zapomnieniu od świata. Dusze tylko cnotliwych niewiast wstępowały bez przelewu krwi do Nieba, i mieszkały w pałacach bogiń, do których należały.
Ograniczając się tym pobieżnym zarysem mythologii i starożytności skandynawskich, który obszerniej wyjaśnia się w dalszych przypisach, winienem tu dołączyć kilka słów dotyczących niniejszego przekładu, i wyznać, że:
1) O tyle tylko usiłowałem utrzymać formy liryczne, jakie nadał oddzielnym swym pieśniom wiescz skandynawski, o ile to pozwoliły jasność i harmonja naszego języka; uważałem bowiem upędzanie się za nowością, do której nie widziałem wielkiej potrzeby, za niebezpieczne dla siebie. Jedną tylko pieśń poematu w formie dla nas niezwykłej (P. XIX. Pokuszenie), bo wierszem szesnastozgłoskowym napisaną, utrzymałem, dawszy jej jednakże z samego początku, urozmaiconem rymowaniem, tok wiersza ośmiozgłoskowego; że
2) W użyciu imion własnych, szedłem za ogólnem prawidłem mowy naszej, tojest imionom rodzaju męzkiego dałem zakończenie na spółgłoskę, żeńskiego zaś na samogłoskę a. Ztąd imiona męzkie: Bele, Helge, Brage, — żeńskie: Frygg, Ingeborg, Hel i inne, mało jescze u nas utarte, piszę wszędzie Bel, Helg, Brag, Frygga, Ingeborga, i przypadkuję stosownie; że
3) W słowach szwedzkich, mających samogłoskę ö, bliższą do naszego o, aniżeli e, daję przewagę dźwiękowi pierwszemu nad drugim, i piszę Bjorn, zamiast Bjern (Björn) — że
4) Wprowadzam, idąc za przykładem innych, staropolskie wyrazy, sczęśliwie wskrzeszone i do poezyi wielce przydatne, jakiemi są: mir (spokój), chram (wyraz z arabskiego wzięty, świątynia, dom boży), kień (okucie przodu okrętowego w kształcie dziobu, łacińskie rostrum), nart (podstawek stalowy pod łyżwą dla kierowania się w biegu po lodzie), i inne — dodawszy do nich słowo biblijne manela (bransoleta, bracelet, armring), które zdaje się lepiej rzecz malować aniżeli kole lub obręcz, — i nakoniec że
5) Przed każdą pieśnią umiesczam treść jej, aby ułatwić czytelnikowi spamiętanie sczegółów, jakie ją stanowią, i ogólnej osnowy całego poematu.
Więcej nie mam nic do powiedzenia, chyba to, że policzę siebie do sczęśliwych, jeśli czytelnik przebiegając ten przekład, wyrzecze w duchu o jego oryginale choć małą cząstkę tego, co o nim, po przeczytaniu przekładu niemieckiego Amalii Helwig, wyrzekł niegdyś, skąpy na pochwały, Göthe (Göthe’s Werke 46 Band), tojest że..... „tu (we Frytjofie) starożytna, potężna, olbrzymio-dzika poezya, jakby wskutek niepojętej metamorfozy, pojawia się w czarującej, nowej, marząco-tkliwej postaci, i nie traci bynajmniej na swym charakterze pierwotnym.“
Ale — kość rzucona i Rubikon przebyty!
Bel, król Sognu, niewielkiego państwa w południowo-zachodniej Norwegii, gdzie dziś prowincya North-Bergen. | |
Helg, | synowie i następcy Bela |
Halfdan, | |
Ingeborga, córka Bela, bohatérka poematu. | |
Ryng, król Nordlandu, sąsiad Bela. | |
Angantyr, jarł (hrabia), władca Efjezundu, (wysp Orkadzkich). | |
Torsten-Wikingson, zamożny ziemianin (bond), brat-po-broni Bela. | |
Frytjof-Torstenson, syn Torstena, bohatér poematu. | |
Hilding, zasłużony ziemianin, przyjaciel Bela i Torstena, piastun — nauczyciel Frytjofa i Ingeborgi. | |
Biorn, syn Hildinga, brat-po-broni Frytjofa. | |
Halwar, stary żołnierz z drużyny Angantyra, stróż pałacowy. | |
Atel, najdzielniejszy rycerz z tejże drużyny, (berserk). | |
Kapłani i Kapłanki świątyni Baldera (boga Światła i Dobra). |
W cichej zagrodzie niegdyś Hilding[9] stary
Dąbek i Różę troskliwie hodował;
Nikt na Północy tak uroczej pary,
Tak strojnej w zieleń, dotąd nie wychował.
Dąbek rósł bujnie: on kibicią śmiałą
W górę, jak włócznia rycerska, wyskoczył,
I, gwoli wiatrom, jak hełm okazałą
Koronę włosów powiewnych roztoczył.
Krzewiście Róża przy Dąbku się wije;
A chociaż zima niedawno przemknęła,
Jescze się wiosna, co w tej róży kryje,
W pączku krzewiny ze snu nie ocknęła.
Lecz wkrótce wicher nad ziemią przeleci —
Dąbek się mężnie do walki z nim złoży;
I słońce w niebie ogniściej zaświeci —
Rumiane usta wonny kwiat otworzy!
Tak rosną krzewy — w spokoju — radośnie.
Lecz czyż to Dąbek? — Nie! — to Frytjof młody.
Przy nim nie Róża w maju dolin rośnie,
Lecz Ingeborga — dziewczę, cud urody.
Patrząc na gry ich, na zabawy dzienne
Wspomniałbyś Frei niebieskie podwoje[10],
Gdzie kraśnoskrzydłe a włosem promienne
Par niemowlęcych polatują roje. —
Lub gdybyś widział, przy księżyca blasku,
W cieniu drzew, pląsy i przegony dzieci,
Myślałbyś: Alfów król w zielonym lasku
Ze swą królową, to pląsa, to leci!
Błogo chłopcowi, kiedy sam zgłębiwszy
Co tajemnica run[11] pierwotnych znaczy,
Chciwie ją lubej dziewczynie tłumaczy,
Od wszystkich w świecie konungów[12] szczęśliwszy!
Jakże mu słodko pod żaglem rozpiętym,
Z tą towarzyszką bujać nad odmętem,
I patrzeć, sine gdy przerzyna tonie,
Jak ona w białe, drobne klaska dłonie!
I do gniazd ptaszych nie trudna mu ścieżka,
Jakkolwiek stroma, spadzista lub kręta;
On u orlicy, co w obłokach mieszka,
Dla Ingeborgi wydziera pisklęta!
Próżno się w gniewie dąsa potok wzdęty —
Chłopiec dziewczynę przytula do boku,
I w bród, kochanem ramieniem ujęty,
Przenosi, szydząc z hałasów potoku.
Pierwszy kwiat z łona ziemi wystrzelony,
Pierwszy poziomek zrumienionych pączek,
I pierwszy kłosek złotem ubarwiony
Jej on przynosi, jej składa do rączek.
Ależ dziecinne lata prędko lecą!
Nastaje młodość śmiała, popędliwa:
Miłość, nadzieja z oczu chłopca świecą,
Dziewczyna wzrasta i wdzięków nabywa! —
Więc młodzian męzkich pożąda zapasów,
Sprawa łowiecka duszę mu porywa:
Bez dzidy, miecza, w ciemnej gęstwie lasów,
Na bój on śmiało niedźwiedzia wyzywa.
Owóż się schodzą! — Patrz! Frytjof uderza,
Z kosmatem łonem białe piersi łączy;
Zwarli się — słychać jęk przeciągły zwierza,
Potem milczenie — i walka się kończy!
Runął lesistej monarcha krainy;
Frytjof, acz ranny, ze zdobyczą wróci,
Rozściele krwawy dar u stop dziewczyny;
Czyż Ingeborga taki dar odrzuci?
Nie! dzielność męża kobietę zachwyca,
Szlachetna śmiałość wielbić siebie każe;
Jak twarda z czołem godzi się przyłbica,
Tak Moc i Piękność rade chodzą w parze!
Nieraz młodzieniec, gdy wieczorny ogień
Zimą, w czas późny, rzęsisto się pali,
Czyta wiersz skaldów o blasku Walhalli[13],
O czynach bogów, o powabach bogiń.
Czyta i marzy: »Jasne Frei włosy[14]
»Chwieją się, błyszczą, jako polne kłosy...
»Och, tu są złote pukle, co się wiją
»Jak siatka, ponad różą i liliją!
»Młodej Iduny[15] piersi drżą roskoszą,
»Lśniąc z pod jedwabiu uroczym promieniem.
»I tu jest jedwab, pod którym ze drżeniem
»Dwa młode alfy roskosznie się wznoszą!
»Chlubi się Frygga[16] promienistem okiem,
»Sinem, jak niebios lazury wiosenne...
»I ja znam oko! przy niém światło dzienne
»Wyda się szarym, zamglonym pomrokiem!
»Oblicze Gerdy[17], jest to śnieg płonący
»W oblasku łuny, co ją biegun tworzy...
»I ja znam lice! jest to dzień wschodzący
»Śród dwóch rumieńców porankowej zorzy!
»Wiem serce, światu nieznane, co sczérze,
»Co czule kocha, o Nanno, jak twoje;
»I dziś pojmuję, jak słusznie, Balderze[18],
»Niosą ci skaldy[19] uwielbienia swoje!
»Gdybym zostawszy, jak ty, obalony,
»Mógł również widzieć, w ciżbie swych czcicieli,
»Łzy kochającej, jak twa Nanna, żony —
»Sam dobrowolnie zstąpiłbym do Heli.«[20]
Tymczasem dziewczę, nócąc w swym pokoju
Pieśń bohaterską, tka, na rozwinionej
Kanwie, jakiegoś wizerunek boju,
Jakichś fal błękit, jakiś gaj zielony.
A pośród białej włóczki wyrastają
Złote walczących bojanów puklerze.
Srebrem obwite migocą pancerze,
Włócznie czerwone w powietrzu latają.
Dowódca boju coraz się wyraźniej
Na tle kobierca we Frytjofa mieni;
Aliści wyjrzał — uprzejmie a raźnie....
Błogo dziewczynie! przecież się rumieni! —
I młodzian tęskno rozmarzony, w borze
Wyrzyna wszędy I, F połączone;
Wiążą się runy i zlewają w korze,
Jak serca węzłem miłości spojone.
Czy Dzień wesoły jaśnieje na niebie,
Promiennowłosy jednowładca ziemi,
I życie krąży ruchy odwiecznemi —
Oni nikogo nie widzą — prócz siebie!
Czy Noc gwiaździsta iskrzy się na niebie,
Ta czarnowłosa rodzicielka Ziemi,
I wszystko marzy pod gwiazdy cichemi —
Oni w marzeniu nawet słyszą siebie.
— »Ziemio! co każdą wiosną nowe kwiaty
Wplatasz roskosznie w swój warkocz majowy,
Daj mi z nich świeższe! a wieniec bogaty
Uplotę drogiej skroni Frytjofowej!» —
— »Morze! coś perły obiło lśniącemi
Swój ciemny pałac, w otchłaniach zamkniony,
Daj mi z nich droższe! a ozdobię niemi
Szyjkę dziewicy mojej ulubionej!» —
— »O złote Słońce, wszechogromu oko!
Co nas oświecasz z tronu Alfadera[21],
Gdybyś mém było, tarczą twą szeroką
Uzbroiłabym mego bohatera!» —
— »Księżycu, w szaty odziany srebrzyste!
Co nam przyświecasz z sali Odynowej,
Gdybyś był moim, twe obsłony czyste
Mej Ingebordze dałbym na strój nowy!» —
— »Synu! — raz Hilding rzecze mu surowy —
»Miłość młodzieńcza nazbyt się ośmiela,
»Wam bogi[22] dały los niejednakowy;
»Twa Ingeborga, jest-to córa Bela[23].
»Gwiaździstych stropów, gdzie Odyn panuje,
»Ród jej dosięga — ród świetny — szanowny!
»A tyś — syn bonda[24]! Tylko z równą równy
»Prawdziwe szczęście na ziemi znajduje!« —
Frytjof się śmieje: »I mój ród pocześny
»Sięga też sklepień Heli sinobladej;
»Z kosmatą skórą król dzierżawy leśnej[25]
»Dzielne mi swoje przekazał pradziady!
»Ojcze! swobodny mąż kroku nie cofa;
»Ziemia mu wszystka w dziedzictwo pusczona. —
»Jeśli los zniżył — los wzniesie Frytjofa!
»I u Nadziei jest swoja korona!
»Potęga męztwa nie próżna znaczenia —
»Thor, jej praojciec, co Thrudwang[26] obszerny
Zamieszkał w niebie, szydzi z urodzenia,
»Czci dzielność! jeno miecz... dziewosłąb wierny!
»Za córę Bela, w obec Thora-Boga
»W każdej, nie blednąc, stanąłbym godzinie! —
»O kwitnij, kwitnij lilijo ma droga!
»Kto nas rozłączy — biada temu — zginie!« —
Król Bel w sali książęcej o miecz wsparty stoi;
Przy nim Torsten Wikingson brat jego po zbroi.
Starzec prawie stóletni, bond w narodzie wzięty,
I, jak kamień runowy, bliznami pocięty.
Stoją w sali, jak w górach dwa stare kościoły,
Pogańskich bóstw siedliska — dziś w gruzach na-poły.
Ale ściany ich, mądrą tłumaczą się mową,
I wieki, na ich stropach, ożyły nanowo.
»Ku zmierzchowi — Bel rzecze — słońce się me skłania,
»Przyłbica cięży czołu i miód nie smakuje;
»Mrok jakiś losy ludzkie przed okiem zasłania,
»Wciąż bliżej lśni Walhalla — a to śmierć rokuje!
»Wnet przyjdą z twym Frytjofem synowie tu moi;
»Jak nam, tak dziatwie naszej razem żyć przystoi —
»Chcę, nim zamknę powieki, nim dłoń śmierci bladej
»Zwiąże usta, orlętom podać dobre rady.« —[27]
Wchodzą synowie. — Pierwszy staje przed rodzicem
Helg, chytry myślą, sercem, i ponury licem.
Wesół tylko gdy w gaju krwią się ofiar plami;
I teraz właśnie przybył z krwawemi rękami.
Za nim Halfdan, stworzenie dziarskie a rumiane.
O jasnym włosie, smukłej acz miękkiej postawy;
Miecz zawiesił u pasa jakby dla zabawy —
Raczej dziewczę, niż rycerz, w rynsztunek ubrane.
Z kolei w sinym płaszczu wszedł Frytjof na salę
Od obu wyższy głową; stanął okazale
Między królewicami, jak Dzień promienisty
Staje pośrodku Jutrzni i Nocy cienistej.
»Synowie! dzień niniejszy jest dla mnie ostatni;
»Poruczam rządy państwa waszej zgodzie bratniej.
»Zgoda — to pierścień włóczni, co grót z drzewcem ściska:
»Wnet się rozpada włócznia, kiedy pierścień pryska.
»Gdy Moc, jak stróż odźwierny, bram ojczystych strzeże,
»Łatwo rozkwita Pokój w obronnym narodzie:
»Bo oręż ku odsieczy dany, nie ku szkodzie,
»I na zamki do stodół ukute puklerze.
»Nie mądry tylko mocarz własną ziemię nęka:
»Bo co lud chce, jedynie król to spełnić może.
»Więdnie korona drzewa, pancerz jego pęka,
»Kiedy mu rdzeń usycha na bezpłodnej górze.
»Na czterech się kolumnach opiera firmament;[28]
»Tron spoczywa na jednej — tą kolumną: Prawo.
»Gdzie gwałt uciska tyngi,[29] tam niedola, zamęt —
»Słuszność tylko jest kraju sczęściem, tronu sławą!
»Zaprawdę w Disarsalu[30] bogowie mieszkają,
»Lecz nie tak, jak ślimaki w skorupy zamknięte;
»Gdziekolwiek myśl, gdzie światło, gdzie dźwięki sięgają,
»Wszędy, synu, ich lica zjawiają się święte!
»Płuc sokolich ofiarne nieraz myli znamie;
»Ćma run, ciętych na belkach, nieraz także kłamie;
»Lecz runy w zacném sercu przez Boga kreślone,
»Głoszą prawdy niemylne, wiekami stwierdzone!
»Nie bądź, Helgu, zbyt twardym, lecz miej tęgość duszy:
»Im miecz giętszy, tém ostrzej tnie, tém mniej się kruszy.
»Łagodność zdobi króla, jak tarczę kwiat nowy;
»Dzień wiosenny plenniejszy, niżli dzień zimowy!
»Najsilniejszy gdy niejest przez przyjaciół wsparty,
»Ginie rychło, jak w stepie dąb z kory odarty;
»A kto w druhów zamożny, ten, jak drzewo w gaju,
»Szydzi z burz skrępowanych, pije prąd ruczaju!
»Nie pyszń się chwałą przodków, żyj imieniem swojém
»Jeśli strzelać nie umiesz, łuk nie będzie twoim.
»Na co-ć się przyda sława, śpiąca w grobie ciasnym?
»Silna rzeka przerzyna morze pędem własnym!
»Halfdanie! dobry humor przystoi mędrcowi;
»Gadatliwość nikomu, tém mniej konungowi!
»W miodzie obok plastrowej leży chmiel słodyczy;
»Mieczowi stal, zabawom godność przewodniczy!
»Mędrzec nawet nie zawsze zbyt w rozum bogaty;
»A ci, co mało wiedzą, nic zgoła nie wiedzą.
»Gardzą głupcem, choć wyżej wspiął się śród komnaty;
»Mądrych chętnie słuchają, chociaż niżej siedzą.
»Droga, którą się idzie do druha, do brata,[31]
»Jest krótką, choćby żyli gdzieś na końcu świata;
»A dom wroga — wciąż kędyś stoi za górami,
»Choć niekiedy u drogi stérczy tuż przed nami!
»Kto przyjaźń swą narzuca, niewiele ten warty:
»Dom bogacza — zamknięty; nędzarza — otwarty:
»Dwóch tylko swem ogniwem wiąże Przyjaźń złotém:
»Co trzej wiedzą, Halfdanie, wszyscy wiedzą o tém!«
Skończył Bel — wstaje Torsten i tak doń przemówi:
»Nie wypada jednemu umierać królowi!
»Gdyśmy życia przygody podzielali z sobą,
»Podzielim się i śmiercią — ja dziś umrę z tobą!
»Frytjofie! prawd niemało i dum w tej siwiźnie
»Złożyła starość — słuchaj, i bierz je w puściznie!
»Jak na groby północne ptak Odyna spada[32],
»Tak na usta zgrzybiałe mądra spływa rada!
»Naprzód. bogów potężnych szanować potrzeba!
»Bo dobro, złe — jak światło, burza, — idą z Nieba!
»Bogi naszych serc skryte tajemnice śledzą —
»Za chwilę błędu ciągiem długich kar nawiedzą!
»Służ, ulegaj Jednemu. — Rząd, mądrość mu Bóstwo
»Oddało. Dzień ma jedno oko. Noc ma mnóstwo!
»Niech Dzielny przed Dzielniejszym ugiąć się nie wstyda —
»I ostrze i rękojeść mieczowi się przyda!
»Wielka siła — dar bogów gdy nią rozum włada;
»W przeciwnym razie, synu, do czegoż się nada?
»Dwanaściekroć krzepszego człek niedźwiedzia wali.[33]
»Prawo gwałty odbija, tarcza ostrze stali!
»Dumny trwoży niewielu — on wszystkim nieluby!
»Pycha, synu, to macierz upadku i zguby!
»Niejeden, co wprzód bujał, dziś na sczudle stęka!
»Pogoda płuży żniwu, wiatr pomyślność nęka.
»Chwal dzień gdy ci przeminie, gdy nocy dożyjesz;
»Radę, gdy jej doświadczysz; piwo, gdy wypijesz.
»Pomnij: zbytnią ufnością młodzież gubi siebie —
»Miecz się w walce, przyjaciel poznaje w potrzebie.
»Nie ufaj lodom świeżym, śniegom dni wiosennych;
»Śpiącej żmii; dziewczynie, co się chytrze wdzięczy;
»Pierś kobiecą na wartkiej Bóg toczył obręczy:
»Toż, w jej kręgach kijowych, tłum poruszeń zmiennych!
»Umrzesz, i z tobą umrze do czegoś miał prawo;
»Jedno — wiem ja, Frytjofie, — pozostanie żywém;
»A tém jest sąd pośmiertny!... więc goniąc za sławą,
»Żądaj co jest szlachetném, rób co jest godziwém.« —
Tak dziatwę pouczali starcowie ówcześni —
Tak uczył skald późniejszy w Uroczystej Pieśni:
Z rodu w ród szły przestrogi, nawet dziś się zdaje,
Że szmer ich płynie z grobów i słyszeć się daje!
Potem z sobą rozmawiać poczęli radośni:
Jak byli swą przyjaźnią na Północy głośni,
Jak razem się trzymali w sczęściu i niedoli,
By dłonie, które uścisk braterski zespoli.
— Plecy do piec przyparłszy, staliśmy odpornie!
Ztąd i zowąd był puklerz zwrócony ku Nornie[34];
Dziś, starzy, raniej od was idziem po nagrodę —
Lecz duch nasz krzepić będzie wasze lata młode!« —
Tu wiele o dzielności Bel mówił młodzieńczej
Frytjofa, sławiąc wyżej ją od krwi królewskiej;
Tu wiele mówił Torsten o blasku, co wieńczy
Skronie władców północnych — rodziny niebieskiej.
»Jeśli się społem wspierać, jak bracia będziecie,
»Nikt się nie nazwie waszym zwycięzcą na święcie!
»Bo Moc, gdy sczérą chęcią Tronu się uczepi,
»Będzie jak stal obłęku, co złotą tarcz krzepi.
»Pożegnajcie odemnie siostrę — kwiat różany —
»W zaciszu wychowaną, jak cześć wskazywała.
»Strzeżcie, by buntownicza wichru dłoń nie śmiała
»Zerwać — do hełmu przypiąć — mej róży skalanej.
»Troskliwość ojca, Helgu, składam w ręce twoje:
»Kochaj, jak własne dziecię, Ingeborgę moję!
»Pomnij: przymus oburza, a łagodność tkliwa
»I męża i niewiastę do dzieł zacnych wzywa!
»Usypcież nam nad wodą dwa wielkie kurhany
»Z obu stron tej zatoki.[35] Tam niech fal szeregi
»Grają nam słodką nutą niech wzdęte bałwany,
»Jak grzmiąca drapa,[36] huczą, tłukąc się o brzegi.
»A gdy światło miesięczne na góry się zleje,
»I rosa głaz grobowy w swe perły odzieje,
»Wyjdziem z mogił, Torstenie, i wieczorną dobą
»O tém, co ma być kiedyś, pomówimy z sobą —
»Żegnamy was — wychodźcie! Dziś obaj dążymy
»Do pałacu Wszechojca; dokąd tak tęsknimy,
»Jak tęsknią do łon morskich spracowane rzeki —
»Oby was Frej, Thor, Odyn wspierali na wieki!« —
Siedzą już w głębi kurhanów król Bel i Torsten sędziwy,
Kędy sami przed zgonem miejsce spoczynku obrali.
Z obu stron morskiej zatoki wznoszą się krągłe dwa wzgórza
Jak gdyby piersi dwie bliźnie, śmierci prawicą rozparte.
Helg i Halfdan, za zgodą ludu, objęli rząd państwa:
Frytjof, jedynak, odzierżył Framnes po ojcu bez spółki.
Na trzy się mile od dworu szerzą rozłogi Framnesu:
Z trzech stron graniczą z obcemi góry, doliny, pagórki,
Z czwartej schodzą ku morzu. Gęsty las smukłej brzeziny
Wieńczy wierzchoły pagórków — a na ich stokach uprawnych
Szumią jęczmienie złociste, żyta falują wzbujałe.
Nieprzeliczonych też jeziór modre się szyby zwracają
Ku wyżynom i lasom. W cieniu ostępów, królewskim
Krokiem stąpają gromady łosi, i, trzęsąc spaniale
Rozstrzelonemi rosochy, z setnych poników chłodzące
Zdroje spijają. W dolinach, co się wokoło pagórków
Ścielą szeroko, krów mlecznych pasą się trzody w zieleni,
Sierścią błyskotną świecące, i niecierpliwie czekają
Wiader dla wymion rozdętych; a między niemi wesoło
Zewsząd się tłum białorunnych owiec rozpierzcha po błoniu —
Rzekłbyś: na stropie niebieskim tysiąc się plącze obłoczków,
Tchnieniem wiosennem rozwianych. W stajni Framnesu obszernej
Tupa rzędem u żłobów, pełnych zielonej murawy,
Dwakroć dwanaście zrzebców — wiatrów burzliwych lecz skutych,
Z wstęgą czerwoną u grzywy, z stalą błysczącą u kopyt. —
Dom, gdzie się uczty sprawują, składa budowę odrębną,
Z belek sosnowych ciosaną. Pięciuset mężów nie może
(Licząc na każdą secinę dziesięć tuzinów[37] napełnić
Sali ucztowej, gdy Jul[38] się w grudniu wesoło w niej święci.
Wzdłuż, juk się sala przeciąga, stoi stół z brył zielonego
Dębu złożony, natarty woskiem i lśniący, jak gdyby
Stalą pokryty. A kędy miejsce pocześne[39] się wznosi,
Stoją słupce wiązowe; z nich wyglądają dwa Asy:
Odyn z monarszém wejrzeniem, Frej z promieniami u hełmu.
Właśnie tu, między słupcami, Torsten na skórze niedźwiedziej
(Czarnej jak smoła, z pazury srebrnémi, z pasczęką
Kraśną jak szkarłat) niedawno siedział ze swymi druhami,
Niby Gościnność z Weselem, — i poglądając na księżyc
Co się przez chmury przeciskał, prawił o rzeczach cudownych
Jakie w obczyźnie oglądał, albo czynach, jakiemi
Sam się odznaczył na morzach: Wschodniem, Zachodniem, w Gandwiku[40]
Goście doń lgnęli oczyma, jako do róży lgną psczoły.
Nieraz, tu skald ucztujący, patrząc nań, Braga przypomniał
Myśląc: tak z brodą srebrzystą z krytym runami językiem
Siedzi Bóg stary u źródła wiecznopłynnego Mimera[41]
I swe, z pod buku, ogłasza sagi niebianom, sam istna
Saga — Żyjąca! — We środku słomą wystanej podłogi
Gore ognisko na ciężkich głazach wzniesione, i dymy
W górę przez otwór wypuscza; owóż dymnikiem tym z góry
Gwiazdy — te drużki niebieskie — wciąż zaglądają do sali!
Dalej, na kołkach żelaznych, wiszą u wszystkich ścian, rzędem
Porozmiesczane pancerze, z hełmy lśniącemi naprzemian.
Między zaś niemi, pionowo zwieszon, na haku się chwieje
Miecz, i połyska jak gwiazda w nocy z błękitu lecąca.
Ale nad miecze, nad hełmy świecą ogniściej puklerze:
Słońca to, rzekłbyś, ze złota, albo księżyce ze srebra!
Nieraz w tej sali dziewczyna, krążąc u stołu z konewką,
Lub nalewając róg miodem, oczy swe skromnie w dół spuscza
I zarumienia się wstydem; wtedy jej lice spłonione
Cudnie się w tarczach odbija i swym widokiem pijących
Mężów weseli.
Bogaty był dom Torstena w Framnesie —
W którąbyś stronę wzrok rzucił, wszędybyś spotkał w tym domu
Szafy ładowne, piwnice pełne, spichlerze zasobne;
Wielebyś innych też dostrzegł skarbów, na wojnie zdobytych,
W złocie runami pisaném, w srébrach dłóconych misternie. —
Ale nad wszystkie bogactwa, jakie rodzina Frytjofa
Wciąż posiadała trzy były nieocenione klejnoty:
Pierwszy z nich miecz Angurwadel[42], zwany też Brat-błyskawicy,
Z ojców na syny puścizna. — Według podania, na Wschodzie
Kędyś dalekim był kuty i w ogniu Karłów harcony. —
Zrazu go Biorn-Sinozęby w dłoni piastował potężnej
Zanim postradał wraz z życiem, bijąc się w Greningazundzie[43]
Z dzielnym Wifellem. Wifella synem był Wiking. W tym właśnie
Czasie panował król stary w Ullerakerze[44] z nadobną
Swą jedynaczką. O pięknej skoro królewnie wieść światu
Szeptać poczęła, natychmiast z głębi ostępu potworny
Wyszedł wielkolud, w ohydne kosmy obrosły a dziki —
I przystąpiwszy do króla, śmiało zażądał: lub boju.
Lub z krajem ręki królewny. Długo się nikt nie odważał
Przeciw Trollowi wystąpić; bowiem wiedziano, że niema
W świecie oręża, co mógłby czaszki mu ugryźć żelaznej —
Łbem go Żelaznym też zwano. Ale Wifella syn, Wiking,
Choć jescze ledwie piętnastą zimę ukończył, wyzwanie
Przyjął, ufając mieczowi i własnej siły potędze,
I jednem cięciem bułatu Trolla do pasa rozpłatał;
Z rykiem padł olbrzym — królewna uratowaną została[45].
Zatem, po śmierci Wikinga, wprost Angurwadel w puściźnie
Przeszedł na syna Torstena, który gdy umarł, z kolei
Posiadł go Frytjof we spadku. — Dziwne miał miecz ten własności:
Kiedy z pokrowca wylatał i na powietrzu się zwijał,
Błysczał jak zorza północna, lub błyskawica ognista.
Brzesczot miał kryty runami, rękojeść kutą ze złota.
Ale te runy nieznane były w krainie północnej:
Znano je tylko na Wschodzie — kędyś u Bramy-Słonecznej,
Gdzie wprzód mieszkali ojcowie, nim ich tu Asy przywiedli[46].
Pokąd kwitł pokój w narodzie, mdławo świeciły te runy,
Lecz kiedy krwawa Hildura[47] swe rozpoczęła igrzysko,
Wnet się paliły płomieniem i czerwieniły, jak kurów
Bitnie walczących grzebienie. Śmierci niechybnej ulegał
Kto się w pomroku bojowym spotkał ze stalą płonącą. —
Głośny był miecz Angurwadel, z mieczów północnych najpierwszy!
Drugim klejnotem rodziny była manela misterna[48].
Waulund ją Chromy[49], północnej sagi Wulkan, ze złota
Ukuł sczerego, w trzy marki wagą — i na niej wyrzeźbił
Niebios sklepienie z dwónastą bogów odwiecznych grodami
(Zmian księżycowych obrazem, które w swych sagach skaldowie
Zowią słońca-domami[50]. Patrz, oto Alfhem[51], gród Freja. —
Frej jest to Słońce Zimowe, co się nanowo odradza,
I znów podnosi do góry. — Dalej patrz, stoi Sekwabek[52],
Sagi mieszkanie. Tu Odyn siedząc przy mądrej bogini,
Słucha powieści i wino z kubka złotego wychyla.
Kubek — to morze oblane złotem jasnego poranku.
Saga — to Wiosna, pisząca zamiast run, kwieciem swe imie. —
Owóż i pałac Baldera[53]. Bóstwo na tronie swym siedzi.
Balder — to Słońce Latowe, co z firmamentu wciąż na dół
Skarby swe zlewa, to obraz Dobra! — Jak Dobro jest światłem
Tak Zło jest mrokiem. W wyżynie, łatwo się słońca krąg nuży.
Dobru też bywa tam ciężko; zatem westchnąwszy, ze stropu
Zwolna zstępują oboje — dążą w kraj cieniów, do Heli.
Balder-to gore na stosie! Glitner, siedziba spokojna.
Zdobi manelę z kolei: Forset[54], bóg sprawiedliwości,
Z szalą w prawicy, jesienne sądy odbywa — i równie
Bogów jak ludzi zwaśnionych ku świętej zgodzie pociąga. —
Tém i czemś jescze innem, co walkę mroku ze światłem
W niebie i w duszy człowieczej znaczy, ów Mistrz umiejętny
Cudną ozdobił manelę; potem rubinem jej obręcz
Zamknął — tak właśnie sklepienie niebios zamyka się słońcem!
Długo manela w rodzinie z matek na córki spadała,
Wiodąc swój świetny rodowód wprost od praojca Waulunda.
Ale się raz wydarzyło, że morski zbójca Sot[55], krążąc
W wodach północnych i zdradnie opustoszając wybrzeża
Skradł tę manelę i uciekł, i już się nigdzie nie zjawiał.
Przecież wieść szeptać poczęła, że gdzieś na brzegu Bretlandu
Osiadł w kurhanie kamiennym z nawą i skarby wszystkiemi.
Ale w tym lochu podziemnym ciszy żądanej nie zyskał:
Straszne go mary dręczyły. Skoro się Torsten dowiedział,
Gdzie przesiaduje wróg jego, chwili nie zwleka, dopada
Z Belem konungiem okrętu, żagiel podnosi i prując
Fale zachodu potężnie, wprost do Bretlandu zawija.
Nakształt sklepienia świątyni, lub królewskiego pałacu
Darnią i gruzem krytego, wzdyma się czoło kurhanu;
Światło bije ze środka. — Kiedy sczeliną mężowie
Wzrok zagłębiają do wnętrza, widzą że stoi tam okręt
Smołą oblany z kotwicą, masztem, wiosłami; że w górze
Siedzi nad rufą wielkolud, płasczem ognistym odziany
I krwią przesiękły miecz czyści; ale go czyści napróżno:
Krew się nie ściera z brzesczotu. — Złoto stosami zwalone
Leży dokoła — na ręku, jak żar manela goreje.
Bel tu kolledze do ucha: »Hejże! we dwojgu na tego
Z ognia lanego potwora!« — Torsten mu na to półgniewny:
»Nasi ojcowie sam-na-sam wrogów łamali! — Ja idę
»Za ich przykładem.« — Dość jescze męże się długo spierają:
Komu pierwszemu uderzyć, aż wreście Bel swój zdejmuje
Z głowy hełm, wrzuca doń parę losów, wstrząsa, podaje.
Przy pełgającém gwiazd świetle Torsten poznaje swą kolej.
Zatem osczepem żelaznym zamki, wrzeciądze skruszywszy,
Wpada do lochu jak piorun. — Kiedy go później kto pytał
Co też pod ziemią oglądał — milczał, i cały się zżymał!
Ale król Bel opowiadał, że naprzód dziwnie coś brzmiało
Jakby pieśń śpiewał czarodziej, potem zgrzytnęło, jak gdyby
Stal się ślizgała po stali, w końcu jęk jakiś się rozległ
I nagle zacichło — Dopiero Torsten wyskoczył z kurhanu
Blady, zmieszany, milczący — Śmierć on pokonał pod ziemią,
Ale odzyskał manelę! — Nieraz też gościom powiadał
Gdy pokazywał ten klejnot: »Drogie to kupno zaiste.
Bowiem raz w życiu zadrżałem, kiedym je zbójcy wydzierał.«
Głośną byłą manela, z manel północnych najpierwsza.
Cudny statek Ellida[56] trzecim był skarbem rodziny.
Wiking — mówiło podanie — raz powracając z wyprawy,
I swoim brzegiem do domu dążąc, na morzu zobaczył
Męża jakiegoś, co siedział na okrętowym odłamku
I, niby z falą igrając, płynął spokojnie gdzieś dalej.
Mąż ten był wzniosłej postawy, z pięknem, otwartem obliczem
Ale zmienném jak morze gdy się w niém słońce przegląda.
Szatę miał siną, pas złoty, rzędem koralów przetkany,
Brodę białą jak piana, włos zielonawy jak fala.
Wiking litością przejęty łódź swą ku niemu zawraca,
Bierze zziębłego rozbita, wiezie do domu, ugascza
I już na nocleg zaprasza — Ale gość rzecze z uśmiechem:
»Wiatr dmie wyborny i nawa, z którejś mię do swej przesadził
Nie zasługuje na wzgardę; jescze, nim wieczór przeminie,
Ze sto mil na niej ulecę, lecz żeś mię podjął gościnnie,
Chcę ci wdzięczności mej dowieść. Wprawdzie me skarby głęboko
Leżą śród morza, wszelako, jutro gdy staniesz nad brzegiem.
Może dla siebie cóś znajdziesz.« — Rzekł i odpłynął gość dziwny.
Wiking nazajutrz ku morzu idzie, i staje nad brzegiem;
Patrzy — aliści jak orzeł, uganiający swą zdobycz,
Wpada smok-okręt do portu — majtków, sternika nie widać.
Rudel się rusza, kieruje i w krętym statek pobiegu
Zręcznie kamienie podwodne, pędząc do brzegu, wymija,
Jak gdyby duch nie widomy swoją dzielnością go sprawiał.
Wreście staje u mety. Żagiel się zwinął sam przez się
I bez pomocy rąk ludzkich kotew wskoczyła do wody.
W piasku zaryła swe zęby. — Wiking milczący, zdumiony
Patrzy na dziwne zjawisko, aż oto fale się wzruszą
I tak mu zabrzmią: »Bóg morza Egir[57] potężny, któregoś
Wczoraj w swym domu, Wikingu, podjął uprzejmie — pamięta
Długu wdzięczności, i w tiarze szle ci ten okręt cudowny.«
Dar był zaprawdę cudowny! Deski wygięte dębowe,
Zamiast spojenia ścisłego, zrosły się w drzewo jednakie.
Statek przedstawiał kształt smoka: szyję on w górę wywinął,
Z pasczy rozwartej czerwonem złotem buchając ogniście;
Boki miał pstre, centkowane sino-żółtemi plamami,
Ogon skręcony i w srebrne łuski ubrany, nad rufą
Skrzydła czarne z kraśnemi brzegami. — Gdy w morzu te skrzydła
Smok nad topielą rozwinął i usposobił do lotu,
Śmiało biegł z wiatrem w zawody, orła w polocie prześcigał.
Albo gdy płynąc spokojnie, zbrojny lud niosł na pokładzie,
Rzekłbyś: warownia to jakaś albo stolica gdzieś płynie.
Głośny był statek Ellida, z statków północnych najpierwszy.
Skarby te z wielą innemi objął po ojcu swym Frytjof;
Trudno powiedzieć, czy był kto nadeń możniejszym dziedzicem,
Chyba gdzie jaki królowie — syn potężnego konunga —
Władza bo królów jest wielka. Frytjof, acz nie był królewic,
Duszę miał przecież królewską. Zacny, uprzejmy, łagodny
W sławę codziennie urastał. — Przy nim na stypie siedziało
Mężów dwunastu, w żelazne zbroje zakutych, z bliznami
Rozpostartemi na czołach, z brody srebrnémi. — To byli
Starzy koledzy Torstena. — Za nimi w końcu ławicy,
Siedział, by róża przy liściach, które jesienny chłód zwarzy
Biorn syn Hildinga. Do zabaw skory jak dziecko, w naradach
Mądry jak starzec, zaś w boju dzielny, waleczny jak rycerz.
Z nim to braterstwo-po-broni[58], według zwyczajów Normannów,
Zawarł Frytjof na wieki. Obaj młodziani przyrzekli
Społem żyć w sczęściu, niedoli, śmiercią się mścić za śmierć bratnią,
I swe braterstwo rycerskie krwią obrzędowie stwierdzili. —
W gronie tych mężów, gospodarz młody ze łzami na oku
Siedząc w milczeniu, stypowe, ku czci Torstena-rodzica,
Piwo z rogu wychylał i słuchał drapy rozgłośnej
Którą gromadni skaldowie hucznie śpiewali — a potem
Wstał i na miejsce poczesne przeszedł z powagą, i usiadł
Między Odynem i Frejem — Thor tuk zasiada w Walhalli!
W gospodzie Frytjofa śpiew huczny się leje.
O czynach praojców skald ciągle mu pieje,
Lecz pieśni gospodarz nie słucha —
Ni śpiew, ni dźwięk arfy nie cieszą mu ducha.
Już ziemia w majowym stanęła ubiorze,
Już liczny smok znowu poleciał przez morze,
A Frytjof — ów syn bohatera —
Po lasach się błąka, na księżyc spoziera!
Niedawno on przecież był wesół, sczęśliwy;
W gościnie u niego był Halfdan życzliwy
I Helg był ponury, i była
Tuż z nimi Belówna, siostrzyca ich miła
On siedział wciąż przy niej i rączki jej ściskał;
I nieraz wzajemne ściśnienie pozyskał
I sczęściem płonącej źrenicy
Nie zrywał z cudnego oblicza dziewicy.
W ich bystrych wspomnieniach ta pora ożyła,
Co rosą poranku ich żywot srebrzyła
Dziecinnych lat lube wspomnienie
Wionęło w ich duszach jak wonne róż tchnienie!
Pozdrawia go ona od lasku, doliny,
Od imion wyciętych na korze brzeziny,
Od wzgórków, gdzie buja kwiat świeży,
Gdzie dęby wzrastają z popiołów rycerzy.
A potem tak szepnie: »W pałacu mi smutno!
Brat Halfdan z dziecinną, Helg z duszą okrutną!
I w pysznej ich sali książęcej,
Prócz pochlebstw i błagań nie słychać nic więcej.
»Dziś nikt mej nie dzieli (oblicze dziewicy
Spłonęło jak róża) żałobnej tęsknicy:
W pałacu — tam przymus, niewola;
Weselej mi brzmiały Hildingowe pola!
»Nie ujrzysz tych, cośmy pieścili, gołębi:
Przestraszył je, spłoszył szpon srogi jastrzębi.
Lecz jedna mi para zostaje —
Tą z tobą się dzielę — gołąbkę ci daję.
»Gdy pozna ptaszyna co smutek, co nuda,
Jak strzała, o radość do druha, się uda;
Ty pod jej skrzydełkiem podróżnem
Przywiążesz run kilka w pisemku ostróżnem.«
W szeptaniu wzajemnem dzień cały spędzili
I wieczór nastąpił, a jescze gwarzyli;
Tak wiodą zefiry na wiosnę,
Z zielenią lip młodych rozmowy półgłośne.
Lecz skoro królewna z braćmi wyjechała,
Odwaga Frytjofa z nią precz uleciała;
Krew młoda uderza mu w skronie —
To milczy posępny, to wzdycha i płonie.
Więc kilka słów kreśli o swojej katuszy;
Wesoło posłanka z runami wyruszy;
Lecz skoro swe gniazdko ujrzała,
Nie myśli już wracać — przy mężu została.
Martwiło to Biorna, że smutny brat siedział;
»Co z orłem mym młodym? półgniewny powiedział, —
I milczy i tak zamyślony:
Czy w skrzydło podbity, czy w pierś ugodzony?
»Mów, czego ci braknie? masz dość tu wszystkiego:
I żółtej słoniny[59] i miodu ciemnego!
I skaldów twych lik nie przebrany! —
A pieśni bez końca! czegożeś stroskany?
»Napróżno koń kopie, na łowy chce skoczyć;
Napróżno twój sokół chce w niebie żer zoczyć!
Ty bez nich w obłokach polujesz,
To jęczysz, to wzdychasz — i zdrowie swe trujesz!
»Ellida się dąsa na falach gniewliwa —
Wciąż linę kotwicy podnosi i zrywa.
Sza — smoku! stój cicho! — Do wojny
Twój Frytjof gust stracił — twój Frytjof spokojny!
»Zapewna na słomie zakończy dni swoje!
O, wtedy, jak Odyn, pierś sobie rozkroję
I duszę mą zepchnę do Heli.
Abyśmy tam obaj żądani stanęli!« —
Tu Frytjof Ellidę odwiąże i ruszy;
Wytęża się żagiel, wał pchnięty się puszy;
Smok piersią potężną toń pruje,
I pęd swój ku synom Belowym kieruje.
W tym dniu konungowie nad ojca kurhanem
Siedzieli na sądach przed ludem zebranym;
Aż głos się Frytjofa rozlega
I wkoło doliny i góry obiega. —
»Przyszedłem, królowie, o siostrę was błagać...
Lecz, jeśli się ręki jej ważę domagać,
Toć idę za tém przeświadczeniem,
Ze związek nasz stałem był Bela życzeniem.
»Wychował nas wspólnie w Hildinga zagrodzie;
Jak młode dwa drzewka, tak rośliśmy w zgodzie,
Aż wierzchy się nasze spotkały,
I złote je Frei przepaski związały.
»Nie królem, nie jarłem był Torsten — a przecie
Skald imię Torstena rozsiewa po świecie;
I głazy wam świadczą runami,
Jakiemi Frytjofa ród słynął czynami!
»Nie trudno mi zdobyć królestwo — lecz wolę
Posiadać ojcowski brzeg, orać swą rolę,
I bronić orężem, bogaty,
Wasz pałac, konungi, i ubogie chaty!
»Pod nami grób Bela — w tej świętej zaciszy,
Król — ojciec wasz — każde me słowo dziś słyszy,
A słysząc przemawia wraz zemną,
By prośba Frytjofa nie była daremną.
»Rozważcie, królowie!« — Helg na to mu gniewny:
»Nie bondom poślubiać nordlandzkie królewny!
Są króle — ci jedni niech spory
Prowadzą o rękę Odynowej córy.
»Dość sławy, że pierwszym w narodzie cię zową;
Walcz, męże ramieniem, niewiasty walcz mową!
Lecz choć się twa buta zbyt sroży,
Nie zhańbię dla ciebie krwi świętej, krwi bożej!
»Przyrzekasz obronę mej ziemi!! — Nie w tobie,
Lecz w mojej dla kraju obrona osobie! —
Chcesz służyć? — służ! miejsce jest jescze
W domowym orszaku — tam dziś cię umiesczę!« —
»Nie tobie mam służyć (brwi Frytjof nachmurzył),
Lecz sobie samemu, jak ojciec mój służył, —
Ha! dzielny, ha! wierny kollego!
Wylatuj mi w górę z pokrowca srebrnego!«
I błyśnie ku słońcu sinawą miecz stalą,
I runy się ogniem czerwonym zapalą.
»Ha! mieczu mój stary i sławny!
Tyś szlachcic, jak widzę, i zacny i dawny!
»Lecz stójmy!... mogiła! — grób trzeba poważać!...
Dziś Czarny-konungu! nie będziesz się tarzać
W tym piasku — lecz warto byś wiedział,
Na jaki masz stawać od broni mej przedział.«
Rzekł, spuścił raz tylko potężny miecz w gniewie,
I złotą tarcz Helga rozczepał na drzewie;
Połowy upadły wdół z brzękiem;
A wnętrze kurhanu ozwało się jękiem!
»Wybornyś mój mieczu! lecz hamuj zapędy,
I lepszych spraw czekaj. — Ogniste run rzędy
Niech drzemią do chwili pogromu! —
Tymczasem przez fale wracajmy do domu!« —
Odpycha Ryng złote krzesło. — Skaldowie,
Drużyna od stołu wstają,
Czekając bacznie, jakie słowo powie
Pan, co go z mądrym Mimerem
I dobrotliwym Balderem
Północne ludy równają.
Kraj jego, gdyby gaj — bogów mieszkanie —
Nie słyszy oręża sczęku;
Bujnej murawy zielone posłanie
Świeżość dokoła rozlewa;
Wonnych róż majowe krzewa
Kwitną wszędy pełne wdzięku.
W bezstronnym sądzie, jak para dobrana,
Rygor, Łaska dzierżą szale;
Przez Pokój błogość, po kraju rozlana. —
W blasku słońca, niw jesienny
Obszar, w kłos odziany plenny,
Świetnie swe kołysze fale.
Ślimaki[60] czarną pierś nurzając w tonie
Białe skrzydła wytężają,
I śpiesznie dążą ku Ryngowej stronie
Z bogactwy różnorodnemi,
Które skarby jego ziemi
Zawsze hojnie opłacają.
Pokój Swobodę tu stale miłuje,
Nikt nie zna, co ucisk znaczy:
Ojca-monarchę lud cały szanuje;
Każdy kto na tyngu stanie,
Wynurzając swoje zdanie,
Smiało przed nim się tłumaczy.
Tak zim trzydzieści kraju Nordlandzkiego
Strzeże Ryng mądrością słynny;
Nikt bez pociechy nie wrócił od niego
Do swojej skały rodzinnej;
Co dzień w modłach ludu głosy
Imię jego szlą w niebiosy.
Król złote krzesło od stołu odpycha —
Czeka gromada życzliwa;
Król patrzy smutnie, z głębi duszy wzdycha,
I przed druhy walecznemi,
Co są murem jego ziemi,
W takie się słowa odzywa:
»W Folkwangu[61] — wysoko — na kraśnym dywanie
»Dziś moja siedzi małżonka;
»W pokrytym darniną, zielonym kurhanie.
»Co nad rzeką usypany,
»Leżą zwłoki Ukochanej
»A strzeże ich wonna łąka!
»Gdzież będzie druga, podobna jej żona?
»Piękności, cnoty wzór rzadki!
»Ona na niebie wesela używa,
»A tu, kraina strapiona
»Po niej się we łzach rozpływa;
»Tu dzieci tęsknią — do Matki!
»U Bela (nieraz go latem w mą stronę
»Przychylne wiatry przyniosły)
»Jest córa — chciałbym pojąć ją za żonę!
»Piękna! kibici wyniosłej!
»Z licem cudnem jak lilija
»W której zorza się odbija!
»Zamłoda wprawdzie — o, jej by się chciało
»Poigrać jeszcze z kwiatami —
»A jam odkwitnął... głowę moję całą
»Wieku prawica niemiła
»Już z włosów ogołociła
»I przyprószyła szronami!
»Lecz, jeśli Dziewczę oceni me cnoty
»I, nie bacząc, że skroń w bieli.
»Po zmarłej matce ubogie sieroty
»Do swego przytuli łona
»Chętnie Jesień zasępiona
»Z młodą Wiosną tron podzieli!
»Hejże do skarbców! złota z nich nabierzcie,
»A z dębowych szaf — klejnotów;
»Do arf skaldowie, przy poselstwie spieszcie!
»Bowiem bóg wasz[62] zawsze gotów
»Być tam, gdzie się bawią, grają,
»Gdzie ucztują, gdzie swatają.« —
Rusza poselstwo do Helga radośne,
Jedzie hucznie a buńczucznie;
Z nimi skaldowie, brzmiąc w arfy rozgłośne
Bohaterskie dzwonią pienia,
Spieszą nie czując znużenia,
Przed Helgiem stają niezwłocznie.
Do późnej nocy ucztują posłowie,
Trzy dni ciągnie się biesiada;
Nastał dzień czwarty — starszy poseł powie:
»Królu, racz nam dać odpowiedź,
»I tą odpowiedzią dowiedź,
»Czyś rad z oświadczyn sąsiada,
»Nam czas powracać.« — Helg ostry nóż chwyta,
Sokoła, źrzebca zabija;
Pyta wieszczbiarkę, ofiarnika pyta:
Czyli wola bogów sprzyja
Chęciom Rynga? czy wypada
Wydać siostrę za sąsiada?
Lecz słysząc zewsząd, kogo tylko bada,
I widząc, co każda wróży
Ofiara święta, posłom odpowiada:
Że nie wyda siostry swojej
Za ich króla; że się boi
Iść naprzekór woli bożej.
»Gdy tak, (trzpiot Halfdan śmieje się i mówi)
Żegnajcie wesołe gody! —
Żal, że nie jedzie ztąd król szarobrody
Sambym zacnemu Dziadowi
Chętnie pomógł wsiąść na konia
I w szczęśliwsze ruszać błonia,« —
Zjątrzeni męże wracają do domu,
I z poselstwa sprawę zdają;
A Ryng im krótko: »Jak z hańby i sromu
Otrząsa się Szarobrody,
I król Helg i Halfdan młody
Wkrótce nieźle to poznają!« —
I silnie mieczem w tarcze bije grzmiące.
Co na wzniosłej lipie wiszą;
Lud broń porywa — patrz, smoków tysiące
Kraśnogłowych morzem płyną;
Błysczą hełmy nad głębiną,
Z wiatrem kity się kołyszą.
Heroldy na bój wyzywają śmiele —
Helg woła gniewem przejęty:
»Ciągnie wróg silny — będąż straszne boje!
Tymczasem ja siostrę moję
Przed burzą zamknę w kościele
Ochroni ją Balder Święty!« —
Tam dni królewna pędzi niesczęśliwa,
Dumając o swoim losie;
Złotem, jedwabiem, w krosienkach wyszywa,
Łzy perłowe na pierś leje,
Na pierś śnieżną, co bieleje
Jak lilija w srebrnej rosie!
Przy stole do gry wytwornym
Siedzi Frytjof z bratem Biornem;
Żarem złota srebra świecą
Szachownicy kraty pstre.
Wchodzi Hilding: »Ojcze miły!
Usiądź w krześle, miodem siły
Pokrzep — i zaczekaj nieco,
Aż skończymy naszę grę.« —
»Mnie do ciebie konungowie
Szlą w poselstwie — Hilding powie; —
Złe nowiny — idź wojować,
Idź, nadziejo naszych stron!«
Frytjof.
»Strzeż się, Biornie! twego króla[63]
Oczekuje ciężka dola! —
Ale możesz go ratować,
Poświęć chłopka — zbawi on.« —
Hilding.
»Złe są żarty z konungami:
Rosną orły ze szponami!
Ryng przemaga ich — lecz oni
Potężniejsi niźli ty!« —
Frytjof.
»Widzę, Biornie, grozisz wieży.
Lecz odbijam — patrz, jak bieży
I za ścianą tarcz się chroni;
Nie wywabisz jej do gry.« —
Hilding.
»Pedząc w celi dni tułacze
Piękna Ingeborga płacze;
Czy cię ztąd źrenica bława
Nie wywoła gorzką łzą?«
Frytjof.
»Od królowej, Biornie, wara!
Przyjaźń nasza święta, stara;
Ona całej gry podstawa —
Bądź co bądź wybawię ją.« —
Hilding.
»Ej, Frytjofie, czas uchodzi!
Czyż się tak piastuna godzi
Zbywać milczeniem niedbałem,
Zaciekając się nad grą?« —
Na to Frytjof rzecze, wstając
I kochaną dłoń ściskając:
»Ojcze! wcale nie milczałem:
Odpowiedź słyszałeś mą.
»Powicedz tym, co cię posłali:
Oni cześć moją skalali,
Kroku za nich nie postawię,
Nie ochroni ich mój miecz!« —
»Dobrze, synu! kończ swą drogę;
Winić cię za gniew nie mogę;
Niech Odyn wiedzie łaskawie!« —
Rzekł i poszedł Hilding precz. —
Z dolin w doliny
Wy, Bela syny,
Bieżcie po miecze — swego niedam wam!
W świątyni Boga
Mieszka ma droga:
Tam pole walk mych, cały świat mój tam!
O, tam nie pomny zemsty królewskiej,
Niepomny nędzy synów padołu,
Z mą Ingeborgą puhar niebieskiej
Radości spełniać będę pospołu!
Lecz póki Słońce
Purpury lśniące
Sypie na kwiecie tych smugów i kniej;
Purpury czyste,
Jak te przejrzyste
Rąbki, co kryją rozkwit piersi Jej;
Póty w tęsknocie, dręczącej duszę.
Śród niemiłego dla oka blasku,
Wzdychać i błądzić po brzegu muszę,
Imie jej mieczem kreśląc na piasku!
Z jaką się zwłoką
Godziny wloką!
I ty się późnisz! Dniu! czy pierwszy raz
Wzrok twój zdumiony
Widzi te strony,
Te góry, wyspy, zatokę i las?
W salach zachodu, gdzie twe mieszkanie,
Czyliż u ciebie niema dziewczęcia,
Coby wybiegło na twe spotkanie,
Z czułością padło w twoje objęcia?
Lecz już się słaniasz
I głowę skłaniasz,
Zstępujesz znużon ze swej wysokości,
I wieczór szary
W kraśne kotary
Stroi Walhallę bogom ku radości;
I ziemskie strugi i powiewy w niebie
Swe o miłości wsczynają rozmowy,
O Nocy, matko bogów witam ciebie
Występującą w delii perłowej!
Jakie milczenie w górnym gwiazd szeregu!
Rzekłbyś: Kochanek do Lubej się skrada.—
Śpiesz, śpiesz, Ellido! do świętego brzegu! —
Pędź ją, pędź żywo, falo modrośniada! —
Tam błogie bóstwa przemieszkują ninie —
Tam gaj Baldera dokoła ocienia
I sczytne domu bożego sklepienia,
I w nich miłości Boginię!
Z jaką rozkoszą przybijam do brzegu!
Ziemio, całuję ciebie!... a was, kwiaty,
Co tę drożynę, w krętym jej obiegu,
Zdobicie perły, drobnemi szkarłaty,
Witam — Księżycu jak się krąg twój pali!
Jak świecą głazy, gaj, kościół, kurhany!
Tyś taki piękny, taki zadumany,
Jak Saga w godowej sali![64]
Strumyku, co tu poszeptujesz z kwiaty,
Kto przelał w ciebie serca mego dźwięki?
Słowiku, piewco Północy skrzydlaty!
Zkąd wziąłeś duszy mej wydarte jęki?
Barwą wieczoru dłoń alfów życzliwa
Kreśli mi obraz Ingeborgi w górze,
Freja się dąsa, zazdrość ją porywa —
Tchnęła, — obraz znikł w lazurze!
Lecz próżno gniewem unosi się Freja!
Tu ona sama — piękna jak nadzieja,
Wierna jak z latek dziecinnych wspomnienie,
Niesie miłości mej wynagrodzenie! —
Pójdź tu o Luba! serca mego bicia
Silniej, potężniej uderzą przy twojem;
Ponęto duszy! raju mego życia!
Pójdź, spocznij w objęciu mojem!
Smukła-ś, jak lilja błyscząca śród pola!
Wonna, rumiana, jak róża kwitnąca!
Czysta-ś, jak bogów nieskażonych wola,
I, jako Freja, ogniem pałająca!
Dziewczę, pocałuj, o! sama uczujesz
Płomień co moje jestestwo przenika!
Niebo i ziemia z przed mych oczu znika,
Kiedy mię, Luba, całujesz!
Lecz czegóż serce twoje tu się boi?
Zkąd trwoga? patrzaj — tam orszak mój śmiały,
Tu Biorn u wniścia z dzielnym mieczem stoi —
Zwalczą, chociażby świat się rzucił cały.
Gdybym sam, dzierżąc cię w objęciu, zginął
Za ciebie, jakże śmierć byłaby miła!
Lotbyrn wesoły ku niebu rozwinął —
Tybyś mą walkyrją[65] była!
O gniewie Boga szepczesz mi Białego?[66]
I drżysz? napróżno! to bóg miłosierny;
On, jak ja, kocha — Balder, jak ja wierny,
I miłość nasza, jest-to dzieło jego.
As, co promieniem otacza swe skronie,
Co wieczną w sercu goreje miłością,
Nie był-że z taką ku swej pięknej żonie,
Jak ja ku tobie, czułością?
Patrz — obraz jego! patrz, sam on tu gości!
O! z jaką na mnie dobrocią pogląda!
Któż mu w tej chwili złożyć nie zażąda
Ofiary z serca pełnego miłości?
Uklęknij, Luba! — ja klęknę przy tobie —
Droższego daru Balder nie przyjmował
Nad serca młode, co ślubują sobie,
Wiarę, jaką on ślubował!
Raczej się Niebo niźli ziemia przyzna
Do mej miłości — nie gardź nią Dziewczyno!
Wypiastowana błękitną krainą
Pragnie doń wrócić — bo tam jej ojczyzna!
Czemu, umarłszy z tobą, iść w tę drogę
Dziś mi niewolno? — czemu w kraj ten święty
Ku bogom wznieść się z tryumfem nie mogę
Ramieniem twojem ujęty?
Tam, gdy niebieski huf bramy srebrnemi
Wystąpi walczyć na wonnej roztoczy,
Ja — druh twój wierny — nie podążę z niemi
Zostanę z tobą — patrzeć w twoje oczy!
A gdy wkrąg stołów niebieskie dziewoje
Rozniosą miody gronu świętych gości,
Ja ci wciąż będę szeptał o miłości,
I brząkał o czaszę twoję!
Tam na przylądku, nad morzem, uplotę
Chłodnik z zieleni żywej ku wytchnieniu.
Tam codzień będziem wypoczywać w cieniu
Drzew, przystrojonych w piękne jabłka złote.
A kiedy słońce Walhalli, pałając,
Zaświeci Niebu ogniem pełnym pychy,
Wrócim do Bogów — wciąż jednak wzdychając
Ku swojej ustroni cichej!
Ubiorę w gwiazdy twój warkocz i czoło,
I póty ciebie w Wingolfowej sali[67]
Kołysać będę w tańcu, aż wesoło
Znów się rumieniec w twych licach zapali —
Potem do lubej wstąpimy ustroni
Na wypoczynek. — Z arfą srebrobrody
Brag przyjdzie do nas co wieczór na gody
I pieśń weselną zadzwoni!
Przepiórki brzmienie rozlega się w gaju:
To śpiew, co ku nam wprost z Walhalli płynie;
Księżyc osrebrza zatoki głębinie:
To blask, co ku nam idzie z martwych kraju.
I śpiew i blaski świadczą nieobłudnie
Że jest świat, kędy miłość kwitnie cudnie:
Chętniebym z ziemską rozstał się żałobą
By w ten świat ulecieć z tobą!
Lecz nie płacz, nie płacz! jesczem pośród ludzi
Żywy, niezmarły, patrz krew w żyłach płynie:
Ale marzenia które miłość budzi,
Lubią się błąkać w nadziemskiej krainie!
Dość-ci-mię ręką przechylić ku sobie
Dość-strzelić ku mnie źrenicą błękitną,
Bym się z krainą bogów rozstał sczytną
I znowu stanął — przy tobie!
»Cyt! głos skowronka?« Nie! to gołębicy
O swej wierności gruchanie w gęstwinie;
Skowronek jescze, obok swej samicy
Śpi w ciepłem gniazdku, na miękkiej darninie.
Sczęśliwe stadło! Nikt ich nie rozdziela,
Czy dzień się wznosi, czy ku morzu zniża!
Wolne jak skrzydło co w obłoki strzela.
I ich ku niebu przybliża!
»Patrz, świt na niebie.« Nie! to ponad morzem
Strażnicze ognie rumienią niebiosa;
Jescze noc długa, jescze długo możem
Rozmawiać z sobą. — Gwiazdo jasnowłosa!
Która dzień wiedziesz, spij, spij jak najsłodziej!
Niema ci po co z węzgłowia się zrywać. —
Do Ragnareku[68] Frytjof nie przeszkodzi
Tobie spoczynku używać!
Lecz próżne modły! Wietrzyki poranku
Już się czuć dają — już wschodowe róże
Kwitną na niebie, jak twe lica hoże,
I roje drobnych piewców bez ustanku
Wiją się w chmurach, nie myśląc śpiewają;
Już wstaje z nowem życiem przyrodzenie.
I błysczą fale — tylko smutne cienie
I kochankowie, znikają!
Owóż i sama![69] Jaki zachwyt sprawia!
Przebacz, o złote słońce, prośby moje!
Czuję — twe bóstwo obecnie się zjawia,
Widzę majestat, widzę piękność twoję
Błogi kto z taką wszedł okazałością
Do szranek, i w nich, jako Ty, jaśnieje!
Kto z taką dumą, jak ty, i radością
Żywot swój blaskiem odzieje!
Spójrz — oto stawię przed oczyma twemi
Wdzięków północnych krasę i koronę —
Przyjm ją, bogini, pod świętą obronę:
Ona jest istny twój obraz na ziemi!
Dusza jej czysta jak twoje promienie,
Oko niebieskie, jak twoje błękity,
Temże lśnią złotem włosa jej pierścienie,
Jakiem twój warkocz obwity!
Lecz żegnaj, Luba! W dłuższym rozhoworze
Noc nam upłynie przyszła w tym kościele —
A teraz jescze, niech jescze raz złożę
Całus na ustach i całus na czele!...
Żegnaj! śpij słodko — myśl o mnie — dziewicze
Marzenie nawet niech mi wierność chowa;
Potem licz tęskne chwile, jak ja liczę,
I gorej jak ja! — Bądź zdrowa.«
»Świta! — a Frytjof dotąd nieprzychodzi:
Zkąd taka zwłoka? Wszak na grobie Bela —
(Miejscu obranem trafnie!) Tyng[70] gromadny
Musiał już los mój na wieki rozstrzygnąć!...
Jakże’m błagała! — ileż łez wylałam, —
Łez policzonych przez Freję na niebie! —
Nim roztopiłam lody nienawiści,
Co Frytjofowe krępowały serce,
I nim wymogłam, że przyrzekł ustąpić,
Że przyrzekł rękę znów ku zgodzie podać...
Twardy mężczyzna! kiedy jemu idzie
O honor (zwykle tak pychę swą zowie),
Niedba on wtedy, słabiej czyli silniej
Trąca o serce co go ukochało! —
Cóż jest kobieta — skronie składająca
Na łonie jego? — Jest-to mchu roślina,
Co się opoki czepia, blado kwitnie,
I tylko łzami nocy się pokrzepia!
Więc dzień wczorajszy losy me rozstrzygnął....
Wczorajsze słońce dzień ten zakończyło!
A on nie idzie!... Już gwiazdy na niebie
Jedna po drugiej blednieją i gasną —
I ze zgaśnięciem każdej, jedna z moich
Nadziei, w duszy blednieje i gaśnie!...
Nadziei? — jakich? — Bogowie Walhalli
Mnie nienawidzą — jam ich obraziła!
Nawet ten dobry bóg, co mię tu strzeże
I ten się gniewa! Tak! bo miłość ludzka
Nie jest dość świętą, aby przed oczyma
Niebian stawała; i wesele ziemskie
Nie jest dość zacne, aby się zjawiało
Tam, gdzie odwieczne mieszkają potęgi!...
Ale, niestety! gdzież są błędy moje?
Gdzie grzechy, zbrodnia? — Dobrotliwy Boże!
Wartaż dziewicza miłość srogiej kary?
Nie jest-że ona tak światłą, przejrzystą,
Jak źródło Urdy?[71] tak czystą, niewinną.
Jak Gefijony[72] marzenie poranne?
Słońce, gdy spotka rozkochaną parę,
Czyliż swój piękny wzrok od niej odwraca?
I Noc gwiazdzista, smutna Dnia wdowica,
Jakkolwiek tęskna, jakkolwiek bolesna,
Czyliż z uśmiechem przysiąg ich nie słucha?
Ma-ż być przestępnem pod stropem przybytku,
Co nie jest takiem pod sklepieniem Nieba?! —
Kocham Frytjofa! — tak! ilekroć sięgam
W przeszłość, ilekroć pamięcią w niej szperam,
Widzę, żem zawsze kochała Frytjofa,
Że miłość moja — rowiennica moja! —
Gdzie jej początek, niewiem; ba! nie pomnę,
Czy była w życiu mem choć jedna chwilka,
W którejbym jego nie nosiła w sercu! —
Jak owoc w koło swego ziarna rośnie,
Pełnieje i, pod promieniami słońca,
Nabiera barwy, dojrzewa, — tak właśnie
I jam pełniała, rosła, dojrzewała,
Około ziarna duszy mej — miłości.
Przebacz, Balderze! jak’em tutaj weszła
Z sercem mu wiernem, tak z wiernem ztąd wyjdę.
Nawet gdy Bifrost przekroczę, gdy stanę
Przed licem wielkich, nieśmiertelnych Asów,
Miłości mojej przed nimi nie skryję.
Owszem, ta miłość — córa niebios, w tarczach
Bożych swe światło roztoczy, a potem,
Wzuwszy strzeliste gołębicy skrzydło,
Przeleci przestwór nie mający granic,
I wpadnie w wieczne łono Alfadera,
Aby tam wrócić, zkąd na ziemię spadła. —
Czegóż więc marsczysz (jak mi świt to mówi)
Twe piękne czoło, Balderze? czyż w moich
Nie płynie żyłach, jak w twoich, krew boska,
Krew potężnego, starego Odyna?[73]
Czegóż wymagasz od swej siostry biednej?
Może ofiary z miłości? — tej tobie
Nie złożę nigdy — nie pomyślę o tem!
Bo miłość moja twego nieba warta!
Może ze sczęścia, co doczesne życie
Zmienia w raj krótki? o! z tego ci składam:
Sczęście od siebie odepchnę, odrzucę! —
I jak królowa, co swój płascz precz ciska,
Zostaje przecież królową — tak właśnie
I ja, czem byłam, czem jestem, zostanę!
Nigdy Walhalla wstydzić się nie będzie
Córy swej, która na spotkanie losu
Pójdzie jak rycerz i przed nim niezblednie!
Lecz ot’ i Frytjof! — Jak blady, jak dziki!
Stało się!!! moja rozgniewana Norna
Idzie z nim ku mnie! — Krzep’ się, serce biedne! —
Witaj Frytjofie!... Że los nie dopisał,
Widzę to jasno — czytam na twem czole.« —
Frytjof.
A run-że krwawych nie widzisz tam jescze,
Co głoszą krzywdę, wzgardę i wygnanie?
Ingeborga.
Ochłoń, Frytjofie, i powiedz jak było.
Przeczuć niesczęście umiałam oddawna
I też oddawna na wszystko’m gotowa
Frytjof.
Tyng się odbywał na mogile Bela. —
Tam, na zielonych jej stokach, przymknąwszy
Tarczę do tarczy, i podniosłszy miecze,
Stali już męże Północni, ścisłemi
Kurhan królewski opasując kręgi,
Z dołu do wierzchu, jeden ponad drugim.
Na sęskim głazie, jak złowiescza chmura,
Zasiadał dziki Helg i strzygł oczyma,
Jakby szukając krwi. Przy nim na głazie
Siedział tuż Halfdan — dziecie pełnoletnie,
I, nic nie myśląc, ze swym mieczem igrał. —
Więc wystąpiłem: »Królu Helgu! — rzekłem
»U granic kraju stoi Wojna — bije
»W tarczę czerwoną — ojczyźnie zagraża!
»Oddaj mi siostrę, ja ci dam to ramie,
»Które ci dzielnie w boju dopomoże —
^Skończmy niesnaski! — wierzaj, nie bez bolu
»Przychodzi mi się nienawidzieć ciebie:
»Konunga swego, Ingeborgi brata!
»Rozważ więc królu, i zarazem ratuj
»Serce królewny i koronę własną.
»Oto-ć prawica moja! klnę się Thorem,
„Że ją ostatni raz ku zgodzie wznoszę!« —
Ledwie tak kończę, gwar po całym Tyngu
Szerzy się — tysiąc mieczy w tarcze bije,
Na znak przychylnych dla mnie ludu chęci.
Wzlatuje odgłos pod same obłoki,
Które, jak gdyby radością przejęte,
Zdają się z góry, ku swobodnym mężom.
Co za słusznością obstają, uśmiechać!
Potem Tyng cały woła jednogłośnie:
»Oddaj mu siostrę, tę liliją smukłą,
»Tę najpiękniejszą dolin naszych córę,
»Bohaterowi najpierwszemu oddaj!« —
Gdy tak lud woła, patrzę: Piastun drogi,
Hilding sędziwy wychyla się z koła,
I w mądrej mowie, której zdania krótkie
I słowa, jakby sczęk mieczowy brzmiały,
Przemawia za mną; patrzę: Halfdan z miejsca
Wstaje swojego, ku bratu się zwraca
I błaga; ale daremne błagania!
Ginęły prośby, jak giną promienie
Dobrego słońca, kiedy głaz bezpłodny
Grzejąc, chcą z niego wydobyć roślinę.
Helg się bynajmniej na twarzy nie mieni —
Niechęć, odmowa z jego oczu świecą —
A zatem rzecze: »Możebym się jescze
»Nie wahał wydać królewnę za bonda,
»Lecz nie za ciebie, który świętokradzko,
»Kazisz świątynie boże! Córę Nieba
»Wart-że poślubić rozpustnik bezbożny?
»Mów przed narodem — nie tyż’eś znieważył
»Spokój Baldera? Nie tyż’eś, tej nocy,
»Gdy słońce zeszło z niebieskiego stropu,
»Nocną miał schadzkę z mą siostrą w kościele?
»Mów: tak, lub zaprzecz!« — Znów się Tyng porusza
I woła: »Mów: Nie! zaprzeczaj, Frytjofie!
»Wiara twym słowom — wszyscy tu jesteśmy,
»Ilu nas widzisz, dziewosłęby twoje!
»Mów Torstensonie! tu syn bohatera
»Rownie jest zacny, jak syn konungowy!
»Mów Nie — a piękna Ingeborga będzie
»Twoją na wieki!« — Na to odpowiadam:
»Chociaż od słowa jednego zależy
»Sczęście dni moich na ziemi, konungu.
»Przecież się nie bój. — Kłamstwem nie zdobędę
»Ani na Niebie, ani na tej ziemi
»Sczęścia żadnego! Siostrę twą widziałem
»I rozmawiałem z nią nocą w świątyni,
»Ale boskiego spokoju Baldera
»Nie znieważyłem!« Dalej mi nie dają
Mówić — Krzyk zgrozy po nad Tyng wzlatuje —
Ci, co najbliżej stali, odskakują
Odemnie, jakby od zarażonego!
A gdym się cofnął, już przesąd języki
Zkostlawił wszystkie, już spokojne lica,
Co tak przed chwilą nadzieją jaśniały,
Wapnem pobielił. Tak, wygrawszy zemną
Sprawę Helg srogi, natychmiast chrapliwym
I głuchym głosem (jakim niegdyś Wala[74]
Zbudzona z martwych, Odyna ostrzegła
O zgubie Asów, o tryumfie Heli),
Przemawia do mnie: »Idąc za przykładem
»Praojców, mógłbym dziś ciebie, Frytjofie,
»Wygnaniem — nawet samą śmiercią skarać;
»Ale być srogim nie myślę — chcę owszem
»Jak dobry Balder, którego’ś znieważył,
»Być miłosiernym. — Słuchaj więc wyroku! —
»Na morzu, co się w głąb zachodu ciągnie,
»Jest pasmo wysep, Efjezundem zwane:
»Tam jarł Angantyr panuje; on, póki
»Żył Bel, nasz ojciec, hołdował nam wiernie
»I słał daninę, a dziś jej nie płaci.
»Owoż popłyniesz przez spienione fale
»Do Efjezundu, po daninę, którą
»Musisz na jarle wymódz i tu złożyć. —
»Tę tylko karę wymierzam twej zbrodni!« —
Potem z uśmiechem dodaje szyderczym:
»Wprawdzie Wieść gada, że Jarl Efjezundu
»Jest ciężkoręki, że, jako wąż Fafnis
»Olbrzyni ów straszny, co go Sygurd zgładził[75])
»Na złocie sypia; lecz to rzecz zbyt błaha!
»Któż się poważy zajść drogę Wielkiemu
»Bohaterowi, którego świat zowie
»Sygurdem Fafnis-banem nowożytnym? —
»Odznacz się! — będzie to czyn szlachetniejszy
»Niż świętokradzkie kościoła plamienie,
»I uwodzenie dziewcząt! — Wrócisz latem,
»Jak tuszę, z chwałą — przynajmniej z daniną.
»W przeciwnym razie, ogłaszam cię tchórzem,
»I na wieczyste skazuję wygnanie!« —
Taki był wyrok, tak się tyng zakończył!
Ingeborga.
Jakiż twój zamiar?
Frytjof.
Wolnoż mi wybierać?
Król-że mej części wyrokiem nie związał?
Lecz ja, cześć moją wywiążę, chociażby
Jarł podłe złoto pchnął w głębie Nastrandu,[76]
Wywiążę! — jadę natychmiast po haracz.
Ingeborga.
Natychmiast jedziesz i dziś mię opusczasz?
Frytjof.
Ty jedziesz ze mną.
Ingeborga.
Frytjotie! co mówisz!
Z tobą? mam jechać? to rzecz niepodobna!
Frytjof.
Czemu? wysłuchaj wprzódy nim odpowiesz. —
Helg, brat twój mądry, widać niepamięta,
Że jarł Angantyr był zarówno twego,
Jak i mojego przyjacielem ojca;
Że może zechce dobrowolnie spełnić
O co poproszę; jeśli zaś nie spełni,
Toć mam u boku krasomówcę, który
Językiem ostrym przekonywa dzielnie!
Wtedy Helgowi wyszlę jego złoto,
I tem zasłonię nazawsze dni nasze
Od noża, którym król-obłudnik sięga!...
Potem, o piękna Ingeborgo! wzniesiem
Żagiel Ellidy nad nieznaną flagą!
Fale, kołysząc nas zlekka, przyniosą
Do spokojnego, przychylnego brzegu,
Który wygnaną miłość naszę przyjmie! —
Precz z tą Północą! z niedołężnym ludem
Co przed wyrokiem Dijarów[77] swych blednie,
Co świętokradzką pragnie zerwać dłonią
W świątyni ducha, kwiat mego istnienia!
O, klnę się Freją, zamiaru nie dopną!
Tylko niewolnik, przykuty do gleby.
Kędy się rodził tam umierać musi!
A jam człek wolny, wolny jak wiatr w górach!
Garść świętej ziemi z kurhanu Torstena
I takaż z grobu twojego Rodzica,
Nie wiele miejsca na okręcie zajmą —
Nic więcej, o! nic z ojczyzny nie weźmiem!
Luba! jest słońce inne, które nigdy
Jak nasze ponad śniegami nie blednie;
Jest niebo inne, piękniejsze, niż nasze:
Tam gwiazdy mnogie, bosko-jaśniejące,
Lubią zaglądać śród lutowej nocy
Do wawrzynowych gajów, kędy dwoje
Serc wiernych mieszka! — Podróże dalekie
Ojciec mój Torsten Wikingson odbywał —
Nieraz on siedząc z druhy u ogniska
W długie wieczory zimowe, rozprawiał
O Morzu-Greckiem, o pięknych ostrowach,
Co, jakby gaje zielone, z przezroczy
Wodnej wystają — Tam niegdyś (powiadał)
Silne, potężne pokolenie kwitło,
Tam żyli bogi w marmurowych gmachach
Dziś opusczonych. — A chociaż drożyny,
Co do nich wiodą, porastają trawą;
Choć nad runami, mądrości ich starej
Świadkami, dzikie kołysze się kwiecie;
Przecież wysmukłych kolumn śmiałe rzędy,
Bujną zielenią Południa obwite,
Wznoszą się jescze! Tam i ziemia przez się
Wszystko co trzeba człowiekowi rodzi;
Niesiane zboże samo przez się wschodzi,
Złote owoce goreją na drzewach,
A winogradne purpurowe kiście
Wiszą pod każdą gałęzią, tak pełne,
Tak słodkie, świeże, jak te twoje usta!...
O Ingeborgo śpieszmy w kraj ten święty!
Urządźmy dla się na falach południa
Północ niewielką, lecz piękniejszą od tej,
W której dotychczas tak smutnie żyjemy!
Tam pocieszymy Bogów zapomnianych
Sczęściem człowieka! — A gdy żeglarz jaki,
Z żaglem zwiniętym (burz niezna to morze),
Do wyspy naszej wieczorem się zbliży,
I z wód, oblanych purpurowem słońcem,
Wesoło spojrzy ku nam, wnet postrzeże,
Na wzniosłych stopniach świątyni, stojącą
Nową boginię, nową Freję (Freję
Tam Afrodytą zowią); tej bogini
Włos igrać będzie z zefirem południa,
A oko błyśnie świetniej niźli niebo! —
A kiedy z czasem kilka Alfów pięknych —
Dzieci kościelnych — to bóstwo otoczy,
Czyż nie pomyślisz, patrząc na ich twarze,
Że to swe róże wsczepiło Południe
W śniegi Północne? — Ingeborgo droga!
Widzisz, jak blizko stoi sczęście ziemskie
Dla serc dwóch wiernych! lecz je schwycić trzeba!
Schwycone pójdzie za niemi ochoczo
Na krańce świata, Wingolf[78] im zbuduje! —
Spieszmyż, Dziewico! Każde słowo, które
Trwonimy w próżnej rozmowie, wydziera
Kilka chwil sczęścia! — Już wszystko gotowe
Do drogi — skrzydło już Ellida wznosi,
I wiatr poranny wskazuje kierunek,
W którym natychmiast popłyniem, uciekniem
Od brzegów, kędy dziki przesąd włada.
Nie zwlekaj, Luba!
Ingeborga.
Mój drogi Frytjofie!
Mnie z tobą płynąć niewolno!
Frytjof.
Nie wolno?
Zemną? — dla czego? —
Ingeborga.
Ja niemam, niestety
Prawa do tego. Twój los inny wcale.
Tyś mąż sczęśliwy: tobie nikt na ziemi
Nie przewodniczy — kędy zechcesz, śmiało
Krok swój za piersią Ellidy posuwasz.
Twa jedna wola wydaje rozkazy
Dłoniom, co dzierżą rudel, co kierują
Biegiem okrętu po groźnej topieli....
Ze mną inaczej! mój los jest złożony
W prawicy obcej! która nie wypuści
Zdobyczy swojej bezkarnie, chociażby
We krwi tonęła! — Poświęcać się, jęczeć,
Usychać w długiej bez końca katuszy —
To jedno wolno konungowej córze!...
Frytjof.
Ojciec twój w grobie — możesz być swobodną
Skoro zażądasz!
Ingeborga.
Helg mi teraz ojcem —
Na niego spadła rodzicielska władza:
Tylko od jego woli, jego zgody,
Zależeć może Ingeborgi ręka.
Bo córa Bela nie porwie ukradkiem
Sczęścia, chociażby jak najbliżej stało.
Czemże kobieta byłaby, jeśliby
Więzy, któremi Alfader jej słabe
Jestestwo z Mocą złączył, targać śmiała?
Lilija wodna — to jej obraz istny!
Z falą, gdzie rośnie, wstaje i opada.
A przecież, żeglarz gdy przebieży po niej,
Niepostrzeżenie gdy łodygę przetnie,
Ginie, umiera — bo póki się trzyma
Piasku — dopóty kwitnie, i przejętym
Od gwiazd niebieskich — siostrzyc swoich — blaskiem
Jaśnieje cudnie, i dopóty sama
Wodom błękitnym przyświeca jak gwiazda!
Niech że się zerwie z tej podstawy hożej
Wnet zwiędłym listkiem, wiatrami miotana,
Błąkać się będzie po przestworze wodnym! —
Przeszłej tu nocy (nocy tej okropnej!)
Czekałam ciebie — aleś nieprzychodził.
Wtedy, poważne myśli — dzieci mroku —
Widziadła czarnowłose, mi się ciągle
Snuły przed okiem suchem, rozognionem,
Snu pozbawionem. — Balder, patrząc na mnie,
Strasznym ze źrenic gromem gniewu błyskał.
Wtedym ja, wtedy los mój obmyśliła:
Postanowiłam w ojczyźnie pozostać
I być ofiarą, którą dla ołtarza
Brat przechowuje! O! dobrze się stało,
Żeś nieprzychodził, żem ani o wyspach,
Ani o gajach, w których pokój mieszka
I kwitnie miłość, wtedy nie słyszała!
Kto wie, jak słabość daleko by zaszła?
Możeby wtedy marzenia uśpione
Z lat upłynionych, ocknęły się nagle,
I przemówiły do mej duszy słabej
Słowy, jakiemi siostra, lub kochanek
Przemawiać zwykli — Teraz, o, was teraz
Nie znam już, słodkie, czarujące dźwięki,
Niegdyś tak miłe! — Ja — córa Północy —
Cóżbym znaczyła pod niebem Południa?
Zbyt bladą jestem, abym stanąć mogła
Obok róż tamtych; — w duszy niemam barwy
Potrzebnej, aby nie spłonąć w tym ogniu,
Co tam goreje, — biedne oczy moje
Z wieczną tęsknotą patrzyłyby w stronę,
Kędy polarna gwiazda, jak stróż czujny,
Pilnuje z nieba mogił naszych ojców! —
Nie! jestem pewna: mój Frytjof szlachetny,
Ziemi kochanej, co go światu dała,
A której bronić, jak prawy syn, winien,
Nigdy nierzuci! — nigdy on, za miłość
Dziewczyny jakiejś, za rzecz taką błahą,
Rodowej sławy nie zaćmi, nie splami!
Cóż-bo jest życie, w którem Słońce przędzie
Corok te same dni, jeden po drugim?
Uszłoby ono kobiecie, lecz temu,
Kto zwie się mężem, a tem bardziej tobie,
Byłoby karą! — Wszak gdy wicher wpada
Na spienionego rumaka wodnego,
I wkrąg twej łodzi hasa nad głębiną,
Ty wtedy stojąc na pokładzie, lubisz
Ważyć śmierć z życiem; ty wtedy się tylko
Boisz o sławę, by jej nie utracić! —
Piękne ustronie, któreś mi malował,
Byłoby czynów twych, ledwie rozkwitłych,
Smutną mogiłą; — duch by twój i puklerz
Rdzą się pokryły. — Nie, nie! tak nie będzie!
Pieśniom ja skaldów i sagom nie wydrę
Imienia twego, ani dam zagasnąć
Sławie rycerza mego, w jej zaraniu!
Bądźmy rozsądni! Nie blednijmy słabo
Przed Norn potęgą! — i z rozbitej nawy
Nadziei naszych, wspólną cześć ocalmy!
Złóżmy ofiarę ze sczęścia ziemskiego
I siebie wzajem pożegnajmy!
Frytjof.
Czemu?
Czy, że bezsenność złamała ci ducha?
Ingeborga.
Trzeba twą sławę i moją ratować.
Frytjof.
Sława kobiety leży w sercu męża.
Ingeborga.
Kto nie szanuje, ten kocha niedługo!
Frytjof.
Kaprys nie daje prawa do szacunku.
Ingeborga.
Pełnić powinność, jest-to kaprys święty.
Frytjof.
Czemuż twa miłość nie walczyła wczora
Z tą powinnością?
Ingeborga.
I dzisiaj nie walczy!
Ale odpycha ucieczkę, jak zbrodnię!
Frytjof.
Konieczność zmusza.
Ingeborga.
To tylko koniecznem
Nazywam, co jest słusznem i szlachetnem.
Frytjof.
Słońce wysoko — czas ulata marnie!
Ingeborga.
Niestety! mój już uleciał — na wieki!
Frytjof.
Pomyśl-no, rozważ, i ostatnie słowo
Wyrzecz.
Ingeborga.
Jam wszystko z rozwagą wyrzekła.
Frytjof.
Gdy tak — bądź zdrowa, siostro Króla Helga!
Ingeborga.
Frytjofie! tak-że rozstaniem się z sobą?
Jużże u ciebie dla tej, która była
Dni twych dziecinnych przyjaciółką wierną,
Niema spojrzenia słodszego? i niema
Ręki łaskawszej, którąbyś jej podał,
Jej — niesczęśliwej, tak niegdyś kochanej?
Myślisz zapewna, że na różach stoję;
Że sczęście ziemskie z uśmiechem odpycham,
Że dobrowolną ręką, bez boleści,
Wyrywam z piersi nadzieję tak drogą!...
Nie byłżeś, powiedz, marzeniem porannem
Serca mojego? Nie twem-li imieniem
Radość, wesele mianowałam zawsze?
A co wzniosłego, szlachetnego w życiu
Spotkałam, czyż to mojemu się oku
Nie objawiało w twym obrazie lubym?
Za cóż chcesz kalać ten obraz tak święty?
Nie kalaj, błagam! i z biedną istotą,
Dzisiaj tracącą na wieki to wszystko,
Co w życiu kiedyś najdroższego miała,
Co skarbem swoim nazwałaby w Niebie,
Tak się nie obchodź, nie żegnaj, Frytjofie!
Ofiara moja zbyt ciężka, zbyt krwawa,
Aby niemiała do pociechy prawa!
Wiem, że mię kochasz — kochasz czule, stale
Wiedziałem o tem, gdy jescze jutrzenka
Życiu mojemu przyświecała; wiem też,
Iż pamięć o mnie nie odbieży ciebie
Przez długie lata! — Ale potem, potem
Sczęk broni boleść twego serca uśpi,
Wicher tęsknotę po falach rozmiecie....
I już nie siądzie ona obok ciebie
Przed rogiem miodu, który po zwycięztwie
Wychylać będziesz z drużyną waleczną.
Przecież gdy cisza roztoczy się nocna,
I w tłumie wspomnień z ubiegłej przeszłości
Stanie przed tobą jakie widmo blade
Dobrze znajome, i powita ciebie
Od miejsc kochanych, ty łatwo dostrzeżesz,
Że to widziadło jest cieniem dziewicy
Z chramu Baldera! Jakkolwiek on blady,
Jakkolwiek smutny stanie, ty go, błagam,
Precz nie odpychaj! owszem szepnij jemu
Kilka słów dobrych, przychylnych, — a nocne
Wietrzyki przyjmą je na skrzydła wierne
I tu przyniosą — Będzie to jedyna
Pociecha dla mnie! Bo tu tęsknej duszy
Nic nie rozerwie, nic bolu nie zmniejszy;
Owszem, tu wszystko, kędykolwiek spójrzę,
Tęsknotę zwiększy: — i ten strop wyniosły
Ciebie przypomni, — i ten obraz święty
Baldera, gdy nań spłynie księżyc z nieba,
Rysy twmj twarzy wskrzesi, — i zatoka
Powie, ilekroć pierś śmiałej Ellidy
Pruła jej toni, dopadając brzegu,
Na którym ciebie czekałam, — i gaj ten
Mnóstwo run wskaże, run z mojem imieniem,
Ręką twą ciętych! Lecz kora zarośnie
I imie zniknie! a to, jak chcą sagi,
Śmierć przepowiada! — Czy się Dnia zapytam,
Lub Nocy, kędy oglądali ciebie,
Nie dadzą żadnej odpowiedzi — nawet
Ocean, jeśli doń pytanie zwrócę,
Samem mi głuchem odpowie westchnieniem,
Które ku brzegom poszle — i rozbije!
Jednakże, kiedy zmrok w twe morze spadnie
Ja ci wieczorne poszlę pozdrowienie. —
Wespół z nim przyjmie chmura — okręt nieba —
I skargę czułą dziewicy — sieroty
Tu opusczonej! — Potem, siedząc smutna
Wdową po sczęściu, i w kir obleczona
W samotnej izbie, tkać będę lilije
Które los złamał, nim Wiosna swą kanwę
Wkrąg mej mogiły rozścielając, nowych,
Całych nie wytka! Lub pochwycę arfę
Wyleję z duszy boleść — i jak teraz
Gorzko zapłaczę...
Frytjof.
Wygrałaś, dziewico!
Lecz niepłacz — niepłacz! i przebacz mi gniew ten
A raczej boleść, co na chwilę szaty
Gniewu przywdziała; przy tobie w nich długo
Stać niepowinna — Ingeborgo luba!
Ty jesteś moją dobrą, błogą Norną!
Tylko szlachetna dusza wskazać może
Jaką iść drogą! Mądrość konieczności
Lepszego nad cię nie miała tłumacza!
O Walo[79] święta z różanemi usty!
Spełnię twą radę: rozstanę się z tobą,
Lecz nie z nadzieją, — tę zabieram z sobą
Na krańce morza, za progi mogiły. —
Pierwszych dni wiosny powrócę — O! wtedy
Już cześć ma będzie z hańby oczysczona:
Będzie spełniony rozkaz, będzie zmyta
Plama z nikczemnie narzuconej zbrodni! —
O, wtedy znowu spotkamy się z Helgiem:
Wytoczę sprawę — ale już nie prosić,
Jeno wymagać twojej ręki będę
Na tyngu, gdzie lud świetny oręż wzniesie.
I nie u Helga — u narodu będę
Prosił o ciebie! Naród tylko może
Los córy swego Konunga rozstrzygać.
Niech no mi wtedy kto stanie na wstręcie!...
Żegnaj! Do wiosny! Bądźże, Luba, stałą
I na pamiątkę miłości, co nasze
Dziecinne jescze zespoliła serca,
Przyjm tę manelę, piękny twór Waulunda.
Mistrz na niej cuda wydłócił niebieskie;
Tak, lecz pamiętaj, że, największym cudem
Wierność kobieca. Jak ślicznie manela
Przypada do twej białej, śnieżnej ręki!
Zdaje się — świetlik obwija liliję. —
Zegnaj — bądź zdrowa — Narzeczona moja!
Kilka przeminie miesięcy — a wszystko
Zmieni się dla nas! Bądź zdrowa! Bądź zdrowa.
Ingeborga.
Jak wesół, śmiały, jak pełen nadziei!
Ostrze dzielnego miecza on przykłada
Do piersi Norny, i woła: »na ustęp!«
Biedny Frytjofie! nie ustąpi Norna,
Pójdzie na przebój, szydząc z twego miecza!
Mało znasz jescze brata mego Helga!
Twoja otwarta dusza nie pojmuje
Złowiesczej głębi skrytego umysłu,
Ani rozumie, co znaczy nienawiść,
W sercu zawistnem w płomień rozżarzona!
Puści on raczej na los swą koronę,
Odda swe życie — mnie krwawą poświęci
Na Odynowym ołtarzu — lub wyda
Za starca Rynga, z którym toczy wojnę,
Niźli za ciebie niesczęśliwy bondzie! —
Gdzie spójrzę, wszędy nadzieje me stradam! —
Lecz tyś wesoły: dzięki Niebu składam!
Ból niech wyłącznie serce me osiędzie,
Byleby ciebie strzegli bogi wszędzie!
Ja liczyć będę ciąg krwawych miesięcy
Na tej maneli — ty się niechciej smucić!
Za dwa... za cztery... za sześć możesz wrócić,
Lecz Ingeborgi swej nie ujrzysz więcej!
Już szał jesienny
Burzy i wznosi odmęt bezdenny!
Przecieżbym chciała być w tym momencie
Z nim na okręcie.
Długom z oddali
Śledziła jego żagiel na fali —
Sczęśliwy! przemknie wszystkie głębinie,
Gdzie on popłynie.
Sina bezdeni!
Nie piętrz się! możnaż pędzić szaleniej?
Gwiazdy! was błagam, ognie swe wzniećcie
Jemu przyświećcie.
Wiosną on wróci —
Ale się gorzko, gorzko zasmuci,
Kiedy, gdziekolwiek strapiony zajdzie,
Mnie już nie znajdzie!
Smutna miłości
Ofiara, złożę w mogile kości;
Lub jęczeć będę, braciom swym gwoli,
W krwawej niedoli!
Ty, opusczony
Sokole, będziesz słodko piesczony:
Nie dam ci uczuć bolesnej straty
Łowcze skrzydlaty!
Pełnego wdzięku
Wyszyję ciebie na jego ręku:
Cudnie zabłyśniesz skrzydły srebrnemi,
Szpony złotemi!
Freja sokole
Wzuwała skrzydła, gdy po padole
Z południa w północ tęskna latała,
Oda[80] szukała.
Mnie nie uniesie
Tam skrzydło twoje, gdzie lecieć chce się —
Tylko mi jedna mogiła może
Loty dać boże!
Łowcze kochany!
Siądź na ramieniu — patrz w te bałwany!
Niestety! próżna oczu twych praca:
On nie powraca!
Gdy ja, sokole,
Umrę — ty spełnisz wiernie mą wolę:
Pożegnasz czule Frytjofa mego
Łzy lejącego!
Po nad brzegiem stoi
Helg miotany gniewem,
I złe duchy śpiewem[81]
Wywołuje z wód! —
Patrz, niebieski strop czernieje,
W pustym huczy grom przestworze,
Kipi, wre w głębinach morze,
Z wierzchu pieni się, bieleje;
I błyskawic krwawe ściegi
Ztąd i zowąd porzą chmury,
I tłum ptaków chyżopióry
Z wrzaskiem pędzi z fal na brzegi! —
Na coś się zanosi!...
Słyszę, bracia w dali
Wicher w skrzydła wali!
Lecz czyż zbledniem my?
Ingeborgo luba!
Siedź w swym gaju skromnie,
Dumaj, tęsknij po mnie,
Piękne lejąc łzy!« —
∗ ∗
∗ |
Na bój ku Ellidzie
Dwoje Trollów bieży:
W śnieżnej Hejd odzieży
W szumnym wichrze Ham.[82]
Burza skrzydła swe rozwija:
To je nurza w głąb’ otchłanie,
To wykręca, w górę wzbija,
Trąca o Asów mieszkanie.
Wszystkie Strachu, Zgrozy siły
W cwał na wałach wypadają
Z wrzącej bezdennej mogiły,
I Ellidę otaczają. —
»Lepiej było, bracia,
Przy księżyca blasku
Do świętego lasku
Płynąć po szkle wód!
Lepiej mi też było
U serca kochanej!
Tam bielej od plamy
Pierś świeciła Jej!« —
∗ ∗
∗ |
Owoż i Solundar[83]
Z fali wstaje białej:
Ma on cichsze wały,
Ma port — stéruj tam!
Lecz, na wiernym stojąc dębie
Trwogi w sercu wódz nie czuje;
Dzierży rudel, i lubuje
W wichrów grze, co tłuką głębie.
Coraz tężej żagiel dmie się,
Coraz ostrzej smok tnie tonie,
I wprost ku zachodniej stronie
Leci z prądem, co go niesie. —
»Miło się pasować
Bracia z huraganem!
Huragan z Normanem
Lubią w morzu żyć!
Wstyd by okrył moją
Ingeborgę drogą,
Gdybym dziś przed trwogą
Chciał się na ląd skryć!« —
∗ ∗
∗ |
Rośnie wał — wzburzone
Męty grzmią w głębinach;
Biega świst po linach;
Trzesczy statku dno!
Lecz się niech, jak chcą, bałwany
Kupią, srożą, zgubą grożą:
Ręka bogów zbudowanej
Ellidy groźby nie trwożą. —
To, jak gwiazda spadająca,
Snuje w wirach szlak znikomy;
To jak sarna, z skał lecąca,
Przeskakuje bezdnie, stromy! —
»Słodszym był w świątyni
Całus Ukochanej,
Niż bryzg słonej piany,
Co go ciska wir!
O, i słodziej było
W objęciu Ją trzymać,
Niźli twardy imać
Skrzepłą ręką stér.« —
∗ ∗
∗ |
Gęste płyną śniegi
Z chmury nieskończonej!
W pomost i osłony
Ciężko bije grad!
Toż Ellida, z każdej strony,
W ciemnym nurza się tumanie;
Mroczno, chłodno, jak w kurhanie,
Kędy martwiec posadzony. —
Odmęt czarami brzemienny
Rwie się górą, pęka dołem,
I jakby zlany z popiołem
Grób otwiera się bezdenny! —
»Sine łoże Rana[84]
Ściele nam w tym grobie —
Ale mój — przy tobie,
Ingeborgo, wczas!
Ha! drużyna raźnie
Wiosłami kołysze!
Elida dopisze,
Wyniesie ztąd nas!« —
∗ ∗
∗ |
Lecą wprost na rudel
Nowe wałów hufy!
Od przodu do rufy
Kryją, płóczą most! —
Wódz manelę z ręki zrywa
Złotą, marki trzy ważącą,
Jak poranne słońce lśniącą,
I z pokrowca miecz dobywa.
Tnie w kawały pracę drogą
Karłów, upominek Bela —
I między bojan rozdziela,
Nie omijając nikogo. —
»Przy swataniu, druhy,
Walor złota znany! —
Kto idziesz do Rany
Złoto w ręku miej!
Całunek jej chłodny!
Kibić z rąk wycieka!
Tylko się urzeka
Złotem serce jej!«
∗ ∗
∗ |
W dziksze grając szały
Ryknęła zawieja —
Zerwała się reja,
Pęka łańcuch lin!
Idą wały w szturm dokoła —
Tłuką łódź w pół-pogrzebioną;
Majtki czerpią — ale łono
Morskie któż wyczerpać zdoła?
Frytjof widząc, jak Śmierć blada
Z tryumfem na pokład wpada,
Wydobywa z piersi głosu
I zagłusza huk chaosu:
»Hej, Biornie, w niedźwiedzią[85]
Chwytaj stér prawicę!
Straszną nawałnicę
Nie Asy szlą nam!
To Helga nasłanie —
Jego śpiew zaklęty
Wzniósł na nas odmęty —
Wskoczę, spojrzę sam!« —
∗ ∗
∗ |
I na sczyt masztowy
Wbiega kuny skokiem,
I szerokiem okiem
Bada obszar wód. —
Alić widzi ku Ellidzie,
Niby ostrów z dna zerwany,
Z dwóma na grzbiecie szatany
Wprost Wieloryb na bój idzie. —
W śnieżnej szubie Hejd bieleje,
Rzekłbyś — niedźwiedź to polarny;
Ham — to morski orzeł czarny
Wichrem z szumnych skrzydeł wieje!
»Ellido dębowa!
Dowiedź, że w twej hardej
Piersi, jak stal twardej,
Dzielny mieszka duch!
Skocz — o córo bogów,
I za mem skinieniem,
Miedziokutym kieniem[86]
Rozpruj wroga brzuch!« —
∗ ∗
∗ |
Luby rozkaz wodza
Ellida poznała;
Mknęła, gdyby strzała,
I zadała cios.
Z wieloryba pod obłoki
Krwi rzęsistej strumień lunie;
Z rykiem potwór na dół runie
I zapada w szlam głęboki.
Frytjof dwa osczepy chwyta,
Bohaterską dłonią ciska,
U niedźwiedzia rwie jelita,
Pierś rozwala u orliska!
»Wybornie! — nie prędko
Z szlamu, co go mroczy,
Helga statek smoczy
Potrafi, nam wyjść!
Hejd i Ham na morzu
Panować przestali:
Ostrze gorzkiej stali
Nie tak łatwo zgryźć!«
∗ ∗
∗ |
Precz uragan leci;
Nikną huki, błyski;
Tylko prąd ku bliskiej
Wyspie niesie łódź.
Słońce niby król wspaniały,
Znów się zjawia na błękicie;
Leje radość, leje życie
Na doliny, góry, wały.
Blask wieczora zrumieniony
Wieńczy skały, ciemne gaje —
I drużyna rozpoznaje
Efjezundu brzeg zielony. —
»Ingeborgi modły
Wbiegły w niebios progi,
Uklękły przed bogi
Z rozczuleniem cném;
Łzą pięknego oka,
Jękiem piersi białej,
Asów przejednały —
Dzięki, dzięki im!! —
∗ ∗
∗ |
Ale i Ellida
W boju ucierpiała:
Sunie się zbolała,
Wycieńczona z sił. —
Lecz się jescze więcej męże
Ponużyli w walce z wrogi;
Ledwie przesuwają nogi,
Wspierając się na oręże. —
Czterech Bjorn na barki bierze
I wynosi na wybrzeże;
Ośmiu, Frytjof z piec przed bliskiem
Składa obok nich ogniskiem. —
»Nie płońcie się, druhy!
Wał — to szermierz wzięty!
Z Morskiemi-dziewczęty[87]
Sprawa twarda, zła!
Wnet miodem ogrzeje
Was róg złotonogi —
Wznoszę toast drogi:
»Żyj, królewno ma!« —
Teraz kilką skreślim słowy,
Jak Angantyr, jarł potężny,
Ucztuje w sali sosnowej
W gronie swej drużyny mężnej,
I patrzy pełen ochoty
Na cudną morską pogodę;
A słońce, by łabędź złoty,
Spuscza się zlekka na wodę.
Po za oknem Halwar stary
Na szyldwachu czujnie chodzi;
I do straży, i do czary
Dzielnie wszystkim dziad przywodzi.
Miał też zwyczaj strażnik domu,
Pijąc kropli nie zostawiać,
I, nie mówiąc nic nikomu,
Próżny róg na oknie stawiać.
Raptem ciska róg w głąb’ sali
I, ku morzu patrząc, woła:
»Widzę zbrojną łódź na fali
Płynie ku nam niewesoła.
Snadź złamały mężów trudy;
Ot’ już do wyspy przystają,
I dwa jakieś wielkoludy
Bladych na brzeg wysadzają.« —
Jarł przez okno wzrok zatoczy
Po sinej, gładkiej otchłani,
I woła: »Ellida kroczy!
Nawet, widzę, Frytjof na niej!
Poznaję słynnego bonda
Po postawie, czole, mocy:
Jeden tylko tak wygląda
Syn Torstena na Północy!«
Więc opuscza nagle gody
Atel, i z miejsca się zrywa,
Berserk krwawy, czarnobrody[88]
Dziki — i tak się odzywa:
»Wnet poznamy, czy też kłamie
Wieść, co o Frytjofie głosi,
Że zaklęciem miecze łamie,
Nigdy o pokój nie prosi!« —
Tuż poskoczy, w ślad Wikinga
Ciżba wojowników długa;
Lśni w ich dłoniach ostra klinga,
Z wiatrem szermuje maczuga.
Lecą na brzeg, pośród wrzasku,
Gdzie smok ranny ledwie dyszy
I gdzie Wódz, siedząc na piasku,
Pociesza swych towarzyszy.
»Łatwo ciebie zwalczyć może,
Torstensonie oręż mój;
Lecz niech będzie w twym wyborze:
Cofnąć się lub przyjąć bój.
Jeśli zaś pożądasz mira,
Natychmiast cię z tego placu,
Jako druha, do pałacu
Zaprowadzę Angantyra.
— »Znużyłem się w morskim boju
(Frytjof z gniewem mu odrzecze):
Lecz nim dojdziem do pokoju,
Wyprobujmy naprzód miecze!« —
I błysnęła w ogorzałej
Męża dłoni stal, jak zorze.
Wszystkie runy zapałały
Na jego miecza ozorze.
Silnych cięć natarcia chyże,
Jak grad, dzwonią, tłuką zbroje;
Trzesczą, pękają paiże,
Rozlatują się na dwoje.
Świetnie walczą i bez zdrady.
Nikt się na krok w tył nie ruszy;
Ale miecz płomienno-śniady
Berserkową klingę kruszy.
— »Z bezbronnego krwi nie sączy
Dzielny Angurwadel mój;
Gdy-ć ochota, niech się kończy
W inny sposób wsczęty bój.« —
Toż jako jesienne wały,
Gdy swą rozkołyszą butę,
Piersi żelazem okute
Wzniosły się, zwarły, i zlały
Tak się biją dwa niedźwiedzie
Na śnieżystym grzbiecie skały;
Orzeł z orłem tak bój wiedzie
Nad wzdętemi morza wały.
Pod silnymi szermierzami
Twarde drgnęły by opoki;
Pochwycony ich rękami
Runął by i dąb wysoki!
Już strugami pot rzęsnemi
Płynie — piersi ściska chłód;
Każdy głazy wyparł z ziemi,
Bujne krzaki stopą zmiót’.
Patrząc na groźne zapasy
Drży z przestrachu orszak cały.
Te zapasy w późne czasy
Uroczysty rozgłos miały.
Lecz nakoniec wróg złamany
U stóp Frytjofowych legł;
Rycerz zgniótł mu pierś kolany
I w zapale gniewu rzekł:
»Gdybym oręż mój potężny
Czarna-brodo! miał przy sobie,
Wnetbym żywot niedołężny
Na tem miejscu wydarł tobie!« —
— »Wydrzyj! o cóż idzie? (dumnie
Berserk odpowiada mu),
Podejm oręż, zwróć się ku mnie.
Pierś mą pewnie znajdziesz tu.
Po śmierci obaj — tam w górze —
Społem z sobą będziem żyli:
Ty Walhallę jutro może,
A ja ujrzę w tejże chwili.« —
Frytjof wznosi miecz, w pierś mierzy.
Ma ostatni zadać cios;
Berserk nieruchomy leży,
Jakby żywcem w ziemię wrosł.
Przed tak wielką Wódz dzielnością
Tłumi wszelką myśl o boju:
Wznosi wroga z uprzejmością,
Dłoń podaje w znak pokoju.
Aż i Halwar trzciną białą
Wstrząsa, woła: »Kończcie zwadę!
Bój się z wielką odbył chwałą,
Ale przerwał nam biesiadę;
Na srebrnych blatach jedzenie:
Ryby, mięsa, stygną w sali;
Hejże do nas! niech pragnienie
Darmo gardła mi nie pali!« —
Pojednani dwaj rycerze
Wchodzą w świetny Jarła dom;
Wódz tu pierwszy raz postrzeże
Niewidzianych rzeczy tłum.
Nie z sosnowych desek kraty
Zdobią sali nagie ściany;
Lecz rząd skór złocistych, w kwiaty
I w jagody haftowany.
Blask wesoły z ponad płyty
Nie wznosi się w środku sali;
Piękny komin lśni w oddali
Z bryły marmuru wybity.
Dym nie kopci — ściany czyste —
Strop bez sadzy — nigdzie plamki —
W oknach świecą szkła przejrzyste
U drzwi jasne wiszą zamki.
Nie łuczywa pęk smolisty
Na uczcie gościom goreje;
Lecz tłum świeczników srebrzysty
Z mnogich ramion światło leje.
Jeleń tłusto upieczony
Śród nich wspina się na nogi:
Racie jego wyzłocone,
Przystrojone w zieleń rogi.
Po za każdą męża głową
Ładne, młode dziewczę tkwi;
Tak za chmurą piorunową
Jasna w niebie gwiazdka lśni.
Błysczą oczki czarne, duże.
Ciemne się warkocze wiją[89];
Płoną usta gdyby róże.
Spowite śród run liliją.
Jarł na srebrnym siedzi tronie,
Z majestatem w oku, twarzy;
Świetny hełm, jak słońce, płonie.
Blach się ogniem złota żarzy;
Płascz tysiącem gwiazd usiany
Dumnie iskrzy się i mieni;
A gronostaj nieskalany
Bramuje brzegi czerwieni.
Zwolna Władca z tronu wstaje,
Na trzy kroki ku gościowi
Idzie, wita, dłoń podaje
Sadza przy sobie i mówi:
»Tuśmy w kubki przyjacielskie
Nieraz z Ojcem twym dzwonili;
Niechże miejsce rodzicielskie
Zajmie sławny syn w tej chwili.« —
I wnet pełny mu naleje
Sikulskiego puhar wina;
Płyn się pieni, wre, skry sieje.
Burzy się jak fala sina.
»Zacny synu druha mego,
Drogi gościu, Torstensonie!
Ku pamięci Ojca twego
Wznoszę toast w dzielnych gronie.« —
Skald Morwenu arfę głośną
Porywa w dłonie natchniony.
I posępną pieśń, miłośną,
Galskiemi wygrywa tony;
Po nim wiescz Nordlandu śmiały,
Starym ojców idąc torem,
Zabrzmiał Torstena pochwały,
I wyszedł z chlubą, honorem.
O północnych swoich krewnych
Jarł następnie gościa bada;
Gość w wyrazach treści pełnych
Na pytania odpowiada.
Nikt o sąd go nie obwini,
Tak wszędy prawdą jaśnieje;
Rzekłbyś: w Pamięci-Świątyni
Opowiada Saga dzieje!
Potem mówił, jak nad wody
Czarami Helga wyzwane,
Wiodły bój z nim dziworody,
I zostały pokonane.
Wesoło męże słuchali,
Angantyr słuchał z uśmiechem;
I gdy skończył, oklask w sali
Głośnym się rozpłynął echem.
A gdy mówić jął z koleje
O drogiej swojej królewnie,
Jak jest piękną, i jak rzewnie
Po nim łzy w świątyni leje:
Wszystkie dziewczęta westchnęły,
Spłomieniwszy ogniem lice;
Jakże chętnieby ścisnęły
Wierną kochanka prawicę!
Nakoniec młodzian dostojnie
Zwraca rzecz ku głównej sprawie;
Słucha mowy Jarł spokojnie
I odrzecze mu łaskawie;
»Jarzmem nikt nas nie obciążył —
Wolnym ja — i lud mój wolny;
Jeśli kiedy tu zastolny
Ku czci Bela kubek krążył:
Niebył to dowód dannictwa,
Lecz znak, żeśmy go kochali;
Praw zaś i orędownictwa
Jego, nigdyśmy nie znali!
Równie Belowice oba
Nie są w kraju mym panami; —
Gdy się dań im tak podoba
Niech poń przyjdą tutaj sami.
A niech przyjdą, jak przystoi
Na waleczne, zacne męże;
Efjezund otworem stoi,
Rozstrzygną sprawę oręże!
Lecz, żem kochał ojca twego....« —
Tu znak tajny córze daje.
Córa z krzesła złoconego
Znak poznawszy, bystro wstaje.
Dziewczę, jak kwiat rozwinięty
Błysczy młodości urokiem:
Kibić smukła — stanik wcięty —
Pierś okrągłym zwarta tokiem —
Z dołku jagody rumianej
Patrzy Astryld[90], psotnik drobny,
Niby motylek nadobny
Do róży wiatrem zagnany.
Dziewczę spieszy wprost do reja[91]
I z workiem wraca zielonym.
Na worku wytkana knieja
Z zwierzem do pnia przysłonionym,
I księżyc na tłum żaglowy
Płynie z poza chmur srebrzyście;
Z wierzchu zamek rubinowy,
Z dołu złotolite kiście.
Dziewczę do ojca przybiega,
Wręcza worek. — Jarł sowitem
Napełnia go, aż do brzega,
Złotem, gdzieś daleko bitem.
»O toć dar mej gościnności.
Rób co się podoba z nim;
Lecz Torstena syn przegości
Całą zimę w domu mym.
Dzielnych mężów wszędy sławią;
A że teraz pora burz.
Znowu Hejd i Hem się zjawią.
Wierz mi, śród wstrząśnionych mórz.
I nie zawsze cię ochroni
Sprawny smoka twego skok.
Wielorybów, w morskiej toni,
Nieprzebrany wszędzie tłok!« —
Żywo, hucznie szła ochota
Pito, aż noc pierzchła szara;
Lecz radość, nie przesyt, złota
Niosła gościom z winem czara.
W końcu przy pełnym kielichu,
Zagrzmiał toast Hermundsona.[92]
Tak śród zabaw, śród przepychu.
Zima przeszła Torstensona. —
Z modrych obłoków nowa tchnie wiosna,
Stroi się w zieleń ziemia radosna;
Gość żegna Jarła, na okręt siada.
Morskiej głębiny znowu dopada;
Znów czarny jego łabędź toń pruje,
Srebrzyste wstęgi na morzu snuje:
Bo wiatr zachodni, językiem wiosny
Podzwania w żaglach, jak słowik głośny;
Bo cór Egira[93] orszaki bławe
Skaczą u steru — trącają nawę.
Jakże się raźnie rudel obraca,
Gdy kto z oddali do domu wraca! —
Tu dym z kominów weselej bije,
Tu pamięć młodych lat wierniej żyje.
I strumyk skoczniej przebiega pola.
Gdzie twa dziecinna brzmiała swawola!
Tu szereg ojców w kurhanach drzemie.
Tu wierne dziewczę na skały ciemie,
Wstępuje, patrzy, morza się pyta:
Czy prędko Luby do niej zawita?
Tak sześć dni płynie — siódmego w dali
Frytjof szlak jakiś widzi na fali;
Szlak wciąż ciemnieje, wznosi się, szerzy,
Mieni się w szery[94], w piaski wybrzeży,
I ląd się sunie — ląd ukochany,
I las doń idzie w zieleń ubrany,
Ze skał wodospad gra mu nanowo,
Góra wychyla pierś granitową.
Ot’ i przylądek luby w ciaśninie —
Wita go Frytjof, i wesół płynie
Pod świętym gajem, w którego cieniu
Budował z Lubą sczęście — w marzeniu!
»Gdzież Ingeborga? — Serca rachuby
Czyż jej nie wróżą, jak blizko Luby?
Może rzuciła świątyni progi?
Może w pałacu, kędy Helg srogi
Więzi niesczęsną, siedzi płacząca
I smutnie dłonią arfę potrąca?
Albo ze złota ciągnie przędziwa?«
Tak duma Frytjof. — Wtem ze spalonej
Krokwi przybytku sokół się zrywa,
Szybuje w górę, wije się, spada,
I na ramieniu pańskiem usiądą.
O, zna to ramie ptak ulubiony!
Ostremi skrobie ramie to szpony
I bije skrzydłem; dziob zakrzywiony
Tęskno do ucha pańskiego skłania,
Jakby miał jaką wieść do oddania
Od Niej, od Lubej, od Narzeczonej!
Ale się próżno ptaszyna sili;
Jękiem swym panu nic nie wykwili!
Swojskiemi wody, jak bystra łani,
Sadzi Ellida wprost do przystani.
Wesoło Frytjof na brzeg pogląda,
Gorąco Framnes powitać żąda,
Śledzi znajomy obszar dokoła,
Lecz choć wzrok mruży, choć wciąż do czoła
Przykłada rękę, nie widzi zgoła
Framnesu swego. — Tylko tam słupy
Czarne się wznoszą, jak kościotrupy.
Gdzie był dziedziniec, tam — przestwór goły;
Gdzie była przystań, tam wiatr popioły
I węgle kręci! — Drżący zeskoczy
Frytjof z pokładu, na brzegu staje —
Błędnemi oczy po zglisczu toczy
I ojcowizny swej nie poznaje
»Gdzież dom Torstena, kędym niewinne
»Przeigrał moje lata dziecinne?
»Niema go — zniknął!«
Wtem kudłonośny
Bran doń podbiega. Pies ten w krainie
Męztwem, wiernością zarówno głośny,
Szeroko wszędy imie swe wsławił:
On nie jednego niedźwiedzia zdławił —
Podbiega, staje, skomli i wyje,
Zagląda w oczy, skacze na szyję!
Za nim przez łąkę koń mlecznobiały,
O sarnich nogach, szyi łabędziej,
Ze złotem w grzywie, w cwał k’ niemu pędzi,
Staje, rży, głowę do ręki skłania,
Liże i prosi o chleb z tej dłoni;
Lecz pan uboższy niżeli oni,
Nic wiernym sługom niema do dania!
Na własnej ziemi dziedzic bezdomy,
Dzierżąc straszliwe zgliscze na oku,
Z przeszytem sercem tkwi nieruchomy! —
Alić z uboczy starzec sędziwy,
Młodości jego piastun troskliwy,
Hilding, przybliża ku niemu kroku,
I dłoń podaje — »Co się tu stało
Dziwu nie sprawia: gdy orzeł śmiałą
Gonitwą w strony dalne uleci.
Wróg mu natychmiast gniazdo oszpeci.
Splądruje, znisczy. Cudnie zaczyna
Król Helg swe rządy, ślub spełnia święcie:
Czcić bogów — ludzi nękać zawzięcie.
Z płomieniem w ręku kraj swój lustruje —
Objazd Eryka[95] tak naśladuje.«
»Lecz to rzecz błaha, to nic nie znaczy;
Gdzie Ingeborga powiedz mi raczej?«
A Hilding na to: »Synu, są wieści,
»Ale nie miłej dla ciebie treści.
»Zaledwieś w morzu żagle rozwinął.
»Ryng tu z potężnem wojskiem przypłynął;
»Pięć tarcz przeciwko jednej postawił,
»Zagaił sprawę w Bogiń-dolinie
»I rzezią nurty rzeki zakrwawił.
»Halfdan żartował — lecz, walcząc, w synie
»Królewskim dzielność pokazał męża.
»Jakżem był dumny z chwały oręża,
»Którą się w boju uczeń mój wsławił.
»Bił się walecznie! Sam przed rycerzem
»Stałem w odsieczy z moim puklerzem.
»Ale bój krótko trwa: król Helg tchórzy,
»Ucieka z pola — a gdy ucieka,
»Widząc twój Framnes zemsty nie zwleka.
»Podkłada ogień potomek boży!
»Ryng dwa warunki braciom szle ostre:
»Albo za żonę oddać mu siostrę.
»I tem zagładzić krzywdy zrządzone,
»Albo postradać kraj i koronę.
»I ztąd i ztamtąd wciąż gońców słano;
»Wreście — królewnę zamąż wydano.« —
»O płci niewierna (Frytjof zawoła),
Myśl pierwsza, którą z czarnego czoła
Lok[96] wysnuł swego — fałszem się zwała.
On do ludzkiego fałsz wpędził ciała,
I na ten padół z szyderstwem cisnął,
By mężom w kształcie kobiety błysnął.
Fałsz ma błękitne oko, co łzami
Swemi ból sprawia — czaruje, mami!
Fałsz ma pierś białą, w której przesiada
Cnota, tak trwała, jak lód wiosenny,
Miłość tak stała, jak wiatr jesienny;
Ma serce, którém kieruje zdrada;
Usta na których wstędze różanej
Krzywoprzysięztwo wywija tany,
Z dziką, zabójczą w myślach rachubą!
A przecież jakże była mi lubą —
Jak ją kochałem, jak kocham jescze!
Gdziekolwiek spójrzę w czasy minione,
Wszędzie w niej widzę kochankę, żonę —
Ona zabawy moje dzieliła,
Czynów, o których dusza marzyła,
Ona podnietą, nagrodą była!...
Kiedy dwa drzewa wspólnym korzeniem
Rosną pod ziemią — niechaj Thor w jedno
Uderzy świętym z nieba płomieniem,
Wnet liście bliźnie drugiego bledną
I pień usycha; niechże wesołem
Jedno z nich buja w powietrzu czołem,
I zielonością przynęca oczy,
Wnet drugie tyleż krasy roztoczy.
Nasza tu radość, nasze boleści
Zrosły się społem. W biednej mej głowie,
Nie wiem czy ta się straszna myśl zmieści,
Żem ja — sierota, że świat — pustkowie!
O Waro, Waro[97], święta dziewico,
Która ze złotą krążysz tablicą
Po świecie, ludzkie spisując śluby —
Przestań tej pracy, tej myłki grubej! —
Kłamanych przysiąg próżno nie zbieraj,
Drogiego kruszcu nie poniewieraj! —
Jakaś tam bajka o Nannie plecie,
Że była wierną — niech kto chce wierzy —
Inaczej na tym dzieje się świecie;
Na ludzkiem czole prawda nie leży,
Wiara nie kwitnie w sercu, gdy śmiała
Kształt jej wziąść na się zdrada, gdy czysty,
Dźwięczny, jak zefir łąki kwiecistej
Głos jej udała, i tak zabrzmiała,
Jak brzmią Bragowe niebieskie struny —
Precz z czarownemi na wieki tony?
Precz z głosem — z arfą! już nie usłyszę
Was nigdy więcej.... Gdzie rozkołysze
Wicher odmęty, tam pójdę — bławe
Fale twe, Morze, zamienię w krwawe.
Gdziekolwiek ostrze miecza żąć będzie
Kłosy na posiew grobów, tam wszędzie
Frytjof się zjawi! Może jakiego
Zdybię na falach króla sławnego,
I potężnego... ciekawość bierze,
Czy on na karku głowy ustrzeże?
Czy Angurwadel nad nim się zżali?
Może zabłądzi w jakiej oddali
Młodzieniec piękny, co głupio jęczy,
Co za kochanki swej stałość ręczy?
O! i takiego przez litość zgładzę,
Żeby nie uległ jak ja zniewadze!« —
— »O wieku młody, wieku szalony!
(Odrzecze Hilding) jak długo trzeba
Czekać, nim śniegiem późnych lat Nieba
Krew twą ostudzą! krzywdę wyrządzasz
Mej zacnej córze, jeśli posądzasz
Jej piękną, wielką duszę o zdradę. —
Jej nie obwiniaj.... obwiniaj Nornę,
Co z chmur burzliwych szląc nieodporne
Strzały swe, piersi ludzkie kaleczy!
Nornie twe serce niechaj złorzeczy
A nie jej! wprawdzie skarg nie wydała,
I jako Widar[98] ciągle milczała.
Zato w ukryciu, gdy była jedna
Jakże jęczała! — Tak tylko biedna
Stron południowych sinogarlica
Jęczy po mężu! wszakże przedemną
Swą odkrywała boleść tajemną. —
Jak ptaszę wodne, gdy je przeszyje
Grot myśliwego, nurza się, kryje,
I póty na dnie głębiny siedzi,
Póki ostatniej krwi nie wycedzi:
Tak Ingeborga rozpacz swą kryła
W pomroku nocy. — Jeden ja znałem,
Z jakim w tej duszy grzmi burza szałem!
»Ofiarą jestem, ciągle mówiła,
Za kraj ojczysty — róże te białe
I ten bluscz, co mi dziś skronie wieńczą,
Że kraj wybawiam, świadczą i ręczą.
Nieprawdaż ojcze, los do zazdrości!
Łatwo mi umrzeć i przerwać nędzę,
Ale tem — kogoż — siebie osczędzę,
Siebie jedynie — bóstwo światłości
Wymagać będzie od swej ofiary
Najdłuższej śmierci, najdłuższej kary.
Zniknął mój spokój — ból duszę chłonie —
Wszystkie me żyły wstrząśnięte w łonie!
Ale co cierpię tu pokryjomu,
Ojcze kochany, nie mów nikomu.
Litości niechcę — dosyć ma woli
Królewna, aby sprostać niedoli.
Litość by ku mnie szła nadaremnie —
Tylko Frytjofa pozdrów odemnie.« —
Gdy nastał ślubu dzień (czemuż święci
Runiczna laska dzień ten w pamięci!)
Parami dworskie dziewy szły w bieli,
Potem mężowie zbrojni ciągnęli
Wprost do świątyni. — Tęskny na przedzie
Skald przewodniczył smutnej czeredzie.
Na karnym koniu siedziała ona
Blada jak widmo, co w ciemną burzę
Śród gromów siedzi na czarnej chmurze.
Jam mą liliję sam z konia zsadził,
I sam do środka chramu wprowadził,
Gdzie przed ołtarzem bogini Lofny[99]
Z mocą wyrzekła swój ślub niecofny.
Płakali wszyscy prócz zaślubionej.
Potem gdzie Balder stał zasępiony
Zwróciła oko, szeptała modły.
Wtém, śród ciężkiego obecnych jęku,
Helg twą manelę u niej na ręku
Widzi, i w złości, jako gad podły,
Syczy i zrywa, i Balderowi
W ofierze składa. Manela droga
Dotąd jaśnieje na ręku boga.
Wtedy nie mogłem powstrzymać gniewu.
Zanic Helgowe życie ceniłem,
W rozpaczy dzielny mój miecz dobyłem;
Przyszło by pewnie do krwi rozlewu,
Gdyby mi ona nie rzekła zcicha:
»Hamuj się, ojcze! zapęd powstrzymaj,
W przybytku bożym miecza nie imaj!
Jakkolwiek ciężko starszy brat błądzi,
I z woli jego cierpię tak wiele,
Przecież nie padam trupem w kościele —
Alfader kiedyś mnie z nim rozsądzi!«
— »Alfader[100]! — kiedyś — czekać daremnie;
Dość (krzyknie Frytjof) będzie i we mnie,
Raniej niż w niebie, najsczerszej chęci
Spór wasz rozsądzić! Wszak ojcze, zda się,
Jesteśmy teraz w tym właśnie czasie,
Kiedy się letnie święto obchodzi,
Kiedy król-kapłan w krwi ofiar brodzi.
Ha, podpalaczu, co swoje zbrodnie
Przedażą siostry zmywasz niegodnie,
Ja ci natychmiast wyrok sporządzę,
Raniej niż Odyn, spór wasz rozsądzę. —
Słońce śródnocne, niby krwią zalane,
Tkwi nad szarej góry czołem;
To nie dzień, nie noc — światło, mrok zmięszane
Zaległy krainę społem.[101]
Stos Balderowy, niby drugie słońce,
W świątyni wznosi płomienie;
Lecz wkrótce zgaśnie, i Heder swe ćmiące
Nad ziemią roztoczy cienie.
U ścian świątyni stojący kapłani
Głownie stosu przewracają;
Srebrzysto-brodzi, latami złamani,
Krzemienne noże trzymają.
I arcykapłan-Helg, według zwyczaju,
Już się u ołtarza trudzi;
Wtem, o północy, jakiś się śród gaju
Zgiełk i sczęk oręża budzi!
»Biornie! sam do wrót! stawać tam na straży!
»Zatarasować podwoje!
»A kto się wymknąć, albo wejść poważy,
»Łeb temu płatać na dwoje!«
Blednie Helg — głos ten poznaje straszliwy; —
»Aliści postać złowiescza
Wchodzi, i głosem jesieni burzliwej
Tak swe zjawienie obwiescza:
»Spełniłem rozkaz — masz daninę w zysku,
»Wziętą na głębi dalekiej;
»Ale dziś, przy tém Baldera ognisku,
»Rozprawimy się na wieki!
»Tarczę na ramię! pierś zacnie obnażaj!
»Bój się bez hańby odbędzie.
»Żeś konung, pierwszy uderzysz — lecz, zważaj,
»Potém moja kolej będzie!
»Ha! lisie w norze zatrzaśnięty! czego
»Tak topisz we drzwiach wzrok ostry?
»Może nie pomnisz Framnesu mojego,
»Ni złotowłosej swej siostry?« —
Tak woła Frytjof z godnością rycerza,
Sięga po worek — i potem.
Jak od niechcenia, ciska i uderza
W konungowe czoło złotem.
I wnet trysnęła krew z ust zranionego,
I wzrok mu pociemniał świetny;
Mdleje — i pada u stosu bożego
Potomek Asów szlachetny!
»Tchórzu nikczemny! ciężka widać praca
»Patrzeć na blask tego złota!
»Ale nie umrzesz — mój oręż nie skraca
»Podobnym tobie żywota!
»Ciszej! miesiąca wypłowiałe kniazie[102]!
Wara! mi z temi nożami[103].
»Do krwi się budzi zapał w mem żelazie:
»Ruszcie się — błyśnie nad wami!
»A ty, Balderze, ognistem spojrzeniem
»Za co we mnie gromy ciskasz?
»Ty który dotąd — (mówię z przeproszeniem!)
»Kradzioną manelą błyskasz!
»Nie przypominam, by Waulund na twoję
»Kuł ozdobę klejnot złoty;
»Przemoc go zdarła krzywdząc mą dziewoję —
»Precz! z upominkiem despoty!« —
I targnął silnie, lecz jak gdyby zlany
Był z ręką dar drogocenny;
Przecież go zerwał — więc bóg rozgniewany
Rzucił się na stos płomienny.
Cyt! bucha ogień — szerzy się po gmachu —
Złotym zębem rwie sufity;
Blady Biorn, stoi u bramy jak wryty,
Frytjof nawet drży ze strachu.
»Wypusczać ludzi! otwierać wychody!
»Straż niepotrzebna. — O Boże!
»Pali się kościół! drużyno! hej, wody!
»Hej nieście całe tu morze!« —
I w mgnieniu oka, wzgórze z morskim brzegiem
Drużyna dzielna złączyła;
Z rąk do rąk fala pobiegła szeregiem,
Sycząc w pożar uderzyła.
Frytjof z poddasza, jak bóg desczu[104] z chmury,
Potoki wody wylewa;
Na śmierć ognistą śmiało patrząc z góry
Spółpracowników zagrzewa.
Ale daremnie! gwałt ognia zwycięża,
Dym się z obłokami łączy;
Na żwir spalony z blach złoto się sączy,
Srebro płynie skrętem węża.
I oto nagle z płomieni wypada
Kur z ognistemi piórami:
Na sczycie dachu złowrogi usiada,
Pieje, trzepioce skrzydłami.[105]
Dmie wiatr poranny — odmęty ogniowe
Zwiększają dzikie swe szały,
Schną w gaju święte drzewa Balderowe,
Zrze liść ich płomień zgłodniały.
Skacze z gałęzi na gałęź — i w sieci
Porywa swe las trzesczący.
Cóś okropnego w głębi ognia świeci —
Ha! groźny Balder płonący!
Pękają silne drzew korzenie w ziemi,
Wierzchy się w topieli skryły;
W walce z synami Muspela kraśnemi[106],
Co znaczą ludzkie mdłe siły?
Nad gajem potop rozlany płomienny
Jak olbrzymi wał się kłębi.
Już słońce weszło — a jescze z wód głębi
Wybija się blask bezdenny!
Runął gmach boży! okolicy świętej
Straszny pożar nie osczędził!...
I odszedł Frytjof boleścią przejęty
I we łzach ranek przepędził! —
Latem, w noc jasną, bohater w zbroi
Smutny, wybladły, na statku stoi.
W duszy wygnańca, jak w morzu fale,
Burzą się gniewy, tęsknota, żale;
Patrzy on na brzeg, patrzy ponury,
A z brzegu w chmury bije dym bury,
I słupem w stropy niebios się wciska
Z Balderowego pogorzeliska.
»Dymie kościelny! pędź coraz dalej!
Pędź coraz wyżej — aż do Walhalli!
Wpadnij do Asów! Niechaj Bóg-Biały[107]
Utopi we mnie zemsty swej strzały!
W gwiaździstym domu, synu pożogi,
Głosem Mu gromu obwieść bez trwogi,
Żem spalił ninie Jego świątynię;
Że tuż w pożarze bałwan strugany
Zerwał się, zsunął, w płomienie runął,
Zgorzał do sczętu, jak kloc drewniany!
Mów Mu o gaju, o świętym gaju,
Gdzie sczęknąć nieśmiał oręż zuchwały,
Gdzie kwitnął pokój, ptaszęta brzmiały, —
Mów że i gaj ten, z winy mej, ninie
Runął — i węglem leży w perzynie!
Że nie doczekał smutnej radości,
Jak inne lasy zgnić od starości.
O wszystkiem śmiało mów, jak się stało,
Niech cię wysłucha, gończe tumanny,
Bóg w mgliste szaty, jak ty, ubrany.
»O! będzie pewnie skald wielbił ciebie
Królu łagodny, co ze swobodnej
Gonisz mię ziemi — lecz nie od siebie!! —
Ulegam, płynę — idę w krainy
Gdzie szumią wichry, huczą głębiny. —
Nie spoczniesz u mnie, Ellido lotna!
Będziesz się w morzach błąkać samotna,
Docierać krańców ostatnich ziemi,
Przetrącać wiatry skrzydły czarnemi
Przesadzać wiry! — Tam — nie zaszkodzi,
Jeśli twa ciemna pierś w krwi pobrodzi.
Będziesz, pod gromem, ojców mi domem!
Bo tamten spłonął! — Balderu krewny[108]
Cisnął go w ogień — przez zemstę — gniewny! —
Będziesz Północą, ziemią rodzinną!
Bo tamtej nigdy już nie powinno
Oglądać moje wygnańcze oko! —
Będziesz kochanką, będziesz mi żoną:
Bo w twej dębowej piersi, sczerniałej,
Więcej stałości niż w tamtej białej. —
»O, Morze wolne! tobie nieznana
Dziwaczna wola złego tyrana —
Nad tobą rządy ten tylko trzyma
Kto niezlękłemi patrzy oczyma
Na burzę wściekłą, gdy rwie i wyje,
Wzdyma twe łono, pianą je kryje —
Po-wikingowsku:[109] łany twe, Morze!
Które tak kocham, jak pługiem zorzę,
Pokropię krwawym desczem z dąbrowy[110],
Ubiorę brózdy w posiew stalowy.
Posiew urośnie — z posiewu potem
Plon błyśnie sławą, zabrzęczy złotem. —
O Morze silne, bądź mi przychylne!
Twojej na wieki wzywam opieki!
»Ojca mogiła cicha, spokojna,
Stoi nad wodą w zieloność strojna!...
Mój kurhan będzie bezbrzeżny, siny,
Pianą spowity — on pływać będzie
Śród mętów burzy, nim się zanurzy
Nim w głąb’ zapadnie, i siądzie na dnie!
Wtedy mi loże uściel wygodne
Na swym padole, Morze swobodne!« —
Takiemi słowy wołał Surowy,
Kiedy smok jego tęskny odbijał
Od brzegu ojców, kiedy wymijał
Sitowie, zwolna wchodząc w opoki,
Co strzegą dotąd Sognu-zatoki.
Lecz zemsta czuwa! Helg się wysuwa
Z dziesiątkiem smoków — z zasadzki idzie
Ku zasępionej na bój Ellidzie.
Kiedy to dzielni ujrzą bojanie,
W głos jeden wznoszą nad nią wołanie:
»Szuka Helg boju, szuka go zdradnie,
»Więc dziś niechybnie w boju tym padnie. —
»Widać nieluby blask mu księżyca!
»Walhalli dziecię do nieba spieszy,
»Do swej ojczyzny; o, więc rodzica
»Dziś się widokiem pewnie pocieszy!« —
Zaledwie takie ozwą się słowa,
Patrzą — aż jakaś potęga nowa
Zjawia się w morzu! Helgowe smoki
Nagle się chylą, i, jakby burzą
Deptane, coraz głębiej się nurzą,
Aż wszystkie razem szeregiem długim,
Idą do Rany jeden po drugim[111]!
Widząc, jak znika flota, Biorn hoży
Śmieje się — woła: »Potomku boży!
»Walnego’m tobie figla wypłatał:
»Wszystkie twe smoki z morza pozmiatał;
»Ale’m też niespał, w nocy pracował,
»Nimem im wszystkim brzuch prześwidrował.
»Nie prawda’ż? łepsko! Patrz, jak w odmęcie
»Tuli je rana w swoje objęcie!
»Oj, szkoda tylko, że Morska Pani
»Ciebie nie pchnęła do swej otchłani!« —
Słysząc te słowa Helg, ledwie z piany
Morskiej się wyrwie na brzeg żądany,
Chwyta stalowy łuk, ostre strzały;
Do twardej majdan przygniata skały,
Pręży cięciwę; lecz w zbytnim gniewie
Jak ma jej zażyć, wzburzony niewie.
Aż oto w chwili, gdy się zbyt sili,
Łuk nagle jęka, na dwoje pęka!
Frytjof niezwłocznie podnosi włócznię
I ważąc oręż, co ciężko broi,
Mówi do Helga: »Orła zagłady
Trzymam w tej broni; gdy ptak ten śniady
Zajrzy z mej ręki do piersi twojej,
Nie wydasz więcej na ziemi głosu;
Lecz się nie lękaj! włócznia ma ciosu
Nie zada tobie. Broń ta nie pije
Krwi podłej tchórzów! Na mężów grobie,
Ku czci ich czynów, napisy ryje;
Lecz na pręgierzu, gdzie miejsce twoje,
Haniebnej runy nie skreśli tobie!
Zna świat twe dzieje, twe morskie boje —
Nie lepszy wyrok Sława, w swym sądzie,
Wyda o twoich czynach na lądzie!
Nie tyś łuk skruszył — rdza go złamała!
Bywaj zdrów Helgu! na morskiej fali
Lepsze zawody! Patrz — twoje wody
W lot przeskakuję i — lecę dalej!« —
I wnet porywa w dłonie dwa wiosła,
Ciosane z owej sosny macztowej,
Co w Gudbrandowym[112] lesie urosła;
Wiosłami smoka na oddal pędzi,
A tak wiosłuje, tak sił nie sczędzi,
Że gdy nad miarę wytęża ramie,
Oboje wiosło, jak trzcinę suchą,
Albo stal kruchą, w kawały łamie. —
Nowy dzień nastał. — Po za gór wałem
Słońce szkarłatem lśni okazałym.
Poranny zefir od brzegu wieje,
I żywe piosnki po morzu leje.
Budzą się fale, skaczą wesoło,
Ellida dumne podnosi czoło,
Sadzi przez wałów srebrzyste grzbiety —
Lecz smutny pan jej, patrząc niestety!
Ku stronie świętej, zkąd wyrzucony,
Takiemi stronę tę żegna tony:
»O czoło ziemi, kraju mój drogi!
Północne twoje rzucam rozłogi!
Z dumą, żem syn twój, idę w świat nowy —
Piastunie dzielnych, bywaj mi zdrowy!
»Latowe słońce, Walhalli tronie,
Tu oko twoje i w nocy płonie!
Roju Gwiazd! czyste tło lazurowe
Jak duch rycerza! bywajcie zdrowe!
»Skaliste Góry, stolice Sławy,
W runy pocięte Thorowe ławy!
Jeziora modre, szer granitowe
Pokłady, Wyspy, bywajcie zdrowe!
»Kurhany ojców, tkwiące nad brzegiem,
Owiane wonnym lipowym śniegiem,
Kędy o zmarłych zdanie surowe
Wydaje Saga, bywajcie zdrowe!
»Cieniste gaje, gdziem szukał chłodu,
Gdziem nad stłumieniem igrał za młodu,
Widzę was jescze, druhy majowe,
Świadki mych zabaw! — bywajcie zdrowe!
»Miłość zdeptano, dom w ogień pchnięto,
Imie skalano, z kraju wyklęto!
Morze tułacza przyjmie, przechowa —
Ale Radości życia, bądź zdrowa!« —
Pustynię mórz wokół obleciał jak sokół,
Co z ptastwem w powietrzu ma sprawę,
Ustawę obmyślił, bojanom ją skreślił.
Poznajmyż Wikinga-Ustawę.
Namioty precz z łodzi!
W budowach sen szkodzi:
Tam czyha wróg w kącie ukrytym.
Na tarczach, pokotem,
Pod niebios namiotem
Spać słodko, z orężem dobytym!
Choć będzie u ciebie
Miecz w łokieć, jak w Niebie
U Freja[113] (młot Thora czyż duży?) —
Gdy-ć w piersi odwaga
Do boju się wzmaga,
Przyskoczysz, a miecz się przedłuży!
Gdy wicher mknie z chmury,
Wznoś płótno do góry;
Wesoło w szarugę nad morzem!
Zagrały głębinie —
Tchórz, żagle kto zwinie;
Giń raczej niż zostać masz tchórzem!
Głascz dziewczę na lądzie —
Lecz, wara, na prądzie!
Tu Freja oszuka cię sama.
Kędziory ulotne,
To sidła sromotne,
A dołek jagody — to jama!
Bóg Odyn zna wino,
Więc i ty drużyno,
Nie gardź niem — lecz chowaj zmysł zdrowy!
Na lądzie się spijesz?
Choć padniesz, ożyjesz;
A z morza nie wynieść ci głowy!
Spotkawszy kupczynę,
Bierz z niego daninę,
Lecz chroń go od krzywdy, zniewagi.
Na morzu, tyś panem,
On — zysku poddanym;
Wart złota lśniącego miecz nagi!
Dziel losem na statku
Coś dostał w podatku;
Niech nikt się na kość swą nie żali.[114]
Król-morza nie życzy
Mieć działu w zdobyczy:
Cześć, sława, mu zyskiem na fali!
Lecz Wiking gdy smokiem
Zatacza pod bokiem,
Zahaczaj, i walcz najgoręcej!
Kto ruszysz w tył nogi,
Precz, z naszej rozłogi!
Precz z morza! nie znamy cię więcej!
Zwyciężysz — iść boju!
Kto błaga pokoju
Bez miecza, ten przestał być wrogiem.
Bo modły — to córy
Walhalli! — Człek, który
Ich nie czci, jest, jako łotr, srogim!
Korzystną jest rana,
Gdy w pierś ją bojana,
Lub w czoło, wróg kładzie pałaszem.
Krew długo niech płynie
I doba nim minie,
Nie tamuj, gdy pragniesz być naszym!«
Wódz dał tę ustawę, i codzień we sławę
Urastał, śród obcych wybrzeży
Nie spotkał równego, drużyna-bo jego
Gromiła najśmielszych rycerzy.
Sam steru pilnował — lecz czemuż wędrował
Po głębiach smutnemi oczyma?
I wołał: »O! tonie! nie w waszem-li łonie
»Mir mieszka, którego tu niema?
»Mnie Balder mści wszędzie! — O, przecz nie dobędzie
»On miecza; przecz dni me tak sczędzi?
»Bóg mściwy, ponury! Zasklepił się w chmury,
»I ztamtąd zgryzoty tu pędzi!«
Lecz gdy się bój wsczyna, wnet loty rozpina
Duch wodza, jak orlec zbudzony,«
Lśni czoło mu sczytne, grzmią słowa dobitne,
On stoi jak Thor niezwalczony!
Tak, prując potężnie pienistych mórz wały,
Szeroko zwycięztwy zasłynął.
Prześledził Południa ostrowy i skały,
Przez morze Hellenów przepłynął.
Tu, patrząc na gaje, wynikłe z wód łona,
Na kościół ukryty w dąbrowie,
Co myślał — wie Freja, wie skald, wie zraniona
Pierś wasza, o wy! kochankowie!
»Tu nam by zamieszkać! Tu wyspy, tu gaje,
»Świątynie przez ojca widziane!
»Błagałem, by zemną płynęła w te kraje,
»Odrzekła: W ojczyźnie zostanę!
»Tu przeszłość malują kolumny, pomniki;
»Tu cisza pod cieniem drzew święta!
»Rozmową kochanków tu brzęczą strumyki,
»Godową pieśń dzwonią ptaszęta!
»Lecz gdzież Ingeborga?... Jej serca-ż nie nęci
»Mój obraz strapiony? — Gdy swego
»Przytula do piersi małżonka zwiędłego,
»Czyż goni mię ze swej pamięci?
»A we mnie jej drogie tak kwitnie wspomnienie,
»Tak sercu mojemu jest słodką,
»Że oddałbym życie za jedno spojrzenie
»W jej oczy, — za chwilkę zbyt krótką
»Spotkania jej oczu! — Rok trzeci się toczy,
»Jak kraj mój rzuciłem — kraj Sławy!
»Czy jescze się góry tam piętrzą nad chmury,
»Czy dość jest w dolinach murawy?
»Gdzie ojca złożyłem, tam lipę wsczepiłem,
»Czy żyje, i jakie jej losy?...
»Kto sprzyja sierocie?... O Ziemio! wilgocie,
»O Niebo! swe zsyłaj jej rosy! —
»Ku czemu-ż mi służy w obczyźnie żyć dłużej
»Brać myta, mordować rycerzy?
»Zanadto mam sławmy — a kruszec plugawy
»Stosami zwalony gdzieś leży!
»Na Północ poziera Ellidy bandera,
»Wskazuje na kraj postradany!
»I wiatry tam płyną! O, lećmy-ż, drużyno!
»Na północ — do ziemi kochanej!«
Frytjof.
Nudzą mię, Biornie, oceanu wały;
Czas się rozbratać z tą niesforną zgrają!
Drogiej Północy niepożyte skały
Duch mój ku sobie tęskny porywają!...
Sczęśliwy, kto się z ojczyzną nieskłócił,
Kto od dziadowskich mogił precz nie pchnięty!
A jam — wygnany na dzikie odmęty —
Długo się, długo i błąkał i smucił!
Biorn.
Próżno narzekasz — wyborne jest Morze:
Radość, Swoboda tu tylko mieszkają;
Zniewieściałości ludzie tu nieznają,
Bujając raźnie po wolnym przestworze!
Kiedy mię starość ujmie w swe objęcie,
Toć i ja przylgnę do ziemi, jak trawa!
Lecz pókim młody, a rzezki — zabawa
Jedyna: bić się i pić na okręcie.
Frytjof.
Morzem przykuci u lądu stoimy,
Martwemi zewsząd ściśnieni falami;
Mam-że, na brzegu pustym, za skałami
Siedzieć, i długiej ciąg marnować zimy?
U Ingeborgi, u Rynga chcę jescze
Ten Jul przepędzić. — Niech, patrząc w złociste
Włosów jej pukle, niech słysząc srebrzyste
Głosu jej dźwięki, duszę mą upiesczę!
Biorn.
Ha! wyśmienicie! rozumiem! — Ryng stary
Pozna, jak słodka zemsta wikingowa!
W północ staniemy, rozrzucim pożary,
Król wpadnie w matnią, wyskoczy królowa.
Lub może, jako rycerz honorowy,
Wyzwiesz na rękę, by swej ulżyć biedzie,
Lub na błysczącym walkę stoczysz ledzie?
Rób co umyślisz, na wszystkom gotowy!
Frytjof.
Ognia i boju serce się me wzdryga!
Z pokojem wstąpię w królewskie podwoje.
Nie oni winni, że płyną łzy moje,
Lecz mściwe Asy, których gniew mię ściga!
Kwiaty nadziei nie dla mnie już rosną.
Na Ingeborgę tylko okiem rzucę,
I ją pożegnam na wieki, i z wiosną.
Lub nawet prędzej, do ciebie powrócę.
Biorn.
Żal, że tak nędznie dręczysz serce biedne,
Jęcząc, wzdychając, o jednej kobiecie!
Bóg, na niesczęście, tyle ich na świecie
Rozsypał, że sto dam ci wnet za jednę.
Rzeknij — natychmiast z Południa przysporzę
Towaru tego ładunki ogromne —
Będą i kraśne, jak róże, i skromne,
Jak owce; w dziale przyjaźń dopomoże —
Frytjof.
Duszo otwarta, i jak Frej wesoła!
Mądryś w naradach, wiesz co znaczą boje,
Pojmujesz Thora, Odyna — lecz zgoła
Niebieskiej Frei nie zna serce twoje!
Wiedz, (spory próżne o Asach), że groźną
Z nieba szle karę bogini wzgardzona.
Drzemie jej iskra... lecz rano, czy późno
W człeku, jak w bogu, ocknie się szalona!
Biorn.
Przynajmniej nie idź do Rynga bezemnie!
Frytjof.
Pójdzie nas dwoje: Angurwadel i Ja.
Biorn.
Hagbarta[115] w stryczku, pomnij, pękła szyja!
Frytjof.
Kto się poddaje, wisi niedaremnie!
Biorn.
Więc, jeśli zginiesz, ja zbójcy twojemu
Krwi orła wytnę w karku ku odpłacie!
Frytjof.
Nie troscz się! Krócej niźli mnie, Staremu
Słyszeć kogucie piosnki! — Żegnaj, bracie!
Wychyla miód julowy[116] Ryng siedząc u stołu,
Z nim piękna Ingeborga ucztuje pospołu;
Rzekłbyś, siedzi tu Jesień z Wiosną połączona:
Jesienią był mąż stary, Wiosną — młoda żona.
W tem starzec nieznajomy wstępuje w ich progi,
Niedźwiedzią skórą kryty od skroni do nogi;
A chociaż nad kosturem podróżnym się chyli,
Przenosi głową wszystkich, co w pałacu byli.
Siada w kącie, na ławie stojącej u proga;
Dziś, jak dawniej, tam siada istota uboga.
Dworzanie na kudłacza z ukosa patrzają,
Śmieją się, i cóś szepcząc, palcem wytykają.
Słusznym gniewem strzeliła przybysza źrenica:
Głupca, co stał najbliżej, w silną dłoń pochwyca,
Wznosi, okręca młynkiem, i na nogi stawia;
Umilkli wszyscy, widząc, jak się gość zabawia!
— »Kto tam? co za hałasy spokojność mi kłócą?
»A, Stary! chodź-no bliżej, nie kryj się tam w cieniu.
»Jak się zowiesz? kto jesteś? zkąd przychodzisz? po co?....«
Tak grzmiącym Ryng zawoła głosem w uniesieniu.
— »Ćma pytań! przecież umiem, królu, odpowiadać....
»Imie, to własność moja; niechciej o nie badać!
»Ojczyzną mą jest — Ucisk; w puściźnie mam Nędzę;
»Przychodzę tu od Wilka, z którym nocy pędzę.[117]
»Niegdyś młody bujałem po wodnym obszarze!...
»Smok mój miał skrzydła silne, lot śmiały, potężny!
»Dziś leży on śród lodów, słaby, niedołężny;
»A ja stary, u brzegu siedzę i sól warzę.
»Lecz że mądrość twa wszędy rozgłośną jest, Panie,
»Przyszedłem ją podziwiać — aż, twoi dworzanie
»Szydzą zemnie! — Szyderstwa nie znoszę bez bólu!
»Skarciłem, lecz bez szwanku — przebacz mi to, królu!«
— »Dobrze wiążesz wyrazy (rzekł Ryng) — podejdź Stary!
»Siądź tu obok — wiek siwy wart poszanowania;
»Ale mi siądź bez zdrady, bez żadnej maszkary —
»Obcy ubiór, wiesz, z uczty wesołość odgania!«
Więc niedźwiedź, w mgnieniu oka, do stóp starca spada,
I nagle piękny młodzian wyradza się z dziada:
Kędziory włosów jasnych, jak strugi złociste,
Wiją się — rozsypują, na barki toczyste.
Delja płynie z ramienia aksamitna, sina;
Pas srebrny, w dłoń szeroki, biodra mu opina;
I sztuką dziwną mistrza na tym w klamry pasie,
W ruchu sprężyn, za zwierzem zwierz uganiać zda się.
Na prawicy manela sczerozłota błyska,
U boku miecz, by śpiący grom, z cicha połyska.
Młodzieniec wzrokiem śmiałym zatacza po domu:
Piękny, jak bóg-światłości, wzniosły jak bóg-gromu.[118]
Twarz zdumionej królowej raptownie się mieni,
Jak pole śnieżne gdy je zorza zarumieni;
I piersi się wstrząsają, jak dwie lilije wodne,
Gdy je wichru porusza tchnienie niepogodne!
Wtem róg dźwięczy — dźwięk rogu czas ślubów oznacza;
Gwar ucicha — wieprz Freja do sali się wtacza.
Na srebrnym blacie zgięte cztery nogi zżyma
Kłąb ma w sploty ubrany, w zębach jabłko trzyma.
Wstaje Ryng, kładzie rękę na łbie szorstkim dzika
I takie czyni śluby: »Jakkolwiek jest mężny
» Frytjof — klnę się zwyciężyć tego przeciwnika!
»W walce mię wzmogą Odyn, Frej i Thor potężny!«
Gość się wznosi z uśmiechem, pełnym dumnej wzgardy,
I błyscząc okiem, w którem gniew rycerski pała,
Uderza o stół mieczem, aż sala zadrżała
I powstali bojanie, imając kord twardy.
— »Teraz, Ryngu, nawzajem usłysz moje śluby:
»Frytjof, jest to mój krewny; od dziecka mi luby —
»Klnę się ochronić wszędy jego głowę drogą;
»Norna mi w walce z wrogiem, i miecz dopomogą!« —
Uśmiecha się Ryng mówiąc: »Język dość surowy!
»Lecz u władców Północnych słowa wolnie płyną;
»Królowo! co-najlepszem jakie masz tu wino,
»Spotkaj gościa — on z nami spędzi czas zimowy!« —
Więc róg, co go żubr dźwigał, misternie oprawny
Błysnął nad stołem w ręku krasawicy sławnej;
O srebrnej stopie, w złote obrączki spowity,
I run starych a mądrych tajniami pokryty.
Z spusczonem okiem Pani wręcza róg gościowi —
Ale ręka drży — wino wstrząsa się — przelewa,
I kroplistą purpurą tak dłoń jej odziewa,
Jak zorza niwę, gdy się w jej śniegach sadowi.
Raźnie gość bierze puhar, grzeczny uśmiech czyni
(Dziśby dwaj męże tego rogu niespełnili) —
I snadnie, bez przymusu, jednym duszkiem chyli,
Chcąc uczcić lubą wolę pięknej gospodyni.
Skald siedzący przy królu, chwyta arfę głośną
I nóci pieśń północną, rycersko-miłosną
O Hagbarcie i Sygnie[119] — Piewcy tony drżące
Omgliły serca bojan z pod stali bijące.
Tak julowe w pałacu ciągnęły się gody,
Świąteczną serca gości weseląc uciechą;
Potem każdy bez troski spoczął pod swą strzechą
I Ryng starą skroń złożył przy królowej młodej. —
Ryngowi wieźć żonę na ucztę wypadło
Jeziorem, błysczącem jak gładkie zwierciadło.
O Nie jedźcie tym lodem! (gość woła wyraźnie)
Głęboką a zimną ukrywa on łaźnię.« —
— »Nie łatwo król tonie! kto tchórzy głębiny
Bezpiecznej dla siebie niech szuka drożyny!« —
Młodzieniec się zżyma i ciska wzrok srogi,
I bystro stalowy nart[120] wiąże do nogi.
Wesoło się rumak zapuscza w przestrzenie,
Z wydętych chrap puscza i dym i płomienie.
»Ha, kłusuj mi, kłusuj, latawcze mój żwawy!
I pokaż, czyś prawnuk Slejpnera ty prawy!«
Koń chyżej nad polot szybuje wichrowy,
Król błagań struchlałej nie słucha królowej.
Lecz czuwa gość młody, na łyżwie się zwija,
Raz obok sań pędzi, znów w biegu wymija,
I stalą wciąż runy wyrzyna na ledzie;
Po własnem imieniu Belówna wciąż jedzie.
Tak pędzą samotrzeć po strasznem przezroczu,
A Rana, czatując, nie spuscza ich z oczu,
I nagle dach srebrny swej łamie zagrody,
Otwiera przerębel — koń wpada do wody!
W oblicze królowej zajrzała śmierć blada;
Młodzieniec, jak burza, do sanek przypada,
W lód utkwi stal ostrą i, jak błyskawica,
Potężnie rumaka za grzywę pochwyca,
I bystrym odskokiem ujmując się wodzie,
Wyciąga tonących — i stawi na lodzie. —
»Czyn świetny I przezemnie świat pozna go cały!
Nie lepiej by zrobił sam Frytjof, ów Śmiały!«
To rzekłszy, król wraca do swojej gospody;
Wesoło z nim zimę przepędza gość młody.
Wraca wiosna: ptaszki grają, las się krzewi, śmieje słońce,
Rzeki wolne z gór strącają nurty swoje śpiewające;
Róża kraśna, gdyby Freja, znów wytryska z pączka śmiele,
W sercu ludzi znów się budzi męztwo, nadzieja, wesele!
Stary król urządza łowy dla młodej, pięknej królowej.
W różnobarwnej dwór odzieży na wezwanie pana bieży;
Brzęczą łuki, grzmią kołczany, konie rżą, wzbijają kurze,
I sokoły krzyk wesoły wznoszą, trzęsąc się w kapturze.
Owoż i królowa łowów!... Gościu! strzeż się, strzeż uroku!
Lśni na białym koniu ona, niby gwiazda na obłoku;
Napół Freja, napół Rota[121] — ba, cudniejsza od niebianek!
Nad ubiorem głowy kraśnym z piór błękitny strzępi wianek.
Nie patrz na ten błękit oczu, nie patrz na złoto warkoczu!
Kibić w górę wystrzelona, pierś okrągła wytoczona.
Nie podziwiaj róż, lilii — krasy lica, krasy szyi —
Nie łów uchem dźwięcznej mowy, co jak zefir brzmi majowy!
Hej na łowy! hop-hop! ura! z drogi łąka, z drogi góral
Róg powietrze hukiem zmąca, sokół o Walhallę trąca.
Kniej mieszkańce mkną z popłochu, kto do gęstwy, kto do lochu,
A za nimi Walkyrija z dzidą konno się uwija.
Lecz nie zdąża konung stary za myśliwców dziarskim rojem.
Obok jedzie Frytjof blady, z biciem serca, z niepokojem;
Czarnych, pełnych gwałtu myśli tłum się budzi w jego duszy,
Niczem skargi ich bolesnej, ni wołania niezagłuszy.
— »Czemu-żem opuścił morze, wpadł na ciężkie klęsk rozdroże —
»Morze ciężkich dum nie trzyma — dmuchnie z nieba wiatr — dum niema!
»Gdy wikinga boleść toczy, wnet ją płoszą morskie tany,
»Wnet oręża świetnym blaskiem, duszy jego mrok rozwiany!
»Tu inaczej! ciągła żądza czarnem skrzydłem skroń mi tłucze,
z Tu w tęsknocie niewysłownej senne jakieś życie włóczę!
»Ni świątyni Balderowej, ni ślubu co mi w niej dała,
»Tu zapomnieć ja nie mogę! Lecz czyż ona ślub stargała?
»Nie! to bogi, nasze wrogi, których sczęściem swym dręczymy,
^Przesadzili kwiat mój drogi z łona Wiosny w łono Zimy.
»Cóż po moim kwiecie Zimie? cenę jego czyż poznała,
»Kiedy pączek, liść, łodygę, chłodnym w lody tchem odziała?!« —
Tak on duma — wtem wjeżdżają w obręb samotnej doliny,
Niby w wąwóz, otoczony lasem olchy i brzeziny.
Zsiada z konia Ryng i rzecze: »Cudna świeżość tego lasu:
»Znużon jestem — wypocznijmy — chciałbym użyć nieco wczasu.« —
— »Spać ci, królu, (rzekł gość) na tej twardej ziemi, ja nie radzę,
»Ciężki będzie sen — dwór blisko — pozwól, tam cię odprowadzę.« —
— »Sen (odpowie Ryng), jak inne bogi nieczekany schodzi;
»Gospodarzowi przy gościu czyż się wypocząć niegodzi?«
Frytjof płascz z ramienia spuscza, rozpościera i usiada;
Konung głowę bez namysłu na kolanie jego składa.
Śpi spokojnie, jak po wojnie śpią na tarczach wojownicy,
Lub jak syn, ukołysany, śpi w objęciu swej rodzicy.
Cyt! czarnego ptaka pienie z zagałęzi się przekrada:
»Kończ Frytjofie spór odwieczny, uśpionego zabij dziada,
»Porwij żonę — wszakże ona twa, przez całus narzeczona;
»Nikt was w kniei tu niewidzi, — a ten milczy kto raz skona!«
Słucha młodzian, cyt! znów pieniem biała ozwie się ptaszyna:
»Oko ludzkie was niewidzi — lecz dostrzega wzrok Odyna!
»Wróg twój senny i bezbronny — z nim nie trudna w kniei sprawa —
»Lecz gdy zbrodnią dopniesz celu, w co się twa obróci sława?«
Milkną głosy. — Frytjof chwyta dłonią silną miecz bojowy
I ze zgrozą go odrzuca w najciemniejszy kąt gajowy.
Zgrzytnął czarny ptak i ruszył — aż w Nastrandu[122] głębiach zginął;
Biały zabrzmiał gdyby aria, i ku słońcu wprost popłynął.
Wstaje konung: »Jak wybornie spałem kilka chwil znużony!
Słodko sypia kto orężem bohatera osłoniony! —
Lecz co widzę! gdzież ten oręż, co tak błyskał jak grom w niebie?
Przecież nigdyście nie mieli opusczać nawzajem siebie! —
»Gdzie on, powiedz?« — »Fraszka, królu! mieczów Północ ma bez liku...
Stal burzliwa, niezna miru, przechowuje złość w języku.
Ciemne duchy Niffelhemu, w bułat wkradłszy się nie syty
Nie szanują snu, ni skroni srebrnemi włosy pokrytej!« —
— »Tak, młodzieńcze! wiedz: — nie spałem, jeno ciebie doświadczałem
Jak mieczowi tak i tobie ufam tylko ja po probie.
Jesteś Frytjof; jużem zgadł to gdyś krok pierwszy zwrócił ku mnie;
Stary Konung dawno zbadał, co gość młody krył rozumnie.
»Powiedz wszakże: czegoś przyszedł niosąc lice zatajone?
Chciałżeś porwać Ingeborgę? małżonkowi wydrzeć żonę?
Na gościnnej Cześć biesiadzie czyż się zjawia bezimienna?
Tarcza jej, jak słońce, jasna — twarz odkryta i promienna.
»Sława grzmiała o Frytjofie, że drżą przed nim ludzie, bogi,
Że zuchwale kruszy tarcze, pali świątynie bez trwogi.
Więc myślałem, z tarczą wojny on do mego kraju wpadnie;
Aż tu widzę: w kostur zbrojny, milczkiem on się w dom mój kradnie!
»Czego nadół spusczasz oczy? i jam przecież był młodzieniec;
Żywot nasz — to walka wieczna; młodość — berserk zapaleniec!
Trzeba sciskać ją tarczami, aż przestanie razić szałem! —
Doświadczyłem — żal mi ciebie! — Zgoda! Wszystko zapomniałem!
»Jużem stary — prędko muszę zejść i usiąść pod kurhanem —
Wtedy żonę weź jak swoję, kraju mego zostań panem,
A tymczasem bądź mi synem, ja ci będę ojcem drugim;
Nas ochronisz i bez miecza — koniec, koniec zajściom długim.«
— »Nie jak złodziej w dom twój wszedłem (ponuro Frytjof zawoła),
Jeśli-ć zechcę wydrzeć żonę, któż mi tu przeszkodzić zdoła! —
Chciałem jeno raz ostatni spotkać się z obliczem miłem,
I szalony! tylko ogień, co przygasał, roznieciłem!
»Królu, zbyt tu bawię długo! pora tułać się nanowo!
Niezbłaganych zemsta bogów, wisi wciąż nad moją głową!
Balder, bóstwo jasnowłose, którem cały świat oddycha,
Mnie jednego nienawidzi, mnie jednego precz odpycha!
»Och, spaliłem-bo dom Jego! — świętokradzcą[123] słynę w świecie!
Przy imienia mego wzmiance milknie uczta, płacze dziecię!
I kraj syna straconego z gniewem wygnał w obce strony —
Jak w ojczyźnie, tak we własnej duszy jestem potępiony!
»Mnie niewolno, na zielonej ziemi myśleć o schronieniu —
Gore piasek pod nogami, odmawiają drzewa cieniu!
Ingeborga mi wydarta! wydarł dziewczę konung siwy
I dni moich słońce zgasił, i mię wtrącił w mrok straszliwy.
»Więc na fale, na me fale śpieszaj smoku nieznużony!
Kąpaj znowu piersi chyże w oceanu głębi słonej!
Wznoś pod chmury skrzydło czarne, sycząc bałwany rozsiekaj!
Dokąd wiedzie gwiazda[124], pokąd służy korny prąd, uciekaj!
»Niechaj hałas wściekłej burzy, niechaj piorun mnie zagłuszy:
Tylko kiedy grzmi dokoła, schodzi pokój do mej duszy!
Tam, na morzu walczą, Starczo! świsczą groty, dzwonią tarcze:
Tam ja pójdę — w krwi się skąpię — zbłagam Asy — w niebo wstąpię!«
Koń złotogrzywy
Szynfaks,[125] wywodzi
Z łona wód słońce, świetniejsze niż wprzód;
Blask porankowy
Wesoło wchodzi
Do sali Rynga — ktoś puka u wrót.
Frytjof-to smutny
Wkracza na salę,
Gdzie z Ingeborgą siedzi blady król.
W łonie królowej
Wrą jakieś fale —
Gość drżącym głosem tak swój nóci ból:
«Konia, latawca[126]
Morskiego, kusi
Ku swoim głębiom niezmożony prąd;
I gość na oddal
Pędzić z nim musi,
Rzucić kochankę i ojczysty ląd!
Znów tę manelę
Przyjmij, królowo!
Pamiątki drogie są ukryte w niej!
Frytjof przebaczył —
Chroń ją na nowo!
Już się na ziemi nie spotkamy tej!
Nie dla mnie biją
Dymy Północy!
Tu człek niewolnik! tu go z czarnych klub
Norny nie pusczą! —
Morze! w twej mocy
Składam mą przyszłość! tyś — mój kraj, mój grób!
Ryngu, przy cichym,
Jasnym gwiazd blasku,
Nie chodź ku brzegom z młodą żoną swą!
Może przypadkiem
Ujrzeć na piasku
Kości wygnańca — niechodź, niechodź z nią!« —
Ryng odpowiada:
»Źle, gdy, jak dziewa
Płaczliwa, jęczy i narzeka mąż!
I mnie swą piosnkę
W uchu wciąż śpiewa
Śmierć: Umrzeć musi kto żył — śpiewa wciąż!
Skargi więc próżne!
Nikt męztwem srogiej
Norny nie zwalczy — z nią daremny bój!
Ot’ weź królowę,
I w ziemi drogiej
Panuj — nim wzrośnie sczep kochany mój.
I ja pokoju
Płody lubiłem,
Lubiłem z druhy spełniać słodki róg;
Przecież w dolinach
Tarcze kruszyłem;
Bladym mnie nigdy nie oglądał wróg.
Więc nie na słomie,
Ale w dzirycie
Śmierć swoją znajdzie Ryng, Normandzki król.
Umrzeć — rzecz błaha!
Nie niniejszy Życie,
Jak Zgon, sprawuje człowiekowi ból!« —
Rzekł — dziryt bierze,
Runy wycina
Na łonie, ręku, jak chce nieba głos.
A piękne runy,
Ku czci Odyna
Sączą się, kraszą srebrny piersi włos!
»Puhar mi dajcie!
Za twoję wznoszę
Chwałę Północy! ten spieniony róg! —
Sczerze kochałem
Miru roskosze,
Ceniłem mądrość, szanowałem pług!
Tylko od dzikich,
Krwi chciwych króli
Miru nie miałem — mir stronił od złych.
Dziś więc go ujrzę! —
Wszechojciec tuli
To dziecię grobu na kolanach swych!....
Witam was Asy,
Syny Walhalli!
Ha, ziemia znika! — Róg Hejmdala[127] gra,
Zowie na ucztę!
I lśni w oddali
Złoty hełm, co mię opromienić ma!« —
Tu ścisnął rękę
U żony, syna,
U przyjaciela czule ścisnął dłoń.
Zamknął wzrok, westchnął —
I do Odyna
Wzniósł się duch króla jak ofiarna woń.
Siedzi w kurhanie
Wódz znakomity;
Miecz ma u boku.
Na lewicy tarcz.
Koń jego dzielny
Rży — złocistemi
Skrobie kopyty
Murowany grób.
Bifrostem[128] jedzie
Konung wspaniały;
Gnie się wypukły
Pod ciężarem most.
Bramy Walhalli
Na ścieżaj lecą.
Prawice Asów
Ściskają mu dłoń.
Thora nie widać —
Musi gdzieś bić się.
Odyn róg wina
Rozkazuje wnieść.
Frej w krąg korony
Kłosy mu wplata;
Frygga dodaje
Bławatkowy strój. —
Brag, ów sędziwy,
Z dźwiękiem strun złotych
Zlewa pieśń słodszą,
Niźli była wprzód.
Namiętnie słucha
Wanadis[129] pieśni;
Słuchając, piersi
Przechyla na stół.
(Śpiew Braga).
Grzmiąc tłucze w tarcze
Miecz w szale boju,
I w falach morskich
Przelewa się krew.
Siła, ten boży
Dar, gdy jest dzika.
Gryzie, jak Berserk,
Wściekłym zębem tarcz.
Tyś nie był dzikim
Tyś puklerz wznosił.
I nim osłaniał
Złote plony pól.
Siły rozumnej
Obrazie błogi,
Jak woń ofiarna
Uleciałeś k’ nam.
Mądremi słowy
Odyn przemawia.
Wznosząc ku Sadze[130]
W Sekwabeku głos.
Tak brzmiały twoje
Ryngu wyrazy —
Jasne, głębokie
Jak Mimera[131] zdrój!
Lubownik zgody.
Forset[132] załatwia,
U źródła Urdy[133],
Wszelką waśń i spór.
Tyś na sędziowskim
Gdy siedział głazie.
Wstrzymywał ciosy
Mściwych, krwawych rąk!
Skępstwa nie znałeś:
Sypałeś hojnie
Barłogi smocze.
Dzienny Karłów blask.[134]
Z rąk twych bieżały
Dobrodziejstw krocie:
Zdroje pociechy
Z twych płynęły ust.
Witaj więc mądry
Niebios dziedzicu!
Imie twe Północ
Długo będzie czcić.
Witam cię, witam
Z puharem wina,
Jak zwiastun miru,
Jako poseł Norn!« —
Na tyng, na tyng! — Z wicią posłańce
Z pagórków w doliny biegą.
Umarł król Ryng — kraju mieszkańce
Obiorą pana nowego.
Zatem ze ściany bond miecz zdejmuje.
Barwa broni jasnośniada;
Po ostrzu palcem ciągnie — probuje
I »dobrze kąsa« powiada.
Chłopcy z dziecinną patrzą roskoszą
Na błysczącą miecza sztabę;
Chwyta się jeden — potem dwaj wznoszą —
Siły jednego za słabe.
Córa ojcowską czyści przyłbicę;
Przyłbica jak żar jaśnieje,
Dziewczę w niej widzi swe młode lice,
Widzi i niechcąc kraśnieje.
Ojciec podnosi puklerz potężny —
Krąg to słońca krwią osuty;
Chwałaż ci! chwała! mężu orężny,
Mężu z żelaza ukuty,
Ojczyzny sczęście z twego wykwita
Swobodnego bondzie łona:
Na wojnie — tyś jej moc niepożyta!
W pokoju — myśl doświadczona!
Kupią się tłumy — słychać chrzęst broni
I tarcz o tarcze dzwonienie.
W odkrytem polu niebios sklepienie
Mężów namiotem swym słoni.
Na radnym głazie Frytjof poważnie
Stoi — a przy nim, dzieciątko
Na lud dokoła patrzy odważnie —
Małe normandzkie książątko.
Po zgromadzeniu szmer się rozszerzy:
»Królewic jescze tak mały! —
Ani mu w pole wywieść rycerzy,
Ani uświęcić uchwały!« —
A Frytjof wznosząc na tarczy dziecię,
Według praojców zwyczaju,
Woła: »Nowego króla widzicie,
Normany, nadzieję kraju!
»Patrzcie: Odyna krew! — co za czoło!
Jaki blask w jego urodzie!
Jemu na tarczy równie wesoło,
Jak rybie wesoło w wodzie!
»Przysięgam — kraj wasz od wrogów bronić
Mieczem i włócznią wsławioną;
A gdy król wzbuja, skroń mu osłonić
Ojcowską złotą koroną!
»Forsecie, synu Baldera święty!
Przyjm moje klątwy niezdradne!
Jeśli je złamię, niechaj przeklęty
W głąb ziemi żywcem zapadnę!« —
A dziecię z tarczy pogląda śmiało
Jak konung z tronu świetnego.
Oczy orlęcia gdy tkwią nad skałą,
Nie śmielej ku słońcu biegą.
Ale zadługo ciągnie się rada —
Nuży się młodziuchne plemię,
I bystro na dół z tarczy swej spada
Królewskim skokiem na ziemię.
Tu głos się zewsząd wzmaga swobodny:
»My, lud północny, Normany!
Robim cię królem — bądź-że podobny
Do Rynga, synu obrany!
»Zanim urośniesz — rządy krainy
W ręku Frytjofa złożone...
Jarle Frytjofie! piękną dzieciny
Matkę ci dajem za żonę.« —
W górę brwi Frytjof wznosi zmarsczone
I rzecze: »Męże krainy!
Dziś obiór króla — nie zaręczyny,
Wynajdę sobie sam żonę!
»Natchnienie czynu tam Niebo da mnie,
Gdzie zgasła świątynia sławna,
Gdzie moje Norny czekają na mnie
O, i czekają oddawna!
»Pierwej mi z niemi spotkać się trzeba —
Niech myśli moje poznają
Te bóstwa groźne, co w środku nieba
Pod Igdrazylem mieszkają![135]
»Jasnowłosego Boga gniew srogi
Dotąd spokojność mą kłóci:
On wydarł sercu memu skarb drogi
On tylko jemu go wróci.« —
Rzekłszy całuje dziecięcia skronie,
Na nic się zgoła nie żali —
I przez wrzosiste odchodzi błonie
I w ciemnej znika oddali. —
»Jak tu słońce uprzejme! jak się cudnie mieni
Blask jego w gałęzistej sczytnych drzew koronie!
Oko twoje, Wszechojcze! równie się promieni
W kropli rosy wieczornej, w oceanu łonie.
I ciemie skał zachodnich krwawo się rumieni —
To na głazie ofiarnym stos Baldera płonie!
Niebawem Noc nad ziemią mgły rozściele ćmiące
I w głębinach swój złoty skryje puklerz słońce. —
Niechże pierwej powitam, w ukochanej stronie,
Miejsca, które tak żywo serce me pamięta!
Te same widzę kwiaty; też same z nich wonie
Wieczorny wiatr roznosi — te same ptaszęta
Dzwonią w gaju jak dawniej, i też morskie tonie
Tłuką brzeg — głoszą sławę! O! zdradna zachęta:
Niby drogę do sławy w przyszłości otwiera,
A tym czasem ojczyźnie — dzieci jej wydziera.
Bystra rzeko, znam ciebie! pamiętam — w młodości
Nieraz twe roztrącałem piersią szumne wały —
Poznaję cię, dolino, gdzie nam o miłości
Jakiej świat nieznał, serca pierwszy raz zabrzmiały!
I wy brzozy z runami, dotąd swej białości,
Swych koron nie tracicie! Dotąd okazały
Widok wasz pełen życia! Wszystko tak jak było,
Tylko się we mnie jednym wszystko odmieniło!
Jakto? wszystko jak było? Gdzież mój Framnes drogi?
Gdzie świątynia, co stała na brzegu wysokim?
Niema ich! — Po dolinach młodości mej — srogi
Przebiegł miecz, i burzliwym ogień mknął potokiem!
Tu mściwy człek, tu gniewem zapalone bogi
Rozpostarli znisczenie! — Próżno zbożnym krokiem
Dążysz, cichy pielgrzymie, cofnij się! — Tu leże
W gaju bożym, drapieżne założyło zwierze! —
Wciąż tchnienie kusiciela przez żywot nasz leci
Smoka-Nidhögga, który czarnych piekieł posłem;
Nie lubi on jasności Asów, co się świeci
Na mieczu i na czole bohatera wzniosłem.
Gdy zbrodnia tleje — czeka, aż gniew ją roznieci
W pożar, aż runie kościół! — Tem zbiera rzemiosłem
Haracz duchom przepaści — i z szyderczym śmiechem,
Klascze w swe czarne dłonie, nad spełnionym grzechem.
Czyż nigdy nie przebacza promienna Walhalla?
Balderze modrooki! czyż odpychasz dary? —
Od zemsty, za śmierć druha, zbójcę dar ocala[136],
Błagają się bogowie krwawemi ofiary.
Najłagodniejszy z Asów, świat ciebie wychwala!
Nie sróż się — cofnij wyrok — nie dopusczaj kary!
Za pożar mimowolny wszystko’ć dam w ofierze,
Tylko z tej białej tarczy zmyj plamę, Balderze!
Kiedyż mię gniewu twego ciężar gnieść przestanie?
Zdejm go — spłosz mary z duszy — błagam cię w pokorze!
Cały żywot mój świetny niech za okup stanie —
Rozkaż — skarby najdroższe w ofierze ci złożę!
Nie przerazi mię z Thora piorunem spotkanie,
Ani się wzroku Heli sinobladej strwożę;
Tylko gniewu twojego, tylko pomsty twojej
Biały-bogu! znękana dusza się ma boi!
Oto kurhan Rodzica! czy spisz, bohaterze?
Stanąłeś bez powrotu w wieczystej ustroni!
Mieszkasz w lśniącej gwiazdami, lazurowej sferze;
Pijesz miód, pieścisz ucho słodkim dźwiękiem broni.
Gościu Asów! wejrz z góry — syn cię wzywa sczerze!
Wejrzyj nań z pól niebieskich, ojcze Wikingsonie!
Nie runy on, nie czary na twój grób przynosi —
O radę, czem Baldera przebłagać, on prosi.
Milczysz! Przecież Angantyr[137] miał tyle litości,
Ze śpiewał z grobu córze, jak saga dowodzi.
Zaprawdę miecz był dzielny — lecz Tyrfing wartości
Nie miał tego, z czem syn twój do ciebie przychodzi
Miecz znajdę ja w potyczce — ty mi z wysokości
Zeszlij mir — wskaż, co Niebian niewoli, łagodzi.
Kieruj myślą i wzrokiem — niech ból nie pożera!
Nieznośny dla szlachetnej duszy gniew Baldera.
Milczysz? — Posłuchaj ojcze: oto szemrzą wody;
Zrzuć do ich szmeru słowo, zmieszaj je z falami,
Lub się uczep do skrzydła szumnej niepogody.
I, w przelocie, myśl twoją objaw z jej wiatrami.
Zachód pała — na niebie świateł korowody!
Niech jeden z nich jak herold zleci z rozkazami! —
Milczysz? czyż odpowiedzi, znaku nie wyjedna
Od ojca syn w potrzebie? — Jakże śmierć jest biedna!«
Słońce gaśnie. — Wieczorny zefir płynie z chmury.
I nóci synom ziemi kolebkowe baje.
Rydwan zorzy zachodniej kołami z purpury
Wtacza się na widnokrąg, podnosi się, staje.
Kształci się w jakiś obraz nad ciemnemi góry.
Rzekłbyś nowa Walhalla postrzegać się daje,
I widok cudownego przedstawia zjawiska
I, nad morzem zachodu uroczyście błyska!
Zjawisku temu zwykle imię złudy[138] dajem —
(Ale w Walhalli świętszem jest nazwisko jego)
Patrz — już się rusza, zniża, przemyka nad gajem,
Jak wieniec złotolity śród tła zielonego,
Wzmaga swe dziwne światło nad zatoki krajem,
Spuscza się, i na skale, kędy spalonego
Było przed laty miejsce przybytku Baldera,
Zatrzymuje się — postać świątyni przybiera!
Niby twierdza Brejdablik jaśnieje w oddali:
Blanki ścian srebrnych dumnie w górę rozprzestrzenia,
Filary ma ukute z ciemnosinej stali,
Ołtarz wyciosan z bryły drogiego kamienia;
Wypukły dach, jakby go Alfowie trzymali,
Nad ziemią lśni gwiazd tłumem z bławego sklepienia;
A nad nim święte Asy na wyniosłych tronach
Siedzą w błękitnych szatach i złotych koronach.
Do tarcz krytych runami, stoją przysłonione
Trzy Norny — losów świata potężne królowe.
Niby trzy róże z jednej urny wytryśnione —
Widok ich czarujący, lecz lica surowe.
Urda milcząc wskazuje ruiny zwalone,
Skulda, nową spaniałą wskazuje budowę —
Ledwie Frytjof zdumiony przychodzi do siebie
I dziwi się, i cieszy — obraz gaśnie w niebie.
»Rozumiem was dziewice — Ojca bohatera
Myśl czytam w tem zjawisku — czytam zachwycony.
O! zabłyśnie na skale, gdzie stał chram Baldera,
Nowy przybytek świetnie ku niebu wzniesiony.
Jak słodko sercu, które skrucha wznosi sczera.
Dziełem miru okupić błąd pychy szalonej.
Zstąpi więc znów otucha do piersi Tułacza:
Gdy Biały-Bóg gniew składa, gdy grzech mu przebacza.
Witajcież teraz Gwiazdy, witajcie nanowo!
Z roskoszą ciche wasze podziwiam kroczenie!
Witaj Zorzo, płonąca krasą biegunową!
Pożaru mi nie wskrzeszą już twoje płomienie!
Grobie ojca! w zieloność przystrajaj się nową!
Fale wznoście pod nieba czarujące pienie!
Ja tymczasem wypocznę, skroń na tarczy złożę,
Marząc o pojednaniu z tobą Dobry-Boże.« —
Świetnie się wznosi, na wzgórzu, nowy przybytek Baldera
Już ukończony zupełnie. — Dziś go nie grodzi jak dawniej
Parkan z drzewa ciosany, ale wykuta z żelaza
Krata otacza. Pręt każdy kraty tej, złotą połyska
Z góry głowicą, jak gdyby huf jaki w broni stalowej,
Z ostrym czekanem w prawicy, z hełmem błysczącym na czole,
Stoi na straży u Boga, nowej pilnuje zagrody. —
Z brył granitowych potężnych, sztuką spojonych, gmach powstał,
Dzieło olbrzymie, na podziw wiekom, podobne do owej
Dziwnej świątyni Upsalskiej, w której ówczesny świat widział
Obraz swej ziemskiej Walhalli. Dumnie na stromej opoce
Gmach się sadowi i w falach czoło wspaniałe kołysze.
Niżej, zacisze pokoju, jakby pas kwieciem przetkany,
Ciągnie się piękna dolina, kędy strumyków tysiące
Brzęczą wesołe, i kędy ptaków odzowne brzmią chory.
Brama kościelna ze spiżu — wewnątrz filarów dwa rzędy
Dzierżą na silnych ramionach kopułę wielką a wklęsłą,
Niby wnętrze wypukłe, i zawieszone w obłokach
Złotem krytego puklerza. W środku świątyni z marmuru
Ołtarz ciosany jaśnieje. Wąż go obwija dokoła
Skreślon mądremi runami, w których mistrz zamknął zbawienne
Zdania, z Woluspy i Górnej-Pieśni Odyna wyjęte.
W głębi, powyżej ołtarza, w wielkiej framudze murowej,
Na lazurowem tle, krocią gwiazd pełgających usianem,
Błysczy ze srebra ulany posąg Dobrego-Baldera,
Z słodkiem, łagodnem obliczem, jakie ma księżyc na niebie.
Dziewic dwanaście — kapłanek nowowzniesionej świątyni —
Wchodzi parami do środka. Szaty ich błysezą od srebra,
Lica goreją różami — serca pałają czystością.
Stają przed głazem, i niby lekkie zefiry wiosenne
Gdy się nad źródłem kołyszą, lub niby leśni Alfowie
Kiedy pląsają po trawie, rosą poranku zwilżonej,
Taniec wsczynają pobożny, i hymn w cześć boga śpiewają:
Jaką miłością kochały wszystkie stworzenia Baldera;
Jak z bratobójczej ślepego poległ prawicy Hedera,
Grotem jemioły przeszyty; jak i Niebiosa i Ziemia
I niezmierzony Ocean po nim szlochały! — Śpiew choru
Dziewic dobranych, tak słodki, tak uroczysty się szerzył,
Ze zdał się głosem nieziemskim, a z Brejdabliku płynącym.
Był on tak miły, jak miłe druha wspomnienie, gdy w sercu
Dziewy samotnej się budzi, w obec słowika, co grzmiące
Pieśni jej leje, lub w obec księżyca, co przed nią
Brzozy północne osrebrzą. — Frytjof o tarczę oparty
Patrzy na taniec z roskoszą. Młodych lat lube obrazy
Rojem, by dziatwa niewinna, kupią się, stają przed okiem
I przyjacielskie staremu znaki druhowi podają. —
Boje, zwycięztwa i inne morskie przygody powolnie
Nikną w pamięci, jak niknie obraz krwawego widziadła
W nocnym pomroku. Już Frytjof sobie w marzeniu wystawia,
Że na ich stoi mogile, jak głaz, w kwiaty ubrany.
W miarę jak śpiew się przeciąga, dusza młodzieńca z padołu
Leci ku Walaskialfowi.[139] Zemsta, nienawiść, topnieją,
Jak skał lodowe pancerze, kiedy je słońce ogrzeje;
Ocean sczęścia, zachwytu, pierś bohatera przepełnia;
Już on marzy, że tętno matki przyrody o jego
Serce uderza; że trzyma cały świat w swojem objęciu,
I że przed okiem Baldera, z Niebem i Ziemią się godzi.
Wtem Arcykapłan wstępuje — Nie jest to młodzian zaiste,
Ale ma rysy urocze, piękne jak rysy Baldera,
Kibić wyniosłą, twarz słodką, brodę falami srebrnemi
Na dół do pasa płynącą. Jakieś nieznane wzruszenie,
Jakiś szacunek głęboki, wstrząsł dumną duszą Frytjofa.
Chyli on orle przyłbicy skrzydła pokornie przed starcem,
Który nań patrzy spokojnie i temi słowy go wita:
Synu mój! przyjm pozdrowienie! Długo na ciebie czekałem;
Przyjm pozdrowienie i mowy starca wysłuchaj z uwagą. —
Lubi się błąkać po morzu Siła, nim unużona
Spocznie pod strzechą rodzinną. — Thor, bóg piorunu, nie mało
Odbył, wiesz, wypraw do kraju, kędy ród mieszka olbrzymów:
Ale pomimo dziwnego pasa, pomimo żelaznych,
Ciężkich rękawic — on dotąd zła niewytępił do sczętu;
Dotąd na tronie zasiada Lok-groźny władca Utgordu.
Siła-bo Zła nie wytępi, które też samo jest siłą
I występuje do walki. Zbożność gdy nie jest oparta
Na niewzruszonej podstawie, jest jak to słońce niknące,
Co się gdy spuszcza na łono rozkołysane Egira,
Niema oparcia i, z ruchem fal, to się wznosi, to spada.
Ale i Siła, gdy nie jest na pobożności oparta
Sama się trawi i nisczy, jak ów złożony w mogile
Oręż rdzawieje i znika. Siła bezbożna jest smutnem
Pjaństwem żywota — nad czaszą czapla wciąż tkwi niepamięci[140].
Wszak upojony gdy człowiek do przytomności swej wraca,
Czyż się nie wstydzi sam siebie? Siłę wszak ziemia wydała —
A ziemia? ciało Imera: bystre potoki jej, są to
Żyły olbrzyma; a kruszce, jego to ścięgna ogromne;
Byłaby ciemną, bezpłodną ziemia, jeśliby niebieska
Błogość, w promieniach słonecznych światła nań, ciepła nie zlała:
Ale gdy zlała, wnet łono matki tej życiem zadrgało.
Toż zielenieje murawa, pączki kraśnieją, owoce
Wiążą się w kłąbki, drzew sczyty szumią, zwierzęta i ludzie
Pokarm swój z łona jej ciągną. — Ojciec wszech rzeczy dwie wagi
Trzyma na szali: z, nich jedna zowie się ziemska potęga,
Druga niebieska pobożność. — Thor bez wątpienia jest silny,
Kiedy swe biodra skaliste pasem cudownym ociska;
Odyn jest mądry zaprawdę, kiedy w zdrój Urdy[141] pogląda,
Lub kiedy krucy mu wieści z całego świata przynoszą.
Przecież sam Thor i sam Odyn drżeli — korony ich zbladły —
Kiedy padł Balder — ta splotu Walhallowego przepaska!
Przecież wypłowiał z boleści sczyt Igdrazylu zielony,
Nidheg-Smok uradowany podgryzł mu korzeń w tryumrie,
Dzieci Nocy prastarej — duchy zerwały swe pęta;
Mknęły po świecie swobodne. Wąż Midgardowy zasyczał
Żądłem zatrutem ku niebu, Fenrys-Wilk zawył i Surtur
Mieczem powionął ognistym. Odtąd, jak sam to wciąż widzisz,
Wojna z czerwonym puklerzem, środkiem stworzenia przechodzi —
W niebie kur ozwał się strojny złotym grzebieniem, na ziemi
Zapiał czerwonopłomienny, zguby powszechnej zwiastuny.
Dawniej mir kwitnął nie tylko w bożych pałacach na niebie,
Kwitnął i w łonie ludzkości. W sercu tak człeka jak boga
Mieszkał on dawniej zarówno. — Wszystko co widzim na ziemi
Było spełnione już w niebie, ale spełnione wspanialej. —
Łuna to Nieba na tarczy świeci runicznej u Sagi,
Dziejów bogini. Toż dawniej w duszy każdego człowieka,
Żył duch Baldera! — Przypomnij owe sczęśliwe godziny,
Kiedy ci żywot dziecinny płynął spokojnie w zaciszu;
Tak czarujący, jak duma rozmarzonego słowika,
Co się na kwiatach, wstrząśnionych tchnieniem zefiru kołysze.
O! wtedy — wtedy — Frytjofie w czystej, niewinnej twej duszy,
Błędnym obrazku Walhalli — mieszkał bóg-dobra, bóg-światła.
Bo on nie umarł dla dzieci! — Hela wypuscza go na świat,
Ilekroć razy na ziemi rodzi się nowy śmiertelnik.
Ale z Balderem tuż rośnie, w sercu dziecięcia, i ślepy
Brat jego Heder. Zło bowiem rodzi się ślepe, jak ciemny
Płód niedźwiedzicy. Płascz Nocy mrokiem go swoim osłania,
Dobro zaś słońcem jaśnieje. Lok, duch-kusiciel tak czynny
Ręką ślepego kieruje, i ciągłe razy zadaje
Oblubieńcowi Walhalli. Cóż wtedy widzim przed sobą?
Oto nienawiść i zemsta krwawej szukają zdobyczy;
Głodny wilk-miecza po górach i po dolinach się błąka;
Smoki szaleją, i morskie krwią zalewają odmęty! —
Tak-bo też Litość-niebieska zmarła dla świata, zstąpiła
W kraje podziemne do Heli, i, jak cień słaby, bezsilny,
Siedzi pomiędzy cieniami. — Asów, jak widzisz, istnienie
Jest do naszego podobne. Oba żywoty są tajnią
Myśli Wszechojca, i oba zmianie ulegać nie mogą. —
Pieśń, którą Wala nóciła, zna nieomylnie, i przeszłość,
I teraźniejszość, i przyszłość. Pieśń jej — to piosnka piastunki,
Którą nad wieków kolebką niegdyś nócono, a którą
I nad ich grobem zapieją. — Ziemi roczniki oddawna
Są zapisane tam — w górze: człek w nich swą sagę przeziera.
»Czy mię rozumiesz, lub nie?« pyta się Wala u ciebie.
Chcesz pojednania — a wiesz-że co pojednanie oznacza?
Patrz na mnie śmiało, młodzianie; słuchaj — nie blednij przed słowem:
To pojednanie od końca ziemi do końca wciąż chodzi,
Zowie się Śmiercią. — Jak chwila jest odrobiną wieczności,
Tak, od kolebki, nasz żywot cząstką jest tchnienia Wszechojca.
Być pojednanym, oznacza: wrócić do pierwszej czystości. —
Sami Asowie upadli — Dzień Ragnareku[142] jest dla nich
Dniem oczysczenia — dniem, w którym krew się ich święta przeleje
Na stómilowym Wigridzie. — Przecież nie zginą bezkarnie:
Bo zło polegnie na wieki — bez zmartwychwstania polegnie.
Dobro ożyje i ogniem stosu wielkiego omyte
Lepszem istnieniem zaświeci, i wiecznie świecić w niem będzie.
Chociaż gwiazd wieniec spłowiały runie ze skroni niebieskiej,
Choć w oceanu głębinach ziemia chwilowo zatonie,
Wyjdzie z nich przecież piękniejszą, niż jaką była przed laty,
Z kwieciem świetniejszem na czole. — Gwiazdy też nowe zabłysną
I swój na niebie powolny znowu korowód potoczą,
Skrząc się ogniściej niż wprzódy nad odnowioną ziemicą. —
Asy nowymi i ludźmi wtedy już Balder jedyny
Rządzić będzie. Tablice kryte świętemi runami,
Co je w zaraniu Stworzenia dawni Asowie stracili,
Nowi wynajdą na wałach Idy, darniną porosłych.
Śmierć tedy, widzisz, dla Dobra jest tylko próbą ogniową,
Zwrotem czystości, przechodem do zacniejszego żywota;
Jest ostatecznym powrotem w strony zkąd wyszło, i kędy
Wiecznie, by dziecie niewinne, z wiecznym swym ojcem zamieszka.
Wszystko co jest najlepszego kryje się poza mogiłą,
Bramą zieloną, wiodącą do nieśmiertelnej wprost Gimli[143];
Wszystko zaś co pod gwiazdami — słabe, ułomne, skalane.
Żywot nasz przecież tu jescze ma pojednanie się z Ojcem,
Nie tak wspaniałe jak tamto, któremu służy przygrywką.
Jest ono ciche, spokojne, jak słabe Skalda rozdźwięki,
W których mistrz arfę urządza, brząka, nim potem, ująwszy
Struny jej, śmiało je zmąci i starodawne obrazy
Z grobu wywoła, lub oczom zaczarowanym słuchacza
Blaski Walhalli odsłoni. — Ziemia — podnóże niebieskie —
Jest tylko małem podwórkiem, którem się idzie do gmachu
Balderowego na niebie. — Ludzie, składając ofiary
Asom, prowadzą ze złotem siodłem, z kraśnemi wstęgami
Zrzebca do gaju świętego. — Symbol to, synu, zjednania,
Symbol wielkiego znaczenia, ale nie samo zjednanie.
Winy twej nikt oprócz ciebie — ciebie samego — niezmyje.
Tylko się zmarli jednają w łonie odwiecznem Wszechojca:
Żywi — tu jescze w swem sercu noszą ów zaród zjednania.
Wiem ja, Frytjofie, ofiarę, którą masz złożyć niebianom,
Słodszą od dymów, od woni, jakie z ołtarzów im płyną.
Jest to z zemsty ofiara — zemsty co gore w twem sercu!...
Jeśliś niezdolny jej złożyć — sczerze pogodzić się z wrogiem —
Toś nadaremno pracował — bryły te dźwigał pod chmury:
Głazy nie zmiękczą Baldera, Aby go zjednać, potrzeba
I tu na ziemi i w niebie duszę do miru zniewolić.
Wprzód się masz z wrogiem swym — z Sobą — sczerze pogodzić, a potem
Już ci i Balder przebaczy — i już się z tobą pojedna!
Głosi wieść że na południu, zjawił się Balder, syn Panny,
Z nieba od Ojca zesłany, aby znaczenie run ciemnych
Co się na czarnych obwodach tarcz, piastowanych przez Norny,
Kryją, śmiertelnym wyjaśnił. Pokój był tego Baldera
Hasłem wojennem; miłością zwał się bojowy miecz Jego.
Czystość, niewinność, w postaci cichej gołąbki jaśniała
Na Jego srebrnej przyłbicy. Żył On pobożnie i uczył,
Potem swym wrogom przebaczył, i żywot skończył doczesny.
W cieniu dalekich palm, błysczy kurhan nowego Baldera,
Jego nauka z doliny bieży w dolinę, łagodzi
Serca stwardniałe, łączy wrogów zwaśnione prawice —[144]
Nieznam ja Jego nauki, ale ją w duchu przeczuwam —
Każdy ją człowiek przeczuwa. Wiem, że z kolei tu przyjdzie
I nad skałami Północy skrzydła roztoczy gołębie;
Ale już wtedy nie będzie tej naszej starej Północy:
Szum tylko liści dębowych, nad mogiłami rozwianych,
Wspomni o przodkach zabytych. Ale, o Rodzi potomna!
Co swe pragnienie ugasisz w promieniejącym kielichu
Światła nowego, przyjm moje, przyjm pozdrowienie najsczersze!
Światło to twojem zostanie — ono rozsypie chmurzyska,
Co wilgotnemi zasłony blask zaciemniają żywota.
Lecz nami nie gardź, Potomstwo, nie gardź — i myśmy w tem życiu
Nie odwracali oblicza od prawd, od światła nauki.
Ty nienawidzisz Helowych synów, Frytjofie; a za co?
Że ci swej siostry nie dali — siostry co ród swój królewski
Z nieba wywodzi przez syna Odynowego Seminga?...
Świetność takowa, czyż nie jest słuszną do pychy podnietą?
Ale ty mówisz, że: trafem jest urodzenie, nie żadną
Wielką zasługą; — więc czemże pysznim się, jeśli nie łaską,
Jeśli nie dary, któremi los nas przychylny z zrządzenia
Bogów uświetnia? Sam wyznaj przedemną, o synu,
Azaż nie jesteś ty dumny z dzieł bohaterskich, z potęgi
Tego ramienia silnego? Przecież, młodzianie, nie z własnej
Woli te dary posiadasz. Muskuły twoje niezłomne,
Niby konary dębowe, nie sąż ci dane od Thora?
Alboż nie Thora odwaga, piersią twą w boju kołysze?
Ogień co bije ze źrenic, nie jestże skrą jego gromu?
Już u kolebki ci Norny, pieśń bohaterską śpiewały —
Zacóż ta świetność bojowa, którą celujesz nad innych,
Ma być zacniejszą od tamtej, za którą króle obstają?
Nie gardź-że dumą niczyją, aby nikt twoją nie wzgardził.
Starszy syn Bela, Helg zginął....« »Zginął Helg — Frytjof przerywa
Kiedy, jak zginął, i kędy?« Starzec mu na to odpowie:
»Kiedyś ten bogu przybytek wznosił na skale, nasz konung
W kraje Finnów górzyste z wojskiem ogromnem wyruszył. —
Tam — powiadają — wysoka skała samotnie się wznosi:
Na niej stała świątynia stara, Jumale[145] święcona.
Już opusczona oddawna. Posąg dziwaczny bożyscza
Tkwił przechylony, jak gdyby runąć mający z wyżyny.
Nikt się doń zbliżać nieważył, bowiem podanie prastare
Z rodu w ród bieżąc głosiło, że kto świątynię otworzy
I do jej środka wejść zechce, boga Jumałę zobaczy.
Skoro się o tem dowiedział konung, wnet gniewem zapłonął
I postanowił chram zburzyć. Zatem skrytemi drożyny
Ruszył ku niemu. — Gdy przybył, znalazł i bramę zamkniętą
I zardzawiały klucz w zamku. Więc za uszaki pochwyca
Silnie je wstrząsa, spróchniałe słupy się walą, i bałwan
Z góry z łoskotem straszliwym spada na syna Walhalli
I swym ciężarem go tłoczy. — Tak ujrzał konung Jumałę.
Nocy dzisiejszej nam o tem przyniósł wieść goniec — i Halfdan
Jeden już w kraju panuje. Owoż przeciągnij doń rękę,
Poświęć gniew bogom w ofierze; tego od ciebie wymaga
Balder, i ja — jego kapłan. Tem tylko możesz przekonać,
Żeś nie igrał dobrocią bóstwa. W razie przeciwnym
Cóż będzie znaczył ten kościół w górę olbrzymio wzniesiony?
Będzie on pracą daremną, jak i me słowa daremne.« —
Właśnie w tej chwili gdy kapłan kończył swe słowa, król Halfdan
Wszedł do świątyni. Postrzegłszy uzbrojonego Frytjofa,
Przystał w oddali od niego, i z niepokojem nań patrzał.
Wtedy Frytjof odwiąże miecz swój straszliwy i tarczę
W złoto oprawną do głazu ołtarzowego przysłoni;
Potem podchodząc do króla, rzecze łagodnie: »W zatargu,
Jakim jest nasz, o Halfdanie, ten kto najpierwszy ku zgodzie
Rękę podaje, wygrywa.« Halfdan, kraśniejąc, zdejmuje
Wnet rękawice żelazne — i w mgnieniu oka dwie dłonie
Długim dzielone rozbratem, splotły się w wiernym uścisku
I tak stałym, jak naszych skał podwaliny odwieczne.
Tu Arcykapłan zdejmuje klątwę hańbiącą z wygnańca,
Z wilka-kościoła.[146] W tej chwili, jakby do ślubu ubrana,
W delii gronostajowej, wchodzi Belówna, a za nią
Dworskie dziewice, jak gwiazdy poza księżycem kroczące.
W pięknych jej oczach błysnęła łza rozrzewnienia — w objęcie
Brata Halfdana upada; ten, rozczulony, kochaną
Siostrę na łonie wiernego składa Frytjofa; a ona
Z błogosławieństwem kapłana rękę nad ołtarz wzniesioną
Temu na wieki oddaje, kto był jej młodych lat druhem,
Kto oblubieńcem jedynym serca jej został na wieki![147]
Koniec.
- ↑ Izajasz Tegner urodził się w 1782 r. 13 Listopada, umarł w 1846. Życie jego sczegółowie opisali Francen, przyjaciel i kolega poety, i Boettiger zięć jego. Wyciągi z tych życiorysów znajdzie czytelnik w przemowie mojej do Aksela, i we wstępie do tłumaczenia Sagi przez J. Grajnerta.
- ↑ Próby te umieścili: Franciszek Morawski w Przeglądzie Poznańskim; Roman Zmorski w Bibliotece Warszawskiej; Wincenty Dawid w Niezabudce, i NN (ś. p. Alfons Walicki, były professor greczyzny w charkowskim uniwersytecie) w Pamiętniku Literackim. O innych, jeśli jakie były, do dziśdnia niewiem.
- ↑ ...ingen af de föregoende öfversattarne som jag haft tillfälle att lära känna, inträngt so som Herr Professoren i Originalets ursprungliga anda och so respekterat dess Nordiska egenheter. — Esajas Tegner.
- ↑ Jakow Karłowicz Grot (ros. Яков Карлович Грот) – rosyjski filolog.
- ↑ Z wielu staropolskich wyrazów tego przekładu skorzystałem, jak o tem powie się niżej.
- ↑ Introite, [nam] et heic Dii sunt (łac.) — motto wzięte z dramatu Natan mędrzec (niem. Nathan der Weise) Gottholda Ephraima Lessinga, który przypisywał ich autorstwo nie Lukrecjuszowi, jak tutaj, ale Gelliuszowi; de facto jest to fragment z łacińskiego przekładu traktatu Arystotelesa pt. O częściach zwierząt (łac. De partibus animalium) (I, 5 [645a]), w którym tenże wskazuje na pochodzenie tych słów od Heraklita. W przekładzie zespołu Wikiźródeł brzmi on: Wejdź, [bowiem] i tutaj są bogowie; por. Arystoteles, De partibus animalium, tłum. William Ogle, Clarendon Press, Oxford 1911, sekcja 645a.
- ↑ Oto jest porządek w jakim Edda siedziby bogów (w Zodyaku) wymienia: 1) Ydalir (strzelecka dolina) mieszkanie Ullera (odp. zn. Strzelec-Listopad); 2) Alfhem (siedlisko Alfów) m. Freja (Koziorożec-Grudzień); 3) Walaskialf, m. Wala, boga zimy (Wodnik-Styczeń); 4) Sekwabek, pałac Sagi (Ryby-Luty); 5) Gladshem (siedlisko radości) z pałacem Walhallą do Odyna należącym (Baran-Marzec); 6) Thrymhem, mieszkanie Skady (Byk-Kwiecień); Brejdablik, świetny pałac Baldera (Bliźnięta-Maj); 8) Himingbiorg (góra niebieska) siedziba Hejmdala (Rak-Czerwiec); 9) Folkwang, wspaniały pałac Frei (Lew-Lipiec); 10) Glitner, mieszkanie Forseta (Panna-Sierpień); 11) Noatun, mieszkanie Nijorda (Waga-Wrzesień); 12) Landwidi, siedziba Widara, boga milczenia (Niedźwiadek-Październik).
- ↑ Opis katastrofy, mającej świat znisczyć i wznowić, umiesczony w przypisie 128 pod słowem Ragnarek, w pieśni XXIV.
- ↑ O wychowaniu dzieci w dawnej Skandynawii mówi się obszerniej we Wstępie.
- ↑ Niebieskie Frei podwoje, to jest, niebieski pałac Folkwang (zgromadzenie ludu), w którym bogini Freja mieszka. Wznosi się on w dziewiątej przestrzeni nieba, odpowiadającej znakowi Zodyaku Lew (miesiąc Lipiec). Jest to świetny i obszerny pałac, z salą do uczt i tańców przeznaczoną, Sesrymner. Tu właśnie zbierają się, dla zabaw, tłumy dusz błogosławionych płci obojej, i zlatuje się mnóstwo alfów, mieszkających przy bracie tej bogini, Freju, w Alfhemie (alfów siedzibie), w drugiej przestrzeni zodyaku (Kozierożec-Grudzień). Alfowie, których wiernie maluje tu poeta, i do których tak trafnie porównywa swoich bohaterów maluczkich, są to bóstwa drobne, promieniejące, pięknej dziecinnej postaci, i wielce ludziom przychylne. Edda nazywa je Ljus — alfar, czyli Alfami światłymi, dla odróżnienia od innych, których Czarnymi (swart-alfar) mianuje. Ci ostatni, nie pochodząc od Bogów, i nie mogąc mieszkać w Niebie, przesiadują na ziemi: zwykle w pieczarach, rozpadlinach gór i innych niedostępnych miejscach, podobnie jak Karłowie (Dwärgar) twory niższe, ale rozumne i biegłe w metalurgii. O pierwszych Alfach utrzymuje Edda, że są promienistsi od słońca; o drugich, że czarniejsi od smoły. Alfowie-Światli mieli swego króla i królowę.
- ↑ Runy (run-znak, hijeroglif, tajemnica) znaki piśmienne, znane i używane ogólnie w dawnej północnej Europie. Zrazu były one wyłączną własnością kapłanów i innych oświeceńszych osób w narodzie; później, rozpowszechnione, złożyły alfabet, którym wszyscy pisali. Do dziśdnia przechowuje się w Szwecyi i Danii niemała illość manuskryptów runami pisanych; są nawet okręgi na północy Skandynawskiego półwyspu, których mieszkańce i język starodawny rozumieją i runy. na pomnikach czytają. Alfabet runiczny składa się z szesnastu znaków pojedyńczych i trzech podwójnych, to jest, z dziewiętnastu. Znaki te, oprócz dźwięków mowy (głosek), które wyobrażają, mają jescze arytmetyczne znaczenie, i idą w porządku jaki im liczbowy walor nadaje. — Znaczenie liczbowe, nazwa i porządek alfabetu runicznego są następne: 1. pojedynczych — Frej lub Fao = f — 1; Ur = u — 2; Thor lub Thuss = th (ang.) — 3; Os lub Oden = ó — 4; Rejd = r (runa do łacińskiego R podobna) — 5; Kön = k, cz — 6; Hagl = h, g — 7; Nod = n — 8; Is = i, j — 9; Ar = a — 10; Sun = s — 11; Tyr = t — 12; Biark = b (do wielkiego B podobna) — 13; Logur = l — 14; Madur = m — 15; i Or = o — 16. — 2. podwójnych: Ar-Lagur = al — 17; Balg-Thor = podwójne th — 18; i nakoniec Twi—madur = podwójne m — 19. — Nietylko każda runa ma swoje nazwisko, ale, zarazem, wyraz ją obejmujący ma własne znaczenie: nap. Oden, Thor i Frej są to imiona głównych bogów, Sun znaczy — słońce, Is — lód, Hagl — grad, Biark — brzozę, Madur — matkę i t. d.
- ↑ Konung, Knung, prawie to samo co król. Był to naczelny wódz narodu podczas wojny, i najwyższy sędzia i kapłan w pokoju. Skandynawscy konungowie wywodzili ród swój od bogów, przez Seminga (w Norwegii) i Ingwe (w Szwecyi), synów Odyna. —
- ↑ Walhalla (wal-hall — sala poległych) oznacza właściwie jeden z najogromniejszych i najświetniejszych pałaców nieba skandynawskiego, wznoszący się na rozległej zielonej równinie Gladshemu (siedliska radości), w piątej przestrzeni Zodyaku (Baran-Marzec), i wyłącznie należący do króla bogów odyna, który tu, jako bóg wojny, nosi imię Hropt’a (miecza). — Była to budowa do uczt przeznaczona. W niej Hropt (Odyn) uracza codziennie miodem i wieprzowiną swoich wybrańców, Enherijów (bijących się z wrogiem pojedynczo), których potem, po uraczeniu, szykuje do boju i osobiście, jako wódz naczelny, na równinę prowadzi. Tu stają Enherjowie do walki, zadają sobie wzajemne ciosy, padają, wstają, wracają zdrowi do Walhalli, odpoczywają, nazajutrz bankietują po dawnemu, i nanowo się z sobą potykają. — Dach, ściany zewnętrzne, i kolumny Walhalli, były obite złotemi i srebrnemi blachami, ciskającemi daleko po Gladshemie swój blask jaskrawy. Ściany wewnętrzne — obwieszone tarczami; ławy — ubrane w pancerze i kolczugi; sklepienie — ułożone z drzewiec włóczniowych. U bramy Zachodniej Walhalli siedzi Wilk ogromnej postaci; łańcuchem skrępowany, i do haku przykuty; u Wschodniej przesiaduje Orzeł takiejże wielkości, który gdy nad Walhallą buja, ustawicznie urąga i szponami grozi Wilkowi. Walhalla ma 500 bram głównych i 40 dodatkowych. Po 800 mężów, frontem uszykowanych, przez każdą z tych bram, jednocześnie, pod wodzą Hropta wychodzi (432,000 ludzi). (Inne szczegóły o Gladshemie i Walhalli znajdzie czytelnik w dalszych przypisach). W obszernem znaczeniu, wyraz Walhalla obejmuje cały olymp skandynawski, jako pobyt bogów i dusz błogosławionych, i wtedy jest synonimem nieba (raju).
- ↑ freja i brat jej frej (albo frejr), dzieci Nijorda, ubóstwionego Wanów (słowian?) zakładnika, i Skady, ubóstwionej pięknej olbrzymki, córki zabitego przez thora (boga piorunów) Thjassego, są to, po Odynie i małżonce jego, wyższe potęgi skandynawskiego olympu, i powszechniej nad inne od narodów północnych czczone. Frej, jako symbol zimowego i wiosennego słońca, czuwa przedewszystkiem nad płodnością ziemi, zarządza powietrzem, sprowadza descze, kieruje żeglugą, i rozciąga, w ogólności, swoję dobroczynną opiekę nad urodzajami ziemskiemi i tem wszystkiem co zamożność krajów stanowi. Odyn, Thor (bóg piorunów) i Frej, podobnie jak w Indyi starożytnej Brama, Wisznu i Szywen składają skandynawską trymurtę, której, na wielu miejscach, wspólne świątynie i ołtarze wznoszono. Ale wróćmy do Frei — freja, najpiękniejsza z niebieskich blondynek, jako bogini wdzięku i miłości, zwykle bywa porównywaną do klassycznej Wenery (greckiej Afrodyty). Jakkolwiek nie braknie im na wzajemném do siebie podobieństwie, wszelako, przy bliższém wpatrzeniu się w myty, które nam przechowuje o nich poezya, tak północna jak i południowa, dostrzegamy wielkiej między niemi różnicy. Freja nawet jako bogini miłości, jest daleko czystszą i moralniejszą od klassycznej Wenery; niezna ona ani ofiar gorszących, jakie tamtej składano, ani ziemskich miłostek, do których Wenus tak była pochopną; owszem dochowuje święcie wiary małżeńskiej; kocha wybranego przez siebie męża Oda, (czyli Odura,) a kocha go tak czule i tak wiernie, że kiedy ten, (Od był z plemienia ludzkiego) wydalił się był razu jednego z Folkwangu na Ziemię, dla odwiedzenia swych krewnych, i długo do nieba nie wracał, — stęskniona Freja zamienia się w sokoła, oblatuje całą ziemię, i jęcząc boleśnie, wylewa łzy rozpaczne, które natychmiast, stają się złotem czerwonem. Nawet córka, którą swemu Odowi powija, Hnossa, (przewyborność), tak jest piękną i zachwycającą, że wszystko co na ziemi pięknego i czarującego się pojawia, nosi imię tej córy. — Muzykę i śpiew lubi Freja namiętnie. Odbywając podróże, używa zwykle rydwanu, do którego dwóch wielkich kotów zaprzęga. Z mnóstwa nazw, jakie od różnych narodów ta bogini otrzymała, imię, Wanadis (Vana-dis, bogini Wanów) najczęściej się w poezyi skandynawskiej spotyka. Jak w południowej Europie piąty dzień tygodnia (Piątek) mianowano od imienia planety, dniem Wenery, (Veneris dies — Venerdì — Vendredi), tak i w północnej tenże dzień nazywał się dniem Frei (szwedz. Frejdag, ang. Friday, niem. Frejtag), i był zarazem dniem tygodnia, w którym ofiary jej składano.
- ↑ iduna, bogini młodości, żona braga (boga poezyi i muzyki) syna Odyna i Fryggi, piękności była zachwycającej. Ale jej znaczenie między bogami zasadzało się najbardziej na jabłkach cudownych, które posiadała i któremi starzejących bogów odmładzała. Myth o małżeństwie młodej i wiernej Iduny ze starym ale mądrym i czerstwym Bragiem, zdaje się być symbolem owego zjednoczenia młodzieńczego zapału z dojrzałością zdań i pomysłów, jakie prawdziwemu poecie do późnej starości towarzyszy. —
- ↑ frygga, żona Odyna, królowa bóstw skandynawskich, jest piękną i zarazem majestatyczną. Jej jako królowej nieba, usługują trzy boginie — dziewice: fulla, (o wijących się włosach, które czerwoną wstęgą związuje) doziera jej gotowalni; hlina, czuwa nad osobami, które Frygga przed niebezpieczeństwem zasłonić pragnie, i gna, posłannica jej do wszystkich światów. Ta ostatnia odbywa swe podróże konno, na Hofwarpnerze, wierzchowcu dzielnym, który zarówno szybko pędzi po powietrzu, jak po wodzie. Pałac niebieski Fryggi nazywa się Fensal. Z dzieci, których Odynowi powiła, najznakomitszy jest balder, bóg światła i dobra, do którego istnienia przywiązane są losy bogów i ludzi (patrz Wstęp § 12. „Rzut oka na mytologią skandynawską).“ —
- ↑ gerda — córka Gimera (Egira, boga morza) i pierwszej jego żony Aurbody, małżonka freja, liczy się do piękniejszych istot skandynawskiej mytologii. Podnosząc rękę, wylewała ona potoki światła, które, w mgnieniu oka, cały świat napełniały.
- ↑ balder i nanna, wzorowe małżeństwo niebieskie opisane sczególowie we Wstępie, do którego czytelnika odsyłamy.
- ↑ Skaldowie — poeci i muzycy skandynawscy, pod opieką Braga zostający. Do ich obowiązków należało: zagrzewać wojowników do boju i osobiście im z arfą i śpiewem przewodniczyć; na ucztach, stypach i weselnych obrzędach śpiewać bohaterskie pieśni (hjeltesang) bądź ogólne, wszystkim już znane, bądź nowe, do sczególnych okoliczności zastosowane. Nie było w Skandynawii ani króla, ani jarla (władcy niższego od króla = jarł, earl — hrabia), ani nawet możnego ziemianina, (bonda), utrzymującego drużynę (wojsko), któryby nie miał na swym dworze jednego albo kilku skaldów. Po kapłanach zajmowali oni najpierwsze miejsce w narodzie i w wielkiem byli u wszystkich zachowaniu. Im potomność obowiązana za przechowanie podań pierwotnych, religijnych i dziejowych, z których powstały powieści, zwane sagami, od imienia bogini Sagi.
- ↑ Hela (Hel, Helja) potworna, niczem niebłagająca się władczyni Niffelhemu (podziemnego państwa-piekieł). Była to córka Początku-zła, Loka, i olbrzymki Angurbody. Jakkolwiek Lok, za usługi które w trudnych okolicznościach nieraz Asom wyświadczył, przyjęty był do ich grona, i żył, jak inni bogowie, w małżeństwie z piękną i przywiązaną Syginą, często atoli udawał się do Jottenhemu (kraju olbrzymów, do których plemienia należał), i łącząc się tam z olbrzymkami, płodził potwory; nawet sam, zamieniwszy się w klacz, urodził ośmionogiego Slejpnera, wierzchowca Odynowego. W liczbie potworów, wymienionych w Eddach, trzy następne są najważniejsze: Wilk-Fenrys, Wąż-Jormungand, (zwykłej Wężem Midgardowym zwany) i Hela. Kiedy się Odyn dowiedział, że żyją i straszliwie te potwory rosną w Jottenhemie, rozkazał je niezwłocznie stawić przed sobą. Wilka zostawił w niebie; Węża cisnął do Oceanu, a Helę, mającą połowę ciała sinej, a połowę bladej (cielistej) barwy, wysłał do Niffelhemu, i rządy jej nad nim poruczył. Fantazya skandynawska mieści Helę w podziemnym, obszernym pałacu, wysokiemi mury i niezłomnemi kraty obwarowanym. — Sala, gdzie przesiaduje i gdzie wyroki swe wydaje, nosi imię nędzy; misa z której jada, — niedostatku; noż, którym pokarmy kraje — głodu; służący — opieszałego; służąca — opieszałej; próg-sali — sidła zdradzieckiego; łóżko — suchot; kotara u łoża — boleści trwającej. — Epitet, sinoblada (hwitbla) w oryginale poematu towarzyszy stale imieniowi Heli. (O znaczeniu Fenrysa i Węża Midgardowego przed skończeniem świata, objaśnia przypis 128 do wyrazu: Ragnarek w XXIV pieśni).
- ↑ Wyraz alfader (Wszechojciec) użyty tu w znaczeniu odyna.
- ↑ Bóstwa, kierujące losami ludzi, mianują się Norny. Liczą ich, (jak łacińskich Park i greckich Mojr), trzy: Urda (przeszłość), Werandi (teraźniejszość) i Skulda (przyszłość). Woluspa (pierwsza księga Eddy poetyckiej) tak o nich mówi: „Owo przybliżają się mądre dziewice; wychodzą we trójgu z pałacu pod koroną wiązu Igdrasylu wzniesionego. Pierwsza zowie się Urda, druga Werandi. Obie razem z laski runicznej stworzyły trzecią Skuldę. Te boginie stanowią prawa, rozrządzają żywotem ludzi, i tłómaczą wolę przeznaczenia.“ — Oprócz tych jednakże trzech Nora głównych, zdających się symbolizować samo Fatum (Przeznaczenie), którego oddzielnie w Eddach nie widzimy, są jescze Norny podrzędne, każdemu człowiekowi właściwe; jedne z nich boskiego pochodzenia (od Asów i Alfów światłych) są dobre i ludziom życzliwe; drugie (od alfów-czarnych lub karłów) złe i nieprzychylne — Tym sposobem mythologia północna rozwiązuję zagadkę ludzkiego na tym świecie sczęścia lub niedoli, oddając człowieka, wnet po urodzeniu, pod władzę dobrej, albo złej Norny, mającej mu towarzyszyć do samej śmierci.
- ↑ O pochodzeniu królów skandynawskich, patrz przyp. 3.
- ↑ Bond, wolny ziemianin, jakkolwiek znakomity i z królami spokrewniony, nie wywodził rodu swego od bogów; był zatem niższy od najmniejszego konunga.
- ↑ Dodziśdnia plemiona północnej Europy uważają niedźwiedzia za jakiś twór nadprzyrodzony, któremu panowanie nad lasem i zwierzęty poruczone. Wyraz szwedzki skogkonung (król lasów) używa się w języku ludu, jako synonim wyrazu björn (niedźwiedź).
- ↑ thor, pierworodny syn Odyna (nieba) i Jordy (ziemi słońcem ogrzanej), bóg niepogody i piorunów, uosobienie siły fizycznej, jak Odyn moralnej. Panuje on w Thrudwangu (zbiegowisku siły) w przestrzeni nieba niezbyt od Alfhemu odległej. Pałac, w którym mieszka, nazywa się Bilskirn; ma on 500 pokojów głównych i 40 pobocznych; jest-to największy z drewnianych pałaców Asgordu (Asów mieszkania). — Thor prowadzi wieczną wojnę z olbrzymami chłodu i gór, głównymi nieprzyjaciółmi bogów. W boju z nimi używa trzech rzeczy, mających cudowne przymioty: młota Miolner (miazgacz), który jak grom błyska, zabija, i sam przez się do ręki powraca; pasa Megingiard, który siłę jego o połowę powiększa, i, żelaznych rękawic Jernglofar, które młot rzucają i napowrót go łowią. Udając się na zgromadzenie bogów, odbywa drogę pieszo; najgłębsze rzeki w bród przebywa; idąc zaś na wyprawę przeciw olbrzymom, używa do zaprzęgu dwóch kozłów, których, po przybyciu na nocleg, zabija, warzy, zjada, nazajutrz wskrzesza, i do powozu w dalszą drogę zaprzęga. — Czwarty dzień tygodnia (Czwartek) był jego poświęcony, (stąd po szw. Thorsdag, po ang. Thursday, po niem. Donnerstag; na południu zaś Jovis dies — Giovedi — Jeudi).
- ↑ Rady te i przestrogi są po większej części wyjęte z drugiego rozdziału Eddy poetyckiej, zwanego Hama-wal (wysoka, uroczysta pieśń), który, bez wątpienia, jest jednym z najdawniejszych zabytków filozofii skandynawskiej; autorem tego śpiewu mianują samego Odyna.
- ↑ Według wyobrażeń skandynawskich, strop nieba opiera się na czterech kolumnach, które podtrzymują swemi ramiony czterej karłowie: Wschód, Południe, Zachód i Północ.
- ↑ Tyng (ting, ztąd meeting, storting etc.) obrady ludowe, pod przewodnictwem konunga, i sądy publiczne. Słowo to odpowiada wyrazowi naszemu sejm (comitia, la diète).
- ↑ Disar-sal (bogów sala) oznacza właściwie przybytek, kilku bogom poświęcony (niby pantheon); tu zaś oznacza prosto świątynię, dom boży.
- ↑ W oryginale mówi się o bracie-po-wychowaniu, (foster-broder).
- ↑ Odyn, zwiedzając światy, dosiada zwykle Slejpnera, ośmionogiego swego wierzchowca (przyp. 11); nie przestaje atoli na tem, i wysyła codziennie na wzwiady dwóch kruków: Hugin’a (Myśl) i Munin’a (Pamięć): ptaki te oblatują świat cały, zbierają wiadomości i do nieba je Odynowi przynoszą. Z tego powodu, w poezyi północnej, kruki mianują się ptakami Odyna.
- ↑ (Patrz przypis. 16-ty).
- ↑ O Nornach patrz przyp. 13. Tu się rozumie zła Norna, która czyha na niedolę człowieka, która go złemi przygodami trapi, a przeciw której zawsze mieć się na baczności potrzeba.
- ↑ Zatoka, o której tu mowa, utrzymała do dziśdnia starożytną nazwę: jest to w Norwegii zatoka Sognu (Sognefjord) wchodząca daleko w głąb’ kraju między niniejszemi miasteczkami Ewenwig i Holendal, w prowincyi North-Bergen. Na południowym brzegu tej zatoki leżały: Syrstrand, rezydencya Bela z kościołem i gajem Baldera; na północnym — Framnes, majętność Torstena, potém Frytjofa.
- ↑ Drapa, śpiew po umarłym, w którym skaldowie i hałaśnie opiewali czyny bohaterów zmarłych. Pieśń XXI naszego poematu jest naśladowaniem drapy starożytnej.
- ↑ Liczby zbiorowe sto i tysiąc były u Skandynawów dwojakie: mniejsze odpowiadały zupełnie naszym liczbom 100 i 1,000; większe składały się z tuzina dziesiątków (120), i z tuzina secia (1,200).
- ↑ Jul, uroczystość zimowego zwrotu słońca, poświęcona czci Freja, przypadała w Grudniu, w tym właśnie czasie, kiedy według nowego stylu przypada Boże Narodzenie, które po-szwedzku dodziśdnia nazywa się także Julem (jul).
- ↑ Miejsce pocześne zajmował sam gospodarz.
- ↑ Morze Atlantyckie zwało się — Zachodniém, Bałtyckie — Wzchodniém, Białe — Gandwikiem (odnogą wężową).
- ↑ mimer (pamięć) bóg mądrości.
- ↑ Angurwadel znaczy dosłównie: prąd-boleści.
- ↑ Greningazund (przesmyk zielony), ciaśnina duńska, między wyspami Zelandyą, Menem i Falsterem.
- ↑ Ulleraker, niepodległe królestwo w dawnej Szwecyi, gdzie dziś prowincya Westmandland. Król ówczesny, jak to obaczymy niżej, nazywał się Ryng, córka jego, Hunwera.
- ↑ Biorn Sinozęby (Biörn Blatand) i Harek Łeb-Żelazny (Jernhös, Jernpanna) byli synowie Kola i Trony z plemienia olbrzymów. Biorn, którego zgładził pradziad Frytjofa Wifell, miał kły sinego koloru, na półtora łokcia z pasczy wystające; temi kłami, jak dzik rozjuszony, wrogów swoich zabijał. Harek zaś używał w boju ogromnéj włóczni z żelezcem, nakształt wideł rozdwojoném. W opisie pojedynku Hareka z Wikingiem różni się nieco nasz poeta od podania, jakie przechowuje o tym wypadku Saga Torstenowa, cytowana przez tłómacza angielskiego G. S. (George Stephens), w przypisach do wyrazów: Wiking-Wifellson (str. 300) i Iron-Head, Jernhös (str. 276). Według tej sagi, zjawia się Harek w Ullrakerze i pragnie mówić z konungiem (Ryngiem); prosi więc oddźwiernego o dozwolenie wejścia do sali, ale mu ten wzbrania. Uniesiony gniewem Harek przebija włócznią oddźwiernego, porywa go za głowę, ciska daleko od progu, odmyka drzwi, wchodzi gwałtownie do sali i staje przed królem (i królewną). Na zapytanie Rynga: kim jest, zkąd przychodzi, i czego żąda, odpowiada dumnie: „jestem Harek Łeb-Żelazny, syn (Kola) Kroppenbaga z Indyi. Sprawa, która mię tu sprowadza, jest ta, abyś mi natychmiast córki, kraju i poddanych swoich ustąpił. Własny twój lud bez wątpienia wyzna, że daleko mu lepiej będzie, jeśli wodze rządu przejdą do rąk silniejszych, aniżeli twoje, które są i stare i słabe.“ Po wyjściu Hareka z pałacu, wzywają do króla Wikinga. Piętnastoletni młodzieniec, wszedłszy na salę, zapytuje króla, czy za jego staje rozkazem? Gdy król to potwierdza i zarazem prosi aby walczył z Harekiem: jakaż ma być nagroda zwycięztwa, zapytuje go znowu młodzieniec. Ryng wskazuje mu piękną Hunwerę, i powiada: „ona i jej bogaty posag wynagrodzą zwycięzcę.“ Zgadza się na warunek Wiking, wychodzi z sali i wyzywa Hareka. Wszyscy obecni już go mają za straconego, ale Harek, postrzegłszy w jego ręku miecz Angurwadel, który niegdyś brat jego, Sinozęby, posiadał, z przerażeniem woła: „O, nigdybym przeciwko tobie nie wystąpił, gdybym uprzednio był wiedział, że władasz tym straszliwym orężem!“ — Ale Wiking nie dając odpowiedzi tnie go w głowę Angurwadelem i na ziemię obala. — Siła cięcia tak była gwałtowną, że nie tylko głowa i kadłub olbrzyma rozpadły się nadwoje, ale jescze Angurwadel w ziemi się zagłębił.
- ↑ Podanie o przybyciu Asów ze Wschodu objaśnia się we Wstępie.
- ↑ Hildura, a raczej Igrzysko Hildury (Hildurs lek) w poezyi skandynawskiej jest synonimem wyrazu Wojna (lub bitwa). Hildura nie jest, jednakże, boginią wojny, jak utrzymują tłomacze Niemieccy Frytjofssagi, lecz ziemianką, córką pewnego króla Haugni'ego, biegłą w sztuce czarnoksięzkiej. Legenda o niej jest następna: Kiedy król Haugni, ojciec Hildury, odbywał gdzieś daleką morską wyprawę, sąsiedni król Hedyn, korzystając z nieobecności konunga, wpadł do jego kraju spustoszył go, i Hildurę do niewoli zabrał. Wkrótce piękna branka ujęła serce Hedyna i żoną jego została. Tymczasem Haugni, wróciwszy z wyprawy, gdy widzi ziemie swe opustoszone, a córki w domu nie znajduje, zapalony gniewem i zemstą puscza się w pogoń za nieprzyjacielem. Szuka go naprzód, ale napróżno, u brzegów Norwegii; potem, dowiedziawszy się, w jakim kierunku Hedyn z flotą odpłynął, pędzi za nim na Zachód, i u wysp Orkadzkich dościga. Ale Hedyn, będąc już zięciem Haugniego, pragnie z nim sczérze się pojednać. W tym celu wysyła Hildurę: naszyjnikiem kosztownym, który, jako wykup, ma ojcu złożyć za siebie. Nie przyjmuje upominku rozgniewany ojciec, gromi córkę i rozkazuje mężowi jej stawać natychmiast do boju. Wtedy Hildura z powagą oświadcza: że mąż jej nie unika boju, przed nim się nie cofa, ale, zwyciężywszy, nie okazuje nikomu litości. Zatem gotują się królowie do walki; wysadzają drużyny z okrętów, prowadzą je na szeroką równinę Wyspy-Wysokiej, szykują do boju i ku sobie ciągną. Hedyn, postrzegłszy Haugniego, jescze raz tentuje o zgodę; woła nań, czyni mu nową propozycyą — złożenia za Hildurę, okrom naszyjnika, wielkiej ilości złota czystego. Odpowiada mu Haugni: „Zapóźne twe propozycje, Hedynie! chyba nie widzisz, żem dobył mego Dajnslejfa? Miecz ten kuli karłowie; on, jest trucizną mężów; on, nie chybia w cięciu, on zadaje rany, na które niema lekarstwa!“ — „Jakkolwiek dumny jesteś (odrzecze Hedyn) ze swego Dajnslejfa, przecież miecz ten niczem innem nie jest, tak tylko orężem, z którym stajesz do walki; bynajmniej zaś nie jest ze zwycięztwem. Zdaniem mojém, ten tylko miecz zasługuje na pochwałę, który ręki swego pana nie zdradza!“ — Rozpoczyna się tedy walka zaciekła; trwa bez przerwy do nocy. Ciemność tylko wstrzymuje bitwę i zmusza królów do odwrotu na okręty. — Tymczasem Hildura, równie troskliwa o los ojca, jak męża, wychodzi tajemnie z okrętu, udaje się na pole bitwy, i tam, potęgą swych czarów, wskrzesza i uzdrawia poległych, połamane ich bronie odnawia i potem wszystkich, aż do wschodu słońca, w głazy zamienia. Nazajutrz, wznawia się walka, ale ciągnie się i przerywa jak pierwsza. W ten sposób królowie walczą z sobą codziennie i walczyć będą bez końca; albowiem Hildura, powtarzając co nocy swe czary, utrzyma w równi obu stron siły, żadnej z nich nie da przewagi, i bój ten aż do Ragnareku, to jest do końca świata, przeciągnie.
- ↑ Manela wyraz staropolski (biblijny), znaczy to samo co bransoleta (bracelet, Armring).
- ↑ Waulund, (cudodziej) syn pewnego króla Fińskiego, słynny w skandynawskich sagach z doskonałości swoich metallicznych wyrobów i biegłości w budownictwie; przypomina on klassycznych Wulkana i Dedala.
- ↑ Domy-słońca (solhus), czyli znaki północnego zodyaku zaczynały się od Strzelca, to jest od przestrzeni nieba zwanej po-skandynawsku Y-dalir (strzelecka dolina, w której panuje Uller bóg zimy) — albowiem Skandynawowie zaczynali rok swój w Listopadzie, to jest w początku zimy, kiedy zwykle wracali do ojczyzny, i oczekując nowej wiosny spokojnie w domach siedzieli.
- ↑ O Alfhemie patrz, przyp. 1.
- ↑ Sekwabek — mieszkanie Sagi (bogini dziejów), w znaku Ryb (Luty). Nad jej pałacem ciągle się przelewają chłodne fale Oceanu.
- ↑ Pałac Baldera i Nanny zowie się Brejdablik (szeroko świecący); leży on w siódmej przestrzeni nieba, w znaku Bliźniąt (Maj).
- ↑ Glitner, siedziba forseta, (syna Baldera i Nanny) boga sprawiedliwości, w dziesiątej przestrzeni nieba, w znaku Panny (Sierpień). Dach pałacu miał być ulany ze srebra, kolumny, na których się wspierał, ze złota.
- ↑ Sot, zbójca morski, żył za czasów Olafa Świętego. Dwojakie jest o nim podanie: że zginął w walce z tym królem; drugie że wymknął się z potyczki i zniknął.
- ↑ Ellida (rościnacz). Opis tego okrętu jest prawie dosłownie z sagi Torstenowej wyjęty.
- ↑ egir (albo Gimer) bóg morza o tyle ku ludziom był przychylny, o ile żona jego chytra, złośliwa Rana, była nieprzychylną i zdradną. — Córki Egira i Rany, których Edda dziewięć wylicza, noszą nazwy, odpowiadające wyrazom: fala, wał, bałwan morski etc., ztąd fale w poezyi Skaldów, mianują się Córami Egira, albo Dziewczętami Morskiemi.
- ↑ Braterstwo-po-broni objaśnione we Wstępie
- ↑ Upodobanie Skandynawów do miodu i wieprzowiny było tak wielkie, że nietylko za życia, lecz i po śmierci, przeniósłszy się do Walhali, nic innego tam nie pili i nie jedli, jak miód i mięso wieprzowe. W tym celu utrzymywał Odyn w okolicach Walhalli dwoje cudownych zwierząt: ogromnej wielkości Kozę Hejdrunę i takiegoż wieprza Schrymnera. Koza, karmiąc się liściem drzewa Lerot wyrabiała z siebie nie mleko, lecz miód upajający, wyrabiała zaś tego trunku codziennie tyle, że nigdy najmniejszego w nim niedostatku nie było. — Wieprzowiny dostarczał Schrymner; tego źwierza zabijano codziennie, gotowano, odzierano z mięsa i sadła, krajano na sztuki i gościom roznoszono; ale po uczcie, wskrzeszano jego kościotrup i pusczano wolnie na pastwisko aby się na nowo tuczył i do nowego służył użycia.
- ↑ Okręty kupieckie zwano powszechnie ślimakami (snäckar). Różniły się one od wojennych (od smoków) równie kształtem budowy, jak kolorem żagli, które u smoków były zawsze czarne, u ślimaków, białe. Łatwo tedy rozpoznawano jedne i drugie na morzu.
- ↑ O Folkwangu, pałacu Frei, patrz przyp. 1.
- ↑ brag — bóg Skaldów, (przyp. 6).
- ↑ Pod słowem Króla (w grze szachowej) czyni Frytjof alluzyą do Helga i Halfdana; pod Chłopkiem (po szw. bond, po francuzku pion, po polsku pieszek, chłopek) rozumie Siebie Samego; pod Królową — Ingeborgę; pod Wieżą — Pomoc, której proszą u niego; pod Ścianą-Tarcz (sköldborg) — swój Framnes, w którym pozostanie na zawsze.
- ↑ Mniemali Skandynawowie, że saga (bogini dziejów), zjawiając się na ucztach weselnych, siedziała zadumana, jak gdyby marzyła o świetnej przyszłości potomstwa nowożeńców.
- ↑ Walkyrjami zwały się niebieskie dziewice, które Odyn wysyłał na pole bitwy, dla przeniesienia ztamtąd do Walhalii bohaterów poległych. Te także Walkyrije usługiwały ucztującym, roznosiły miód i jadło. Najpiękniejsza z nich, omal równa urodą samej Frei, mianuje się Rota.
- ↑ Bóg Biały — Balder.
- ↑ Położenie pałacu Wingolf nie jest ściśle w Eddach oznaczone. Zdaje się atoli, że był w jednej przestrzeni niebu z Walhallą to jest, w Gladshemie (przyp. 4). W tym wspaniałym i obszernym pałacu wznosiły się ołtarze wszystkich bogiń skandynawskich. W Wingolfie także (jak i w Folgwangu u Frei) zgromadzały się tłumy dla zabaw i tańców.
- ↑ Do Ragnareku, to jest do skończenia świata.
- ↑ słońce (Sun) w północnej mitologii jest boginią, kochanką Księżyca, nie zaś bogiem, jak klasyczny Helios (Hyperion, Phoebus — Apollo).
- ↑ Tyng — zgromadzenie sejmowe ludu (przyp. 20).
- ↑ Źródło Urdy, tak przezwane od najstarszej z Norn Urdy (przyp. 13), że płynęło podle pałacu, w którym te boginie mieszkały, a który, jak wiadomo, wznosił się pod konarami Drzewa-Czasu, t. j. Wiązu Igdrasylu. Na równinie, u źródła, odbywały się codzienne posiedzenia bogów. Woda źródła, przezroczysta jak kryształ, — uważaną, była za najświętszą na święcie. Każdy przedmiot, który zanurzano w tej wodzie, nabierał barwy białej błysczącej, jaką ma plewa jajowa. Dwa stare, wielkie łabędzie, praojce ziemskich tego rodzaju ptaków, pływały poważnie po źródle i nóciły pieśni śmierci tym, kontu żywot Norny skracały. Ziemskie łabędzie śpiew ich powtarzały.
- ↑ gefijona — bogini czystości panieńskiej. Do jej pałacu przenosiły się dusze wszystkich niewiast, zmarłych w dziewictwie.
- ↑ O pochodzeniu królów skandynawskich od Odyna objaśniono w przypisie 3.
- ↑ Wala (czyli Wola) wyraża w ogólności każdą, wiesczkę, prorokinię. Tu, jednakże, zdaje się, idzie rzecz o owej Mądrej-Woli, najdawniejszej z prorokiń, której Skandynawowie przypisują pierwszą księgę Eddy poetyckiej, Woluspę, obejmującą kosmogoniją północną. — Kiedy smutno i zlowiescze sny poczęty trapić Baldera, do którego, jakeśmy widzieli, przywiązywano losy bogów i ludzi, wtedy Odyn pod imieniem Wegtama (wędrowca) zstąpił osobiście do kraju umarłych, rozbudził zaklęciem runicznem Walę i badał ją o znaczenie snów swego syna. Przebudzona wiesczka nie chciała zrazu nic mówić, ale potem przepowiedziała śmierć Baldera, odkryła jego zabójcę i mściciela.
- ↑ Fafnis, inaczej Fafner (Fe-ofnir, prządek, zbieracz bogactw) był olbrzym w postaci węża, który ogromne swe skarby troskliwie przed światem ukrywał i na nich sypiał. Zabił go sławny bohater północny Sygurd, syn Sigmunda i otrzymał za ten czyn nazwę zusczytną: Fafnis bane (zwycięzca Fafnisa).
- ↑ Nastrand (trupi brzeg), obszerne, zgrozą przejmujące mieszkanie potępionych, w dolnej części Niffelhemu (piekieł). Wrota Nastrandu obrócone były ku północy, a ściany z gadzin i wężów jadowitych uplecione. Pascze wężów, ku środkowi budowy skierowane, wylewały z siebie tak wielką ilość trucizny, że z niej formowała się głęboka, bystro kłębiąca się rzeka, po której potępieni brnąć ustawicznie musieli. — Tej karze jednakże ulegali tylko: zbójcy i krzywoprzysiężcy.
- ↑ Nazwa Dijarów służyła początkowo Odynowi, i jego dwónastu wodzom. Obowiązkiem ich było spełniać religijne obrzędy i zajmować się sądownictwem. Z czasem nazwa Dijarów przeszła na arcykapłanów; a że Helg, konung skandynawski — był zarazem i królem i najwyższym w kraju kapłanem, więc Frytjof tem imieniem oznacza tu Helga przez wzgląd na jego pochodzenie.
- ↑ Wingolf (przypis 56) bierze się tu metaforycznie zamiast Raju, Sczęścia.
- ↑ Wala, wiesczka, prorokini (przypis 63), oznacza tu nieomylną wyrocznię, która jedna umie wolę przeznaczenia wytłumaczyć.
- ↑ Od, mąż Frei (przyp. 5).
- ↑ Trolle są to potwory, straszydła, duchy ludziom nieprzychylne, jak nasze litewskie Jodsy. Mieszkają one w morsach, rzekach, wąwozach gór i lasach, i mają sczególniejszą zdolność przedzierzgania się, według własnej woli, w najdziwaczniejsze i najgroźniejsze kształty.
- ↑ Hejd znaczy czarownicę, Ham — metamorfozę, przeobrażenie.
- ↑ Solundar, wyspa morza norwegskiego przy samem wniściu do zatoki-Sognu (Sognefiord).
- ↑ rana, bogini morza, żona egira (przyp. 46).
- ↑ Alluzja do imienia Bjorna, znaczącego niedźwiedź.
- ↑ Kień — część przodu okrętowego, zwykle obijana miedzią lub żelazem i stercząca nakształt dzioba ptasiego (łacińskie rostrum).
- ↑ To jest z morskiemi falami (przypis 46).
- ↑ Berserk (bezpancerny). Tak nazywano szermierza, który, bijąc się z wrogiem, nie nosił ani pancerza, ani tarczy. Berserk, podczas potyczki, wpadał w jakieś dzikie szaleństwo, z którego nawet po walce, zaledwie można go było do przytomności przyprowadzić nie inaczej, jak otaczając i ściskając ze wszech stron puklerzami. — Atel jednakże, jakkolwiek jest berserkiem podczas wojny, występuje tu do boju z Frytjofem w pancerzu, z tarczą, i walczy z nim jak wiking z wikingiem, to jest po rycersku.
- ↑ U Normanów brytańskich, jako bliżej ku południowi osiadłych, tryb życia był wykwintniejszy, aniżeli u Skandynawskich. Stosunki handlowe, które pierwsi, z rzadką piraterją, utrzymywali z sąsiedniemi mieszkańcami Europy zachodniej, bogaciły ich i cywilizowały rychlej aniżeli drugich — północnych. Sama rasa ludzku ulegała większej odmianie: blondynów i brunetów w jednej i tejże rodzinie, spotykać nietrudno. Jakoż dziewczęta usługujące biesiadnikom Angantyra już nie są typu północnego: mają oczy i włosy ciemne; właśnie jak jest w opisie naszego poety.
- ↑ Astryld — ma być coś nakształt kupidyna, lub autorka. Wzmianki jednakże o nim w Eddach niespotykamy.
- ↑ Rej, wyraz staropolski oznacza także pokój panieński (jungfrubur).
- ↑ Hermundson, syn Hermunda, Angantyr.
- ↑ Córy Egira tojest fale morskie (przyp. 46).
- ↑ Szery (skiery) — nazwa ogólna wybrzeży norwegskich, drobnemi skałami usianych.
- ↑ Eryk, słynny z dobroci król Skandynawski, pierwszy, po wstąpieniu na tron, objechał swe państwo, i osobiście przekonał się o potrzebach swego narodu. Objazd ten stał się pamiętnym w kraju z dobrodziejstw, które król ten poddanym wyświadczał. Następcy Eryka poszli za jego przykładem i osobiście kraje swe lustrowali. Taki jednakże objazd, przez jakiegobykolwiek króla był odbywany, nosi zawsze nazwę Erykowego objazdu (Eriksgata).
- ↑ lok, początek zła, olbrzym ubóstwiony (przyp. 11).
- ↑ wara (Wiara, rzetelność), bogini zapisująca śluby i przysięgi kochanków, i surowo karząca za ich złamanie.
- ↑ widar, bóg milczenia.
- ↑ lofna (zaręczycielka) bogini małżeństwa.
- ↑ alfader (wszechojciec) — Odyn.
- ↑ Fenomen stojącego o północy nad widnokręgiem czerwonego, pozbawionego promieni słońca, tudzież pochodzącej ztąd dziwnej czerwonawobladej mięszaniny mroku ze światłem, przytrafia się tylko w stronach najbardziej ku biegunowi posuniętych. W tych bowiem miejscach ekliptyka, przecinając horyzont pod kątem bardzo ostrym, daje słońcu (nawet o samej północy) tak nieodległe od widnokręgu położenie, że refleksya, jasną pogodą i zgęsczonem powietrzem wzmożona, łatwo je podnosi wyżej, aniżeli jest rzeczywiście, i stawi pozornie nad ziemią. Fenomen ten nie bywa widzalnym u Sognijskiej zatoki (gdzie się akcya odbywa), leżącej o 28 stopni niżej bieguna, w jednej szerokości z południową Finlandyą. Użył więc w tem miejscu Tegner dozwolonej poetom licencji.
- ↑ Frytjof (jeśli się nie mylimy) nazywa tu kapłanów kniaziami miesiąca, może dla tego że spełniali obowiązki swoje w nocy, przy blasku księżyca, któremu niby jak królowi w charakterze kniaziów służyli.
- ↑ Najdawniejszą bronią Skandynawów były: włócznia ze spisą krzemienną, i nóż z tegoż kamienia. Z czasem, zamieniły je dzidy żelezcem opatrzone i zwyczajne pałasze. Noże tylko krzemienne zostawiono kapłanom do użytku przy obrzędach ofiarnych.
- ↑ Bóg desczu — Frej (przyp. 5).
- ↑ Wypadnięcie ze świątyni koguta i jego pienie złowiescze przypominają Frytjofowi mającą kiedyś nastąpić straszną katastrofę skończenia świata. Wtedy bowiem wylecą w powietrze trzy cudowne koguty, i jednocześnie tak straszliwie zapieją, że głosem swym cały świat napełnią. Z Walhalli wyleci kur o złotym grzebieniu, z ziemi czerwonopłomienny (właśnie jaki tu opisany), z państwa Heli blady. Pienie tych kurów i donośny dźwięk rogu Hejmdala, stróża nieba, będą nieochybnym sygnałem zbliżającego się końca świata (Ragnareku).
- ↑ Z synami Muspela (ognia) — z płomieniami pożaru.
- ↑ Bóg biały — Balder.
- ↑ Nie z powodu zapewna pochodzenia Helga od Odyna (o czem w Skandynawii nie wątpiono) nazywa Frytjof króla krewnym Baldera, lecz że był ku niemu również nieubłagany jak Balder, którego świątynią spalił, a który go ściga i prześladuje na każdem niby miejscu. (Porównaj strofę 14 pieśni XV, p. t. Ustawa Wikinga).
- ↑ Po-wikingowsku, to jest po-rycersku, trybem prawdziwego bohatera morskiego, który fale oceanu bez wytchnienia bróździ, przerzyna.
- ↑ Z dąbrowy, przenośnie zamiast z okrętu. Ellida, jak wiadomo, była zbudowana z drzewa dębowego.
- ↑ Pójść do Rany, — to jest pójść na dno morskie, utonąć (przypis 46).
- ↑ Gudbrand — żyzna i lesista dolina w powiecie Aggierhuskim, w Norwegii, niedaleko Sognu.
- ↑ Miecz Freja był krótki, łokciowy, ale miał własność walczenia z wrogiem sam przez się.
- ↑ Dzielono zdobycz losem, rzucając kości i oddając każdemu co wypadło.
- ↑ Niesczęśliwa miłość Hagbarta i Sygny, równie jest głośną na północy, jak Abeillarda i Heloizy na zachodzie, Leandra i Hero na południu. Jakkolwiek różnie ją opiewano na Północy, zgodzono się przecież na treść następną. — Hagbart, syn króla Trondhejmu, spotkawszy na morzu synów Sygara, króla Zelandyi, zagaił z nimi walkę, która się jednakże ukończyła, pogodzeniem się i sprzymierzeniem stron wojujących. Połączyły się zatem floty i spoinie do Zelandyi popłynęły. Na dworze króla Sygara, poznał Hagbart królewnę Sygnę, pokochał ją, zjednał wzajemność i o rękę jej prosił. Byłby bez wątpienia król Sygur przystał na to małżeństwo, gdyby się bracia Sygny, nowi sprzymierzeńce Hagbarta, temu nie oparli. Rozgniewany Hagbart pomordował królewiców i ratował się ucieczką. Miłość atoli ku Sygnie, której nad sobą przezwyciężyć nie mógł, przywiodła go powtórnie do Zelandyi. Służąca królewny skoro go ujrzała i poznała, natychmiast o zjawieniu się jego uwiadomiła króla; w skutek czego był zchwytany i do więzienia wtrącony. Dla zawyrokowania o losie Hagbarta zgromadzili się Zelandczykowie na tyng i rozczepili się na dwa stronnictwa. Jedno, mając na uwadze, że po śmierci królewiców których zabił Hagbart, tron osierocony został, nietylko mu przebaczyć żądało, ale owszem głosowało, aby ożenić go z królewną i następcą tronu ogłosić. Drugie, daleko liczniejsze, mając na widoku zgwałcenie świętych praw gościnności, wzięło nad pierwszem przewagę, głosowało za ukaraniem i Hagbarta na powieszenie skazało. Skoro Sygna dowiedziała się o wyroku, uprzedziła wykonanie jego samobójstwem, podpaliwszy wprzód pokój w którym mieszkała. Hagbart zginął na stryczku.
- ↑ Jul, uroczystość zimowego zwrotu słońca, czci Freja poświęcona. Przypadała ona, jakeśmy wyżej (przyp. 28) widzieli, w miesiącu Grudniu (jednocześnie z dzisiejszem Bożem Narodzeniem). Na ofiarę Frejowi zabijano dzika (nisczyciela pól) którego pieczono, przystrajano w zieleń, wnoszono do sali ucztowej i na stół stawiano. Nad głową tej ofiary formowano różne wota i proszono bogów o ich ziszczenie. Zwyczaj zabijania podczas świąt julowych wieprza nieustał dodziśdnia w krajach północnych i, zdaje się, przeszedł swoją drogą i do nas.
- ↑ Żyć u Wilka, nocować z Wilkiem, znaczy: niemieć własnego kąta, błąkać się bez przytułku.
- ↑ Bóg światłości Balder, był najpiękniejszy, Bóg gromu, Thor, najwyższy z bogów.
- ↑ O Hagbarcie i Sygnie, patrz przyp. 103. Zdaje się pieśń o tych niesczęśliwych kochankach nie bez celu tu wprowadzona.
- ↑ Nart — ostra stalowa lub żelazna podstawka, przywiązywana pod łyżwami, dla kierowania się w biegu po lodzie (patins).
- ↑ rota — jedna z Walkyrij (przyp. 54).
- ↑ Nastrand — najstraszliwsza część piekła (przyp. 65).
- ↑ Słowa oryginału Varg i Veum są Staroislandzkie i znaczą: Wilk w kościele, wyrażają one największego zbrodniarza i krzywoprzysiężcę, bezbożnika, świętokradzcę (w obszernem znaczeniu tego ostatniego wyrazu).
- ↑ Mowa tu o gwiaździe polarnej, która z gruppą gwiazd wokoło jej leżących, służyła Normannom w podróżach morskich za kompas, jak i dziś jescze służy niektórym plemionom Syberyi północnej za skazówkę orjentującą ich podróże nocne podczas zimy.
- ↑ Szynfaks (Skinfaxe, jasnogrzywy), jest to rumak ciągnący rydwan Dnia, jak Hrymfaks (zmarzłogrzywy) Nocy. Dzień według wyobrażeń Skandynawskich, był synem Delinga, jednego z Asów, i Nocy z pokolenia olbrzymów.
- ↑ W języku Skaldów wojenne okręta, czyli smoki, miały jescze inne poetyckie nazwy, jako to: morskich rumaków, czarnych łabędzi i koni skrzydlatych.
- ↑ O bogu Hejmdalu czytamy w Eddzie Semundowej co następuje: Jest jescze jeden As imieniem Hejmdal, mianowany także i Białym Asem; jest on święty i potężny. Dziewięć panien, rodzonych sióstr, wydało go na świat. Nazywa się jescze Złotozębym, że ma zęby ze złota. Jego miecz zowie się Hofud, wierzchowiec — Guldtopp (złotoczuby), pałac — Himingbiorg (twierdza niebieska). Pałac ten leży tuż podle Bifrostu (mostu tęczowego, którym się Niebo z Ziemią łączy). Hejmdal jest strażnikiem niebios. Siedząc na granicy nieba, czuwa on, aby olbrzymi gór nie opanowali mostu. Mniej spi od ptaka, a wzrok ma również ostry w nocy jak we dnie. Widzi on wszystkie przedmioty o sto mil odlegle; słyszy jak rośnie trawa na ziemi a wełna na owcach.... Posiada trąbę w kształcie rogu Giallarem zwaną. Kiedy Hejmdal w ten róg uderza, głos jego rozlega się po wszystkich światach.“ — Do tego dodajmy, że Hejmdal dźwiękiem swojego rogu nietylko ostrzega bogów o zbliżeniu się nieprzyjaznych olbrzymów, ale też zwiastuje im o przybyciu do Walhalli nowego znakomitego gościa. Najstraszliwiej zaś zagrzmi on przed skończeniem świata, kiedy zapieją trzy nieśmiertelne koguty i wystąpi przeciw bogom i Enherjom Surtur, władca Muspelhemu, z legjonami ogniów i olbrzymów.
- ↑ Patrz przypis powyższy 115.
- ↑ Wanadis (Wanów bogini) to samo co Freja (patrz przypis 5).
- ↑ O Sadze i jej pałacu Sekwabeku, objaśnia przypis 41.
- ↑ Mimer bóg mądrości. (Przypis 31.)
- ↑ Forset, syn Baldera i Nanny, bóg sprawiedliwości — Bóg-Sędzia (przyp. 43.)
- ↑ Źródło Urdy opisano w przypisie na str. 145.
- ↑ Nazwy poetyckie złota, wynikłe z mniemania, jakoby Węże i Smoki (w znaczeniu olbrzymów, Jottów) sypiali na przechowywanych skarbach, a Karłowie, mieszkający w ciemnych wnętrznościach gór, do których nigdy nie wpadały promienie słoneczne, musieli przestawać na świetle jakie mieli od blasku złota.
- ↑ O Nornach objaśniono w przypisku 13.
- ↑ Zabójstwo spełnione na przyjacielu lub krewnym można było okupić kosztownemi darami lub pieniędzmi.
- ↑ Angantyr syn morskiego konunga (wikinga) Arngrima, panującego w Islandyi, posiadał miecz zwany Tyrfing, w którym, kujący go Karłowie zamknęli przekleństwo na zgubę tego kto go piastować będzie. Kiedy córka Angantyra, Herwera, mając gwałtowną potrzebę zbliżyła się do kurhanu ojca i zanuciła: Obudź się obudź Angantyrze, surowy dziki Berserku, wysłuchaj prośby Herwery, córy twojej i Swafy, ostatniej rósczki twojego rodu i udziel jej miecza etc., — Angantyr z wielką niechęcią pozwolił córze wziąść Tyrfing, ale zarazem przepowiedział jej zgubę niechybną.
- ↑ Złuda (fata morgana — mirage) czyli zjawisko optyczne, dające się nieraz postrzegać na niebie przy zgęsczonem powietrzu i odbiciu się na nieci ziemskich przedmiotów. Tu jednakże złuda nie oznacza mirażu, ale prawdziwą wizją, jaką Frytjofowi ulitowani bogowie zsyłają.
- ↑ Wyrażenie przenośne zamiast: ku niebu. Walaskialf jest nazwa pałacu, w którym mieszkał bóg zimy, syn Odyna, w trzeciej części Zodyaku (Wodnik — Styczeń).
- ↑ Wyrażenie Eddy poetyckiej.
- ↑ Metaforycznie, zamiast: kiedy rozpatruje się w przeszłości (Urda, przeszłość) i z jej doświadczenia korzysta.
- ↑ Ragnarök (zmierzch bogów) to jest, skończenie świata, mające kiedyś nastąpić. Poprzedzi wielką tę katastrofę trzyletnia surowa zima (fimbulvetr), podczas której same tylko boje trwać będą. Wszystkie węzły rodzinne, wszystkie stosunki społeczne, rozprzęgą się ostatecznie: ojciec nie pozna syna, brat powstanie na brata; będzie to wiek toporów, mieczów, burz i wilków. W końcu zimy zapieją wspołem trzy odwieczne koguty: o złotym grzebieniu w Walhalli, czerwony jak płomień — na Ziemi, blady jak cień zmarłego — w państwie Heli. Stróż niebieskiego mostu (Bifrost-Tęcza) Hejmdal, słysząc ich pienie i postrzegając wychodzącego z Muspelhemu Surtura (czarny) z legijonami ogniów, uderzy tak potężnie w swój róg Gjallar, że dźwięk rozlegnie się po wszystkich dziewięciu światach. Surtur z płomienistem wojskiem, siądzie na okręcie z paznokci umarłych zbudowanym, którego sterem Lok (oswobodzony od więzów) kierować będzie, i rzeką co oddziela Asgard od Muspelhemu, ku Walhalli popłynie. Wilk-Fenrys, Wąż-Midgardowy (synowie Loka), olbrzymi pod dowództwem Hrymera, i wszystkie potwory piekielne ruszą także i na stómilowej dolinie Wigridu staną. Próżno Odyn radzić się będzie głowy Mimera; dzień katastrofy nastąpi. Zejdą się Asy i Enherjowie (bohaterowie) i pod wodzą Odyna tamże pociągną. Wtedy zagrzmi nakoniec bój ostateczny. Odyn wystąpi przeciw Wilkowi, Thor przeciw Wężowi, Hejmdal dobędzie miecza na Loka, Frej na Surtura. Odyn zginie zagryziony od Fenrysa, ale Widar bóg milczenia zemści się śmierci ojcowskiej i zabójcę mieczem przeszyje. Thor zdruzgocze Miolnerem (młotem swoim) łeb Węża-Midgardowego i otruty jadem jego padnie; Lok, Hejmdal, Frej i Surtur w pojedynku zginą; słowem, wszyscy walczący polegną, i wraz z gorejącym Asgardem, który płomienie Muspelhemu zapalą, spłoną. Strop niebieski pęknie, gwiazdy spadną, ziemia ponurzy się w głębiach oceanu i t. d. — Resztę obrazu znajdzie czytelnik w samej Pieśni.
- ↑ Ida, Ida-Val, mieszkanie Alfadera (Wszechojca) w znaczeniu jedynego Bóstwa, nie mające uledz znisczeniu, nawet przy skończeniu świata, kiedy powszechny pożar, i widome niebo i ziemię pochłonie. W drugiem podobnież nieśmiertelnem miejscu, zwanem Gimle, mieszkały dusze bezwarunkowo cnotliwe.
- ↑ Wers dodany przez zespół Wikiźródeł na podstawie erratów.
- ↑ Jumała oznacza do dziśdnia w języku Finnów, Jedynego Najwyższego Boga. Júmmala = Bóg; Júmmalá-ha = żegnaj, niech ci Bóg sczęści!
- ↑ Varg-i-Veum (wilk w kościele) objaśniony w przypisie 111.
- ↑ Na tem kończy się Poemat o Frytjofie. Saga atoli Islandzka, z której powstał, a którą czytamy we wstępie do przekładu Angielskiego Pana Stephensa, dodaje, że Frytjof i Ingeborga żyli długo i mieli liczne potomstwo.