Frytjof (Tegnér, tłum. Wiernikowski)/Pieśń XXIV
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Frytjof | |
Wydawca | nakład tłumacza | |
Data wyd. | 1861 | |
Druk | Jozafat Ohryzko | |
Miejsce wyd. | Petersburg | |
Tłumacz | Jan Wiernikowski | |
Tytuł orygin. | Frithiofs saga | |
Źródło | skany na commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Świetnie się wznosi, na wzgórzu, nowy przybytek Baldera
Już ukończony zupełnie. — Dziś go nie grodzi jak dawniej
Parkan z drzewa ciosany, ale wykuta z żelaza
Krata otacza. Pręt każdy kraty tej, złotą połyska
Z góry głowicą, jak gdyby huf jaki w broni stalowej,
Z ostrym czekanem w prawicy, z hełmem błysczącym na czole,
Stoi na straży u Boga, nowej pilnuje zagrody. —
Z brył granitowych potężnych, sztuką spojonych, gmach powstał,
Dzieło olbrzymie, na podziw wiekom, podobne do owej
Dziwnej świątyni Upsalskiej, w której ówczesny świat widział
Obraz swej ziemskiej Walhalli. Dumnie na stromej opoce
Gmach się sadowi i w falach czoło wspaniałe kołysze.
Niżej, zacisze pokoju, jakby pas kwieciem przetkany,
Ciągnie się piękna dolina, kędy strumyków tysiące
Brzęczą wesołe, i kędy ptaków odzowne brzmią chory.
Brama kościelna ze spiżu — wewnątrz filarów dwa rzędy
Dzierżą na silnych ramionach kopułę wielką a wklęsłą,
Niby wnętrze wypukłe, i zawieszone w obłokach
Złotem krytego puklerza. W środku świątyni z marmuru
Ołtarz ciosany jaśnieje. Wąż go obwija dokoła
Skreślon mądremi runami, w których mistrz zamknął zbawienne
Zdania, z Woluspy i Górnej-Pieśni Odyna wyjęte.
W głębi, powyżej ołtarza, w wielkiej framudze murowej,
Na lazurowem tle, krocią gwiazd pełgających usianem,
Błysczy ze srebra ulany posąg Dobrego-Baldera,
Z słodkiem, łagodnem obliczem, jakie ma księżyc na niebie.
Dziewic dwanaście — kapłanek nowowzniesionej świątyni —
Wchodzi parami do środka. Szaty ich błysezą od srebra,
Lica goreją różami — serca pałają czystością.
Stają przed głazem, i niby lekkie zefiry wiosenne
Gdy się nad źródłem kołyszą, lub niby leśni Alfowie
Kiedy pląsają po trawie, rosą poranku zwilżonej,
Taniec wsczynają pobożny, i hymn w cześć boga śpiewają:
Jaką miłością kochały wszystkie stworzenia Baldera;
Jak z bratobójczej ślepego poległ prawicy Hedera,
Grotem jemioły przeszyty; jak i Niebiosa i Ziemia
I niezmierzony Ocean po nim szlochały! — Śpiew choru
Dziewic dobranych, tak słodki, tak uroczysty się szerzył,
Ze zdał się głosem nieziemskim, a z Brejdabliku płynącym.
Był on tak miły, jak miłe druha wspomnienie, gdy w sercu
Dziewy samotnej się budzi, w obec słowika, co grzmiące
Pieśni jej leje, lub w obec księżyca, co przed nią
Brzozy północne osrebrzą. — Frytjof o tarczę oparty
Patrzy na taniec z roskoszą. Młodych lat lube obrazy
Rojem, by dziatwa niewinna, kupią się, stają przed okiem
I przyjacielskie staremu znaki druhowi podają. —
Boje, zwycięztwa i inne morskie przygody powolnie
Nikną w pamięci, jak niknie obraz krwawego widziadła
W nocnym pomroku. Już Frytjof sobie w marzeniu wystawia,
Że na ich stoi mogile, jak głaz, w kwiaty ubrany.
W miarę jak śpiew się przeciąga, dusza młodzieńca z padołu
Leci ku Walaskialfowi.[1] Zemsta, nienawiść, topnieją,
Jak skał lodowe pancerze, kiedy je słońce ogrzeje;
Ocean sczęścia, zachwytu, pierś bohatera przepełnia;
Już on marzy, że tętno matki przyrody o jego
Serce uderza; że trzyma cały świat w swojem objęciu,
I że przed okiem Baldera, z Niebem i Ziemią się godzi.
Wtem Arcykapłan wstępuje — Nie jest to młodzian zaiste,
Ale ma rysy urocze, piękne jak rysy Baldera,
Kibić wyniosłą, twarz słodką, brodę falami srebrnemi
Na dół do pasa płynącą. Jakieś nieznane wzruszenie,
Jakiś szacunek głęboki, wstrząsł dumną duszą Frytjofa.
Chyli on orle przyłbicy skrzydła pokornie przed starcem,
Który nań patrzy spokojnie i temi słowy go wita:
Synu mój! przyjm pozdrowienie! Długo na ciebie czekałem;
Przyjm pozdrowienie i mowy starca wysłuchaj z uwagą. —
Lubi się błąkać po morzu Siła, nim unużona
Spocznie pod strzechą rodzinną. — Thor, bóg piorunu, nie mało
Odbył, wiesz, wypraw do kraju, kędy ród mieszka olbrzymów:
Ale pomimo dziwnego pasa, pomimo żelaznych,
Ciężkich rękawic — on dotąd zła niewytępił do sczętu;
Dotąd na tronie zasiada Lok-groźny władca Utgordu.
Siła-bo Zła nie wytępi, które też samo jest siłą
I występuje do walki. Zbożność gdy nie jest oparta
Na niewzruszonej podstawie, jest jak to słońce niknące,
Co się gdy spuszcza na łono rozkołysane Egira,
Niema oparcia i, z ruchem fal, to się wznosi, to spada.
Ale i Siła, gdy nie jest na pobożności oparta
Sama się trawi i nisczy, jak ów złożony w mogile
Oręż rdzawieje i znika. Siła bezbożna jest smutnem
Pjaństwem żywota — nad czaszą czapla wciąż tkwi niepamięci[2].
Wszak upojony gdy człowiek do przytomności swej wraca,
Czyż się nie wstydzi sam siebie? Siłę wszak ziemia wydała —
A ziemia? ciało Imera: bystre potoki jej, są to
Żyły olbrzyma; a kruszce, jego to ścięgna ogromne;
Byłaby ciemną, bezpłodną ziemia, jeśliby niebieska
Błogość, w promieniach słonecznych światła nań, ciepła nie zlała:
Ale gdy zlała, wnet łono matki tej życiem zadrgało.
Toż zielenieje murawa, pączki kraśnieją, owoce
Wiążą się w kłąbki, drzew sczyty szumią, zwierzęta i ludzie
Pokarm swój z łona jej ciągną. — Ojciec wszech rzeczy dwie wagi
Trzyma na szali: z, nich jedna zowie się ziemska potęga,
Druga niebieska pobożność. — Thor bez wątpienia jest silny,
Kiedy swe biodra skaliste pasem cudownym ociska;
Odyn jest mądry zaprawdę, kiedy w zdrój Urdy[3] pogląda,
Lub kiedy krucy mu wieści z całego świata przynoszą.
Przecież sam Thor i sam Odyn drżeli — korony ich zbladły —
Kiedy padł Balder — ta splotu Walhallowego przepaska!
Przecież wypłowiał z boleści sczyt Igdrazylu zielony,
Nidheg-Smok uradowany podgryzł mu korzeń w tryumrie,
Dzieci Nocy prastarej — duchy zerwały swe pęta;
Mknęły po świecie swobodne. Wąż Midgardowy zasyczał
Żądłem zatrutem ku niebu, Fenrys-Wilk zawył i Surtur
Mieczem powionął ognistym. Odtąd, jak sam to wciąż widzisz,
Wojna z czerwonym puklerzem, środkiem stworzenia przechodzi —
W niebie kur ozwał się strojny złotym grzebieniem, na ziemi
Zapiał czerwonopłomienny, zguby powszechnej zwiastuny.
Dawniej mir kwitnął nie tylko w bożych pałacach na niebie,
Kwitnął i w łonie ludzkości. W sercu tak człeka jak boga
Mieszkał on dawniej zarówno. — Wszystko co widzim na ziemi
Było spełnione już w niebie, ale spełnione wspanialej. —
Łuna to Nieba na tarczy świeci runicznej u Sagi,
Dziejów bogini. Toż dawniej w duszy każdego człowieka,
Żył duch Baldera! — Przypomnij owe sczęśliwe godziny,
Kiedy ci żywot dziecinny płynął spokojnie w zaciszu;
Tak czarujący, jak duma rozmarzonego słowika,
Co się na kwiatach, wstrząśnionych tchnieniem zefiru kołysze.
O! wtedy — wtedy — Frytjofie w czystej, niewinnej twej duszy,
Błędnym obrazku Walhalli — mieszkał bóg-dobra, bóg-światła.
Bo on nie umarł dla dzieci! — Hela wypuscza go na świat,
Ilekroć razy na ziemi rodzi się nowy śmiertelnik.
Ale z Balderem tuż rośnie, w sercu dziecięcia, i ślepy
Brat jego Heder. Zło bowiem rodzi się ślepe, jak ciemny
Płód niedźwiedzicy. Płascz Nocy mrokiem go swoim osłania,
Dobro zaś słońcem jaśnieje. Lok, duch-kusiciel tak czynny
Ręką ślepego kieruje, i ciągłe razy zadaje
Oblubieńcowi Walhalli. Cóż wtedy widzim przed sobą?
Oto nienawiść i zemsta krwawej szukają zdobyczy;
Głodny wilk-miecza po górach i po dolinach się błąka;
Smoki szaleją, i morskie krwią zalewają odmęty! —
Tak-bo też Litość-niebieska zmarła dla świata, zstąpiła
W kraje podziemne do Heli, i, jak cień słaby, bezsilny,
Siedzi pomiędzy cieniami. — Asów, jak widzisz, istnienie
Jest do naszego podobne. Oba żywoty są tajnią
Myśli Wszechojca, i oba zmianie ulegać nie mogą. —
Pieśń, którą Wala nóciła, zna nieomylnie, i przeszłość,
I teraźniejszość, i przyszłość. Pieśń jej — to piosnka piastunki,
Którą nad wieków kolebką niegdyś nócono, a którą
I nad ich grobem zapieją. — Ziemi roczniki oddawna
Są zapisane tam — w górze: człek w nich swą sagę przeziera.
»Czy mię rozumiesz, lub nie?« pyta się Wala u ciebie.
Chcesz pojednania — a wiesz-że co pojednanie oznacza?
Patrz na mnie śmiało, młodzianie; słuchaj — nie blednij przed słowem:
To pojednanie od końca ziemi do końca wciąż chodzi,
Zowie się Śmiercią. — Jak chwila jest odrobiną wieczności,
Tak, od kolebki, nasz żywot cząstką jest tchnienia Wszechojca.
Być pojednanym, oznacza: wrócić do pierwszej czystości. —
Sami Asowie upadli — Dzień Ragnareku[4] jest dla nich
Dniem oczysczenia — dniem, w którym krew się ich święta przeleje
Na stómilowym Wigridzie. — Przecież nie zginą bezkarnie:
Bo zło polegnie na wieki — bez zmartwychwstania polegnie.
Dobro ożyje i ogniem stosu wielkiego omyte
Lepszem istnieniem zaświeci, i wiecznie świecić w niem będzie.
Chociaż gwiazd wieniec spłowiały runie ze skroni niebieskiej,
Choć w oceanu głębinach ziemia chwilowo zatonie,
Wyjdzie z nich przecież piękniejszą, niż jaką była przed laty,
Z kwieciem świetniejszem na czole. — Gwiazdy też nowe zabłysną
I swój na niebie powolny znowu korowód potoczą,
Skrząc się ogniściej niż wprzódy nad odnowioną ziemicą. —
Asy nowymi i ludźmi wtedy już Balder jedyny
Rządzić będzie. Tablice kryte świętemi runami,
Co je w zaraniu Stworzenia dawni Asowie stracili,
Nowi wynajdą na wałach Idy, darniną porosłych.
Śmierć tedy, widzisz, dla Dobra jest tylko próbą ogniową,
Zwrotem czystości, przechodem do zacniejszego żywota;
Jest ostatecznym powrotem w strony zkąd wyszło, i kędy
Wiecznie, by dziecie niewinne, z wiecznym swym ojcem zamieszka.
Wszystko co jest najlepszego kryje się poza mogiłą,
Bramą zieloną, wiodącą do nieśmiertelnej wprost Gimli[5];
Wszystko zaś co pod gwiazdami — słabe, ułomne, skalane.
Żywot nasz przecież tu jescze ma pojednanie się z Ojcem,
Nie tak wspaniałe jak tamto, któremu służy przygrywką.
Jest ono ciche, spokojne, jak słabe Skalda rozdźwięki,
W których mistrz arfę urządza, brząka, nim potem, ująwszy
Struny jej, śmiało je zmąci i starodawne obrazy
Z grobu wywoła, lub oczom zaczarowanym słuchacza
Blaski Walhalli odsłoni. — Ziemia — podnóże niebieskie —
Jest tylko małem podwórkiem, którem się idzie do gmachu
Balderowego na niebie. — Ludzie, składając ofiary
Asom, prowadzą ze złotem siodłem, z kraśnemi wstęgami
Zrzebca do gaju świętego. — Symbol to, synu, zjednania,
Symbol wielkiego znaczenia, ale nie samo zjednanie.
Winy twej nikt oprócz ciebie — ciebie samego — niezmyje.
Tylko się zmarli jednają w łonie odwiecznem Wszechojca:
Żywi — tu jescze w swem sercu noszą ów zaród zjednania.
Wiem ja, Frytjofie, ofiarę, którą masz złożyć niebianom,
Słodszą od dymów, od woni, jakie z ołtarzów im płyną.
Jest to z zemsty ofiara — zemsty co gore w twem sercu!...
Jeśliś niezdolny jej złożyć — sczerze pogodzić się z wrogiem —
Toś nadaremno pracował — bryły te dźwigał pod chmury:
Głazy nie zmiękczą Baldera, Aby go zjednać, potrzeba
I tu na ziemi i w niebie duszę do miru zniewolić.
Wprzód się masz z wrogiem swym — z Sobą — sczerze pogodzić, a potem
Już ci i Balder przebaczy — i już się z tobą pojedna!
Głosi wieść że na południu, zjawił się Balder, syn Panny,
Z nieba od Ojca zesłany, aby znaczenie run ciemnych
Co się na czarnych obwodach tarcz, piastowanych przez Norny,
Kryją, śmiertelnym wyjaśnił. Pokój był tego Baldera
Hasłem wojennem; miłością zwał się bojowy miecz Jego.
Czystość, niewinność, w postaci cichej gołąbki jaśniała
Na Jego srebrnej przyłbicy. Żył On pobożnie i uczył,
Potem swym wrogom przebaczył, i żywot skończył doczesny.
W cieniu dalekich palm, błysczy kurhan nowego Baldera,
Jego nauka z doliny bieży w dolinę, łagodzi
Serca stwardniałe, łączy wrogów zwaśnione prawice —[6]
Nieznam ja Jego nauki, ale ją w duchu przeczuwam —
Każdy ją człowiek przeczuwa. Wiem, że z kolei tu przyjdzie
I nad skałami Północy skrzydła roztoczy gołębie;
Ale już wtedy nie będzie tej naszej starej Północy:
Szum tylko liści dębowych, nad mogiłami rozwianych,
Wspomni o przodkach zabytych. Ale, o Rodzi potomna!
Co swe pragnienie ugasisz w promieniejącym kielichu
Światła nowego, przyjm moje, przyjm pozdrowienie najsczersze!
Światło to twojem zostanie — ono rozsypie chmurzyska,
Co wilgotnemi zasłony blask zaciemniają żywota.
Lecz nami nie gardź, Potomstwo, nie gardź — i myśmy w tem życiu
Nie odwracali oblicza od prawd, od światła nauki.
Ty nienawidzisz Helowych synów, Frytjofie; a za co?
Że ci swej siostry nie dali — siostry co ród swój królewski
Z nieba wywodzi przez syna Odynowego Seminga?...
Świetność takowa, czyż nie jest słuszną do pychy podnietą?
Ale ty mówisz, że: trafem jest urodzenie, nie żadną
Wielką zasługą; — więc czemże pysznim się, jeśli nie łaską,
Jeśli nie dary, któremi los nas przychylny z zrządzenia
Bogów uświetnia? Sam wyznaj przedemną, o synu,
Azaż nie jesteś ty dumny z dzieł bohaterskich, z potęgi
Tego ramienia silnego? Przecież, młodzianie, nie z własnej
Woli te dary posiadasz. Muskuły twoje niezłomne,
Niby konary dębowe, nie sąż ci dane od Thora?
Alboż nie Thora odwaga, piersią twą w boju kołysze?
Ogień co bije ze źrenic, nie jestże skrą jego gromu?
Już u kolebki ci Norny, pieśń bohaterską śpiewały —
Zacóż ta świetność bojowa, którą celujesz nad innych,
Ma być zacniejszą od tamtej, za którą króle obstają?
Nie gardź-że dumą niczyją, aby nikt twoją nie wzgardził.
Starszy syn Bela, Helg zginął....« »Zginął Helg — Frytjof przerywa
Kiedy, jak zginął, i kędy?« Starzec mu na to odpowie:
»Kiedyś ten bogu przybytek wznosił na skale, nasz konung
W kraje Finnów górzyste z wojskiem ogromnem wyruszył. —
Tam — powiadają — wysoka skała samotnie się wznosi:
Na niej stała świątynia stara, Jumale[7] święcona.
Już opusczona oddawna. Posąg dziwaczny bożyscza
Tkwił przechylony, jak gdyby runąć mający z wyżyny.
Nikt się doń zbliżać nieważył, bowiem podanie prastare
Z rodu w ród bieżąc głosiło, że kto świątynię otworzy
I do jej środka wejść zechce, boga Jumałę zobaczy.
Skoro się o tem dowiedział konung, wnet gniewem zapłonął
I postanowił chram zburzyć. Zatem skrytemi drożyny
Ruszył ku niemu. — Gdy przybył, znalazł i bramę zamkniętą
I zardzawiały klucz w zamku. Więc za uszaki pochwyca
Silnie je wstrząsa, spróchniałe słupy się walą, i bałwan
Z góry z łoskotem straszliwym spada na syna Walhalli
I swym ciężarem go tłoczy. — Tak ujrzał konung Jumałę.
Nocy dzisiejszej nam o tem przyniósł wieść goniec — i Halfdan
Jeden już w kraju panuje. Owoż przeciągnij doń rękę,
Poświęć gniew bogom w ofierze; tego od ciebie wymaga
Balder, i ja — jego kapłan. Tem tylko możesz przekonać,
Żeś nie igrał dobrocią bóstwa. W razie przeciwnym
Cóż będzie znaczył ten kościół w górę olbrzymio wzniesiony?
Będzie on pracą daremną, jak i me słowa daremne.« —
Właśnie w tej chwili gdy kapłan kończył swe słowa, król Halfdan
Wszedł do świątyni. Postrzegłszy uzbrojonego Frytjofa,
Przystał w oddali od niego, i z niepokojem nań patrzał.
Wtedy Frytjof odwiąże miecz swój straszliwy i tarczę
W złoto oprawną do głazu ołtarzowego przysłoni;
Potem podchodząc do króla, rzecze łagodnie: »W zatargu,
Jakim jest nasz, o Halfdanie, ten kto najpierwszy ku zgodzie
Rękę podaje, wygrywa.« Halfdan, kraśniejąc, zdejmuje
Wnet rękawice żelazne — i w mgnieniu oka dwie dłonie
Długim dzielone rozbratem, splotły się w wiernym uścisku
I tak stałym, jak naszych skał podwaliny odwieczne.
Tu Arcykapłan zdejmuje klątwę hańbiącą z wygnańca,
Z wilka-kościoła.[8] W tej chwili, jakby do ślubu ubrana,
W delii gronostajowej, wchodzi Belówna, a za nią
Dworskie dziewice, jak gwiazdy poza księżycem kroczące.
W pięknych jej oczach błysnęła łza rozrzewnienia — w objęcie
Brata Halfdana upada; ten, rozczulony, kochaną
Siostrę na łonie wiernego składa Frytjofa; a ona
Z błogosławieństwem kapłana rękę nad ołtarz wzniesioną
Temu na wieki oddaje, kto był jej młodych lat druhem,
Kto oblubieńcem jedynym serca jej został na wieki![9]
Koniec.
- ↑ Wyrażenie przenośne zamiast: ku niebu. Walaskialf jest nazwa pałacu, w którym mieszkał bóg zimy, syn Odyna, w trzeciej części Zodyaku (Wodnik — Styczeń).
- ↑ Wyrażenie Eddy poetyckiej.
- ↑ Metaforycznie, zamiast: kiedy rozpatruje się w przeszłości (Urda, przeszłość) i z jej doświadczenia korzysta.
- ↑ Ragnarök (zmierzch bogów) to jest, skończenie świata, mające kiedyś nastąpić. Poprzedzi wielką tę katastrofę trzyletnia surowa zima (fimbulvetr), podczas której same tylko boje trwać będą. Wszystkie węzły rodzinne, wszystkie stosunki społeczne, rozprzęgą się ostatecznie: ojciec nie pozna syna, brat powstanie na brata; będzie to wiek toporów, mieczów, burz i wilków. W końcu zimy zapieją wspołem trzy odwieczne koguty: o złotym grzebieniu w Walhalli, czerwony jak płomień — na Ziemi, blady jak cień zmarłego — w państwie Heli. Stróż niebieskiego mostu (Bifrost-Tęcza) Hejmdal, słysząc ich pienie i postrzegając wychodzącego z Muspelhemu Surtura (czarny) z legijonami ogniów, uderzy tak potężnie w swój róg Gjallar, że dźwięk rozlegnie się po wszystkich dziewięciu światach. Surtur z płomienistem wojskiem, siądzie na okręcie z paznokci umarłych zbudowanym, którego sterem Lok (oswobodzony od więzów) kierować będzie, i rzeką co oddziela Asgard od Muspelhemu, ku Walhalli popłynie. Wilk-Fenrys, Wąż-Midgardowy (synowie Loka), olbrzymi pod dowództwem Hrymera, i wszystkie potwory piekielne ruszą także i na stómilowej dolinie Wigridu staną. Próżno Odyn radzić się będzie głowy Mimera; dzień katastrofy nastąpi. Zejdą się Asy i Enherjowie (bohaterowie) i pod wodzą Odyna tamże pociągną. Wtedy zagrzmi nakoniec bój ostateczny. Odyn wystąpi przeciw Wilkowi, Thor przeciw Wężowi, Hejmdal dobędzie miecza na Loka, Frej na Surtura. Odyn zginie zagryziony od Fenrysa, ale Widar bóg milczenia zemści się śmierci ojcowskiej i zabójcę mieczem przeszyje. Thor zdruzgocze Miolnerem (młotem swoim) łeb Węża-Midgardowego i otruty jadem jego padnie; Lok, Hejmdal, Frej i Surtur w pojedynku zginą; słowem, wszyscy walczący polegną, i wraz z gorejącym Asgardem, który płomienie Muspelhemu zapalą, spłoną. Strop niebieski pęknie, gwiazdy spadną, ziemia ponurzy się w głębiach oceanu i t. d. — Resztę obrazu znajdzie czytelnik w samej Pieśni.
- ↑ Ida, Ida-Val, mieszkanie Alfadera (Wszechojca) w znaczeniu jedynego Bóstwa, nie mające uledz znisczeniu, nawet przy skończeniu świata, kiedy powszechny pożar, i widome niebo i ziemię pochłonie. W drugiem podobnież nieśmiertelnem miejscu, zwanem Gimle, mieszkały dusze bezwarunkowo cnotliwe.
- ↑ Wers dodany przez zespół Wikiźródeł na podstawie erratów.
- ↑ Jumała oznacza do dziśdnia w języku Finnów, Jedynego Najwyższego Boga. Júmmala = Bóg; Júmmalá-ha = żegnaj, niech ci Bóg sczęści!
- ↑ Varg-i-Veum (wilk w kościele) objaśniony w przypisie 111.
- ↑ Na tem kończy się Poemat o Frytjofie. Saga atoli Islandzka, z której powstał, a którą czytamy we wstępie do przekładu Angielskiego Pana Stephensa, dodaje, że Frytjof i Ingeborga żyli długo i mieli liczne potomstwo.