Frytjof (Tegnér, tłum. Wiernikowski)/Pieśń XIII
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Frytjof | |
Wydawca | nakład tłumacza | |
Data wyd. | 1861 | |
Druk | Jozafat Ohryzko | |
Miejsce wyd. | Petersburg | |
Tłumacz | Jan Wiernikowski | |
Tytuł orygin. | Frithiofs saga | |
Źródło | skany na commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Słońce śródnocne, niby krwią zalane,
Tkwi nad szarej góry czołem;
To nie dzień, nie noc — światło, mrok zmięszane
Zaległy krainę społem.[1]
Stos Balderowy, niby drugie słońce,
W świątyni wznosi płomienie;
Lecz wkrótce zgaśnie, i Heder swe ćmiące
Nad ziemią roztoczy cienie.
U ścian świątyni stojący kapłani
Głownie stosu przewracają;
Srebrzysto-brodzi, latami złamani,
Krzemienne noże trzymają.
I arcykapłan-Helg, według zwyczaju,
Już się u ołtarza trudzi;
Wtem, o północy, jakiś się śród gaju
Zgiełk i sczęk oręża budzi!
»Biornie! sam do wrót! stawać tam na straży!
»Zatarasować podwoje!
»A kto się wymknąć, albo wejść poważy,
»Łeb temu płatać na dwoje!«
Blednie Helg — głos ten poznaje straszliwy; —
»Aliści postać złowiescza
Wchodzi, i głosem jesieni burzliwej
Tak swe zjawienie obwiescza:
»Spełniłem rozkaz — masz daninę w zysku,
»Wziętą na głębi dalekiej;
»Ale dziś, przy tém Baldera ognisku,
»Rozprawimy się na wieki!
»Tarczę na ramię! pierś zacnie obnażaj!
»Bój się bez hańby odbędzie.
»Żeś konung, pierwszy uderzysz — lecz, zważaj,
»Potém moja kolej będzie!
»Ha! lisie w norze zatrzaśnięty! czego
»Tak topisz we drzwiach wzrok ostry?
»Może nie pomnisz Framnesu mojego,
»Ni złotowłosej swej siostry?« —
Tak woła Frytjof z godnością rycerza,
Sięga po worek — i potem.
Jak od niechcenia, ciska i uderza
W konungowe czoło złotem.
I wnet trysnęła krew z ust zranionego,
I wzrok mu pociemniał świetny;
Mdleje — i pada u stosu bożego
Potomek Asów szlachetny!
»Tchórzu nikczemny! ciężka widać praca
»Patrzeć na blask tego złota!
»Ale nie umrzesz — mój oręż nie skraca
»Podobnym tobie żywota!
»Ciszej! miesiąca wypłowiałe kniazie[2]!
Wara! mi z temi nożami[3].
»Do krwi się budzi zapał w mem żelazie:
»Ruszcie się — błyśnie nad wami!
»A ty, Balderze, ognistem spojrzeniem
»Za co we mnie gromy ciskasz?
»Ty który dotąd — (mówię z przeproszeniem!)
»Kradzioną manelą błyskasz!
»Nie przypominam, by Waulund na twoję
»Kuł ozdobę klejnot złoty;
»Przemoc go zdarła krzywdząc mą dziewoję —
»Precz! z upominkiem despoty!« —
I targnął silnie, lecz jak gdyby zlany
Był z ręką dar drogocenny;
Przecież go zerwał — więc bóg rozgniewany
Rzucił się na stos płomienny.
Cyt! bucha ogień — szerzy się po gmachu —
Złotym zębem rwie sufity;
Blady Biorn, stoi u bramy jak wryty,
Frytjof nawet drży ze strachu.
»Wypusczać ludzi! otwierać wychody!
»Straż niepotrzebna. — O Boże!
»Pali się kościół! drużyno! hej, wody!
»Hej nieście całe tu morze!« —
I w mgnieniu oka, wzgórze z morskim brzegiem
Drużyna dzielna złączyła;
Z rąk do rąk fala pobiegła szeregiem,
Sycząc w pożar uderzyła.
Frytjof z poddasza, jak bóg desczu[4] z chmury,
Potoki wody wylewa;
Na śmierć ognistą śmiało patrząc z góry
Spółpracowników zagrzewa.
Ale daremnie! gwałt ognia zwycięża,
Dym się z obłokami łączy;
Na żwir spalony z blach złoto się sączy,
Srebro płynie skrętem węża.
I oto nagle z płomieni wypada
Kur z ognistemi piórami:
Na sczycie dachu złowrogi usiada,
Pieje, trzepioce skrzydłami.[5]
Dmie wiatr poranny — odmęty ogniowe
Zwiększają dzikie swe szały,
Schną w gaju święte drzewa Balderowe,
Zrze liść ich płomień zgłodniały.
Skacze z gałęzi na gałęź — i w sieci
Porywa swe las trzesczący.
Cóś okropnego w głębi ognia świeci —
Ha! groźny Balder płonący!
Pękają silne drzew korzenie w ziemi,
Wierzchy się w topieli skryły;
W walce z synami Muspela kraśnemi[6],
Co znaczą ludzkie mdłe siły?
Nad gajem potop rozlany płomienny
Jak olbrzymi wał się kłębi.
Już słońce weszło — a jescze z wód głębi
Wybija się blask bezdenny!
Runął gmach boży! okolicy świętej
Straszny pożar nie osczędził!...
I odszedł Frytjof boleścią przejęty
I we łzach ranek przepędził! —
- ↑ Fenomen stojącego o północy nad widnokręgiem czerwonego, pozbawionego promieni słońca, tudzież pochodzącej ztąd dziwnej czerwonawobladej mięszaniny mroku ze światłem, przytrafia się tylko w stronach najbardziej ku biegunowi posuniętych. W tych bowiem miejscach ekliptyka, przecinając horyzont pod kątem bardzo ostrym, daje słońcu (nawet o samej północy) tak nieodległe od widnokręgu położenie, że refleksya, jasną pogodą i zgęsczonem powietrzem wzmożona, łatwo je podnosi wyżej, aniżeli jest rzeczywiście, i stawi pozornie nad ziemią. Fenomen ten nie bywa widzalnym u Sognijskiej zatoki (gdzie się akcya odbywa), leżącej o 28 stopni niżej bieguna, w jednej szerokości z południową Finlandyą. Użył więc w tem miejscu Tegner dozwolonej poetom licencji.
- ↑ Frytjof (jeśli się nie mylimy) nazywa tu kapłanów kniaziami miesiąca, może dla tego że spełniali obowiązki swoje w nocy, przy blasku księżyca, któremu niby jak królowi w charakterze kniaziów służyli.
- ↑ Najdawniejszą bronią Skandynawów były: włócznia ze spisą krzemienną, i nóż z tegoż kamienia. Z czasem, zamieniły je dzidy żelezcem opatrzone i zwyczajne pałasze. Noże tylko krzemienne zostawiono kapłanom do użytku przy obrzędach ofiarnych.
- ↑ Bóg desczu — Frej (przyp. 5).
- ↑ Wypadnięcie ze świątyni koguta i jego pienie złowiescze przypominają Frytjofowi mającą kiedyś nastąpić straszną katastrofę skończenia świata. Wtedy bowiem wylecą w powietrze trzy cudowne koguty, i jednocześnie tak straszliwie zapieją, że głosem swym cały świat napełnią. Z Walhalli wyleci kur o złotym grzebieniu, z ziemi czerwonopłomienny (właśnie jaki tu opisany), z państwa Heli blady. Pienie tych kurów i donośny dźwięk rogu Hejmdala, stróża nieba, będą nieochybnym sygnałem zbliżającego się końca świata (Ragnareku).
- ↑ Z synami Muspela (ognia) — z płomieniami pożaru.