Gospoda pod Aniołem Stróżem/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gospoda pod Aniołem Stróżem |
Rozdział | Piotrek przedstawia się takim jakim jest |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni K. Łukaszewicza |
Data wyd. | 1887 |
Druk | Drukarnia „Gazety Narodowej“ |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tytuł orygin. | L'auberge de l'Ange Gardien |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jakób i Paweł długo nie mogli utulić się po odejściu dwóch swoich przyjaciół.
Elfy zajęła się gospodarstwem, a pani Blidot udała się do pokoju generała, żeby tu uczynić jaki taki porządek, gdyż wszystko było poprzewracane do góry nogami.
— Czy podobna wyobrazić sobie, żeby człowiek w tym wieku był tak lekkomyślnym i niedbałym. Wszystko było rozrzucone, nawet szkatułka z kosztownościami otwarta. I w dodatku ja jeszcze mam być za to odpowiedzialną, mówiła do siebie. Jakiż to oryginał! Założyłabym się, że on sam nie wie, jakim jest.
Jeszcze była zajęta porządkowaniem, gdy wbiegł Jakób.
— Mamo, rzekł, przyszedł Piotrek, bardzo się gniewa, że go nie zawiadomiłem wcześniej o odjeździe generała. Czy byłem do tego obowiązany?
— Bynajmniej.
— On twierdzi, że generał byłby go chętnie zabrał ze sobą.
— Cóż to za dzika pretensya? wyrzekła pani Blidot z podziwieniem.
Tymczasem Piotrek wszedł do pokoju.
— Najniezawodniej byłby mię zabrał ze sobą, rzekł, bo przecież chciał mię przyjąć za syna. Tylko proboszcz powstrzymał go od tego. Gdybym jednak przybył dziś tutaj wcześniej, niewątpliwie odjechałbym z generałem. Proboszcz niema żadnego do mnie prawa i nie powinien był odradzać generałowi.
— Czy wiesz Piotrusiu, że taka mowa jest niewdzięcznością z twojej strony, odezwała się pani Blidot. Proboszcz wziął cię do siebie właśnie wówczas, kiedy byłeś bez opieki i przytułku, trzymał cię z litości, co dla ciebie było istotnem szczęściem.
— Ale ja nie chcę dłużej pozostać u niego. Doskonale słyszałem, co mówił generał i co równie na to odpowiedział mu Proboszcz. Nie życzył sobie, abym został bogatym i znakomitym panem, ale za to chce mię trzymać u siebie i dręczyć nieustanną pracą. Żądam, aby mnie koniecznie zaprowadzono do generała.
— Zdaje mi się, chłopcze, że dziś jakoś strasznie shardziałeś. Kiedy jeszcze służyłeś u Bournier, byłeś bardzo pokorny.
— Bournier nie jest moim panem, ani nikt zgoła, i chcę koniecznie widzieć się z generałem.
— Bardzo dobrze, odpowiedziała Blidot, więc biegnij za nim, nikt ci nie broni, a nas pozostaw w spokoju. Jakóbie pomóż mi przenieść te rzeczy.
— Co tam macie? zapytał ciekawie Piotrek. To są rzeczy generała; — gdy mię przyjmie za syna, do mnie one będą należały. Dla czego je pani zabrałaś? Zaraz powiem o tem żandarmom, skoro ich spotkam.
— Rób co ci się podoba, niedobry chłopcze, odpowiedziała pani Blidot, ale odejdź ztąd i nie przeszkadzaj nam w pracy.
Zamiast oddalić się Piotrek posunął się jeszcze dalej na pokój i zanim się spostrzegła pani Blidot, pochwycił złoty puhar i sztuciec i ukrył je pod bluzę.
Jakób dopomogł pani Blidot do ułożenia rozmaitych złotych rzeczy do szkatuły, kiedy jednak je już ułożyli, brakowało dwóch przedmiotów, gdyż dwie przegródki zapewne dla nich przeznaczone, były próżne.
— Coś tu brakuje mamo, rzeki Jakób; zdaje mi się, że nie dostaje puhara i sztućca, jak to można poznać po kształcie tej przegrody.
— Tak się zdaje, ale może też fałszywie, w niewłaściwa przedziały upakowaliśmy inne przedmioty.
Pani Blidot i Jakób zaczęli szukać dokoła, tymczasem Piotrek nic nie mówiąc, wyszedł z pokoju.
— Dwie sztuk brakuje, to już nie ulega najmniejszej wątpliwości, mówi pani Blidot.
— Ja zaś doskonale pamiętam, że jak nam generał pokazywał szkatułkę, była całkowicie zapełnioną.
— Może te dwa przedmioty zabrał generał ze sobą dodała pani Blidot, bo przecież przeszukaliśmy wszystko. Kto wie... a może to Piotrek...
— O jego wówczas już nie było, a przytem jestem pewmym, żeby się niczego podobnego niedopuścił, moja matko; wszak to mógłby uczynić tylko złodziej!
— Mój kochany Jakóbie, jesteś poczciwym, zacnym, chłopcem, ale o dziecku, którem kierował taki nikczemny człowiek, powiedzieć tego nie można. Przecie sam słyszałeś, że nam groził żandarmami, chociaż mu blisko przez trzy lata własne swoje śniadanie ofiarowałeś. Widzisz więc zatem, że jest niewdzięcznym.
— To prawda, odparł Jakób, chociaż ja myślę, że on nie zastanawiał się nad tem, co mówił; jestem pewny, że nas kocha i wdzięcznym jest za to, żeśmy go przez trzy lata żywili.
Pani Blidot nie odezwała się. Zebrawszy rzeczy generała, włożyła je do szafy, zamknęła i klucz wzięła do siebie.
Elfy niezmiernie dziś zasmucona, nie uśmiechnęła się nawet do siostry. Około południa zgromadzili się goście, obie więc siostry bardzo zajęte, nie miały czasu myśleć o nieobecnych.
Skoro Piotrek powrócił na plebanią, proboszcz zapytał go, czy był w szkole.
— Nie, odpowiedział chłopak, nie pójdę już do szkoły.
— Właśnie czynić tego nie powinieneś, bo jeszcze bardzo mało umiesz; skoro zaczniesz się uczyć czegoś innego, doznasz prawdziwej radości, bo nauka jest błogosławieństwem dla człowieka.
— To dla mnie za ciężko.
— A przecież tam gdzie służyłeś, u twego pana, praca była daleko cięższa.
— Dla tego, że mię do niej zmuszano.
— Powinieneś się koniecznie nauczyć czytać, pisać i rachować, rzekł proboszcz, bo bez tego nie zajdziesz daleko.
— Nie jest mi to wcale potrzebne.
— Owszem, tobie potrzebniejsze bardziej, niż drugiemu, ponieważ niemasz rodziców, którzyby się tobą opiekowali.
— E! co tam! Co ja wiem, to wiem.
— Ciekawym.
— Ksiądz także wiesz o tem dobrze.
— Nie rozumiem cię
— Oto powiem księdzu, że nie jesteś moim panem. Ze generał chciał mi dać wszystko złoto i przyznać mię za syna, a ksiądz temu przeszkodziłeś. Chcę być bogatym i pięknym, znakomitym panem!
Poczciwy proboszcz usłyszawszy te wyrazy, nie posiadał się ze zdumienia, nie przypuszczał bowiem, aby chłopak ten, który jeszcze przed trzema dniami trzech zliczyć nie umiał, dziś mógł być tak hardym i zuchwałym.
— Ksiądz udaje, że mnie niby nie rozumie, mówił dalej Piotrek. Ale, że skoro tylko generał powróci, niezawodnie weźmie mię do siebie, a wtedy pokażę księdzu co potrafię.
— Biedny, zaślepiony chłopcze, zawołał proboszcz ze łzami w oczach, dopuszczasz się niesprawiedliwości względem mnie, czynisz mi krzywdę, ponieważ nie nauczono cię dotąd rozeznawać złego od dobrego. Sądzisz więc, że generał byłby cię wziął, gdybym mu nie przeszkodził? Wiem, że nie mogę cię zatrzymywać, i że odejdziesz skoro tylko zechcesz, Lecz cóż poczniesz sam? kto cię będzie żywił, kto ci da przytułek? Czynię to dla ciebie, wprost z poczucia, jedynie z obowiązku mego serca, z miłości do Boga, który nakazuje opiekować się sierotami. Generał wprawdzie na chwilę miał zamiar wziąć cię do siebie, ale później namyśliwszy się, śmiał się sam ze swojego nierozsądnego projektu.
— Jak ksiądz o tem możesz wiedzieć, kiedy od tamtego czasu nie był wcale u nas?
— Powiedział mi Moutier, odpowiedział łagodnie proboszcz. Przebaczam ci jednak twoje niestosowne odezwanie się i pragnę zatrzymać przy sobie dopóty, dopóki coś lepszego dla siebie nie zdarzy się. Chodź, niema co rozwodzić się nad całym tym przedmiotem, bo już obiad gotów.
Piotrek wprawdzie czuł się zawstydzonym, ale jednak jadł z takim smakiem i z taką obojętnością, jakby sumienie nie czyniło mu żadnego wyrzutu. Proboszcz jednak mocno zaniepokojony, postanowił z jeszcze większą dobrocią obchodzić się z niesfornym chłopakiem.