Gospoda pod Aniołem Stróżem/XXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Gospoda pod Aniołem Stróżem
Rozdział Ślub
Wydawca Wydawnictwo Księgarni K. Łukaszewicza
Data wyd. 1887
Druk Drukarnia „Gazety Narodowej“
Miejsce wyd. Lwów
Tytuł orygin. L'auberge de l'Ange Gardien
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII.
Ślub.

Generał głównie zajmował się przygotowaniami do uroczystości weselnej chciał bowiem dać świetny bal, z ogniami sztucznemi i fajerwerkami. Udał się więc na spoczynek już bardzo późno, i spał smacznie a chrapanie jego słychać było aż w sali.
O godzinie 7ej wszyscy zgromadzili się na śniadanie, niezmiernie weseli i zadowoleni.
— Jeszcze raz muszę panu podziękować panie generale, bo w moim pokoju znalazłam niespodzianie hojną toaletę weselną, jak również i moja siostra.
— Czy jesteście zadowolone z mojego gustu? zapytał z uśmiechem generał.
— Najzupełniej, gust wyborny a stroje sto razy bogatsze niżbyśmy same mogły je sobie przyrządzić; nawet nie podobieństwem byłoby kupić coś tak arcypięknego.
— Chciałbym je zobaczyć jak najprędzej, skoro się ubierzesz Elfy, jak niemniej i twoją siostrę, bo musi prześlicznie wyglądać w balowej sukni.
Obie tedy siostry oddaliły się wraz z dziećmi, które nie posiadały się z radości, że się ubiorą w nowe stroje.
Generał i Moutier pozostali sami. Moutier okiem wdzięczności i przyjaźni spoglądał na generała i na nowo począł mu serdecznie za wszystko dziękować.
— Bądź przekonanym, że twoje szczęście czyni i mnie szczęśliwym; nie czuję się bowiem już tak samotnym, tak opuszczonym jak dawniej; wiem, że mnie wszyscy kochacie pomimo moich niedorzecznych wybryków i dziwactw. Wspomnienie o was będzie mi zawsze towarzyszyło. Ale, ale, trzeba pomyśleć o twojej toalecie; należy ci się ubrać jak najpiękniej, ja także chcę wystąpić godnie jak ojciec przybrany nowo zaślubiającej się pary.
Moutier podziękował i rozeszli się. Derigny czekał już na generała żeby mu dopomódz do ubrania się. Jakoż generał kazał wydobyć swój najnowszy generalski mundur szyty złotem, spodnie białe ze złotym lampasem, buty lakierowane, wstęgi orderowe i gwiazdy ozdobione przepysznemi diamentami i mnóstwo innych pomniejszych orderów, jakie noszą Rosyi.
Niezadługo nadeszła Elfy piękna nad podziw i czarująca, w swej białej atłasowej sukni i z bukietem kwiatów pomarańczowych. Drogocenne kolczyki, brosza i szpilka z brylantami upięta we włosach jeszcze bardziej podwyższały jej naturalną urodę. Pani Blidot jako wdówka 29 letnia miała również odpowiednią do swego wieku toaletę. Moutier w spaniałym mundurze żuawa, który uwydatniał marsową jego postać, zdawał się być odmłodzonym o lat kilka. Dzieci w żakiecikach i pantalonikach z wybornego kortu, nie wiedziały w jaki sposób okazać swoją radość; jeden tylko Derigny, ubrany był czarno, bez pretensyi i elegancyi. Na twarzy jego przebijał się jakiś smutek. Ślub dzisiejszy bolesne w jego sercu zbudził wspomnienia i on przecież niegdyś ukochaną małżonkę prowadził do ołtarza, a dziś oto jest sam, sam jeden na świecie. Przytem ojcowska troska obciążała jego serce, obawiał się bowiem, że skutkiem tego małżeństwa zmieni się na gorsze pozycya dotychczasowa jego dzieci. Bo to właśnie jego powrót przyczynił się do tego, że pani Blidot zmuszoną jest zaprzestać zajmować się dziećmi, kiedy mają ojca? Propozycya generała, jakkolwiek w pierwszej chwili nie zastanowi się nad nią, mocniej go jeszcze zaniepokoiła i teraz nieustannie stała mu w pamięci. Jak tu sobie począć? Jeżeli się jej wyrzecze samowolnie pogorszy przyszłość i swoją i dzieci, jeżeli ją przyjmie, zapewni im byt i szczęście, ale za jakąż okropną cenę? Położenie zaiste niezmiennie drażliwe i niebezpieczne. Jeżeli zgodzi się na wyjazd z generałem, kto mu zaręczy, że ostry klimat rosyjski nie zaszkodzi jego zdrowiu. Gdyby wyjechał i zabrał dzieci, nikt zgoła niezdolnym byłby nagrodzić jego dzieciom tych pieszczot, tej opieki, jakiej tu doznają. Takie to właśnie myśli zbudził w nim mający nastąpić ślub Elfy i przejął smutkiem. Generał przypatrujący się mu z daleka, domyślał się przyczyny jego zamyślenia i troski.
— Odwagi, mój przyjacielu, rzekł generał. Ja tu zawsze jestem przy tobie; urządzę twoją przyszłość, tak jak urządziłem przyszłość Moutier; będziesz miał i dzieci swoje i szczęście cię wcale nie minie.
Derigny uśmiechnął się usiłując zapomnieć o chwilowej przykrości, ale jednak na twarzy jego pozostał zawsze ten sam wyraz smutku.
Wkrótce nadeszli świadkowie, młodzieńcy i dziewczęta; wszyscy nie mogli się dość uchwalić wspaniale przedstawiającego się generała i dzielnego żuawa i toalety oblubienicy. Jakby dla dodania większej solenności obrzędowi, dzień był prześliczny, słońce jaśniało w całym blasku, ciepło było w miarę, bez upału.
Udano się zatem ku merostwu, — jak poprzednio generał podał rękę Elfy a Moutier pani Blidot. Za nimi postępował Derigny z dziećmi. W merostwie ślub cywilny dopełnił się niezmiernie prędko i wkrótce też zwrócono się ku kościołowi.
Tu wszystkich oczekiwała nowa niespodzianka.
Cały kościoł był zawieszony błękitną oponą tkaną w białe i złote kwiaty. Wspaniały ołtarz otaczały dokoła złocone tabernaculum, oraz kwiaty i przepyszne krzewy.
Proboszcz wystąpił w bogatej kapie. Prześliczne klęczniki, nowiuteńkie i błyszczące przygotowano dla nowożeńców; klęcznik nowozaślubionej wyścielał aksamit różowy. Generał i pani Blidot umieścili się w ten sposób, że pierwszy stanął z lewej a druga z prawej strony nowożeńców.
Ceremonia rozpoczęła się.
Elfy można powiedzieć była jedną z najszczęśliwszych istot na ziemi, gdyż obecnie żadna myśl niespokojna, żadna obawa o przyszłość, nie zaciemniała smutkiem jej rozpromienionego oblicza. Pani Blidot nie mogła się dość na nią napatrzeć. Nagle przecież rzuciwszy okiem na samotnie stojącego Derigny, dziwnego doznała uczucia; jego spojrzenie pełne niewymownego smutku, przypomniało jej położenie biedaka i obawy o przyszłość dzieci i dla niej również rozstanie się z chłopcami byłoby wielce przykre a nawet strasznie bolesne.
Usiłowała jednak pozbyć się tej okrutnej myśli i postanowiła w czasie jak najkrótszym porozumieć się co do tego z Derignym.
Ceremonia została ukończona. Elfy zatem została żoną Moutier i generał oddał mu ją w zakrystyi przy podpisaniu aktu. Oboje byli rozpromienieni szczęściem. Moutier prowadził pod rękę żonę i wedle zalecenia generała, skierował się ku oberży pod wdziącznym Generałem, gdzie również mieli się zgromadzić zaproszeni. Cały orszak poszedł w tamtą stronę z hr. Durakinem na czele, ale tym razem w miejsce Elfy podał on ramię pani Blidot.
— Kiedyż droga żońciu, zapytał będziemy obchodzili uroczyście twoje wesele?
— Moje? O chyba nigdy. Wierz mi pan, że nie mam takiego zamiaru. Dość było dla mnie pierwszej smutnej próby.
— Z jaką to mówisz pani boleścią, twarz twoja straszliwie została zmieniona.
— Bo też rzeczywiście, w tej chwili czuję śmierć w mojej duszy.
— W takim dniu? Czy podobna?
— Generale, pan wiesz przecie że Jakób i Paweł są dla mnie dziećmi wielce ukochanemi i posiadają całe moje serce, kocham ich jak rodzona matka. Tymczasem ojciec ich powrócił, czy więc zgodzi się, na dalsze pozostawienie przy mnie chłopców?
— Mówiąc prawdę, bardzo o tem wątpię. Ale wreszcie jeszcze nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Wszak ja tu jestem, miej więc ufność do starego generała. O tem przekonywa cię ślub, kontrakt, obiad i wszystko nie trzeba więc ani troszczyć się, ani zbytnie o tem myśleć. Cóż? Jak pani uważasz. Wszak nic nie brak. To samo z dziećmi będzie, a nawet powiem otwarcie, że to od pani zależy, abyś je zachowała przy sobie.
— O gdyby rzeczywiście to zależało odemnie, wiedziałbym co uczynić wypada.
— Bardzo dobrze, więc pamiętaj pani o tem co ci mówię. Przypomnę to pani wówczas, gdy już dzieci pozostaną przy tobie na zawsze. Otóż i przybyliśmy na miejsce. Precz zatem z myślami podobnemi, potrzeba się weselić, jeść i pić i zapomnieć o troskach.
Generał oddalił się od pani Blidot ażeby doglądnąć uczty. Wszystko już było gotowe; zadowolony z sumiennego wykonania jego rozkazów, zawiadomił Elfy że mogą już siadać do stołu. Drzwi od sali otworzyły się a marszałek uczty, w stosownym uniformie, donośnym głosem, wyrzekł:
— Podano do stołu!
Olbrzymia sala oberży przedstawiała się bardzo wspaniale, bardzo pięknie. Oprócz tego cały dziedziniec zamieniony został na salon przyjęcia i tu stały nakryte stoły dla zaproszonych; mury sąsiednie powleczone były czerwonej barwy oponami; urządzono tym sposobem rodzaj bardzo obszernego namiotu, który oświecały okna, umieszczone u góry, stół nakryto dla 52 osób; szkło, porcelany, kryształowe naczynia, bronzowe kandelabry i srebrne serwisy zdobiły zastawę stołową.
Generał podawszy rękę Elfy, usadził ją po prawej swojej stronie, po lewej pomieścił się proboszcz, tuż obok Elfy znalazł się i jej mąż w dalszej kolei zasiadł notaryusz. Tuż naprzeciw generała siedziała pani Blidot, po jej zaś prawej stronie Derigny z swojemi dziećmi. Za nimi zaś Mer ze swoim adjunktem; wreszcie goście, każdy stosownie do zajmowanego stopnia w społeczeństwie.
— Rosół, zupa rakowa! zapowiedział marszałek.
Wszyscy chcieli spróbować obiedwie zupy, żeby się przekonać która z nich smaczniejsza, lecz ostatecznie nikt się stanowczo nie zdecydował. Generał jadł z wielkim gustem i kazał sobie nalać drugi talerz.
Po zupie z kolei każda potrawa była w podobny sposób zapowiadana.
Milczenie zaległo przy stole; goście jedli z wielkim apetytem, niektórzy nawet byli roztkliwieni wspaniałem przyjęciem generała. Obywatele, którzy obeznani byli z kuchnią Paryża nie mogli się dość nachwalić.
— Doskonałe! Wyborne! To prawdziwie, jakby z kuchni p. Very.
— Skrzydełka kuropatwy z truflami, zawołał znowu marszałek.
Ogólne poruszenie; bardzo wielu z biesiadników nie miało nawet pojęcia, co to są trufle. Dochodziło do tego stopnia, że wciąż żądano więcej i gdyby nie przezorność generała mogłoby wreszcie zabraknąć. Ale generał tak rozporządził:
— Będzie osób 52, należy zatem przyrządzić ucztę na 104 osoby, bo znajdą się niezawodnie żarłoki i wątpię czy co pozostanie.
— Indyk, woła znowu marszałek, gdy po kuropatwach i truflach nie pozostało ani śladu na półmiskach.
Jakób i Paweł jedli także bardzo chciwie nie odzywając się prawi. Dopiero dostawszy po kawałku indyka, zawołali:
— Aha, nakoniec mamy i mięso!
— Mięso? Gdzież to mięso, mój kochany chłopcze, zapytał generał.
— Na talerzu, odparł Paweł. To właśnie indyk cioci Elfy.
— Wytłumacz też moja pani Blidot tym profanom, że to kury z Maus; najdelikatniejsze jakie tylko można kiedykolwiek znaleść.
— Czy pan generał sądzi, że mój drób równie nie jest delikatny, wtrąciła z uśmiechem Elfy.
— Pani drób! Pani drób! zawołał generał mocno oburzony. Ależ moje dziecko, te kury, które obecnie podano na stół spływają w tłustości, mięso jest nadzwyczaj soczyste.
— A mojego drobiu? zapytała Elfy.
— Do licha, pani drób jest suchy jak drzazga, czarny, nędzny, ani podobny do drobiu tego istotnej dobroci i znakomitego smaku.
— Przepraszam generała, jeżeli zrobiłam w tym względzie jakąkolwiek wzmiankę, to jedynie dlatego, by wytłumaczyć to naszym malcom, którzy jeszcze nie jedli nigdy tak wyśmienitych potraw.
— Dobrze, dobrze, dajmy temu pokój, i nie psujmy sobie trawienia, jedzmy i pijmy, nic więcej.
Generał już wychylił z dziesiątek kieliszków wina; podawano bowiem do stołu, Maderę, Bordeaux Laffitte, burguńskie i reńskie wina, najpierwszego gatunku. Towarzystwo coraz bardziej ożywiało się i półmiski nie były już atakowane z tą samą co poprzednio chciwością i łakomstwem.
Gdy oto nagle marszałek zawołał:
— Bażant pieczony!
Generał z przyjemnością przyglądał się ożywionym niezwyczajnie obliczom i cieszył się, jak biesiadnicy łakomie rzucili się do półmisków.
Nareszcie kolej nadeszła na leguminy i wety. Już goście bliskie dwie godziny siedzieli przy stole. Jakób i Paweł otrzymali pozwolenie przejścia się a mieli powrócić dopiero gdy przyniesą cukry, to jest same łakocie.
Pod koniec obiadu po ananasach, lodach i owocach smażonych i innych konserwach wyszukanych, Elfy zaproponowała wypić zdrowie twórcy tak świetnej uczty.
Generał przyjął to z wdzięcznością. Elfy dała dowód że się zna doskonale na kuchni, czem pozyskała sobie jeszcze większą przyjaźń hr. Durakina.
Dzień już zbliżał się ku końcowi, generał zrobił uwagę że należałoby sformować zabawę z tańcami. Ale gdzie odnaleźć muzykę?
— Niech to was wcale nie kłopocze, od czegóż to ja jestem. Chodźmy tańczyć na łąkach należących do Elfy a muzyka wnet się odszuka.
Weselny orszak udał się do gospody pod Aniołem Stróżem, sala w niej udekorowana była tak, jak poprzedniego dnia. Zwrócono się następnie ku ogrodowi. Na łące urządzone były dwa wielkie namioty, jeden do tańca, drugi do spożycia w nim kolacyi; stały tu stoły założone prawie rozmaitemi wykwintnemi potrawami, każdy znalazł tu wszystko, czego tylko zażądał. W głębi na estradzie odpowiednio urządzonej siedziała orkiestra złożona ze sześciu osób i właśnie zagrała kontredansa, do którego wystąpił generał z nowozaślubioną.
Dzieci, młodzi, starzy, wszystko tańczyło bez pamięci; generał otworzywszy bal w pierwszej parze z Elfy, tańczył walca z panią Blidot i w ogóle bawił się doskonale przez cały wieczór wybornie i bez znużenia, jakby był dopiero podporucznikiem. To samo Moutier i Elfy i reszta gości.
O godzinie 10 na chwilę przerwano zabawę, aby przypatrywać się ogniom sztucznym, które wywołały ogólny poklask. Nigdy nic podobnego nie widziano w Loumigny.
Wreszcie wszyscy czuli się mocno strudzeni i o godzinie 1szej po północy, ogólnie oświadczono, iż czas spocząć.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sophie de Ségur.