Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką/2

<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa; Kraków
Tłumacz Jan Sten
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Indeks stron

Tak, jakim mnie widzicie — rzekł — a lepiej mówiąc, zupełnie inny jak mnie widzicie, bo młody, z okiem żywem, z włosem kruczym, wykładałem w kolegjum w Beauvais sztuki wyzwolone pod kierunkiem pp. Dugué, Guérin, Coffin i Baffier. Odebrałem święcenia i marzyłem o zdobyciu sławy literackiej, ale kobieta zniweczyła me nadzieje. Nazywała się Nikola Pigoreau i na placu przed kolegjum utrzymywała księgarnię pod «Złotą Biblją». Zachodziłem tam i przerzucałem często książki, które otrzymywała z Holandji, oraz rzadkie edycje autorów, wydawane w dwu językach i zaopatrzone w przypiski, w warjanty i w bardzo uczone komentarze. Byłem uprzejmy i miły, p. Pigoreau zauważyła to na moje nieszczęście; była niegdyś ładną i mogła podobać się jeszcze, oczy miała wymowne. I dnia pewnego Cicero, Titus Livius, Platon, Aristoteles, Tucydydes, Polibios, Varro, Epiktet, Seneka, Boetius i Cassiodorus, Homer, Ajschylos, Sofokles, Eurypides, Plautus i Terentius, Diodor Sycylijski i Dionizios z Halikarnasu, Ś-ty Jan Chryzostom i Ś-ty Bazyli, Ś-ty Hieronim i Ś-ty Augustyn, Erazm, Saumaise, Turnebe, Scaliger, Ś-ty Tomasz z Akwinu, Ś-ty Bonawentura, Bossuet, wlokący za sobą Ferri’go, Lenain, Godefroy, Mezeray, Mainbourg, Fabricius, ojciec Lelong, ojciec Pitou, wszyscy poeci, mówcy, historycy, wszyscy ojcowie, doktorzy, teologowie, humaniści, komentatorowie — wszyscy, od dolu do góry zalegający półki, byli świadkami naszych pocałunków.
— Nie moglam ci się oprzeć — rzekła — nie myśl stąd źle o mnie.
Swą miłość wyrażała mi z zapałem niepojętym. Raz kazala mi przymierzyć żabot i mankiety koronkowe, i widząc, że mi w nich bardzo do twarzy, nalegała bym je zatrzymał. Nie chciałem, lecz widząc, że drażni ją moja odmowa, w której upatrywała obrazę dla swej miłości, przyjąłem podarek, by jej nie rozgniewać. Miałem u niej powodzenie, aż do chwili, gdy mnie jakiś oficer zastąpił. Dotknęło mnie to mocno i w zapale zemsty oświadczyłem regensom kolegjum, że nie bywam już pod «Złotą Biblją», nie chcąc być świadkiem scen, obrażających skromność młodego duchownego. Nie poszczęściło mi się z tą sztuczką: pani Pigoreau dowiedziawszy się, jak względem niej postąpiłem, rozgłosiła, że ukradłem jej mankiety i żabot koronkowy. Te fałszywe oskarżenia doszły do uszu regensów, którzy kazali przetrząsnąć mą skrzynię i znaleźli w niej te dosyć cenne stroje. Wypędzono mnie i tak to, jak niegdyś Hipolit i Bellerofon, doświadczyłem na sobie złości i chytrości kobiet. Znalazłem się na bruku zwęzelkiem swym i spisanym wykładem krasomówstwa. Wielkie było prawdopodobieństwo, że z głodu umrzeć przyjdzie; to też porzuciwszy płaszczyk duchowny, przedstawiłem się pewnemu magnatowi hugonocie, który przyjął mnie za sekretarza i dyktował mi różne przeciw religji pisma.
— Ah! co do tego — zawołał mój ojciec — to źle ksiądz dobrodziej postąpiłeś. U czciwy czlowiek nie powinien przyłożyć ręki do takiej wstrętnej roboty. Ja, choć nie uczony, a rzemieślnik, znieść nie mogę tych heretyków.
— Masz słuszność, gospodarzu — oparł ksiądz — to był najgorszy czyn mego życia, czyn, którego najmocniej żałuję. Ale mój chlebodawca był kalwinem, i pióra mego używał tylko przeciw luteranom i socynjanom, których nienawidził. Mogę zapewnić, że z jego rozkazu obeszlem się z tymi heretykami ostrzej, niż to kiedykolwiek uczyniono w Sorbonie.
— Amen — rzekł mój ojciec — gdy — wilki pożerają się wzajem, baranki pasą się w pokoju.
Ksiądz ciągnął dalej:
— Zresztą — rzekł — niedługo służyłem temu panu, który wyżej cenił listy Ulryka z Hutten, niż mowy Demostenesa, i u którego tylko wodę dawano do picia. Próbowałem następnie różnych zawodów, ale w żadnym dobrze mi się nie wiodło, bylem kolejno: kolporterem, aktorem, mnichem, lokajem. W końcu przywdziawszy znów księżą pelerynkę, zostalem sekretarzem biskupa w Séez i ukladalem dlań katalog cennych rękopisów — jego bibljoteki. Ten katalog składa się z dwu tomów in folio, tomy te w czerwony safjan oprawne, ze złoconemi brzegami, z herbem biskupa, mieszczą się w jego zbiorach. Śmiem twierdzić, że jest to dobrze wykonana praca.
— I zależałoby tylko odemnie, by w ciszy i spokoju przeżyć wiek swój u boku Jego Ekscelencji, ale — pokochałem pokojówkę pani starościny. Nie potępiajcie mnie państwo zbyt surowo. Była to brunetka, pulchna, żywa, świeża; sam święty Pachonjusz byłby ją pokochał. Pewnego dnia wzięła dyliżans i pojechała szukać szczęścia w Paryżu; podążyłem za nią, ale jej sprawy poszły w stolicy znacznie pomyślniej, niż moje.
— Wstąpiłem za jej poleceniem, na dwór tancerki w operze pani de Saint-Ernest, która znając me talenty, poleciła mi napisać według jej wskazówek pamflet przeciw pannie Davilliers, do której miała urazę. Byłem dobrym sekretarzem i doprawdy zasłużyłem na te 50 dukatów, które mi dać przyrzekła. Książkę, ozdobioną alegorycznym nagłówkiem, wydrukowano w Amsterdamie u Marka-Michała Rey’a. Panna Davilliers otrzymała do rąk pierwszy egzemplarz, w chwili gdy wyjść miała na scenę, by odśpiewać wielką arję Armidy. Ze złości głos jej drżał i ochrypł, śpiewała fałszywie — wygwizdano ją. Po skończonej roli jeszcze w krynolinie i peruce pobiegła do intendenta, który miał powody niczego jej nie odmawiać; ze łzami rzuciła mu się do nóg, żądając zemsty.
— Dowiedziano się wkrótce, że cios padł z ręki p. de Saint-Ernest. Badana, naciskana, zastraszona, wydała autora, za co osadzono mnie w Bastylji. Przebyłem tam lat cztery, pocieszając się czytaniem dzieł Boetiusa i Cassiodora.
— Teraz w budce na cmentarzu Świętych Niewiniątek jestem pisarzem publicznym, i zakochanym pokojówkom użyczam tego pióra, które winno było raczej kreślić życiorysy znakomitych mężów rzymskich i komentować pisma uczonych ojców Kościoła.
— Biorę dwa szelągi za list miłosny; z takiego to rzemiosła umieram raczej, niźli żyję. Znoszę ten los, pomny na to, że Epiktet był niewolnikiem, a Pyrrhon ogrodnikiem.
— Przed chwilą, niespodzianym trafem za anonim dostałem dukata; nie jadłem był od dwóch dni, to też niezwłocznie począłem szukać jakiejś go spody; spostrzegłem z ulicy twój barwny szyld, ogień twego komina wesoło pozyskiwał na szybach; poczułem na progu rozkoszną woń smacznego jedzenia i wszedłem. Tak więc, gospodarzu kochany, znasz teraz cały mój żywot.
— Widzę, że jest to żywot zacnego człowieka — rzekł mój ojciec — i że oprócz sprawki z hugonotem, niema mu znów nic do zarzucenia. Dłonią w dłoń! Bądź my przyjaciółmi. Jak się nazywacie, księże dobrodzieju?
— Hieronim Coignard, doktór teologji, licencjat sztuk wyzwolonych.
Słusznie mówił ks. Hieronim Coignard, że cudowny w sprawach ludzkich jest związek przyczyn i skutków. Zastanawiając się nad dziwnemi przypadkami i zdarzeniami naszego życia, musimy przyznać, że we wszechdoskonalości Boskiej nie brak dowcipu, fantazji i talentu komicznego, i że Bóg w tworzeniu zagmatwań życiowych celuje tak samo, jak we wszystkiem innem. Gdyby, tak jak natchnąl Mojżesza, Dawida i proroków, raczyl natchnąć p. Le Sage i jarmarcznych poetów, podyktowalby im najucieśniejsze sztuki marjonetek. Bo oto np. ja zostałem łacinnikiem dlatego, że brata Anioła przychwyciła straż, a władza duchowna zamknęła do celi za pobicie jakiegoś nożownika w altanie pod «Małym Bacchusem». Imci Pan Hieronim Coignard dotrzymał obietnicy, udzielał mi lekcyj; uważał łaskawie, że jestem posłuszny i bystry i z przyjemnością uczył mię literatury starożytnej. W lat kilka wykierował mnie na wcale dobrego łacinnika.
Pamięci jego zachowam wdzięczność dozgonną i każdy łatwo pojmie, ile mu jestem winien, gdy powiem, że kształcąc mój umysł, niczego me zaniedba!, aby zarazem wykształcić duszę i serce. Przytaczał mi Maksymy Epikteta, Homelje świętego Bazylego i Pociechy Boetiusza. Pięknemi cytatami wtajemniczał mię w filozofię stoików, ale wykazywał całą jej wzniosłość poto tylko, by tem lepiej upokorzyć ją przed wyższością filozofji chrześcijańskiej. Był subtelnym teologiem i dobrym katolikiem. Wiara jego pozostała niewzruszona na szczątkach jego najdroższych złudzeń i najbardziej usprawiedliwionych nadziei. Jego słabostki, błędy, grzechy, których nie starał się ukryć lub upiększyć, nie zachwiały wcale jego ufności w dobroć Boską. By znać go dobrze, należy wiedzieć, że o zbawienie wiekuiste dbał starannie nawet w okolicznościach takich, w których najmniej, zda się, mógł był o to się troszczyć. Wszczepił mi zasady rozumnej pobożności, starał się także zjednać mię dla cnoty i za pomocą przykładów, czerpanych z życia Zenona, chciał uczynić ją dla mnie rzeczą codzienną i powszednią.
By mi dać poznać niebezpieczeństwa życia rozwiązłego, czerpał argumenty z źródeł bliższych, zwierzał się przede mną, jak to niegdyś zbytnie zamiłowanie do kobiet i wina, pozbawiło go zaszczytu wykładać z katedry w kolegium w birecie i todze.
Do jego zalet niezwykłych należy dodać jeszcze stałość i wytrwałość; lekcje swoje dawał z sumiennością, jakiej trudno było spodziewać się od człowieka, który tak jak on, oddany był na pastwę zdarzeń koczowniczego życia i którego Strona:Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu/32 Strona:Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu/33 Strona:Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu/34 Strona:Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu/35


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Anatole France i tłumacza: Ludwik Bruner.