[68]EPILOG
Oj, dawno to było, jak małej dziecinie,
Bez chłeba, samemu, jak czajce po fali,
Wypadło mi błądzić po tej Ukrainie,
Gdzie Gonta i Maksym z nożami hulali;
Oj, dawno to było, jak temi szlakami,
5
Co szli Hajdamacy, drobnemi stopami
Błądziłem, płakałem i ludzi szukałem,
By dobra uczyli. A teraz wspomniałem,
Wspomniałem, i przykro, że licho zginęło.
Ej, lichoż ty młode! dlaczegoś minęło,
10
Zamieniłbym dolę dzisiejszą na ciebie,
Gdy wspomnę te stepy, te chmury po niebie,
I ojca, i dziada przypomnę ja sobie...
Dziadunio żyw jeszcze, a ojciec już w grobie.
Bywało, w niedzielę, „Mineje” zamknąwszy,
15
Po czarce z sąsiadem serdecznym łyknąwszy,
Ojciec prosi dziada, by o Hetmańszczyźnie
Opowiadał stary lub o Koliszczyźnie.
I oczy stuletnie jak gwiazdki pałały,
A słowa po słowach potokiem się lały:
20
Jak Gonta z Maksymem mierzyli się z Lachy,
Jak wrogi konały, jak miasta gorzały...
Sąsiedzi drętwieli z żałości i strachu
I mnie też małemu łzy w oczach stawały
Nad śmiercią tytara. A nikt i nie baczy,
25
Że mała dziecina w kąteczku gdzieś płacze.
Bóg zapłać, dziaduniu, żeś wiernie przechował
W stuletniej swej głowie te dzieła kozacze,
Com teraz wnuczętom powtórzyć spróbował.
[69]
Wybaczajcie, ludzie dobrzy,
30
Iż kozaczą sławę
Wyśpiewałem po prostacku,
Bez książkowej sprawy.
Tak i dziad mój opowiadał,
Daj mu, Boże, zdrowie!
35
I ja za nim. Któż to wiedział,
Iż mądrzy panowie
Rzeczy takie czytać będą?
Wybaczże im, dziadu, —
Niechaj łają! A tymczasem
40
Ja z moją gromadą,
Z Kozakami serdecznymi
Co prędzej się zwinę
I spać pójdę — i polecę
Na tę Ukrainę,
45
Gdzie chodzili Hajdamacy
Z świętemi nożami, —
Na te szlaki, com wymierzył
Drobnemi nogami.
Pohulali Hajdamacy, —
50
Dobrze pohulali:
Blisko roku krwią szlachecką
Hojnie napawali
Ukrainę i zamilkli —
Noże poszczerbili.
55
Niema Gonty! Niema nad nim
Krzyża ni mogiły.
Wiatry bujne gdzieś rozwiały
Prochy hajdamacze,
Nikt się nawet nie pomodli
60
I nikt nie zapłacze.
Jeden tylko brat przybrany
Został się na świecie, —
[70]
I ten, słysząc, jak okrutnie
Od piekielnych dzieci
65
Brat zamęczon, po raz pierwszy
Załkał Maksymisko;
Łkał i płakał; łez nie otarł,
Umarł biedaczysko.
Żałość jego zadusiła
70
Śród obcego pola,
W cudzą ziemię położyła —
Taka jego dola!
Smutno, tęskno Hajdamacy
Żelazną tę siłę
75
Pochowali, usypali
Wysoką mogiłę;
Zapłakali, rozeszli się,
Odkąd i przybyli,
Jeden tylko mój Jarema
80
Na kij się pochylił
I stał długo: „Spocznij, ojcze,
Śród obcego pola,
Bo na swojem miejsca niema
I przepadła wola.
85
Śpij, kozacze. Wspomni ciebie
Dusza jaka szczera”.
Poszedł stepem biedaczysko
I łezki ociera.
Długo, długo oglądał się,
90
Serce mu się rwało...
Zniknął... w stepie prócz mogiły
Nic nie pozostało.
Ej, posieli Hajdamacy
W Ukrainie zboże;
95
Lecz nie oni go wyżęli...
Cóż zrobić, mój Boże!
[71]
Niema prawdy, nie wyrosła,
Krzywda wybujała...
Rozeszli się Hajdamacy,
100
Gdzie dola pognała:
Kto do domu, kto w dąbrowę
Z nożami w cholewach
Kończyć Żydów. Tak i dzisiaj
Sława szepcze w śpiewach.
105
A tymczasem Sicz prastarą
Zrujnowały wrogi;
Kto nad Kubań, kto za Dunaj;
I tylko porohy
Pozostały pośród stepu,
110
Syczą, zawywają:
„Pochowano dziatki nasze
I nas rozrywają”.
Ryczą sobie, ryczeć będą,
Dola ich minęła
115
I na wieki Ukraina,
Na wieki zasnęła.
Odtąd w bujnej Ukrainie
Żyto zielenieje;
Nigdzie jęków, dział nie słychać,
120
Wicher tylko wieje,
Naginając wierzby w gaju
I burzan wśród pola.
Wszystko zmilkło — niechaj milczy:
Taka Boża wola!
125
Czasem tylko gdzieś wieczorem
Ponad Dnieprem, w gaju,
Idą starzy Hajdamacy,
Idąc zaśpiewają:
„U naszego Hałajdy chata na pomoście,
130
Graj, morze! dobrze, morze!
Dobrze będzie, Hałajdo!”