[6 ] З „КОБЗАРЯ“ 1840 РОКУ
Z „KOBZARZA“ 1840 ROKU
[8 ]
TARAS SZEWCZENKO
W ROKU UKAZANIA SIĘ PIERWSZEGO „KOBZARZA"
Autoportret 1840 r.
[17 ]
ТОПОЛЯ
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
TOPOLA
Po dąbrowie wicher wyje
I pędzi przez pole,
Aż do samej ziemi schyla
Przydrożną topolę.
Pień wysoki, liść szeroki
5
Darmo zielenieje,
Wokół pole jak bezbrzeżne
Morze błękitnieje.
Przejdzie czumak, popatrzy się
I głowę pochyli;
10
Rankiem czaban z fujareczką
Siądzie na mogile,
Rzuci okiem — taka pustka,
Że aż serce boli:
Ni krzewiny prócz jedynej,
15
Samotnej topoli!
Któż ją sadził, pielęgnował,
Taką smukłą, rosłą?
Posłuchajcie, opowiem wam
Dolę jej żałosną.
20
Pokochała czarnobrewa
Kozaka dziewczyna,
Pokochała — nie wstrzymała:
Poszedł i zaginął...
Gdyby wiedzieć, że porzuci,
25
Toby nie kochała,
[18 ]
Gdyby wiedzieć, że nie wróci,
W światby nie puszczała.
Gdyby wiedzieć, to pod wodę
Nie szłaby wśród nocy
30
I nie stałaby pod wierzbą
Z miłym do północy —
Gdyby wiedzieć!...
I to również
Niedobrze dla człeka
35
Wiedzieć dzisiaj, co go jutro
Na tym świecie czeka.
Nie szukajcie, nie pytajcie
Swej doli, dziewczęta —
Co wam mówi serce wasze,
40
To przecież rzecz święta!
Bo niedługo, czarnobrewe,
Wasze oczko błyska
I niedługo białe liczko
Rumieńcami tryska —
45
Do południa! Brwi spłowieją
I powiędną twarze,
Więc kochajcie i miłujcie,
Jak wam serce każe.
Zaszczebioce słowik mile
50
W gaju na kalinie,
Wyśpiewuje kozak młody,
Chodząc po dolinie.
Wyśpiewuje, póki wyjdzie
Z chaty jego miła,
55
A on do niej: „Jak tam matka?
Czy może cię biła?”
Uścisną się, a słowik im
Śpiewa piosnki swoje;
[19 ]
Posłuchają, rozejdą się,
60
Szczęśliwi oboje.
Nikt nie widział, nikt nie spyta:
„Gdzieś była, dziewczyno?”
Ona jedna wie, jak prędko
Takie chwile płyną...
65
Kochała się, miłowała,
Aż serce jej mdlało.
Przeczuwało swą niedolę,
Przestrzec nie umiało.
Nie przestrzegło — poszedł kozak,
70
A dziewczyna biedna,
Jak gołąbka bez gołębia,
Tęskni sama jedna...
Nie szczebioce słowik w nocy
W gaju przy ruczaju
75
I nie śpiewa czarnobrewa
Jak ptaszyna w maju.
Już nie śpiewa. Jak sierota
Tęskni w dzień i w nocy,
Bez miłego ojciec, matka —
80
Niby ludzie obcy;
Bez miłego słońce świeci —
Niby wróg się śmieje;
Bez miłego świat — mogiła,
Że aż serce mdleje.
85
Rok przeminął, minął drugi,
Niema kochanego.
Dziewczę więdnie, a nikt nawet
Nie spyta, dlaczego.
„Co ci, serce?” — stara matka
90
Córki nie pytała.
Lecz za starca bogatego
Tajemnie swatała.
[20 ]
„Idźże, córko, byś mi starą
Panną nie ostała!
95
On bogaty, bez rodziny —
Będziesz panowała!”
„Ach, poco mi państwo takie!” —
Mówiła do mamy,
„Na ręcznikach, com natkała,
100
Spuśćcie mię do jamy,
Niechaj za mną drużki płaczą,
Niech śpiewają księża,
Ja takiego, jak ten stary,
Nie chcę widzieć męża!”
105
Nie słuchała matka córki,
Dalej ją swatała,
A dziewczyna, patrząc na to,
Więdła i milczała.
Aż do wróżki poszła w nocy:
110
Może jej powróży,
Bo bez swego kochanego
Nie wytrzyma dłużej.
„Babciu złota, babciu-serce,
Jak nie chcesz mej zguby,
115
To powiedz mi szczerą prawdę:
Gdzie teraz mój luby?
Czy żyw, czy zdrów, czy mię kocha,
Czy zapomniał może?
Powiedzże mi, a polecę
120
Do niego za morze!
Powiedzże mi, a polecę
Jak ptaszek skrzydlaty,
Bo mnie matka za starego
Potajemnie swata.
125
Ja pokochać go nie mogę,
Ja serca nie zmuszę —
[21 ]
Utopiłabym się w rzece,
Lecz żal gubić duszę.
Kiedy nie żyw mój jedyny, —
130
Spraw, abym do domu
Nie wróciła!... Takiej doli
Nie życzę nikomu!
W domu stary ze swatami —
Matka przyjąć każe”.
135
„Dobrze, córko! Spocznij chwilkę
I rób, co rozkażę.
Sama kiedyś, moja droga,
Panną byłam przecie,
Znam to licho i pomagam,
140
Pomagam wam, dzieci.
Twoją dolę, moja córko,
Od dwóch lat już znałam
I dla ciebie czarownego
Ziela nazbierałam”.
145
Poszła stara. Jakąś flaszkę
Zdejmuje z policy:
„Masz to dziwo! Weź i biegnij
Prędko do krynicy.
Umyjesz twarz, napijesz się
150
Jeszcze przed kur pianiem,
A zobaczysz, że ci ulży
Na sercu, kochanie.
Jak wypijesz, biegnij co tchu;
Choćby cię wołali,
155
Nie oglądaj się, aż staniesz,
Gdzieście się żegnali.
Spoczniesz chwilę, a gdy księżyc
Wśród nieba zaświeci,
Wypij znowu; nie przybędzie —
160
To pij po raz trzeci.
[22 ]
Ten pierwszy łyk zeszłoroczną
Wróci ci urodę,
A po drugim — podkóweczką
Tupnie konik młody.
165
Kiedy żywy twój jedyny,
To zaraz przybędzie,
A za trzecim... Moja córko,
Nie pytaj, co będzie!...
Lecz pamiętaj: nie żegnaj się,
170
Bo czar pójdzie w wodę.
Idźże teraz zeszłoroczną
Oglądać urodę!”
Wzięła ziele. „Bóg wam zapłać” —
I wyszła za progi.
175
„Iść, czy nie iść?... Ha, już późno. —
Nie zawrócę z drogi!”
Poszła: myje się i pije
Raz, drugi i trzeci.
Wszystko znikło, tylko piosnka
180
Ponad stepem leci:
„Płyń, ach płyńże, mój łabędziu,
Przez morskie lazury!
Rośnij, rośnij, topoleńko,
Aż pod czarne chmury!
185
Rośnij smukła i wysoka
Do samego nieba,
Spytaj Boga, jak mi długo
Jeszcze czekać trzeba.
Rośnij, rośnij, póki spojrzysz
190
Hen, za morze sine, —
Tam gdzie leży dola moja,
A ja tutaj ginę.
Tam mój miły, czarnobrewy,
Po polu ugania,
195
[23 ]
A ja płaczę, lata tracę,
Więdnę od kochania.
Powiedz jemu, moja droga,
Że świat się naśmiewa,
Powiedz jemu, że umieram,
200
Bo on nie przybywa.
Własna matka chce mię żywą
Złożyć w ciemnym grobie...
A jakże to ona radę
Będzie dawać sobie?
205
Kto doglądnie ją na starość,
W potrzebie pomoże?
Matko moja!... Dolo moja!
Boże Ty mój, Boże!
Popatrzże się, topoleńko,
210
Przed świtaniem, rano,
Jak go niema, zapłacz cicho,
By łez nie widziano.
Rośnij, rośnij, topoleńko,
Wciąż wgórę, pod chmury,
215
Płyń, ach płyń, łabędziu biały.
Przez morskie lazury!”
Taką piosnkę czarnobrewa
W stepie zanuciła,
Ziele cudu dokonało —
220
W drzewo się zmieniła.
Nie wróciła już do domu,
Stoi sama jedna...
Cienka, giętka i wysoka,
Wysoka — podniebna.
225
Po dąbrowie wicher wyje,
Mknie, pędzi przez pole,
Aż do samej ziemi zgina
Przydrożną topolę.
1839.
Petersburg.
[24 ]
ДУМКА
Przełożył
Нащо мені чорні брови...
BOHDAN ŁEPKI
DUMKA.
Ach, naco mi kare oczy?
Na co mi uroda?
I naco mi te dziewczęce,
Szczęsne lata młode?
Moje piękne lata młode
5
Daremnie marnieją.
Oczy płaczą, czarne brewki
Od wiatrów płowieją.
Trzepoce się serce młode.
Jak w klatce ptaszyna —
10
Ach, poco mi ta uroda,
Kiedy szczęścia niema?
Jakże ciężko żyć sierocie
Na tym Bożym świecie:
Wszyscy ludzie niby obcy,
15
A toć swoi przecie.
Nikt mię w świecie nie zapyta,
Dlaczego łzy leję,
I nikomu ja nie powiem,
Czemu serce mdleje.
20
Czemu serce jak gołąbka
W dzień i w nocy grucha,
Nikt nie pyta się, dlaczego,
Bo mię nikt nie słucha.
Nie pytają się mnie ludzie,
25
Nie pytają obcy,
[25 ]
Niech sierota płacze sobie,
Bo to los sierocy.
Płaczże serce, płaczcie oczy,
Póki piersi dyszą,
30
Głośniej, głośniej i żałośniej,
Aż wiatry usłyszą!
I poniosą hen, za morze,
Mój żal, moją mękę
Czarniawemu, zdradliwemu
35
Na ciężką udrękę.
1839.
Petersburg.
[26 ]
ІВАН ПІДКОВА
Przełożył
A. J. GORZAŁCZYŃSKI
JAN PODKOWA
(W. I. Sternbergowi)
I
Kiedyś, kiedyś — w Ukrainie
Od armat huczało;
Kiedyś, kiedyś — Zaporoże
Panować umiało!
Panowali, dobywali
5
I sławy, i woli, —
Poszło wszystko: i zostały
Mogiły wśród poli![ 2]
Skroś wysokie te mogiły,
Gdzie dawno spoczęli
10
Atamani, ich w kitajkę
Ciało owinęli
Towarzysze.
Czernieją mogiły
Jak góry wysokie
15
I wiatrem ślą głosy
Przez stepy szerokie.
Echem czynów, dziadów sławy
Wicher wciąż powiewa,
A wnuk, idąc z kosą rano,
20
Na tę nutę śpiewa:
kiedyś — w Ukrainie
[27 ]
Licho tańcowało,
Przy butelce wódki, miodu
Smutku się nie znało.
25
Kiedyś, kiedyś w Ukrainie
Dobrze nam się żyło...
Wspomnim wczoraj, spocznie serce,
Bo też wspomnieć miło.
II
Czarna chmura z za Limanu
30
Niebo, słońce kryje,
Sine morze niespokojne
To jęczy, to wyje,
Zatopiło gardło Dniepru.
„Ano, chłopcy, żywo
35
Na bajdaki! Gra nam morzę,
Pojedziem na żniwo!”
Wysypało się Kozactwo —
Liman czajki kryły.
„Grajże, morze!” zaśpiewali,
40
Fale się spieniły;
Wkoło fale jak te góry,
Ni ziemi, ni nieba.
Strach wokoło, dla kozaków
Tego tylko trzeba —
45
Płyną sobie i śpiewają,
Rybitwa przeleci,
A ataman przodem jedzie
I wiedzie swe dzieci.
Chodzi sobie wzdłuż bajdaku,
50
W ustach lulka zgasła;
Myśli, patrząc naokoło,
Gdzie dać boju hasło?
Podkręciwszy czarne wąsy,
[28 ]
Za ucho czuprynę,
55
Podniósł czapkę — stają czółna:
„Niechaj wróg nasz ginie!
Nie Synopę, towarzysze,
Zapalić popłynę,
Na Carogród, do sułtana,
60
Pojedziem w gościnę!”
— „Dobrze, ojcze atamanie!” —
Wkoło zahuczało.
„Dziękuję wam!”
Włożył czapę.
65
Znowu zaszumiało
Sine morze. Wzdłuż bajdaku
Spokojny znów chodzi
Pan ataman i po fali
Milcząc okiem wodzi.
70
1939.
Petersburg.
[29 ]
КАТЕРИНА
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
KATARZYNA
(W. A. Żukowskiemu na wspomnienie o 22 kwietnia 1838)
Kochajcie się, czarnobrewe,
Lecz nie z Moskalami,
Oni obcy, litować się
Nie będą nad wami.
Moskal tylko żartem kocha,
5
Żartując porzuci,
Pójdzie w swoją Moskiewszczyznę,
Dziewczynę zasmuci...
Gdyby samą, niechby jeszcze,
A to matka stara,
10
Rodzicielka z córką cierpi, —
Za cóż taka kara?
Serce więdnie, ale śpiewa,
Gdy wie, poco, za co;
Ludzie serca nie spytają,
15
Powiedzą: „ladaco!”
Więc kochajcie się, dziewczęta,
Lecz nie z Moskalami,
Oni obcy, litować się
Nie będą nad wami.
20
Katarzyna głosu matki,
Ojca nie słuchała,
Lecz Moskala z całej duszy,
Szczerze pokochała.
Pokochała Moskalika,
25
[30 ]
Do sadu chodziła,
Póki swoją dobrą dolę
Tam zaprzepaściła.
Nadaremnie do wieczerzy
Woła matka donię,
30
Nie przychodzi, — na zabawie
Z Moskalem noc trwoni.
Całe noce karę oczy
Całuje i pieści,
Aż po siole niewesołe
35
Poszły o niej wieści.
A niech sobie źli ludziska,
Co zechcą, to plotą;
Choćby nie wiem co gadali,
Ona nie dba o to.
40
Nagle wojna. Trąbią trąby,
Wzywają na boje.
Poszedł Moskal. Ach, Katrusiu,
Gdzie panieństwo twoje?
Gdzie twa kosa?
45
Choć nakryto
Ją, nic nie mówiła,
Bo za miłym, jak się śpiewa,
I tęsknota miła.
Przecież święcie obiecywał
50
Swojej Katarzynie,
Że powróci, jeśli tylko
Na wojnie nie zginie.
Ożeni się i dzisiejsze
Zło w niepamięć pójdzie, —
55
Niech więc sobie co chcą mówią
Niepoczciwi ludzie.
Nie troszczy się Katarzyna,
Ociera oczęta,
Choć już bez niej na ulicy
60
[31 ]
Śpiewają dziewczęta.
Nie troszczy się Katarzyna,
Umyje się łzami
I po wodę o północy
Biegnie z konewkami
65
(By wrogowie nie widzieli).
Przyjdzie, stanie i zaśpiewa
„Hrycia” pod kaliną,
A tak rzewnie, że kalinie
Z listków łzy popłyną.
70
Odśpiewała, lżej na sercu
I do domu idzie,
Taka rada i wesoła,
Że jej nikt nie widzi.
Nie troszczy się Katarzyna
75
I nie myśli wcale, —
W nowej chustce, przez okienko
Zapatrzona w dale,
Stoi sobie. A dnie idą,
Minęło pół roku,
80
Zemdliło ją koło serca,
Zabolało w boku.
Chora nasza Katarzyna,
Ledwo-ledwo dyszy, —
Wyzdrowiała, na zapiecku
85
Dzieciątko kołysze.
A kobietki dogadują,
Docinają matce,
Że Moskale, powracając,
Nocują w jej chatce.
90
„Twoja córa czarnobrewa,
Urodziwa lala,
Nie samotna — na zapiecku
Kołysze Moskala
Czarniawego. Czy nie tyś ją
95
[32 ]
Tak pięknie uczyła?”
A bodaj was, sekutnice,
Dola tak raczyła
Na tym świecie, jak Katrusię,
Z której się śmiejecie!
100
Katarzyno, serce moje,
Gorzkie twoje życie!
Gdzie ty teraz z małem dzieckiem
Podziejesz się w świecie?
Kto nad tobą zlituje się,
105
Przygarnie do siebie?
Jego niema, a rodzice
Obcy już dla ciebie.
Wyzdrowiała Katarzyna,
Otworzy okienko,
110
Tęsknie patrzy na ulicę
I kołysze synka.
Patrzy, patrzy, — jego niema!
Czy już nie przybędzie?
Poszłaby w sad, popłakała,
115
Ale ludzie wszędzie.
Zajdzie słonko, Katarzyna
Niesie swego syna
Do ogrodu, — kędy pojrzy,
Miłego wspomina.
120
Tu go z musztry wyglądała,
Tam mile gwarzyła
A tam, a tam... „Synu, synu!” —
I nie dokończyła.
Rozwinęły się czereśnie
125
I wiśnie w ogrodzie,
Tak jak kiedyś wychodziła,
I teraz wychodzi.
Wyjdzie, ale już nie śpiewa,
[33 ]
Jak kiedyś śpiewała,
130
Kiedy swego kochanego
Tam oczekiwała.
Już nie śpiewa czarnobrewa,
Na swój los się żali,
A tymczasem złe języki
135
Nie szczędzą jej wcale.
Coraz rzeczy okropniejsze
Wymyślają o niej, —
Gdyby on był, to z pewnością
Stanąłby w obronie.
140
Lecz daleko czarnobrewy,
Stamtąd nie zobaczy,
Jak ją ludzie wyśmiewają
I jak ona płacze.
Może poległ za Dunajem,
145
Poległ i nie wstanie,
A może gdzie w Moskwie znalazł
Już inne kochanie?
Nie, nie poległ, żyje zdrów on,
Marne troski, marne,
150
Gdzież on znajdzie takie oczy
I brwi takie czarne?
Nigdzie, w całym świecie niema
Takiej ani jednej,
Jak Katrusia, takiej pięknej
155
I takiej też biednej!
Dała matka córce swojej
Urody dowoli,
Lecz cóż z tego? Nie umiała
Szczęścia dać i doli.
160
A bez doli z białem liczkiem —
Jak z tym kwiatkiem bywa:
Słońce pali, wiatr nim targa
I kto chce, ten zrywa.
[34 ]
Myjże swoje białe liczko
165
Drobniutkiemi łzami,
Bo wrócili już Moskale
Innemi drogami.
II
Siedzi ojciec w końcu stołu,
Głowę chwycił w ręce
170
I nie spojrzy na świat Boży
W swej ciężkiej udręce.
Koło niego matka stara
Zalewa się łzami
I takiemi do swej córki
175
Przemawia słowami:
„Cóż wesele, córko moja?
Czemuż niema pary?
Gdzież są twoi starostowie,
Gdzie druchny, bojary?
180
Idź do Moskwy, córko moja,
Może znajdziesz swatkę,
Tylko nie mów dobrym ludziom,
Że masz jeszcze matkę.
Przeklęty dzień i godzina,
185
Kiedym cię powiła!
Czemuż ja cię przed świtaniem
W wodę nie wrzuciła?
Byłabyś się zdała gadom,
A nie
Moskalowi.. Moskalowi... 190
Dziecko moje, córko moja,
Kwiecie mój różowy!
Jak jagódkę, jak ptaszynę,
Tak jam cię pieściła
Na swą biedę... Córko, córko,
195
Cóżeś ty zrobiła?
[35 ]
Taka wdzięczność!... Idźże sobie,
W Moskwie świekry szukaj,
Nie słuchałaś swojej matki,
200
Teraz jej posłuchaj!
Idź jej szukać, a jak znajdziesz,
Przywitaj i potem
Żyj szczęśliwie, ale do nas
Nie przychodź z powrotem.
Nie wracaj już z obcych krajów,
205
Zostań tam! Bądź zdrowa!
A któż moją biedną głowę
Bez ciebie pochowa?
Kto jak dziecko płakać będzie
Za matką rodzoną?
210
Kto posadzi na mym grobie
Kalinę czerwoną?
Kto za moją grzeszną duszę
Będzie błagać Boga?
Dziecko moje, córko moja,
215
Córko moja droga!
Idź już od nas!”
Ledwie-ledwie
Pobłogosławiła:
„Pan Bóg z tobą!” — i jak martwa
220
Z nóg się powaliła.
Odezwał się ojciec: „Cóż ty?
Czekasz jeszcze czego?”
Rozełkała się i do nóg
Upadła starego.
225
„Ach, przebacz mi, ojcze drogi,
Tę winę ogromną!”
„Niechaj ci ją Bóg przebaczy,
A ludzie zapomną!
Idź już córko. Lżej nam będzie!”
230
[36 ]
Ledwie biedna wstała,
Ukłoniła się i wyszła,
A po niej została
Pustka w chacie. Przez sad idąc,
Modlitwę szeptała,
235
Z pod wiśni garść ziemi wzięła,
Na piersiach schowała.
„Nie powrócę! Może w obcym,
Gdzieś dalekim kraju,
W obcej ziemi obcy ludzie
240
Kiedyś pochowają
Nieszczęśliwą. Jeno garstka
Tej ojczystej ziemi
O mym losie świadczyć będzie
Pomiędzy obcemi.
245
Niech nie świadczy, niech nie mówi,
Gdzie mię śmierć spotkała,
Aby moja grzeszna dusza
Choć tam spokój miała.
Ziemia milczy, ale dziecko
250
Powie kiedyś, kto ja!
Boże ty mój, losie ty mój,
Gorzka dolo moja!
Gdzie ukryję się? Pod wodę
Pójdę sama jedna,
255
A ty grzech odpokutujesz,
Dziecino ma biedna,
Tułając się jak sierota
Bez ojca po świecie...”
Idzie. Chustka na jej głowie.
260
A na rękach dziecię.
Wyszła za wieś. Serce boli,
Jeszcze raz spojrzała
Poza siebie i gorzkiemi
Łzami się zalała.
260
[37 ]
Jak topola pośród pola,
Tak stoi przy drodze,
I jak z liści rosa, z oczu
Kapią łzy niebodze.
Tyle ich już wypłakała,
270
że świata nie widzi,
A wciąż płacze. Pocałuje
Dziecko i znów idzie.
A to małe, jak aniołek,
Nic nie wie, rączyny
275
Drobne swoje wciąż wyciąga
Ku piersi matczynej.
Zaszło słońce. Nad dąbrową
Krwawe niebo płonie,
Otarła łzy, powlokła się
280
I ślad zginął po niej.
Wieś gwarzyła o niej jeszcze
I długo, i wiele,
Ale tego ojciec-matka
Już nie usłyszeli.
285
Tak to człowiek na tym świecie
Swoich bliźnich lubi!
Tego wiążą, rżną tamtego,
Ów sam siebie gubi...
Za co? Naco? Jeden Bóg wie!
290
Tyle miejsca przecie,
A dla biednych niema kąta
Wolnego na świecie.
Jednym dola daje pola
Od kraju do kraju,
295
A dla drugich jeno tyle,
Że ich pochowają.
Gdzież te dusze, które chciałeś
Kochać i żyć z niemi
[38 ]
Po bratersku?... Nadaremnie
300
Szukasz ich na ziemi!
Jest na świecie dola,
Ale czy ją znamy?
Jest na świecie wola,
Ale czy ją mamy?
305
Są ludzie na świecie,
Srebro-złoto mają,
Myślałbyś, szczęśliwi,
A szczęścia nie znają —
Ni doli, ni woli.
310
Znękany, stroskany,
Wdziewa swe żupany,
Nawet płakać wstyd mu,
Bo to pan nad pany.
Bierzcie srebro - złoto,
315
Panowie, bogacze,
Ja łzy sobie wezmę
I biedę wypłaczę.
Zatopię niedolę
Łzami drobniutkiemi,
320
Rozdepczę niewolę
Nogami bosemi!
Wtenczas u mnie radość
I dobrobyt gości,
Kiedy serce moje
325
Buja na wolności.
III
Krzyczą sowy, śpią dąbrowy,
Płoną jasne zorze,
Susły bawią się w burzanach
Na dzikim ugorze.
330
Już usnęli dobrzy ludzie,
[39 ]
Tych radość znużyła,
Tamtych troska, ale wszystkich
Ciemna noc nakryła,
Niby matka, co przed spaniem
335
Dzieci swe nakrywa.
A gdzież teraz Katarzyna
Nasza nieszczęśliwa?
W chacie? W lesie? Czy pod kopą
Zabawia synaczka
340
I truchleje, że gdzieś z kniei
Skoczy wilk znienacka?
Ach, brwi czarne! Lepiej, by was
Nie dawały nieba,
Skoro za was taką drogą
345
Cenę płacić trzeba!
A co dalej jeszcze będzie?
Coraz gorzej, gorzej —
Żółte piaski, obcy ludzie
I śniegi jak morze.
350
Sroga zima. A on? Czy on
Swoją Katarzynę
Pozna jeszcze i przygarnie,
I przywita syna?
Zapomniałaby z nim zaraz
355
Tę okropną drogę,
Gdyby tylko szczerem sercem
Przywitał niebogę...
Zobaczymy... A narazie
Spoczniemy po trudzie
360
I o drogę w kraj moskiewski
Będziem pytać ludzi.
Och, daleka ona, bracia,
Znam i ja tę drogę,
O niej jeszcze dziś wspominać
365
Bez trwogi nie mogę.
[40 ]
Przeszedłem ją, przemierzyłem,
Niech ją licho mierzy!
I niejedno powiedziałbym,
Ale kto uwierzy?
370
„Ależ kłamie siaki-taki!
(Tak o mnie powiedzą)
I sam nie wie co, a baje,
I ludzie nie wiedzą”.
Prawda wasza, prawda, ludzie!
375
Bo poco wam wiedzieć,
Co ze łzami tu przed wami
Chciałbym opowiedzieć?
Każdy ma dość własnej troski,
A szczęściem nie grzeszy,
380
Lepiej dajcie mi krzesiwo,
Niech ognia wykrzeszę.
I tytoniu, aby w domu
Zmartwienia nie było
I aby się takie licho
385
Nikomu nie śniło.
Niechajże mu! Ja tymczasem
Pomyślę, gdzie biedna
Katarzyna z małem dzieckiem
Błądzi sama jedna.
390
Za Kijowem, hen, za Dnieprem,
Wzdłuż ciemnego gaju,
Tam czumacy drogą idą,
„Puhacza” śpiewają.
A naprzeciw nim niewiasta —
395
Czy z odpustu idzie?
Czegóż taka zapłakana,
Że świata nie widzi?
Połatana na niej świtka
I torba na grzbiecie,
400
[41 ]
W ręce kostur, a na drugiej
Niesie śpiące dziecię.
Spotkali się. Chowa dziecko
I pyta: „Nie wiecie,
Dobrzy ludzie, która droga
405
W moskiewski kraj wiedzie?”
„W moskiewski kraj? O, ta właśnie.
Daleko, niebogo?”
„Aż do Moskwy. W imię Boga,
Dajcie coś na drogę”.
410
Grosik dali. Wzdrygnęła się.
Ach, jakże on pali!
Ale wzięła. To nie dla niej,
Lecz dla dziecka dali...
Ona matka... Dalej rusza.
415
Spoczęła w Browarach
I ten gorzki grosz dla dziecka
Na piernik wydała.
Długo, długo jeszcze potem
Biedna wędrowała,
420
A bywało, że pod płotem
I przenocowała...
Ach, nacóż się zdały te kare oczęta!
Czy poto, by płakać gdzieś pod obcym płotem,
Jak dziś Katarzyna? Słuchajcie, dziewczęta,
425
I strzeżcie się pilnie, ażebyście potem
Nie musiały szukać swojego Moskala,
Jak ona go szuka, — i nie narzekały,
Że ludzie od siebie trzymają was zdala.
Nie pytajcie, czarnobrewe!
430
Co wiedzą ludziska?
Na biednego każdy chętnie
Kamieniami ciska.
Ludzie gną się jak wiklina,
[42 ]
Kędy wiatr powieje,
435
Na sierotę słońce świeci,
Świeci, lecz nie grze je.
Ludzie słońce zakryliby,
Aby nie świeciło
Na nieszczęsną i aby jej
440
Łez nie osuszyło.
I za cóż to, Boże miły,
Jej tak źle na świecie?
Jaką krzywdę wam zrobiła?
Czego od niej chcecie?...
445
Czego od niej chcą? — Zobaczyć,
Jak płacze niecnota.
A więc — nie płacz, Katarzyno,
Nie płacz, moja złota,
Cierp w milczeniu. Lecz ażeby
450
Nie zwiędła uroda,
Do świtania myj się łzami,
Bo urody szkoda!
Umyjesz się — nie zobaczą,
A więc nie wyśmieją;
455
Niech tymczasem serce spocznie,
Póki łzy się leją.
Oto jaka bieda! Widzicie, dziewczęta?
Uwiódł i porzucił Katrię Moskal zły.
Niechajże z was każda dobrze to pamięta,
460
Abyście tak kiedyś nie szukały wy
Swojego Moskala, jak ona dziś szuka.
Nie wierzcie losowi, bo los was oszuka,
Nie liczcie na ludzi, bo wam nie przebaczą
I zamiast pocieszyć, powiedzą: „ladaco”.
465
Pod płotami nocowała,
Raniutko wstawała
I do Moskwy szła nieboga,
[43 ]
Aż tu naraz sroga
Przyszła zima.
470
Idzie Katria,
Wicher śniegiem miecie,
Ona w łapciach i podarta
Świtka na jej grzbiecie.
Idzie Katria, ledwo idzie,
475
Patrzy — coś szarzeje
Hen, w oddali. To Moskale!
Och! I serce mdleje.
Leci, pędzi na spotkanie,
Przybiegła zziajana
480
I pyta się, czy niema tu
Jej pana Iwana?
A Moskale, jak Moskale,
Śmieją się, żartują:
„
Aj da bab a
! Aj da nasz i!
485
Kawo nie naduju t!”
Spojrzy na nich Katarzyna:
„Ludzieście, jak wszędzie!
Nie płacz synu, biedo moja,
Niechaj co chce będzie,
490
Pójdę dalej, aż go spotkam
I oddam dziecinę,
Oddam ciebie, gołąbku mój,
A sama — niech ginę!”
Ryczy, wyje zawierucha,
495
Szaleje zawieja,
Stoi Katria pośród pola
I gorzkie łzy leje.
Uciszyło się na chwilę,
Znużony wiatr ziewa, —
500
Płakałaby jeszcze Katria,
Ale łez już niema.
[44 ]
Popatrzyła na dzieciątko
Umyte jej łzami,
Takie piękne, niby kwiatek
505
Pod rosy kroplami.
Uśmiechnęła się. Lecz uśmiech
Zjawił się i mija,
A za serce coś ją chwyta,
Niby czarna żmija.
510
Milcząc wzrokiem potoczyła,
Przed nią lasu smuga,
A pod lasem, hen, przy drodze,
Chatka oknem mruga.
„Wieczór. Chodźmy! Może ludzie
515
Udzielą noclegu,
Jak odmówią, to będziemy
Nocować na śniegu;
Koło chaty przenocujem,
Noc, mój synku, wszędzie,
520
Ale gdzie ty nocleg znajdziesz,
Kiedy mnie nie będzie?
Chyba z psami, moje dziecko,
Bo psy, choć kąsają,
Choć i gryzą, ale zato
525
Nas nie obmawiają,
Nie wyszydzą, nie wyśmieją,
Więc brataj się z psami!...
Ach, losie mój, Boże ty mój,
Zlituj się nad nami!”
530
Nawet pies sierota ma w świecie swą dolę,
Ktoś mu przecież kiedyś dobre słowo da;
Bi ją go i łają, zakują w niewolę,
Ale nikt nie pyta: „Gdzie jest matka twa?”
Iwasia z pewnością o to się spytają
535
Prędzej, niżby mógł im odpowiedzieć słowy.
[45 ]
Na kogoż to we wsi wszystkie psy szczekają?
I kto ten obdarty włóczęga wioskowy?
Kto wodzi łobuza? Bękart czarnogłowy...
Całe jego szczęście — to te brwi urodne,
540
Ale ludzie mówią, że on ich niegodny.
IV
Pod górą, w jarze, przeogromne,
Hetmańskich czasów jeszcze pomne,
Dęby jak starcy stoją. W jarze
Na grobli wierzba z wierzbą gwarzy.
545
Lodami skute stawu tonie, —
W niewoli staw. (Zimową porą
Z przerębli ludzie wodę biorą).
Przez chmurę krwawe słońce płonie,
Wiatr się nadyma, — jak powionie!
550
Niczego niema. Wszędzie biało,
Tylko coś w lesie zahuczało.
Ryczy, huczy zawierucha,
Wiatr po lesie hula,
I do snu szerokie pola
555
Śniegami otula.
Karbowniczy chce oglądnąć
Las, już wyszedł z chaty.
Ale gdzie tam! Taka zamieć,
Że nie widać świata.
560
„A niechaj go! Lepiej w chacie
Teraz niźli w lesie.
Ale co to? Skąd ich tylu
Jakiś djabeł niesie?
I o takiej jeszcze porze,
565
Patrz, patrz, Nyczyporze,
Cali biali...”
[46 ]
— „Co, Moskale? Gdzie Moskale?”
— „Co z tobą, na Boga?”
— „Gdzie Moskale, gdzie sokoły?”
570
— „A tam — ciągną drogą”.
Poleciała Katarzyna,
Nawet nic nie wdziała.
„Ponoś dobrze jej ta Moskwa
We znaki się dała.
575
Nawet w nocy przez sen woła
Jakiegoś Moskala”.
Pędzi Katria, przez pnie skacze,
Marzną bose nogi,
Aż przybiegła i zziajana
580
Stanęła wśród drogi.
Twarz otarła rękawami,
Spojrzy, — aż tu do niej
Nabliża się cały oddział,
A wszystko na koniach.
585
„Boże ty mój! Losie ty mój!”
(To biegnie, to stanie) —
A na przedzie starszy jedzie.
„Iwanie! Kochanie!
Gdzieżeś bawił ty tak długo?”
590
Chwyta za strzemiona,
A on spojrzał, i ostrogą
Bodzie swego konia.
„Czekaj! Czekaj! Czyś zapomniał
Swoją Katarzynę?
595
Nie poznałeś? Spojrzyj tylko,
Spojrzyj, mój jedyny,
To ta sama twoja luba
Katrusia, to ona,
Co kochała cię tak szczerze —
600
Pocóż rwiesz strzemiona!?”
On ni słowa. Ściągnął konia,
[47 ]
Koń rwie się i skacze.
„Gdzież ty lecisz, mój gołąbku?
Popatrz! Ja nie plączę.
605
Nie poznajesz? Boże ty mój,
To Katria, to ona!
Nie odtrącaj!” A on na to:
„Odczep się, szalona!
Wozmitie prócz biezumnuj u!”
610
„Co słyszę! Mój świecie!
Wspomnij tylko, ty mi wierność
Przysięgałeś przecie.
„Wozmitie próc z! Cztożwy stal i?!”
„Kogo to brać mają?
615
Twoją Katrię, co do ciebie
Biegała do gaju?
Twoją Katrię, co ci syna
Powiła?... Jedyny,
Nie odpychaj teraz biednej
620
Swojej Katarzyny!
Weź za sługę, kochaj drugą,
Cały świat, — zapomnę,
Jaką ty mi kiedyś krzywdę
Zrobiłeś ogromną,
625
Przebaczę ci, żem pokrytka
I że marnie ginę, —
Wreszcie rzuć mię, lecz nie rzucaj
Dzieciny niewinnej!
Nie porzucisz? Serce moje,
630
Zaczekasz chwileczkę...”
I pobiegła, a za chwilę
Wynosi mu dziecko.
Niespowite, zapłakane...
Spojrzy — jego niema.
635
„Ludzie! Ludzie! To okropne!
On wyrzekł się syna!
[48 ]
Czy słyszycie? Ojciec syna
Porzucił zdradziecko,
Cóż ja teraz z tobą zrobię,
640
Moje biedne dziecko?
Weźcie sobie, żołnierzyki,
Weźcie to maleństwo,
Bóg zapłaci, a na niego
Niech spadnie przekleństwo!
645
Rośnij, synu, na śmiech ludziom...”
I kładzie na drogę.
„Szukaj ojca, bo ja więcej
Szukać już nie mogę!”
Zerwała się jak szalona,
650
Do lasu pobiegła.
Dziecko płacze, a Moskale
Pojechali dalej.
Bo co im to! na nieszczęście
Leśnicy zabrali
655
Małe dziecko. Katria bosa
Po lesie ugania,
Płacze, prosi i przeklina
Swojego Iwana.
Aż przybiegła na polanę,
660
Spojrzała dokoła —
I do jaru, — pośród stawu
Stanęła i woła:
„Przyjmij, Boże, moją duszę,
A ty, wodo, ciało!”
665
I skoczyła, aż pod lodem
Coś zakotłowało.
Tak znalazła Katarzyna
To, czego szukała,
Powiał wiatr i — ani śladu,
670
Wszędzie przestrzeń biała.
[49 ]
Co tam wicher, ten szalony,
Który dęby łamie,
I co rozpacz drobnych dzieci
Po rodzonej mamie!
675
Nie sieroty one, gdy im
Mogiła została,
Gdy im matka dobre imię
W spadku przekazała.
Więc kiedy je skrzywdzą ludzie,
680
Kiedy ktoś ośmieszy,
Na mogiłę matki pójdą,
Mogiła pocieszy.
Ale stokroć gorzej dola
Takiego skrzywdziła,
685
Co go ojciec widzieć nie chciał,
A matka rzuciła.
Do kogo się zwróci biedne,
Samotne pacholę?
Dla podrzutka bezdomnego
690
Świat, jak puste pole.
Liczko pańskie, brewki czarne,
Nie z prostego rodu, —
Lecz co z tego? Lepiej niechby
Zmarniało zamłodu!
695
V
Idzie kobzarz do Kijowa,
Na spoczynek siada;
Mały chłopak torby dźwiga
I prowadzi dziada.
Siedli. Chłopak, dziecko jeszcze,
700
W słońcu się wygrzewa,
A tymczasem stary kobzarz
O Jezusie śpiewa.
[50 ]
Kto przechodzi — nie omija,
Dają kobzarzowi
705
Chleb, pieniądze, a dziewczęta
Grosik chłopakowi.
„Jaki ładny!” — podziwiają,
„A biedny!... Hej, dała
Matka brewki, ale szczęścia
710
Dać mu nie umiała.”
Sześciokonny pyszny powóz
Do Kijowa leci,
W tym powozie pani z panem,
A z nimi ich dzieci.
715
Staje powóz koło dziadów,
Chmura kursu siwa
Podniosła się... Biegnie Iwaś,
Bo ktoś ręką kiwa
Przez okienko. Pani pieniądz
720
Daje Iwasiowi
I chwali go, a pan spojrzał
I odwrócił głowę.
Odwrócił się, nie chce patrzeć,
Bo poznał nikczemny
725
Po tych brwiach, wspaniałych, czarnych.
Po tych oczach ciemnych —
Swego syna. Ale brać go
Nie myśli.
„Jak zwiesz się?”
730
Pyta pani. „Iwaś” rzecze,
„Iwaś? Jaki miły!”
Pojechali... Chmury kurzu
Iwasia pokryły.
Przeliczyli biedaczyska,
735
Co im ludzie dali,
Pomodlili się i dalej
W świat powędrowali.
1839.
Petersburg.
[51 ]
AUTOGRAF LISTU SZEWCZENKI DO BRATA MYKYTY
2.III. 1840 r.
[61 ]
Н. МАРКЕВИЧУ
Przełożył
BOHDAN ŁEPK ŁEPKI
DO N. MARKIEWICZA
Bandurzysto, orle siwy,
Dobrze tobie, bracie,
Bo masz skrzydła, bo masz siły
I czasu nie brak ci.
Teraz leć na Ukrainę,
5
Na tę naszą, drogą.
Poleciałbym i ja z tobą, —
Nie mam tam nikogo.
I tu czuję się samotnym,
Choć ludzi tak wiele,
10
I tam byłbym wszystkim obcy,
Sierota i — tyle!
Milczże, serce, uspokój się!
Sierota? Mój Boże!
A ojczyzna, Ukraina,
15
A ten step — jak morze?
Tam wiatr szumi, jak brat z tobą
Dzieli smutki, żale,
Tam w szerokim polu wola,
Grają morskie fale.
20
Grają fale, Boga chwalą,
Smutek rozwiewają,
Tam mogiły z wiatrem bujnym
W stepie rozmawiają.
Poleciałbym, posłuchałbym,
25
Popłakałbym z niemi,
Lecz niestety! Los mię zmusza
Żyć z ludźmi obcemi.
9.V.1840.
Petersburg.
[62 ]
ГАЙДАМАКИ
Przełożył
Ветуп і епілог.
LEONARD SOWIŃSKI
HAJDAMACY
WSTĘP
Świat stoi, a wszystko i mija i ginie...
Lecz o tem, skąd idzie i kędy przepada, —
I dureń, i mądry nie wiedzieć co gada...
Ten żyje, ów kona... Owo się rozwinie,
A tamto zwiędnieje, na wieki zwiędnieje...
5
I liście pożółkłe gdzieś wicher rozwieje.
A świat tak i będzie, taki sam wschód słońca,
I gwiazdy tak samo popłyną bez końca,
I ty, jak i zwykle, o mój białolicy!
Po niebios błękitach w noc jasną przelecisz,
10
Popatrzysz się w czyste zwierciadło krynicy
I w morze bez granic — i znowu zaświecisz,
Jak nad Babilonu wiszącym ogrodem,
Nad starą mogiłą i biednym jej rodem.
O wieczny mój! Z tobą, sam nie wiem dlaczego,
15
Jak z bratem czy z siostrą, rozmawiam z ochotą
I dumkę ci śpiewam z natchnienia twojego...
Ach, radźże mi dzisiaj z tą krwawą tęsknotą!
Nie jestem samotny, nie jestem sierotą.
Mam dziatki, a nie wiem, co robić mam z niemi!
20
Grzech ukryć je w sobie — te duchy żyjące,
Bo może to braci pocieszy na ziemi,
Gdy ujrzą te słowa i łzy te palące,
Któremi pieśń moja płakała nad niemi...
O, nie! Nie ukryję — wszak to duch żyjący!
25
[63 ]
Jak błękit niebieski bez granic widnieje,
Tak duch bez początku i śmierci istnieje...
Lecz gdzieżto on będzie?... dźwięk przemijający!...
Ach! Dajcież przynajmniej choć pamięć mi swoją,
Bo ciężką jest piersi bezsławna mogiła.
30
Kochała was ona, o kwiaty wy moje!
I dolę tę waszą opiewać lubiła.
Tymczasem do świtu zaśnijcie, me dzieci,
A ja wam watażki poszukam po świecie.
Hejże, zuchy, Hajdamacy!
35
Świat wielki dowoli,
Lećcie, chłopcy, pohulajcie,
Poszukajcie doli.
Syny moje niedorosłe,
Nierozumne dzieci,
40
Kto was szczerze, sierot biednych,
Przygarnie na świecie?
Syny moje, orły moje!
Hej, na Ukrainę!
Choć i licho tam się zdarzy,
45
To pośród rodziny.
Tam znajdziecie dusze szczere,
Zginąć wam nie dadzą;
A tu... a tu... ciężko, dziatki!
Kiedy do dom zaprowadzą,
50
Powitają was ze śmiechem,
Ten już zwyczaj mają —
Wszyscy wielcy, drukowani,
Słońce nawet łają:
„Nie z tej strony — mówią — wschodzi
55
I niedobrze świeci,
Takby — mówią — należało...”
Co tu robić, dzieci!
Trzeba słuchać, któż wie? Może
[64 ]
Nie tak słońce wschodzi —
60
Toć piśmienni wyczytali...
Rozum dziwa płodzi!
A cóż na was rzekną oni?
O, znam waszą sławę!
„Niech — powiedzą — spoczywają,
65
Póki ojciec wstanie
I rozpowie po naszemu
O tym tam hetmanie!
Co tam kiep ten wygaduje
Zmarłemi słowami —
70
I jakiegoś tam Jaremę
Prowadzi przed nami,
Odzianego w świtę szarą
I w łapcie łyczane...
Ej, napróżno widać w szkole
75
Łatano ci boki!
Po Kozactwie, po Hetmaństwie
Mogiły wysokie,
Nic się więcej nie zostało,
I te — rozkopane.
80
Próżna praca, panie bracie!
Jeśli chcesz mieć grosze,
A w dodatku sławę próżną,
Śpiewaj nam Matriosz ę,
Lub
Natasz ę
, radość nasz ą,
85
Sułta n, parkie t, szpory —
Ot gdzie sława!... a on śpiewa
„Hraje synie mor e” —
I sam płacze, za nim szlocha
Siermiężna gromada...”
90
Prawda, prawda, mędrce moi!
Dzięki — i to rada!
Kożuch dobry, szkoda tylko,
Że nie na mnie szyty,
[65 ]
A rozumne słowo wasze
95
Łgarstwami podbito.
Wybaczajcie — dla słów takich
Uszu niema u mnie.
Nie zaproszę was do siebie, —
Wy bardzo rozumni,
100
A ja dureń; wolę sobie
W kącie mojej chatki
Sam zaśpiewać i zapłakać,
Jak dziecię bez matki.
Oj, zaśpiewam — igra morze,
105
Wichry powiewają,
Step czernieje i mogiły
Z wiatrem rozmawiają.
Oj, zaśpiewam — rozwarły się
Mogiły wysokie,
110
Zaporoże aż po morze
Kryje step szeroki,
Atamani na bachmatach
Poprzed buńczukami
Przelatują, a porohy
115
Między sitowiami
Ryczą, jęczą — gniewają się,
Nucą coś strasznego.
Przysłucham się, rozżalę się,
Zapytam którego:
120
„Czemu, starzy, smutni tacy?”
— „Synu, zła godzina...
Dniepr się na nas gniewa czegoś,
Płacze Ukraina!”
I ja płaczę... A tymczasem
125
Świetnemi pocztami
Występują atamani,
Setnicy z panami
I hetmani, — każdy w złocie,
[66 ]
Chatki mej nie minie...
130
Weszli, kupią się koło mnie
I o Ukrainie
Rozmawiają — wspominają:
Jak Sicz budowali,
Jak kozacy na bajdakach
135
Porohy mijali,
Jak po morzu buszowali,
Grzali się w Skutarze —
I jak, lulki zapaliwszy
W Polsce na pożarze,
140
Znów witali Ukrainę,
Jak bankietowali...
„Rżnij, kobzarzu, lej, szynkarzu!” —
Kozacy hukali!
Dziad nalewa, nie poziewa,
145
Nie odpocznie, rwie się.
Kobzarz uciął, a kozacy —
Aż Chortyca gnie się...
Metelicę i hopaki
Hurtem odcinają,
150
Kufle chodzą i przechodzą,
Tak i wysychają.
„Hulaj, panie, nie w żupanie,
Wichrze, pośród pola!
Graj, kobzarzu, lej szynkarzu,
155
Póki wstanie dola!”
W bok się wziąwszy, na przysiadki
Parobcy z dziad?mi.
„Ot tak, chłopcy, dobrze dziatki,
Będziecie panami!”
160
Atamani wpośród uczty,
Niby jaka rada,
Chodzą sobie, rozmawiają..
Wielmożna gromada
[67 ]
Nie wytrzyma — i tupnęła
165
Staremi nogami...
A ja patrzę, wpatruję się
I śmieję się łzami, —
Ach, śmieję się, patrzę, zalewam się łzami, —
Nie jestem sam jeden, jest z kim żyć na świecie;
170
Wśród domku mojego, jak w stepie gdzieś przecie,
Kozacy hulają, gaj szumi drzewami,
Mogiła śni dumki smutne żałobą
I morze gra sine, topola powiewa,
Cichuteńko dziewczę
Hrycia sobie śpiewa,
175
Nie jestem sam jeden, — jest żyć z kim do grobu.
Ot gdzie dobro moje, grosze
I sława poczciwa,
A za radę dziękuję wam,
Bo rada zdradliwa!
180
Póki życia, poprzestanę
Na martwem tem słowie,
By wylewać łzy i smutek...
Bywajcie mi zdrowi!
Czas mi w drogę już wyprawiać
185
Dziatki serca mego,
Niech ruszają, może znajdą
Kozaka starego,
Co powita syny swoje
Sędziwemi łzami —
190
Dość mi tego, raz więc jeszcze:
Pan ja nad panami!
1841.7.IV
Petersburg
[68 ] EPILOG
Oj, dawno to było, jak małej dziecinie,
Bez chłeba, samemu, jak czajce po fali,
Wypadło mi błądzić po tej Ukrainie,
Gdzie Gonta i Maksym z nożami hulali;
Oj, dawno to było, jak temi szlakami,
5
Co szli Hajdamacy, drobnemi stopami
Błądziłem, płakałem i ludzi szukałem,
By dobra uczyli. A teraz wspomniałem,
Wspomniałem, i przykro, że licho zginęło.
Ej, lichoż ty młode! dlaczegoś minęło,
10
Zamieniłbym dolę dzisiejszą na ciebie,
Gdy wspomnę te stepy, te chmury po niebie,
I ojca, i dziada przypomnę ja sobie...
Dziadunio żyw jeszcze, a ojciec już w grobie.
Bywało, w niedzielę, „Mineje” zamknąwszy,
15
Po czarce z sąsiadem serdecznym łyknąwszy,
Ojciec prosi dziada, by o Hetmańszczyźnie
Opowiadał stary lub o Koliszczyźnie.
I oczy stuletnie jak gwiazdki pałały,
A słowa po słowach potokiem się lały:
20
Jak Gonta z Maksymem mierzyli się z Lachy,
Jak wrogi konały, jak miasta gorzały...
Sąsiedzi drętwieli z żałości i strachu
I mnie też małemu łzy w oczach stawały
Nad śmiercią tytara. A nikt i nie baczy,
25
Że mała dziecina w kąteczku gdzieś płacze.
Bóg zapłać, dziaduniu, żeś wiernie przechował
W stuletniej swej głowie te dzieła kozacze,
Com teraz wnuczętom powtórzyć spróbował.
[69 ]
Wybaczajcie, ludzie dobrzy,
30
Iż kozaczą sławę
Wyśpiewałem po prostacku,
Bez książkowej sprawy.
Tak i dziad mój opowiadał,
Daj mu, Boże, zdrowie!
35
I ja za nim. Któż to wiedział,
Iż mądrzy panowie
Rzeczy takie czytać będą?
Wybaczże im, dziadu, —
Niechaj łają! A tymczasem
40
Ja z moją gromadą,
Z Kozakami serdecznymi
Co prędzej się zwinę
I spać pójdę — i polecę
Na tę Ukrainę,
45
Gdzie chodzili Hajdamacy
Z świętemi nożami, —
Na te szlaki, com wymierzył
Drobnemi nogami.
Pohulali Hajdamacy, —
50
Dobrze pohulali:
Blisko roku krwią szlachecką
Hojnie napawali
Ukrainę i zamilkli —
Noże poszczerbili.
55
Niema Gonty! Niema nad nim
Krzyża ni mogiły.
Wiatry bujne gdzieś rozwiały
Prochy hajdamacze,
Nikt się nawet nie pomodli
60
I nikt nie zapłacze.
Jeden tylko brat przybrany
Został się na świecie, —
[70 ]
I ten, słysząc, jak okrutnie
Od piekielnych dzieci
65
Brat zamęczon, po raz pierwszy
Załkał Maksymisko;
Łkał i płakał; łez nie otarł,
Umarł biedaczysko.
Żałość jego zadusiła
70
Śród obcego pola,
W cudzą ziemię położyła —
Taka jego dola!
Smutno, tęskno Hajdamacy
Żelazną tę siłę
75
Pochowali, usypali
Wysoką mogiłę;
Zapłakali, rozeszli się,
Odkąd i przybyli,
Jeden tylko mój Jarema
80
Na kij się pochylił
I stał długo: „Spocznij, ojcze,
Śród obcego pola,
Bo na swojem miejsca niema
I przepadła wola.
85
Śpij, kozacze. Wspomni ciebie
Dusza jaka szczera”.
Poszedł stepem biedaczysko
I łezki ociera.
Długo, długo oglądał się,
90
Serce mu się rwało...
Zniknął... w stepie prócz mogiły
Nic nie pozostało.
Ej, posieli Hajdamacy
W Ukrainie zboże;
95
Lecz nie oni go wyżęli...
Cóż zrobić, mój Boże!
[71 ]
Niema prawdy, nie wyrosła,
Krzywda wybujała...
Rozeszli się Hajdamacy,
100
Gdzie dola pognała:
Kto do domu, kto w dąbrowę
Z nożami w cholewach
Kończyć Żydów. Tak i dzisiaj
Sława szepcze w śpiewach.
105
A tymczasem Sicz prastarą
Zrujnowały wrogi;
Kto nad Kubań, kto za Dunaj;
I tylko porohy
Pozostały pośród stepu,
110
Syczą, zawywają:
„Pochowano dziatki nasze
I nas rozrywają”.
Ryczą sobie, ryczeć będą,
Dola ich minęła
115
I na wieki Ukraina,
Na wieki zasnęła.
Odtąd w bujnej Ukrainie
Żyto zielenieje;
Nigdzie jęków, dział nie słychać,
120
Wicher tylko wieje,
Naginając wierzby w gaju
I burzan wśród pola.
Wszystko zmilkło — niechaj milczy:
Taka Boża wola!
125
Czasem tylko gdzieś wieczorem
Ponad Dnieprem, w gaju,
Idą starzy Hajdamacy,
Idąc zaśpiewają:
„U naszego Hałajdy chata na pomoście,
130
Graj, morze! dobrze, morze!
Dobrze będzie, Hałajdo!”
[79 ] ТРИ ЛІТА
TRZY LATA
[83 ]
AUTOPORTRET T. SZEWCZENKI
z 1843 r.
[92 ]
СОН
Przełożył
Комедія
BOHDAN ŁEPKI
SE N.
Komedja
Duch prawdy, którego świat przyjąć
nie może, bo nie widzi go, ani go zna.
Jan, XIV, 17.
Każdy z nas ma swoją dolę,
Swą drogę szeroką:
Ten muruje, ów rujnuje,
Trzeci chciwem okiem
Za światami dalekiemi
5
Wypatruje ziemi,
By zagarnąć i ze sobą
Zabrać ją do grobu;
Ten ogrywa w karty swata
W jego własnej chacie,
10
A ów w domu pokryjomu
Ostrzy nóż na brata;
Jeszcze inny, bogobojny,
Trzeźwy i spokojny,
Aż niby kot zaczai się
15
Na ciebie i zgóry
Skoczy naraz, by w twe trzewia
Wpiąć swoje pazury —
I nie błagaj: nie wyproszą
Ni żona, ni córy;
20
Inny, szczodry i wspaniały,
Stawia Boże chramy
[93 ]
I ojczyznę tak miłuje,
Jak rodzoną mamę —
O! miłuje! Ale krew z niej
25
Niczem wodę toczy!...
A rodacy milcząc patrzą,
Wytrzeszczają oczy
Jak jagnięta: „Niechaj — mówią —
Może tak i trzeba!”
30
Może trzeba! To już chyba
Niema Boga w niebie!
W ciężkiem jarzmie upadacie
I raju jakiegoś
Na tym świecie pożądacie?
35
Niema, niema jego!
Daremny trud! Ocknijcie się,
Ocknijcie się: przecie
Wszyscy w świecie, królewięta
I żebracy — dzieci
40
Adamowe! i ten i... ten...
A cóż to, ja zbrodzień,
Że ucztuję i w niedzielę,
I w święto, i codzień?
A wam nudy? Narzekacie?
45
Cicho już! Nie krzyczcie!
Bo ja piję swą krew własną,
A nie ludzką — wiedzcie!”
Tak oto w nocy z uczty raz,
Kiedy się wlokłem popod tyny,
50
Dumałem sobie. (Miałem czas,
Zanim doszedłem do chatyny).
A w mojej chacie niema dzieci,
Żona mię nie łaje,
Cicho, niby w raju, —
55
Gdzie spojrzysz, łaska Boska, bracie, —
[94 ]
I w sercu, i w chacie.
Więc zasnąłem, przyszedłszy do chaty,
A pijanego, kiedy już sen skruszy,
To chociażby jechały armaty,
60
On nawet wąsem nie ruszy.
I przyśnił mi się sen nadzwyczajny, przedziwny,
Najtrzeźwiejszy upiłby się nim,
Skąpy żyd dałby okup sowity,
By napatrzyć się takich dziw.
65
Lecz nie zobaczy, nie!
Niby widziałem we śnie,
Jak leciała sowa
Nad urwiskami i łąkami,
Nad przepaściami,
70
I głębokiemi jarami,
I szerokiemi stepami,
I bajrakami...
A ja lecę wślad tej sowy
I żegnam się temi słowy
75
Ze ziemią:
„Żegnaj, świecie, żegnaj ziemio,
Kraino ponura!
Ja swe męki, swe udręki
Schowam w ciemnych chmurach.
80
Lecz do ciebie, Ukraino,
Nieszczęśliwa wdowo,
Przylatywać będę nawet
Z tych chmur na rozmowy,
Na rozmowy ciche, smutne,
85
Na szczere narady;
O północy, kiedy rosy
Padają, upadnę.
Pogwarzymy, pomarzymy,
Póki słońce wstanie,
90
[95 ]
Póki twoja dziatwa mała
Na wroga powstanie.
Żegnajże mi, matko moja,
Żegnaj mi, niebogo!
Hoduj dzieci, — wiedz, że prawda
95
Żywa jest u Boga!”
Lecę... Patrzę — widnokręgi
Płoną już, dzień świta;
Słowik słońce w ciemnym gaju
Wdzięczną piosnką wita;
100
Ledwie-ledwie wietrzyk wieje;
Widać stepy, łany,
Nad jarami, nad stawami
Wierzby zadumane;
Sady rzęsne, że aż gną się,
105
Topole na woli
Postawały i, jak stróże,
Rozmawiają w polu.
I wszystko to, cały kraj ten, —
Jedno piękno boskie:
110
Umywa się w rannej rosie
Zielone, beztroskie;
Umywa się, uśmiecha się,
Wdzięczy się do słońca...
I początku temu niema,
115
I nie będzie końca!
Nikt tych skarbów nie przysporzy
I nikt nie roztrwoni...
Czemuż tedy smutno, Boże,
Sercu w mojem łonie?
120
Czemu płaczesz, duszo biedna?
Czemu, duszo płaczesz? Chyba ty nie widzisz?
Chyba ty nie słyszysz, jaki to tam płacz?
Spójrz tylko dokoła, zastanów się, patrz!
[96 ]
Polecę wysoko, w błękity, nad chmury:
125
Tam niema ni kary, ni władczej purpury —
Tam milkną zarówno i łkania, i śmiech.
A w dole, daleko pod nami, w tym raju
Ostatnią koszulę z kaleki zdzierają,
Ze skórą zdzierają, — chyba to nie grzech?
130
Bo mówią, że trzeba dla paniąt na buty.
Tam wdowę fantu ją i biorą w rekruty
Jej syna, ostatnią nadzieję jedyną,
Bo wojska zamało... A tam znów pod tynem
Spuchnięte niemowlę łka z głodu i mrze,
135
A matka pszenicę na pańszczyźnie żnie.
Tam... czy widzisz?... Oczy, oczy!
Jaka męka z wami!
Lepiejbyście wyschły były,
Wypłynęły z łzami!
140
Uwiedziona popod płoty
Z dzieciątkiem wędruje.
Ojciec, matka wyrzekli się,
Obcy nie przyjmują!...
Nawet dziady od niej stronią!
145
A panicz omija:
Już z dwudziestą bęcwał jakiś
Poddanych przepija!
Czy Bóg widzi naszą biedę,
Nasze łzy przez chmury?
150
Może widzi, a pomaga —
Tak samo, jak góry
Te odwieczne, tak rzęsiście
Krwią ludzką skropione!...
Duszo moja ty uboga,
155
Serce utrapione!
Cóż nam począć? Chyba struć się,
Skostnieć, a do Boga
[97 ]
Posłać dumy, — niech wołają:
„Powiedz, powiedz, Panie,
160
Czy długo trwać jeszcze będzie
Katów panowanie?”
Lećże, moja dumo, moja sroga męko,
I zabierz ze sobą wszystkie biedy, zła,
Towarzystwo swoje! To rodzina twa.
165
Kochałaś je kiedyś, na ich ciężkich rękach
Wyrosłaś, więc teraz zabierz je i leć,
Jak orlę po niebie rozpuść czarną sieć!
Niechaj się czerni i czerwieni,
Płomieniami mieni,
170
Niechaj znów żmijami zieje,
Trupem ziemię kry je.
A bez ciebie ja byle gdzie
Schronisko zdobędę
Dla swojego serca. Raju
175
Wszędzie szukać będę.
I znów ponad ziemskie rubieże
Lecę i ziemię żegnam szczerze.
Ciężko matkę pozostawiać
180
Samą w chacie pustej,
Ale jeszcze gorzej patrzeć,
Jak żyje w ubóstwie...
Lecę, lecę wśród zawiei;
Widnokrąg w śniegach hen bieleje;
Gdzie spojrzę — bagno albo gaj;
185
Mglista pustynia to, nie kraj...
Nie widzę ludzi, niema śladu
Ludzkiej strasznej nogi...
Bądźcie zdrowi! Żegnajcie mi,
Wrogi i nie wrogi!
190
Już ja do was nie przyjadę!
Pijcie i ucztujcie, —
[98 ]
Nie przeszkadzam!
Zostanę sam
W śniegu na noclegu,
195
A zanim wy dowiecie się,
Że jeszcze przed wami
Jest kraj jeden, nie zalany
Krwią ludzką i łzami,
Spocznę sobie...
200
Ale, co to?
Kajdany jak dzwony
Huczą w głębiach. Spojrzę i tam...
O, ludu spodlony!
Skąd się wziąłeś? Co tu robisz?
205
I czego tam szukasz,
W tych podziemiach?
Już ja swojej
Doli nie oszukam —
Nie skryję się nawet w niebie!
210
Za cóż taka kara?
Takie męki? Co ja komu
Złego wyrządziłem,
Że przemocą ciężkiej ręki
Wzięto ducha mego
215
I zakuto, a płomienie
W sercu rozniecono
I te dumy jako stada
Kruków wypuszczono?
Nie wiem, za co pokutuję,
220
Cierpiąc męki srogie,
I kiedy je skończę, także
Powiedzieć nie mogę!
Gwar na pustynnym obszarze,
Niby ze swoich cmentarzy
225
[99 ]
Umarli wstają, aby stąd
Po prawdę iść na Boży sąd.
Nie umarli to, nie trupy
Na sądy idące.
Żywych ludzi całe kupy,
230
Kajdanami grzmiące, —
Z nor głębokich złoto niosą
Nienasyconemu
Zatkać gardziel...
Katorżnicy!
235
A za co? I czemu?
To wie chyba Wszechmogący,
A może On także
Nie dowidzi?
Oto zbrodniarz
240
Z piętnem — swe kajdany
Ciężkie wlecze, a tam — zbójca
Przez zbirów chłostany,
Aż zębami z bólu zgrzyta,
A jeszcze nóż chwyta,
245
Aby zarżnąć towarzysza!
A pomiędzy nimi,
Między tymi zbrodniarzami,
Zakuty w kajdany,
Król wolności, piętnem hańby
250
Ukoronowany!
Na torturach nie wyciąga
Swych błagalnych dłoni:
Raz dobrocią rozpalone
Serce — wiecznie płonie.
255
A gdzież są twe dumy, twe kwiaty różane,
Jak dzieci miłośnie wypielęgnowane?
Gdzie je zostawiłeś? Powierzyłeś komu?
A może je w sercu nosisz pokryjomu?
[100 ]
Nie ukrywaj, bracie, lecz, jak ziarno wiosną,
260
Rozsiej między ludźmi, niechaj rosną, rosną!
Pokuty chcesz jeszcze?
Ja myślę, że dość ci, —
Zimno przenika mię do kości
I budzi rozum.
265
I lecę znów. Ziemia czarnieje.
I drzemie rozum, serce mdleje.
Wtem spojrzę: chaty nad drogami
I miasto ze stoma cerkwiami I miasta ze stoma cerkwiami .
A w miastach, jak żórawi roje —
270
Moskale ćwiczą roty swoje.
Nakarmieni i obuci,
Kajdanami skuci,
Musztrują się...
I spojrzę znów:
275
A w dole, niby wielki rów,
Bagnisko; na bagnisku mury,
A nad murami, niby chmury,
Mgła wisi chłodna...
Istny cud,
280
Ogromny, przeogromny gród.
Czy to turecki?
Czy niemiecki?
A może, może i moskiewski?
Świątynie, pałace,
285
Panowie brzuchacze,
I ani jednej chaty.
Zmierzchało się...
Ogni! Ogni!
Co ogni dokoła!
290
Aż zląkłem się...
„Hurra! Hurra!”
Wciąż ktoś „hurra” woła.
[101 ]
„Cicho, durnie! Skąd ta radość?
Czego się tak drzecie?
295
Że płoniecie?”
„Ekaj chachó ł!
Nie znajet parad u!
U nas parad. Sam izwolit
Siewodnia gulat i”.
300
„A gdzież ten On? Gdzie ta caca?”
„Wot widis z: w pałatac h”.
Przepycham się. Aż rodaczek,
Z guzikami z cynku,
Do rodactwa przyznaje się
305
I pyta się: „Synku,
Skąd ty jesteś?”
— „Z Ukrainy!”
— „I tutejszym nie władasz językiem?”
— „Władam — mówię — ale nie chcę“.
310
— „Jaki dziwak, Boże!
Mnie tu wszystkie drzwi znajome,
Bo służę przy dworze.
Więc spróbuję cię wprowadzić,
Ale wiesz: oświata!
315
To też nie szczędź pół rubelka
Dla rodaka, brata!”
— „A bodaj cię, kałamarzu!”
I znów niewidoczny
Zrobiłem się i wchodzę tam.
320
Ach, mój Boże mocny!
Więc tu jest raj?
Złotem szczerem
Cali ozłoceni
Wyjadacze.
325
Aż oto: sam,
Wysoki i srogi
Ukazał się. Koło niego
[102 ]
Żoneczka nieboga,
Jak podpieńka zasuszona,
330
Cienka, długonoga,
A w dodatku jeszcze głową
Tak pociesznie kiwa.
A więc to jest ta bogini,
O której nam dziwa
335
Nabajali jej poeci,
Dworscy wierszokleci?
A ja głupi, w ciemię bity,
Moskalom na kwitek
Uwierzyłem.
340
Więc czytaj ich
I wierz ty ich słowom!
Za bogami — państwo, państwo,
I w srebrze, i w złocie,
Jak te wieprze hodowane,
345
Pyzate, brzuchate.
A tak prą się, tak tłoczą się,
Aby stanąć prawie
Koło „samych“: może zechcą
Uderzyć łaskawie
350
Lub psztyka dać, choć małego,
Chociażby pół tylko,
Byle pod nos.
Nagle jak mur
Stanęli i chwilkę
355
Ani mru-mru!
Car mówi coś,
A piękna caryca,
Jak ta czapla na mokradłach,
Wdziękami zachwyca.
360
Długo tak paradowali,
Nadęci jak sowy,
Szeptali coś (dalekom stał,
[103 ]
Nie słyszał rozmowy),
O
ojczyźnie snać mówili,
365
O nowych pętlicach
I o musztrach jeszcze nowszych.
A potem caryca
Siadła wdzięcznie na zydelku,
A car jak nie wytnie
370
Najwyższego dostojnika
W gębę! Biedak sprytnie
Oblizał się i mniejszego
Buch w brzuch!
Zahuczało,
375
A ten mniejszy sąsiedniego,
Jako i przystało,
Bęcnął w plecy, w potylicę,
Sąsiedni mniejszego,
Niźli sam był, a ten małych,
380
A mali malutkich,
Marny drobiazg okładali
Pięściami ze skutkiem,
Aż wyparli go za progi,
Więc drobiazg za progiem
385
Na ulicach — prawosławnych
Nuże brać pod nogi
I miętosić. A ci krzyczą
I wrzeszczą i ryczą:
Hulá nasz batiuszka,
hulaá! hulá! 390
Hurrá! Hurra! Hurrá!“
Roześmiałem się i — koniec,
Choć mnie też ścisnęli,
I to dobrze! Aż nad ranem
Spokojnie usnęli.
395
Tylko jeszcze prawosławni
Gdzieniegdzie stękali
I stękając łaski Boskiej
[104 ]
Dla cara błagali.
Kpić, czy płakać?
400
Pójdę raczej —
Na miasto popatrzę.
Noc, jak dzień, Kam. Ponad rzeką
Pałace, pałace.
Brzegi rzeki kamieniami
405
Porządnie obszyte.
O, Boże mój, jakie dziwo,
Cud niesamowity
Z tego błota, trzęsawiska,
Z bajora zrobiono!
410
I bez noża ludzkiej krwi tam
Sporo wytoczono.
A na drugim brzegu rzeki
Twierdza i dzwonnica,
Niby ostro zaciosana
415
Błyszcząca iglica.
I zegary dzwonią, dzwonią...
Robię zwrot... Patrz! Cwałem
Pędzi koń i kopytami
Łamie twardą skałę.
420
Na tym koniu oklep jeździec
(W świcie, czy nie w świcie?),
Czapki niema, tylko skronie
Owijają liście.
A koń goni. Zdaje ci się,
425
Że przez rzekę skoczy
Na drugi brzeg, aż jeździec dłoń
Wyciąga wszechwładnie
Hen przed siebie, niby cały
Świat zagarnąć pragnie,
430
Caluteńki!
Któż to taki?
Wtem napis na skale
[105 ]
Przeczytałem, dłutem kuty:
„
Pierwomu Wtoraj a”.
435
„Pierwszy” ten, co Ukrainę
Naszą ukrzyżował,
A „Wtoraja” — co dobiła
Nieszczęśliwą wdowę.
Katy, katy, ludojądy,
440
Ileście nakradli.
Ile zżarli! A cóżeście
Do grobu zabrali?
I na duszy tak mi ciężko
Było, niby dzieje
445
Swego kraju odczytuję!
Stoję i truchleję.
A tymczasem słyszę cichy,
Smutny śpiew — ktoś śpiewa
Niewidzialny:
450
„Na linję z motykami
Szły pułki z Głuchowa,
A mnie z mymi kozakami
Carski rozkaz wołał
Jak hetmana nakaznego
445 455
Do stolicy jego.
O, Boże nasz litościwy,
O, carze straszliwy!
Za to, coś ty z kozakami
Zrobił, bądź przeklęty!
460
Po wsze czasy bądź przeklęty,
Wrogu nasz zawzięty!
Zasypałeś błoto kośćmi,
Kośćmi szlachetnemi,
I stolicę zbudowałeś
465
Na błotnistej ziemi —
Na ich trupach.
[106 ]
W tej stolicy,
W głębokiej ciemnicy
Zamorzyłeś mnie, hetmana
470
Wolnego, w kajdanach,
Na śmierć głodem.
Carze, carze!
Kajdany nas łączą,
Nie rozłączy już nas nawet
475
Pan Bóg wszechmogący!
Przetrwamy tak po wsze czasy,
Na wieki i wieki...
Ach, jakże mi żal nad Newą
Ojczyzny dalekiej!
480
Poszedłbym tam, popatrzyłbym,
Lecz nie puszczasz, Boże!
Może Moskwa ją zniszczyła,
Dniepr spuściła w morze
I mogiły, naszą sławę,
485
Rozkryła, rozryła?”
Naraz — cisza. Biała chmura
Szare niebo kryje,
A w tej chmurze, jak zwierz w lesie,
Jęczy coś i wyje.
490
To nie chmura, to nad carem
Mosiężnym latały
Niby chmura ptaki białe
I lamentowały:
„My też skuci z tobą, carze,
495
Ludożerco srogi!
My na sądzie ostatecznym
Zakryjemy Boga
Od twych oczu pożądliwych
I nienasyconych.
500
Zagnałeś nas, nagich, głodnych,
W zaśnieżone strony,
[107 ]
Porżnąłeś nas, nasze skóry
Twardemi żyłami
Pozszywałeś i zrobiłeś
505
Dla siebie purpurę.
I na nowym tronie, w nowym
Carskim majestacie,
Pośród chramów i pałaców
Usiadłeś, nasz kacie!
510
Przeklęty bądź!”
Rozleciały się, rozpierzchły.
Ranek był — świtało.
Ja się z miejsca nie ruszałem,
Zdziwiony niemało.
515
Biedni ludzie szli i biegli,
Każdy do swej pracy,
I żołnierze już zalegli
Swe ćwiczebne place.
Ulicami pokryjomu
520
Pierzchały dziewczęta,
Lecz nie z domu, a do domu.
Zaspane oczęta, —
Bo caluśką noc nie spały,
Ciężko pracowały,
525
Aby matce chleba przynieść
Do domu kawałek.
Biedne, biedne!
Jakie drogie
Te chleby powszednie!
530
A oto już brać pisząca
Śpieszy do senatu
Podpisywać, skórę zdzierać
I z ojca, i z brata.
Między nimi i rodacy
535
Nasi też bywają.
[108 ]
Po moskiewsku tak paplają,
Śmieją się i łają
Ojców za to, że od dziecka
Mówić po niemiecku
540
Nie uczyli ich zawzięcie.
Teraz w atramencie
Muszą kisnąć. Pjawki, pjawki!
Może ojciec krowę
Swą ostatnią sprzedał żydom,
545
Nim moskiewskiej mowy
Was wyuczy!!...
Ukraino!
Oto twoje dzieci,
Atramentem podlewane
550
Młodociane kwiecie,
Moskiewskiemi truciznami
W niemieckich cieplarniach
Odurzone! Ukraino,
Wdowo, płacz swych dzieci!
555
Pójdę jeszcze do pałacu,
Do carskiego dworu —
Co tam robią?
Widzę: stoją
W szeregu brzuchacze,
560
Sapią, chrapią a nadęci
Tacy, jak indory.
Wciąż na jedne drzwi zerkają,
Skrzypnęły, wyłazi,
Niby niedźwiedź ten z barłogu,
565
Ledwie wlecze nogi,
A nadęty, aż posiniał —
Z pijaństwa. Ach, bogi!
Jak nie krzyknie, a brzuchacze
Wszyscy do podłogi
570
I pod ziemię, — jak nie spojrzy, —
[109 ]
Zatrzęsły się nogi
Wszystkim innym.
Wściekłym gniewem
Na mniejszych wybuchnął, —
575
Już ich niema. Więc na drobnych —
I tych niby zdmuchnął,
Do sług idzie, służby niema
(Niewolnicze plemię,
Znikło naraz), do żołnierzy —
580
I ci też pod ziemię
Poszli z jękiem.
Dziwne dziwo
Stało się na świecie!
Patrzę dalej na niedźwiadka —
585
Co on zrobi przecie?
Stoi sobie biedaczysko
Z pochyloną głową,
Niby kotek. Gdzież ta jego
Natura surowa?
590
Ta niedźwiedzia?...
Rozśmiałem się
Serdecznie. Usłyszał
Najwidoczniej, — jak nie krzyknie,
Jak nie huknie, ludzie!
595
Drgnąłem cały. Ocknąłem się,
Ze snu mię obudził.
Oto jaki sen przedziwny
Śnił mi się, — widzicie.
Takie sny miewają pjani
600
I niesamowici.
A więc, bracia drodzy, proszę
Was o przebaczenie,
Bo nie wymysł wam podałem,
Lecz senne rojenie.
605
1844.8.VII.
Petersburg.
[110 ]
ЧОГО МЕНІ ТЯЖКО...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Skąd ten żal mój ciężki i nieutulony?
Czemu serce płacze i krzyczy i łka
Jak dziecko zgłodniałe? Serce me strudzone,
Powiedz, czego pragniesz, jaka boleść twa?
Czy pić chcesz, czyś głodne, czy sen cię omroczył?
5
Zaśnij, moje serce, i na wieki śpij,
Sterane, zszargane... A ludziska źli
Niech dalej szaleją... Zamknij, serce, oczy!...
1844.13.XI.
Petersburg.
[111 ]
М. С. ЩЕПКИНУ
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
DO M. S. SZCZEPKINA
A wróżże mi, wróżu siwy,
Stary druhu, drogi!
Ty już serce swe zamknąłeś,
Ja jeszcze nie mogę...
Ja nie mogę chaty swojej
5
Spalonej rujnować
I nie mogę serca swego
Żywego pochować!...
Może wróci się nadzieja
Ze łzą jako z wodą
10
Cudotwórczą, czarodziejską,
Wiekuiście młodą;
Może wróci się zimować
Na pogorzelisku,
Odbuduje i roznieci
15
Wygasłe ognisko.
Może chatę tę uprzątnie,
Światło w niej zaświeci,
Może ockną się tam jeszcze
Pieśni, moje dzieci,
20
Może jeszcze sobie z niemi
Potęsknię, popłaczę,
Może jeszcze słońce prawdy
Jak przez sen zobaczę!
[112 ]
Bądźże bratem! Chociaż odurz,
25
A powiedz, co robić:
Czy modlić się, czy martwić się,
Czy głowę mam rozbić?
13.XII.1844.
Petersburg.
[113 ]
ГОГОЛЮ
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
DO HOHOLA
Jak rój z ula, duma za dumą wylata:
Jedna rwie mi serce, druga pierś ugniata,
A trzecia tak cicho w głębi duszy kwili,
Że nawet jej Pan Bóg nie dojrzy w tej chwili.
Ach, do kogoż ja zwrócę się
5
I kto w ludzkim tłumie
Moją mowę, wielkie słowo,
Odczuje, zrozumie?
Wszyscy chylą się w kajdanach,
Głusi — nic nie słyszą!...
10
Ty śmiejesz się, a ja płaczę,
Wielki Towarzyszu!
Smutny zasiew! Prócz burzanu
Jakie wyda płody?
Nie zahuczą w Ukrainie
15
Armaty swobody,
Nie zabije ojciec syna,
Rodzonego syna,
Aby godną, sławną, wolną
Była Ukraina.
20
Nie zabije: lecz wychowa
I da Moskalowi
Na zarżnięcie, bo to, widzisz,
Dla cara grosz wdowi,
Dla
otieczestwa i tronu,
25
[114 ]
Dla Niemca, przybłędy...
Ach, niechaj ich!
A ty śmiej się,
Ja zaś płakać będę.
30.XII.1844.
Petersburg.
[118 ]
ВЕЛИКИЙ ЛЬОХ
Przełożył
Містерія
TADEUSZ HOLLENDER
WIELKI LOCH
Misterjum
„Podałeś nas na wzgardę sąsiadom naszym, na szyderstwo i na pośmiech tym, którzy są wokół nas. Wystawiłeś nas na przypowieść przed pogany, tak że nad nami narody głową kiwają“.
Psalm XLIII. 14-15.
TRZY DUSZE
Trzy ptaszki małe, jak śnieg białe
Nad Subotowem przeleciały,
Na krzywym krzyżu siadły tam
Na cerkwi. — „Bóg przebaczy nam:
Nie ludzieśmy, a dusze teraz,
5
A stąd najlepiej nam spozierać,
Jak loch rozkopią u tych dróg.
Żeby już prędzej, — wyglądamy:
Wtedy otworzą raju bramy
I nam, bo rzekł Piotrowi Bóg:
10
„Wtedy im możesz raj otwierać,
Gdy wszystko Moskal pozabiera,
Gdy Wielki Loch rozkopie wróg“.
Pierwsza dusza
Gdy byłam jeszcze człowiekiem,
15
Prysi imię miałam;
[119 ]
Tutaj się i urodziłam,
Tutaj podrastałam;
Nieraz z dziećmi się zabawiam
Za cmentarną bramą,
20
To z Jurasiem hetmaniczem
W ślepą babkę gramy;
Wyjdzie pani hetmanowa,
Do pałacu woła,
Fig mi sypie i rodzynków, —
25
Teraz tam stodoła;
Co chcę — moje, ja na rękach
Od samego rana...
A z Czehrynia gdy przyjadą
Goście do hetmana,
30
To, bywało, poślą po mnie,
Ubiorą, obują,
Hetman mnie na ręce bierze,
Nosi i całuje...
Takem rosła w Subotowie,
35
Jak ten kwiatek w maju,
Wszyscy lubią mnie i wszyscy
Kochają, witają,
I nikomu złego słowa,
Nikogo nie gniewam.
40
Rosłam sobie urodziwa,
Rosłam czarnobrewa!
Wszyscy lubią mnie i wszyscy
Swatają mnie, ano
U mnie w domu, jakby na to,
45
Już ręczniki tkano.
Jużbym te ręczniki dała,
Lecz zły los rozdzielił!
Świtem, w poście Filipowym,
W czas świętej niedzieli,
50
Gdy wybiegłam wody przynieść...
[120 ]
(Już tę studnię słońce
Wysuszyło! A ja muszę
Latać wciąż, bez końca...)
Patrzę — hetman ze starszyzną...
55
A ja z konwią całą
Pełną wody przeszłam drogę;
Alem nie wiedziała,
Że jechał do Perejsławia
Moskwie składać śluby!...
60
I już ledwiem, ledwiem doszła
Do mej chaty lubej
Z wodą tą... O, czemuż wtedy
Konwi nie rozbiłam?...
Ojca, matkę, siebie, brata,
65
Psy strułam — zabiłam
Tą przeklętą, wrażą wodą!
Za to mnie nękają,
Oto za co mnie, siostrzyczki,
Nie przyjmują w raju!
70
Druga dusza
A mnie za to nie puścili,
Siostry moje miłe,
Żem carowi moskiewskiemu
Konia napoiła
75
W Baturynie, kiedy wracał
Do Moskwy z Połtawy.
Gdym podlotkiem była jeszcze,
Baturyn, gród sławy,
Moskwa w nocy zapaliła,
80
Czeczela zabiła,
Wszystkich starych, wszystkich młodych
W Sejmie utopiła.
Jam leżała wśród umarłych
Tam w pałacu samym
85
[121 ]
Mazepowym... A koło mnie
Trup siostry i mamy —
Jak objęły się zarżnięte,
Kiedy jeszcze żyły,
Tak leżały przy mnie i mnie
90
Oderwano siłą
Od nieżywej mej mateńki.
A prosiłam tyle
Moskiewskiego kapitana,
By i mnie zabili!
95
Nie zabili, nie — puścili
Na zabawę Moskwie!
Ledwie że się ukryć mogłam
Na zgliszczach w domostwie:
Jedna w całym Baturynie
100
Ocalała strzecha!
Pod nią właśnie zanocował
Car, kiedy przyjechał,
Powracając z pod Połtawy.
Ja z wodą wracałam
105
Do chatyny, gdy mnie carska
Ręka przywołała:
Konia mi napoić każe.
Otóż napoiłam!
Nie wiedziałam, jakże ciężko,
110
Jak ciężko zgrzeszyłam!
Ledwiem doszła do tej chaty, —
Upadłam na progu.
Gdy nazajutrz car odjechał,
Mnie ziemi i Bogu
115
Dała babcia, co została
Na zgliszczach tej nocy
I mnie małą powitała
W tej chacie sierocej.
A nazajutrz ona zmarła...
120
[122 ]
I stlała w tym domu,
Bo nie było w Baturynie
Pochować jej komu.
Już tę chatę rozrzucono
I strop z napisami
125
Już na węgiel przepalono!...
A ja nad jarami
I stepami kozackiemi
Dotąd krążę lotem!
Ani za co mnie tak karzą,
130
Dotąd nie wiem o tem!
Może żem każdemu była
Usłużna i miła...
Żem carowi moskiewskiemu
Konia napoiła!...
135
Trzecia dusza
Jam w Kaniowie się rodziła.
Jeszczem nie mówiła,
I matka mnie w powijakach
Na rękach nosiła,
140
Gdy po Dnieprze — Katarzyna
Na Kaniów w podróży...
Jam siedziała wtedy z matką
W dąbrowie na górze.
Zapłakałam; sama nie wiem,
145
Czy jeść mi się chciało,
Czy coś może mnie maleńką
Wtedy zabolało...
A matka mnie zabawiała,
Na Dniepr spoglądała
150
I galerę, złotą całą,
Mnie tam pokazała,
Jak gmach wielką... A w galerze
Panów, dygnitarzy,
[123 ]
Kniaziów tłumy... I caryca
155
Siedziała tam razem.
Uśmiechnąwszy się, spojrzałam —
I padłam nieżywa!
Matka zmarła! I grób jeden
Obie nas przykrywa!
160
Oto za co mnie, siostrzyczki.
Ból i męka zżera,
Oto za co mnie do raju
Nie puszczają teraz!
Czym wiedziała ja, dziecko,
165
Że to ta caryca —
Wróg okrutny Ukrainy,
Żarłoczna wilczyca!
Powiedzcie, siostrzyce!
Zmierzcha się już. My do Czuty
170
Na noc polecimy, —
Gdy się tu coś będzie działo,
Stamtąd usłyszymy!
Zerwały się, bialusieńkie,
Nad lasem zapadły
175
I w gałęziach na dębinie
Nocować zasiadły.
TRZY WRONY
Pierwsza
Kradł! Kradł! Kradł!
Kradł Bohdan kram,
180
Sam w Kijowie staje,
Złodziejom sprzedaje
Kram, co nakradł sam.
[124 ] Druga
Ja w Paryżu byłam
185
I trzy złote z Radziwiłłem
I z Potockim przepiłam.
Trzecia
Poprzez most idzie czort,
Koza wodą pędzi:
190
Bieda będzie! Bieda będzie!
Krzyczały tak, szybując lotem
Z trzech świata stron, i siadły potem
Tam, gdzie wieżycy sterczał szczyt,
Pośrodku lasu, siadły trzy;
195
Niby na mróz — nadęta siedzi
Każda i drugą okiem śledzi,
Niczem trzy podstarzałe siostry,
Które w panieńskiej żyły biedzie,
A już starości mchem porosły.
200
Pierwsza
Dla ciebie część, i tobie część!
Bo zrobiłam wyścig
Aż na Sybir, gdzie jednemu
Skradłam dekabryście
205
Trochę żółci. Przeto mamy
Święcone prawdziwe!
No, a w twojej Moskiewszczyźnie
Jest się czem pożywić?
Czy i teraz sam czart głodny?
210
Trzecia
Oj, siostrzyczko, mnog o!
Wykrakałam trzy ukazy
Na tę jedną drogę...
[125 ]
A na jaką? Na żelazną?
Toźeś nabroiła!...
Trzecia
Sześć tysięcy w jednej wiorście
Ludzi nadusiłam...
220
Pierwsza
A ty nie kłam, bo pięć tylko
A i to z von Korffem!
Jeszcze chełpi się — wskazuje
Na cudzą robotę!
225
A to ci śmierdząca chwalba!
Mościa Pani, i wy
Ucztujecie wciąż w Paryżu?
Łotry obrzydliwe!
Żeście rzekę krwi wylali,
230
Że w Sybirze tłumy
Szlachty waszej, to i zaraz
Cię rozpiera duma!
Też pawica z was wielmożna!
Pierwsza
A wam zasię pytać o to!
Jeszcze was nie było,
Gdym ja tu już szynkowała
240
I krew przelewała!
Patrzcieno się! Karamzina
Pewnie przeczytały
I już chełpią się! A zasię!
A, smarkate! Wara!
245
[126 ]
Patrzcie — takie żółtodzioby
Pyskują jak stare!
Druga
To dopiero obrażalska!
Nie ta wstała zrana,
250
Co upiła się przed świtem,
Lecz ta, co wyspana!
Pierwsza
Upiłabyś się bezemnie
Ze swemi klechami!
255
Brak ci sprytu! Jam sprzedała
Polskę wraz z królami;
Gdybyś to tak ty, gaduło,
I dotądby stała!...
A z wolnymi kozakami
260
Com ja wyrabiała?
Komu ich nie najmowałam,
Komu nie sprzedałam?
Mają siłę ci, przeklęci!
Z Bohdanem ich zgniotłam,
265
Już myślałam — pochowani, —
Nic, powstały łotry
Razem z szwedzkim tym przybłędą...
Ach, cóż tam nie było!
Złość mnie bierze, kiedy wspomnę...
270
Baturyn spaliłam,
Sułę w Romnie zatrzymałam
Starszyzny ciałami
Kozackiemi... a zwykłymi
Sobie kozakami
275
Zasiewałam ja Finlandję,
Kładłam wały tęgie
Na Oreli... Na Ładogę
[127 ]
Tłumy ludzi gnałam
I jak gruzem bagna całe
280
Kośćmi ich zapchałam
I sławnego Połubotka
W kaźni zadusiłam.
To ci wtedy święto było!
Aż się piekła moce
285
Zlękły, Matka Boska w Rżawcu
Zapłakała w nocy!
Trzecia
A i ja sobie pożyłam:
Z Tatarami się puściłam,
290
Z Muczitielem się bawiłam,
Z Pietruchą popiłam,
A Niemcom sprzedałam.
Pierwsza
Toś i ty popracowała:
295
Tak kacapów zakowałaś
W niemieckie okowy, —
Że leż i śpij zdrowo!
Moi — czort wie, co w tem mają! —
Jeszcze kogoś wyglądają!
300
I w poddaństwo dałam ich,
I dworianstwa tłumy całe
Pięknie umundurowałam, —
Rozpłodziłam jak te wszy:
I z bękarta mam już pana!
305
A gdzie Sicz ich opętana
Stała, dziś handluje żyd!
Moskal sztuka też nie miękka —
Dobrze umie przygrzać ręką!
I jam zła, a brać nie umiem
310
Ich takim sposobem,
[128 ]
Co Moskale w Ukrainie
Z kozakami robią!
Oto ukaz wydrukują:
„Oto z łaski Bożej
315
Wszystko Nasze i wy Nasi,
Dobrze czy niedobrze!”
Teraz już starożytności
Szukają i strzegą
Po mogiłach, bo po chatach
320
Zabrać niema czego, —
Wszystko wzięli już, aż miło!
Lecz czemu w tej chwili,
Czort ich wie, z tym głupim lochem
Tak się pośpieszyli!
325
Gdyby trochę poczekali,
Aż się cerkiew zwali...
Jużby razem dwie ruiny
W „Pczel e“ opisali...
Pocóżeś nas przywołała?
Byśmy loch ujrzały?
Pierwsza
I loch też. I jeszcze będą
Dwa cuda się działy:
335
W Ukrainie się bliźnięta
Urodzą tej nocy.
Jeden kiedyś jak ten Gonta
Z katów krew wytoczy!
Drugi... ten już nasz!... znów będzie
340
Katom do pomocy.
Jeszcze w łonie nasz, a gryzie...
I to wyczytałam:
Jak wyrośnie Gonta, — na nic
[129 ]
Sprawa nasza cała!
345
On ze szczętem dobre zniszczy,
Brata nie ominie!
I rozpuści wolność-prawdę
W całej Ukrainie!
Takie się tu, moje siostry,
350
Kombinują plany!
I na dobrych, i na katów
Szykują kajdany!
Trzecia
Więc ja złotem roztopionem
355
Zaleję mu oczy...
Pierwsza
Lecz do złota on, przeklęty,
Jakoś nie ochoczy!
Więc carskiemi mu rangami
Skuję ręce obie!...
Druga
A ja wszystkie zła i męki
Świata przysposobię!...
365
Pierwsza
Nie, siostrzyczki, nie tak trzeba:
Póki ludzie ślepi,
Trzeba będzie go pochować, —
Tak będzie najlepiej!
370
Hen, popatrzcie: nad Kijowem
Kometa na niebie,
A nad Dnieprem i Tiasminem
Ziemia się kolebie —
[130 ]
Czy słyszycie? Zastękała
375
Góra nad Czehryniem.
O!... To śmieje się i płacze
Cała Ukraina!
To zrodziły się bliźnięta,
A matka szalona
380
Zaśmiewa się, że Iwanów
Obu da imiona!
Polecimy!... Poleciały
I lecąc śpiewały:
Spłynie Iwan nasz, ano
Po Dnieprze do Limanu
Z kumą kochaną!
Druga
Będzie
jarczuk w yriju 390
Zjadał węże i żmije!
Z nim pognam i ja.
Trzecia
Porwę, będę leciała,
W piekle skąpię się cała,
395
Bystra jak strzała!
TRZEJ LIRNICY
Jeden ślepy, drugi krzywy,
A trzeci garb nosi...
Szli ludowi w Subotowie
O Bohdanie głosić.
400
Pierwszy
Ano, wrony, jak to wrony, —
Gniazd uwiły tyle!
[131 ]
Jakby dla nich to Moskale
Wieżycę zrobili.
405
Drugi
A dla kogoż? Toć człowieka
Nie wsadzą tam, aby
Gwiazdy liczył...
Ty to mówisz!
Może właśnie wkręcą
Moskalika albo Niemca;
Moskal, Niemiec też nie kiep —
I tam nawet znajdzie chleb.
415
Trzeci
Pocóż takie rzeczy bredzić?
Gdzież tam jakieś wrony,
Gdzie Moskale, gdzie wieżyca?
A niechże Bóg broni!
420
Może każą, by się niosły,
Moskali płodziły?
Bo jest wieść, że car świat cały
Chce zwojować siłą.
Może tak! Bo kiego licha
Stawiać je na górach?
I do tego tak wysoko,
Że dosięgniesz chmury,
Jak tam wleziesz...
430
Trzeci
Już wiem teraz!
Nas potop zatopi.
[132 ]
A pany tam powyłażą,
By patrzeć, jak chłopi
435
Będą ginąć, zalewani.
Pierwszy
Ludzie wy roztropni,
A o niczem nic nie wiecie!
Ot, poustawiano
440
Tylko poto te figury,
By nie wykradano
Wody z rzeki, by ukradkiem
Piasku nie orano,
Co tam tyle go za Tiasmą.
445
Drugi
Czort wie, co też plecie!
Chociaż nie lżyj, gdy nie umiesz!
A co, jak my przecie
Usiądziemy pod tym wiązem,
450
Spoczniem w tym zakątku?
Mam ja jeszcze kilka kęsów
Chleba w zawiniątku,
To podjemy przy okazji,
Zanim słonko wstanie...
455
(Posiadali). Kto zaśpiewa,
Bracia, o Bohdanie?
Trzeci
Umiem śpiewać i o Jassach,
I o Żółtych Wodach,
460
I miasteczku Beresteczku.
Drugi
To i w porę, zgoda,
Bardzo się nam dziś przydadzą, —
[133 ]
CERKIEW BOHDANA CHMIELNICKIEGO W SUBOTOWIE
Akwarela T. Szewczenki
RUINY BOHDANOWE W SUBOTOWIE (WIELKI LOCH)
Akwarela T. Szewczenki
[135 ]
Bo się nazjeżdżało
465
Mnóstwo ludu koło lochu
I panów niemało.
Ot, i nam zarobek przyjdzie!
Zaśpiewajmy, nuż wy —
Choć na próbę!
470
Pierwszy
Bierz go djabli!
Lepiej się połóżmy
I wyśpijmy się! Dzień długi:
Będzie czas na pieśni.
475
Trzeci
I to prawda. Pomódlmy się
I spocznijmy we śnie.
Dziady pod cieniem drzemią klonu,
Śpi słonko; ptaszek ani drgnie;
480
Gdy koło lochu się zbudzono
I do kopania wzięto się.
Kopią już dzień, i kopią dwa,
I trzeci przy lochu —
Do muru się dokopali
485
I spoczęli trochę.
Postawiono zaraz warty...
Isprawnik aż prosi,
By nikogo nie puszczano,
W Czehryniu donosi
490
Do naczalstw a. Przyjechało
Naczalstwo wypięte,
Patrzy: „Trzeba zwalić — mówi —
Sklepienie ze szczętem!
Wierniéj dieł o!...” Rwą w kawały...
495
Wszystkich strach wziął biały! —
Kościotrupy w lochu spały
[136 ]
I jakby się śmiały,
Że znów słońce oglądają.
Ot, dobro Bohdana:
500
Garnek zbity, żłób przegniły
I szkielet w kajdanach!
Żeby bodaj w przepisowych —
I dziśby się zdały!...
Zaśmieli się... A
isprawnik 505
Nie wścieknie się mało! —
Że, uważasz, nic do wzięcia...
A on tak się trudził!
Dzień i noc, a w końcu wyszedł
Na durnia u ludzi.
510
Gdyby mu wpadł w ręce Bohdan,
Gdyby tak się zbudził,
To w rekrutyby go pognał:
Jużby się wystrzegał
Prawitielstwo oszukiwać!
515
Jak szalony biega;
Jaremenkę w mordę wali,
Po moskiewsku wrzeszczy,
Ruga naród. Wkońcu dziadów
Moich napadł jeszcze:
520
„A wy tutaj co robicie?”
— „Prosim łaski pana,
My śpiewamy o Bohdanie...”
„Ja wam dam Bohdana!...
A łajdaki, darmozjady!
525
Też pieśń ułożyli
O łajdaku takim samym!...”
— „Nas. panie, uczyli...”
„Ja nauczę was! Ej, dać im!”
No i odćwiczyli!
530
(A moskiewska łaźnia „chłodzi”
I „chłodzi” boleśnie!)
[137 ]
Oto na co im się zdały
Bohdanowe pieśni!...
Tak loch mały w Subotowie
535
Moskwa rozkopała!
Lecz Wielkiego Lochu — tego
Się nie doszukała...
1845.17-21.X.
Marjińskie.
[140 ]
НАЙМИЧКА
Przełożył
LEONARD SOWIŃSKI
Wstęp (ww. 1—56) przełożył Bohdan Łepki.
NAJEMNICA
POEMAT
Wczesnym rankiem w niedzielę
Mgła po polu się ściele;
Na mogile, śród pola,
Niby wiotka topola,
Mołodyca schylona.
5
Coś przygarnia do łona
I się skarży i gwarzy:
„Ach tumanie, mgło siwa,
Losie mój nieszczęśliwy!
Czemu ty mię nie skryjesz
Wśród szerokiej niwy?
Czemu mię nie pochłoniesz,
10
Nie zagrzebiesz w ziemi
Razem z moją niedolą,
Ze łzami mojemi?
15
Nie, nie gub mię, tumanie!
Tylko schowaj w polu,
Aby się nikt nie naśmiewał
Nad moją niedolą!
Nie samotna ja w świecie —
20
Mam rodziców w chacie...
I mam przecie, tumanie,
Tumanie, mój bracie,
Dzieciąteczko...
[141 ]
Mój synu
25
Niechrzczony, mój synu!
Nie ja ciebie chrzcić będę,
Inni to uczynią,
Ja nie dowiem się nawet
Twojego imienia...
30
To okropne... Mój synu...
Byłam nie uboga...
Przebaczże mi... Ja łzami
U Boga na niebie
Dobrą dolę wybłagam
35
I poślę do ciebie!”
Tak przez pole szła łkając,
We mgle się chowała
I, łzy lejąc, cichutko
O wdowie śpiewała,
40
Jak to wdowa swych synów
W Dunaju chowała:
„Tam na polu mogiła,
Do niej wdowa chodziła,
Do niej wdowa biegała,
45
Ziół trujących szukała.
Ziół trujących nie było,
Lecz dwóch synków przybyło.
W kitajeczkę spowiła
I na Dunaj puściła:
50
— Cichy, cichy Dunaju!
Niechaj sobie pływają.
A wy, złote piaseczki,
Nahodujcie dziateczki
I wykąpcie, wymyjcie,
55
Do snu oczy nakryjcie!”
[142 ]
Był sobie dziad i baba.
Od dawiendawna w gaju ponad stawem,
Ustronnie w futorku mieszkali,
Jak dziatek dwoje, —
60
Wszędzie oboje.
W dzieciństwie razem jagnięta pasali,
A potem pobrali się,
Dobytku doczekali się,
Kupili futor, staw i młyn,
65
Ogródek w gaju założyli,
Pasiekę sporą zgromadzili, —
Wszystkiego mieli wbród.
Lecz Bóg nie obdarzył dziatkami,
A tutaj śmierć za plecami.
70
Któż na starość ich przygarnie
Pocieszy, usłuży?
Kto zapłacze, kto pochowa,
Kto wspomni o duszy?
Kto poczciwie odziedziczy
75
Dobro przysporzone?
Kto ich wspomni słowem wdzięcznem,
Jak dziecko rodzone?
Ciężko dzieci pielęgnować
W ubożuchnych chatach,
80
Ale stokroć gorzej starzeć
W bogatych komnatach,
Starzeć, starzeć i umierać,
I porzucić mienie
Ludziom obcym, obcym dzieciom,
85
Na śmiech i strwonienie.
I dziad, i baba raz w niedzielę
W koszulach bialutkich, aż miło.
Na przyźbie oboje siedzieli.
[143 ]
Słoneczko na niebie świeciło
90
I ani jednej chmurki, — cicho
I lubo jak w raju,
Schowało się gdzieś w sercu licho,
Jak zwierz w ciemnym gaju.
W raju takim czemuż starym
95
Serce posmutniało?
Czy się dawne jakie licho
W chacie odezwało?
Czy wczorajsze, zadławione,
Znów się poruszyło?
100
Czy zaledwie wykluwa się —
I raj zachmurzyło?
Nie wiem ja, o czem dumają
Starzy, chyląc sędziwe skronie.
Może się już wybierają
105
Do Pana Boga
I myślą: daleka droga?
Kto to im dobrze zaprzęże konie?
„Kto nam, Naściu, zamknie oczy?
Kto to nas pochowa?”
110
— „I ja nie wiem... Dawno to już
Waży moja głowa,
Aż mi smutno: sami jedni
Co dzień starzejemy,
A nie wiemy jeszcze, komu
115
Dobro przekażemy”.
— „Posłuchajno!... czekaj!... słyszysz?...
Coś tam za wrotami
Jak dzieciątko płacze!... słyszysz?
Biegnijmy!...” — „Bóg z nami!”
120
— „Wszak mówiłem, że coś będzie".
Razem się zerwali,
[144 ]
Biegną do wrót — i w milczeniu
Nagle postawali.
Patrzą; tuż koło przełazu
125
Leciutko spowite
Dziecko leży, nowiuteńką
Świteczką okryte.
Ach, to matka spowijała
I matka okryła
130
Na dzień letni świtką lnianą!...
Patrząc się modliła
Para siwa. A serdeczne,
Jakgdyby błagało,
Z upowicia ku obojgu
135
Rączki wyciągało
Drobniuteńkie... i zamilkło,
I już tylko kwili,
A nie płacze.
„A co, Naściu,
140
Cośmy to mówili?
Ot i szczęście, ot i dola!
Widzisz, Bóg łaskawy!...
Bierz go prędzej, bierz, spowijaj!
Widzisz, jaki żwawy!
145
Nieś do chaty, ja zaś na koń,
Zwinę się z kumami
W Horodyszczach...”
Dziwnie jakoś
Dzieje się tu z nami!
150
Jeden syna rodzonego
Wypędza, przeklina,
Inny świeczkę za grosz krwawy
Kupuje, chudzina,
I stawia ją przed obrazem
155
Z modlitwą i łzami —
Nie ma dziatek!... Dziwnie jakoś
[145 ]
Dzieje się tu z nami!
Aż trzy pary kumów starzy
Z radości zwołali
160
I ochrzcili, nie zwlekając,
I Markiem nazwali.
Rośnie Marko. Ci nie wiedzą,
Jak i gdzie go sadzać,
Co z nim robić, gdzie położyć
165
I jak mu dogadzać.
Rośnie Marko. Rok już mija...
W rozkoszy opływa
Krówka dojna, karmicielka.
Wtem, raz, czarnobrewa,
170
Białolica, młoda, hoża,
Przyszła mołodyca
Na futorek ten szczęśliwy
Jako najemnica.
„Cóż? weźmiemy, Naściu? dobrze?”
175
Pyta starowina.
— „A weźmiemy... starzyśmy już,
Słabi; a dziecina,
Choćto ono i podrosło,
Ale zawsze trzeba
180
Tupcać jeszcze koło niego”.
— „I ja wiem, że trzeba,
Bo ja także część roboty
Miałem, chwała Bogu...
Poddeptałem się. Więc dobrze:
185
Cóż weźmiesz, niebogo?
Na rok, czy jak?”
— „Tak co dacie?”
— Nie! ty licz, gdy płacą;
Trzeba, doniu, liczyć pieniądz
190
Zarobiony pracą.
[146 ]
Bo jak ludzie powiadają:
Nie licząc, nie mamy.
A więc może tak, niebogo:
My ciebie nie znamy,
195
Ani ty nas. A pomieszkasz,
Rozpatrzysz się w chacie,
Rozpoznamy i my ciebie; —
Wtedy o zapłacie
Pomówimy! Czy tak?”
200
— „Dobrze.”
— „Więc rozgość się w chacie.”
Zgodzili się. Mołodyca
Rada i wesoła,
Jakby pana poślubiła,
205
Zakupiła sioła.
Czy to w chacie, czy na dworze,
Czy koło bydlątka —
I wieczorem, i do świtu;
A koło dzieciątka
210
Tak i ślęczy niby matka —
I zawsze jej mało:
To go czesze, myje, tańczy,
To koszulkę białą
Co dzień Boży chłopcu wkłada;
215
Śpiewa mu, swywoli,
Wózki robi, a w niedzielę
Z rąk wziąć nie pozwoli.
Dziwują się staruszkowie,
Błogosławią Boga,
220
A bezsenna najemnica
Co wieczór, nieboga,
Dolę ciężką swą przeklina,
Gorzko, gorzko płacze;
Lecz nikt tego nie posłyszy.
225
Nikt łez nie zobaczy
[147 ]
Oprócz Marka maleńkiego;
Lecz on nie wie tego,
Dlaczego to najemnica
Łzami zlewa jego;
230
Nie wie, za co go tak Hanna
Pieści w każdej chwili, —
Sama nie zje, nie wypije,
A jego posili.
Nie wie Marko, jak w kołysce,
235
Nieraz o północy,
Gdy on ocknie się, poruszy, —
Ta zaraz jak z procy
Przyskoczyła, przeżegnała,
Ukrywa, kołysze;
240
Z drugiej izby słyszy ona,
Jak dzieciątko dysze.
Zrana Marko do swej niani
Rączkami się zrywa,
Niestrudzoną najemnicę
245
Mamą już nazywa...
Nie wie Marko... rośnie sobie,
Dziecina szczęśliwa.
Niemało wody upłynęło,
Niemało i lat już minęło;
250
I na futor licho zajrzało,
I łez kosztowało niemało.
Babusię Naścię pochowano
I ledwie, ledwie odchuchano
Trochima dziada. Przeminęła
255
Jednakże bieda — i zasnęła.
I łaska błogosławieństwa Bożego
Powróciła z poza gaju ciemnego
I w dziadowskiej chacie znów odpoczęła.
[148 ]
Ot już Marko czumakuje
260
I w jesieni nie nocuje
Ani w chacie, ni u chaty...
A więc pora i za swaty.
„Kogożby to?” — stary duma
I u Hanny prosi
265
Rady dobrej. Najemnica
Tak Marka wynosi,
Że chciałaby dlań eonaj mniej
Dziecka królewskiego.
„Marka możeby rozpytać?”
270
— „Więc spytajmy jego”.
Rozpytali... Zwinęli się
I ze starostami...
Niezadługo powrócili
Ludzie z ręcznikami,
275
Z chlebem świętym zamienionym,
I pannę w żupanie
Taką śliczną wyswatali,
Że w samym hetmanie
Krewby wrzała... Takiego to
280
Dziwa dokazali.
„Bóg zapłać wam!“ — mówi stary
Lecz ja kończyć lubię
Rzecz zaczętą; teraz trzeba
Pomyśleć o ślubie
285
I weselu. Ale ot co:
Matki my nie mamy!
Nie dożyła moja Naścia!...”
I zalał się łzami.
A u progu najemnica,
290
Chwyciwszy rękami
Za odźwierek, obumarła.
I ucichła chatka;
[149 ]
Najemnica tylko szepce:
„Matka... matka... matka!...”
295
Po tygodniu mołodyce
Korowaj miesiły
Na futorze. Stary ojciec
Hula co ma siły,
Tańczy dziaduch z kumoszkami,
300
Podwórze wymiata;
Kto mu tylko się nawinie —
Całuje się, brata,
Warenuchą go częstuje...
Na pozór — jak młodzi,
305
Biega, zwija się, zaprasza,
A zaledwie chodzi.
Wszędzie hałas, rwetes, śmiechy,
W chacie i na dworze.
Wytoczono żłoby gościom,
310
Co stały w komorze.
Pieką, smażą... ale obcy,
Czeladź nie domowa.
A przecież Hanna? Na pielgrzymkę
Poszła do Kijowa.
315
Nadaremnie stary prosił,
A Marko aż płakał,
Ażeby mu matką była.
„Nie, Marku, to zakał
Byłby dla was... wy bogaci...
320
Trzeba ludzi bać się —
Matką — prosta najemnica!...
Będą z ciebie śmiać się.
Niechże wam Bóg dopomaga!
Pójdę się pokłonię
325
Świętym Pańskim, a z Kijowa,
Skoro Bóg ochroni,
[150 ]
Wrócę do was, jak przyjmiecie.
Dopóki jest siła,
Służyć będę.”
330
Czystem sercem
Pobłogosławiła
Marka swego... Zapłakała
I wyszła za wrota.
Rozigrało się wesele.
335
I grajkom robota,
I podkówkom. Płynie struga
Po stołach miodowa.
A tymczasem najemnica
Zdąża do Kijowa.
340
Przyszła — nawet nie spoczęła —
Pieniędzy nie stało
Na akafist u Barbary, —
I choć to sił mało,
Najęła się wodę nosić,
345
Nosiła, nosiła —
I z ośmiu kóp zarobionych
Markowi kupiła
Tuż w pieczarach kaptureczek
Iwana świętego,
350
Aby głowa nie bolała
U Marka młodego;
I pierścionek u Barbary
Dla Kachny dostała,
I oddawszy świętym pokłon,
355
Do domu wracała.
Powróciła. Katarzyna
I Marko spotkali
Za wrotami; potem w chacie
Serdecznie witali
360
[151 ]
I u stołu posadzili,
O Kijów pytali.
Ona im opowiadała,
Ci ją częstowali.
Przyrządziła Katarzyna
365
Pościel jej w komnacie,
Aby sobie odpoczęła
Po podróży w chacie.
Za co oni mię kochają?
Za co poważają?
370
O, Boże mój miłosierny!
Czy się domyślają?
Być nie może!... Jam mu nigdy
I poznać nie dała...
To z dobroci...”
375
I biedaczka
Ciężko zapłakała.
Trzykroć już kra zamarzała,
Po trzykroć topniała,
Trzykroć Hannę do Kijowa
380
Kachna wyprawiała,
Jak rodzoną. Po raz czwarty
Żegnała niebogę
Aż na polu u mogiły
I prosiła Boga,
385
Aby prędzej powracała,
Bez niej bowiem w chacie
Tęskno jakoś i samotnie,
Jak po matki stracie.
Jakoś po Wniebowzięciu, w niedzielę,
390
Trochim w koszuli bialutkiej,
Czując słoneczko na ciele,
Usiadł na przyzbie czyściutkiej
[152 ]
I cieszył się dziad wnuczętami.
Tuż przy nim wnuk bawił się z psami,
395
A wnuczka w spódniczce matczynej
Szła niby do dziada w gościnę.
Stary za boki się chwytał, —
Powstał i wnuczkę powitał,
Niby naprawdę jak mołodycę:
400
„A gdzie to podziałaś palanicę?
Czy w domu ją zapomniałaś?
Czy może wcale nie miałaś?
Czy wilcy odjęli ci w borze?...
A, wstydź się, wstydź się, pani-matko!”
405
Aż zerk: najemnica przed chatką.
Pobiegli ją witać na dworze
I stary dziad, i wnuczęta.
„A Marko czy w drodze?”
Zapytuje dziada Hanna.
410
„Dotąd jeszcze w drodze”.
— „A ja ledwie się dowlokłam
Do chaty... Bóg z nimi!
Nie chciało się umrzeć samej
Pomiędzy obcymi.
415
Byle Marka się doczekać...
Coś w piersiach mię boli”.
I wnuczętom z kobiałeczki
Wyjmuje powoli
Medaliki i krzyżyki.
420
Jarynce sznureczek
Pacioreczków i czerwony
Z folgi obrazeczek,
A Karpowi ptaszę złote
I koników parę,
425
Katarzynie pierścioneczek
Od świętej Barbary
(Czwarty to już), a dziadowi
[153 ]
Z wosku święconego
Troje świeczek; sobie tylko
430
I dla Marka swego
Nie przyniosła nic... już na to
Pieniędzy nie stało,
A zarobić sił nie miała.
„Ot jeszcze zostało
435
Pół placuszka!”
I dziateczkom
Po cząstce rozdała.
Weszła w chatę. Katarzyna
Jej nogi umyła,
440
Postawiła podwieczorek.
Nie jadła, nie piła
Stara Hanna.
„Katarzyno!”
Cicho, cicho mówi:
445
Dziś niedziela?”
„Piątek, Hanno!”
— „Niech tam kto zamówi
U świętego Mikołaja
Akafist, — a może
450
Co tam Marka zatrzymało,
Lub chory, broń Boże!”
I łza po łzie z oczu starych,
Przygasłych spływała.
Ledwie — ledwie, jak rozbita,
455
Od stołu powstała:
„Nie ta już ja, Katarzyno,
Co dawniej bywała:
Zleniwiałam, sił już nie mam...
Daremnie trzymacie.
460
Ciężko, ciężko jest umierać
W cudzej ciepłej chacie!
[154 ]
Rozniemogła się nieboga,
Chleb Pański przyjęła
I ostatnie pomazanie, —
465
Lecz się nie podjęła.
Stary Trochim po podwórzu
Jak zabity chodzi;
Katarzyna od cierpiącej
Oczu nie odwodzi;
470
Całe przy niej dni przepędza,
Przy niej i nocuje.
A tymczasem puszczyk w nocy
Złe coś prorokuje
Na komorze. Coraz częściej,
475
Z każdym dniem, godziną
Chora pyta — ledwie słychać:
„Doniu, Katarzyno!
Nie przyjechał jeszcze Marko?
Gdybym ja wiedziała,
480
Że doczekam, że zobaczę,
Tobym poczekała”.
Idzie Marko z czumakami,
Idąc wyśpiewuje,
Nie pośpiesza do gospody —
485
Wolików żałuje.
Wiezie Marko Katarzynie
Sukna cieniutkiego,
A staremu pas bogaty
Z jedwabiu kraśnego;
490
Najemnicy na oczepek
Wiezie złotej lamy
I czerwoną chustkę dużą
Z całemi haftami.
Dla dziateczek ma trzewiczki,
495
Fig i winogradu,
[155 ]
A dla wszystkich — czerwonego
Wina z Carogradu
Wiader ze trzy w beczułeczce
I kawioru z Donu, —
500
Wszystko wiezie, nie wie tylko,
Co się dzieje w domu.
Idzie Marko, nie dba o nic.
Przyszedł — „Sława Bogu!”
I otwiera butnie wrota,
505
I modli się Bogu.
„Czy słyszysz ty, Katarzyno?
Biegnij na spotkanie.
Przyszedł! przyszedł!... biegnij prędzej
Niech tu zaraz stanie!
510
Chwała Tobie, Chryste Jezu!
Ledwiem doczekała!”
I Ojcze nasz cicho, cicho
Jak przez sen szeptała.
Stary głaszcze woły siwe
515
I jarzma zdejmuje
Wyrzynane, a Katrusia
W Marka się wpatruje.
„A cóż Hanna, Katarzyno?
Gdzież to moja głowa?
520
Czy nie żyje?”
— „Żyje jeszcze,
Lecz bardzo niezdrowa.
Prędzej, Marku, chodź do chaty,
Póki się turbuje
525
Dziad z wołami... Ona dawno
Ciebie oczekuje”.
Wchodzi Marko mój do chaty
I stanął u proga...
Aż się przeląkł. Hanna szepce:
530
[156 ]
Chwała... chwała Bogu!
Chodźno bliżej, nie lękaj się...
Mam ci coś powiedzieć.
535
Wyjdź, Katrusiu: ja Markowi
Mam coś opowiedzieć”.
Wyszła z chaty Katarzyna.
Marko się nachyla
U wezgłowia najemnicy...
Chora się wysila.
„Spojrzyj na mnie! Widzisz, Marku,
540
Jakem ja zmarniała?
Ja nie Hanna — najemnica...
Ja...”
I oniemiała...
Marko płacze. Zwolna oczy
545
Znów się otworzyły:
Pilnie, pilnie popatrzała,
Łzy się potoczyły,
Przebacz, Marku!... W cudzej chacie
Cała służba moja —
550
To pokuta... Przebacz, synu!...
Ja... ja matka twoja”.
I zamilkła...
Padł mój Marko,
Aż ziemia zadrżała —
555
Zemdlał. Ocknął się... do matki —
Lecz matka już spała.
1845.XI.13.
Perejasław.
[181 ]
МИНАЮТЬ ДНІ, МИНАЮТЬ НОЧІ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Mijają dni, mijają noce
I mija lato. Żółty liść
Szeleszcze w lesie; gasną oczy,
Zasnęły myśli, serce śpi.
I wszystko śpi, i nie wiem sam,
5
Czy życie to, czy życia kres,
Bo bez radości i bez łez
Wałęsam się to tu, to tam...
Dolo, gdzieś ty? Dolo, gdzieś ty?
Cisza... Niema doli!
10
Jeśli dobrej żal Ci, Boże,
Daj taką, co boli!
Ale nie każ chodząc spać mi
Z duszą konającą,
Nie każ być pomiędzy braćmi
15
Kłodą próchniejącą,
Ale żyć daj, ludzi kochać,
Życie sercem chwalić,
A jeśli nie... to przeklinać
I świat ten podpalić!
20
Jak okropnie wpaść w kajdany
I umrzeć w niewoli,
Ale jeszcze stokroć gorzej
Spać i spać na woli,
I na wieki swe powieki
25
Zamknąć, nic po sobie
Nie zostawić, obojętnie,
[182 ]
Czyś ty żyw, czyś w grobie...
Dolo, gdzieś ty? Dolo, gdzieś ty?
Cisza... Niema doli...
30
Jeśli dobrej żal Ci, Boże,
Daj taką, co boli!
1845.21.XII.
Wjunyszcza.
[183 ]
T. SZEWCZENKO
W ROKU UKOŃCZENIA AKADEMJI SZTUK PIĘKNYCH
Autoportret ołówkiem 1845 r.
[186 ]
ЯК УМРУ, ТО ПОХОВАЙТЕ...
Przełożył
[Заповіт]
BOHDAN ŁEPKI
[TESTAMENT]
Kiedy umrę, prochy moje
Złóżcie na mogile,
Pośród stepu szerokiego,
W Ukrainie miłej:
Niechaj widzę łany, pola,
5
Dnieprowe urwiska,
Niechaj słyszę, jak Dniepr huczy,
Wre i pianą ciska!
A gdy spłynie z Ukrainy
Ku morzu krew wroga, —
10
Wszystko rzucę i polecę
Do samego Boga
Na modlitwy. A póki co —
Nie uznaję Boga!
Pochowajcie i wstawajcie,
15
Pozrywajcie pęta,
Niechaj wrażą krwią skropiona
Wstanie wolność święta!
A wówczas mnie w tej rodzinie
Wielkiej, wolnej, nowej,
20
Chciejcie wspomnieć choć cichemi,
Lecz dobremi słowy.
1845.25.XII.
Perejesław.
[189 ] З ЦИКЛЮ „В КАЗАМАТІ“
(18.IV. — 30.V. 1847)
Z CYKLU „W KAZAMATACH“
(18.IV. — 30.V. 1847)
[192 ]
МЕНИ ОДНАКОВО...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Wszystko mi jedno, czy ja będę
Na Ukrainie żyć, czy nie,
Czy mię kto wspomni, czy zapomni,
Że na wygnaniu pędzę dni
Wśród śniegów, — obojętnie mi!
5
W niewoli obcej wychowany,
W niewoli umrę, niepłakany
Przez swoich, chyba płacząc sam.
Zabiorę wszystko to, co mam,
I wszelki po mnie ślad zaginie
10
Na naszej sławnej Ukrainie,
Na naszej, nie sądzonej nam.
Nie wspomni o mnie ojciec z synem,
Nie powie: „Módl się synu, on
Kiedyś za naszą Ukrainę
15
Męczeński poniósł zgon”.
Wszystko mi jedno, czy modłami
Wspomni mię syn ten, czy też nie...
Nie obojętnem jednak dla mnie
Byłoby, gdyby ludzie srodzy
20
Uśpili kraj nasz i w pożodze,
Okradłszy go, zbudzili w śnie, —
Nie obojętne, o!... Nie!... Nie!
1847.
Petersburg.
[195 ]
ДО М. КОСТОМАРОВА
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
DO M. KOSTOMAROWA
Wesoło słońce kryło twarz
W wiosennych chmurkach, uśmiechnięte.
Goszczono „czajem” nas, zamkniętych
W więzieniu, i zmieniano straż
Błękitnie mundurową. Już
5
I do tych drzwi zaryglowanych,
I do tych szyb zakratowanych
Przywykłem trochę, bo i cóż
Miałem ci począć? Nawet łez,
Tych krwawych, ciężkich łez, przelanych
10
Za bardzo, bardzo dawnych dni,
Zdawało się, już nie żal mi.
Zdawało się. Ach tak, bo przecie
Wylałem tyle ich po świecie
Na puste pole... Choćby ruta,
15
A to nie zeszło nic a nic!
I przypomniało mi się sioło
Ojczyste. Lat minęło tyle.
Ojciec i matka już w mogile...
I smutno mi, i niewesoło,
20
Że nikt nie wspomni nawet o mnie...
Aż patrzę: twoja matka święta,
Czarniejsza od tej ziemi czarnej,
Idzie, jakgdyby z krzyża zdjęta...
Dzięki Ci, Boże, dzięki Panie!
25
Że tej niewoli, tych męczarni
Nie mam z kim dzielić...
1847.19.V.
Petersburg.
[197 ]
В НЕВОЛІ ТЯЖКО...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
W niewoli ciężko... chociaż woli,
Aby nie skłamać, — też nie było;
Lecz choć to było obce pole,
To przecież jakoś się tam żyło...
A dzisiaj, jak na Boga z nieba,
5
Tak na złą dolę czekać trzeba.
I czekam na nią, i narzekam,
Że durniom dałem się odurzyć,
Żem wolność cisnął do kałuży.
Truchleje serce, gdy pomyślę,
10
Że w obcym kraju grób mię czeka,
Że będę nie na Ukrainie
Miłować Boga i człowieka.
1847.
Petersburg.
[199 ]
ЧИ МИ ЩЕ ЗІЙДЕМОСЯ ЗНОВУ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Czy my spotkamy się gdzieś jeszcze,
Czy pożegnali się na wieki
I słowo prawdy i miłości
Ponieśli w obcy kraj daleki?
A niech i tak! Nie nasza matka,
5
Lecz przecież ją szanować trzeba
I trzeba wytrwać do ostatka,
Bo takie jest zrządzenie nieba!
Ukorzcie się! Módlcie się, bracia,
O sobie nie zapominajcie
10
I Ukrainę naszą drogą
Całą potęgą serc kochajcie!
A kiedy przyjdzie chwila sroga,
Ostatnia — za nią proście Boga!
1847.
Petersburg.
[201 ] НЕВОЛЬНИЧА МУЗА
(1847 — 1850)
POEZJE Z CZASU NIEWOLI
(1847 — 1850)
[203 ]
ДУМИ МОĬ, ДУМИ МОĬ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Dumy moje, dumy moje!
Jedyne na świecie!
Chociaż wy mię w mej niedoli
Nie opuśćcie, dzieci!
Przylatujcie, ptaszki moje,
5
Gołąbki me siwe,
Hen z nad Dniepru na kirgiskie
Stepy nieszczęśliwe.
Bo Kirgizi, moi drodzy,
Chociaż już ubodzy,
10
Nadzy - goli, lecz na woli
Modlą się do Boga.
Przylatujcie. Wolna droga!
Cichemi słowami
Przywitam was jak swe dzieci
15
I popłaczę z wami.
1847.
Twierdza Orska.
[204 ]
СОНЦЕ ЗАХОДИТЬ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Słońce zachodzi, ciemnieją góry,
Milkną na polu ptaszęce chóry.
Cieszą się ludzie, że spocząć mogą,
A ja myślami w szarą godzinę
Lecę w sad ciemny na Ukrainę,
5
Na Ukrainę, tak sercu drogą.
Ciemnieją góry, pola — jak morza,
Na błękit nieba wypływa zorza.
O, zorzo, zorzo! (Łza z oka płynie...)
Czy tu już zeszłaś na Ukrainie,
10
Czy oczy karę szukają ciebie
W godziny szare na sinem niebie?
Czy cię szukają, czy zapomniały?
Jak zapomniały, bodajby spały,
O mojej doli nic nie wiedziały!
15
1847.
Twierdza Orska.
[217 ]
T. SZEWCZENKO NA ZESŁANIU
Autoportret 1848 r.
[226 ]
ХУСТИНА...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
CHUSTECZKA
Czy to była Boża wola,
Czy tak jej sądziła dola?
Dość, że w najmach wyrastała
I sierotę pokochała.
A on, biedny, z swą wybraną
5
Od wieczora aż do rana
I od zorzy aż do zorzy
Na serdecznym rozhoworze...
Wciąż zapustów wyglądali —
Doczekali się... Z Czehrynia
10
Po wszej sławnej Ukrainie
Wielki dzwon na trwogę dzwoni,
By siodłali chłopcy konie,
By ostrzyli szable nagle
I śpieszyli na zabawę,
15
Na te żwawe swaty krwawe.
W niedzielę świętą rano-raniuteńko
Surmy, trąby zagrały,
Oddziały naszych sławnych kompanijców
Przed świtaniem ruszały.
20
Wyprowadzała wdowa swego syna,
Jedyne dziecko swoje,
I siostra brata, a biedna dziewczyna
Swego kozaka na boje.
Wyprowadzała, konia napawała
25
Przed wschodem słońca z krynicy,
[227 ]
Wyniosła potem szabelkę złotą
I rusznicę hakownicę.
Odprowadziła trzy pola, trzy mile,
Pożegnała na łące,
30
Podarowała jedwabną chusteczkę
Na wspomnienie gorące.
Hej, chusteczko z mereżkami,
Cudowne wyszycie,
Dla siodełka kozackiego
35
Wspaniałe nakrycie!
Powróciła we łzach cała.
Wciąż na drogę spoglądała,
Wciąż stroiła głowę w kwiecie,
Bo on może nadejść przecie;
40
A w niedzielę na mogiły
Biegła, czy nie idzie miły?
Mija lato, mija drugie,
A na trzecie oto
Nasi sławni
kompanijcy 45
Nadchodzą z powrotem.
Idzie wojsko, idzie drugie,
A za trzeciem... cicho!
Nie patrz, nie patrz, nieszczęśliwa,
Bo tam twoje licho!
50
Wiozą trumnę, a z tej trumny
Kitajka powiewa,
Za tą trumną starsi idą,
Czarna przyodziewa.
Między nimi sam pułkownik,
55
Czarownik siczowy,
Obok kroczą esauli,
Poschylali głowy.
[228 ]
Płaczą idąc, niosą zbroję:
Pancerz hartowany,
60
Szablę złotą, trzy rusznice
I trzy samopały.
A na zbroi... plamy krwawe
Już pozasychały.
Wiodą konia. Konik wrony,
65
Rozbite kopyta...
Na tym wronym koniu siodło
Chusteczką nakryte.
1847.
Twierdza Orska.
[258 ]
І НЕБО НЕВМИТЕ, І ЗАСПАНІ ХВИЛІ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
I niebo niemyte, i fale zaspane,
I ponad brzegiem morza wdal
Oczeret, rzekłbyś, że pijany,
Do dołu gnie się, aż do fal.
O, Boże miły, Boże święty,
5
Czy długo jeszcze każesz mi
W tej oto tiurmie niezamkniętej
Wlec marny żywot?
Nic nie mówi,
Milczy i gnie się, niby żywa
Stepowa trawa żółtogrzywa,
10
Nie chce powiedzieć prawdy nam, —
A kogoż ja się pytać mam?
1848.
Kos-Arał.
[266 ]
ОЙ, ВИОСТРЮ ТОВАРИША ТОВАРИЩА ...
Przełożył
TADEUSZ HOLLENDER
Oj, wyostrzę towarzysza,
Za cholewę wsunę,
Pójdę szukać prawdy w świecie,
Za sławą pofrunę.
A nie pójdę ja łęgami,
5
Wybrzeżem szerokiem:
Powędruję nie szlakami,
Lecz przemknę się bokiem.
I zapytam Żydowina
I wielkiego pana,
10
I szlachciców tych paskudnych
W paskudnych żupanach;
Jak się trafi, czerńca spytam, —
Pismo Święte w trudzie
Niechaj czyta, a nie hula, —
15
I niech uczy ludzi,
By brat bratu nie był katem,
Nie okradał brata,
I by syna biednej wdowy
Nie dawać w sołdaty.
1848.
Kos-Arał.
[271 ]
ОЙ, ЛЮЛІ, ЛЮЛІ, МОЯ ДИТИНО...
Przełożył
TADEUSZ HOLLENDER
Oj, luli, luli, moja dziecino,
Nocą i dniem.
Pójdziesz, mój synu, tą Ukrainą,
Przeklniesz nas, wiem.
O, nie klnij ojca, synu mój, synu,
5
Nie klnij go, nie;
Jam twoja matka, mnie ty przeklinaj,
Przeklinaj mnie!...
Gdy mnie nie stanie — ludzi nie witaj,
Ale idź w gaj:
10
Gaj nie zobaczy nie zapyta,
Tam sobie trwaj!
A kiedy znajdziesz ową kalinę,
Głowę tam skłoń:
Kochałam kiedyś ten krzak, dziecino —
15
Przytul się doń.
Nie smuć się, jeśli pomiędzy chatki
Skierujesz krok;
A jeśli ujrzysz z dziatkami matkę,
To odwróć wzrok...
20
1848.
Kos-Arał.
[272 ]
І ШИРОКУЮ ДОЛИНУ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Ni szerokiej tej doliny,
Ni wysokiej tej mogiły,
Ni wieczornej tej godziny,
Ni co śniło się, mówiło —
Nie zapomnę ja.
5
Lecz cóż?... Ślub nas nie zjednoczył
I poszliśmy w świat za oczy,
A tymczasem lata młode
Jako te wiosenne wody
Popłynęły hen!
10
Dziś... nieszczęsna moja głowo!
Ja — w niewoli, a ty wdową;
Nie żyjemy, tylko trwamy
I z żałością wspominamy
Nasze przeszłe dni.
15
1848.
Kos-Arał.
[287 ]
ЗАРОСЛИ ШЛЯХИ ВОЛІ ТЕРНАМИ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Już powrotne moje drogi
Zarosły tarniną —
Czy na wieki rozstałem się
Z moją Ukrainą?
Czy już nigdy nie powrócę
5
Do swojego domu
I tych wierszy nie przeczytam
Nigdy i nikomu?
Sam je będę czytać... Boże!
Jakie ciężkie życie!
10
Nie mam serca szerokiego
Z kim dzielić na świecie.
Nie dałeś mi, Boże, doli
W latach mej młodości
I już ona ponoś do mnie
15
Nigdy nie zagości!
Nie dałeś mi serca mego
Połączyć z dziewczęcem
Sercem młodem, — przeminęły
Moje dni w udręce,
20
Na obczyźnie! Nie przeżyłem
Mej młodości w parze,
A na starość nie mam nawet
Z kim szczerze pogwarzyć.
Jakże ciężko, Boże miły,
25
Żyć w tej samotności
I samemu swoje dumy
W swojej duszy nosić.
Nie zwierzyć się, nie pocieszyć
[288 ]
Serca ubogiego,
35
Nie pochwalić, co jest dobre,
I nie skarcić złego.
Wreszcie — umrzeć... O, Boże mój!
O, Boże mój drogi!
Pozwólże mi chociaż spojrzeć
35
Na ten lud ubogi, —
Na tę Ukrainę
I nie dopuść, abym marnie
W obcym kraju zginął!
1849.
Kos-Arał.
[299 ]
FORT NOWOPIETROWSKI — MIEJSCE ZESŁANIA SZEWCZENKI
Akwarela T. Szewczenki
[305 ] ПІСЛЯ ПОВОРОТУ З ЗАСЛАННЯ
(1857 — 1861)
PO POWROCIE Z ZESŁANIA
(1857 — 1861)
[307 ]
НЕОФИТИ
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
NEOFICI
(M. S. Szczepkinowi na pamiątkę 24 grudnia 1857 r.)
Oto co mówi Pan: chrońcie sąd i czyńcie sprawiedliwość, albowiem zbawienie i miłość moja odkryje się.
Izajasz, LVI, 1.
O, ulubieńcze Muz i Gracyj!
Czekam na ciebie, cicho plączę
I swoją dumę, smutne rymy,
Poświęcam duszy Twej, Jedyny.
Przywitajże szczerem sercem
5
Ty nasz wielki czarodzieju, Tę moją niebogę,
Tę moją niebogę, Ty nasz wielki czarodzieju,
Przyjacielu drogi!
Bo choć moja duma biedna
I szara niestety,
10
Ale z tobą się przeprawi
Szczęśliwie przez Letę
I na ziemię spadnie kiedyś
Jak płomień żałości
Ku przestrodze złym tyranom,
15
Mordercom przyszłości.
Przebywam długo już w niewoli,
Pod kluczem, jak złoczyńca srogi.
Przez okno widać drogę, pole,
Cmentarzyk biedny, krzyż wysoki
20
A na nim wronę. Oto cały
[308 ]
Mój widok. Cóż? I za to chwała
Wszechmogącemu. Pocoś żyją,
Rodzą się, mrą i w ziemi gniją
Ochrzczeni ludzie.
25
Krzyż wysoki,
Pomalowany, pozłocony,
Widnieje na cmentarzu onym,
W ustroniu nieco. (Ktoś tam leży
Nienajbiedniejszy!...) A na krzyżu
30
Namalowany Chrystus Pan,
Rozpięty za nas. Dzięki wam,
Dzięki, sieroty, za ten złoty
Wysoki krzyż! Ja dzień po dniu
Przez okno mej więziennej celi
35
W zadumie się przyglądam mu
A patrząc, modlę się do Pana.
I wówczas dusza ma stroskana
Na chwilę milknie jak to dziecię
Już nakarmione. I czy wierzycie?
40
Ma kaźń rozszerza ściany swe
I śpiewa, płacze serce me,
Do życia zrywa się i pyta,
Pyta się Boga Najwyższego,
Pyta się wszystkich świętych Jego,
45
Za jakie to, za jakie winy
Ten Nazarejczyk, Ten Jedyny,
Jedyny Syn Maryji Panny,
Męczony był i krzyżowany?
............
Polecę duchem w czasy one,
50
Kiedy wszeteczny Rzym z Neronem
Wśród orgij konał. A z ciemności,
Z niedoli, nowy dzień jasności
Wyłaniał się. Nad Kapitolem,
Nad Kolosseum nowe słońce
55
[309 ]
Wschodziło, a promienni gońcy
Po całym świecie rączo biegli,
Zwiastując ludziom słowo nowe.
I przed tem słowem Chrystusowem
W nicości dumni władcy legli.
60
O, duszo moja! W czasy one
Przenoś się, leć i jękiem-dzwonem,
I trąb śpiżowych grzmiących głosem
Z więziennych murów bij w niebiosy!
Przeczysta, między niewiastami
65
Błogosławiona Matko Święta
Syna tej ziemi Najświętszego!
W niewoli nie daj zginąć pętach,
Niech lata próżno mi nie biegą,
Strapionych ty pocieszycielko!
70
Chciej zesłać Słowa łaskę wielką,
Najświętszą daj mi prawdę nową,
Oświecić racz mądrością wszelką
I racz ożywić ono słowo!
I ludziom żałość tę odtworzę,
75
Jak boleściwa matka morze
Łzy krwawej lała w swej żałobie,
Aż zapałała jej — jak Tobie —
Światłość nieziemska i jedyna
Umęczonego Twego Syna!
80
A Ty, Ty, Boga ziemska Matka,
Tyś łzy wylała do ostatka,
Że nie zostało kropli jednej!
Łkam i zaklinam łkając: w biednej
Mej duszy niech się wzbudzi siła,
85
Iżby płomiennie przemówiła;
Ogromnym żarem niech rozgorze
I topi serca to orędzie,
Po Ukrainie niech się wszędzie
[310 ]
Rozlewa jak kadzidło Boże,
Kadzidło prawdy! Tak niech będzie!
90
I
Nie w naszym Bogu miłym kraju,
Kiedy hetmani panowali,
Ani za carów, lecz w przedawnej
Przeszłości, w rzymskich jeszcze czasach
Pleniła się bezecność ona, —
95
Za Decyusza, czy Nerona,
Nie pomnę już. Więc niechaj będzie,
Że za Nerona. A, jak wiecie,
W tych czasach Rosji jeszcze w świecie
Nie było. W rzymskim tedy kraju,
100
Jak ta przeczysta lilja w gaju,
Wyrosło dziewczę piękne, młode,
Niewinne, istny cud przyrody.
Więc matka, córką zachwycona
I jej młodością odmłodzona,
105
O szczęściu marzy dla dziewczęcia
I wśród młodzieży szuka zięcia.
Znalazła. Wyprawiono gody
Weselne i małżonkę młody
Zabrał do nowej swej gospody.
110
Minął czas jakiś. Syna miała
I do penatów modły słała
O jego przyszłą dobrą dolę.
Złożyła też na Kapitolu
W ofierze cenne wielce dary,
115
A wzamian za te jej ofiary
Kapłani pozwolili syna
Alcyda, dziecko jej jedyne,
Z ginajkionu przynieść progów
I przed posągi stawić bogów.
120
[311 ]
Cieszy się serce w matki łonie,
Przed penatami ogień płonie,
A synek zdrów i piękny rośnie.
Urósł. Już wdzięczą się miłośnie
I uśmiechają się hetery,
125
A światła ciągle przed Wenery
Posągiem płoną.
II
Wtenczas już
Wschodziła najjaśniejsza z zórz
Nad Betleem — prześwięta zorza
120
Miłości oraz prawdy Bożej,
Pokój i radość i nadzieja...
Ze złości wije się Judea,
Faryzeusze jak te gady
Syczą i schodzą się na rady.
135
Wreszcie — Golgota i krzyż święty,
A na nim Chrystus Pan rozpięty
Za ludzki grzech. Pijani spali
Ci, którzy Go ukrzyżowali,
Pijani Jego Krwią. A On
140
Przez męki przeszedł i przez zgon
I z martwych powstał w sławie, w słowie,
Z którem to szli apostołowie
Po całym ujarzmionym świecie.
III
I wtedy Alcyd, życiu rad,
145
A z nim hetery młodociane
I koźlonogi Satyr-dziad,
Cały ten orszak ich pijany
Przy Via Appia w dąbrowie,
Zrzuciwszy szaty, Priapowi
150
[312 ]
Oddawał cześć. Aż oto, patrz!
Apostoł Piotr, strudzony srodze,
Do Rzymu idzie, a po drodze
Wstąpił do gaju, by z ruczaju
Zaczerpnąć wody. „Pokój wam!” —
155
Do rozbawionych rzekł łaskawie
I orgję pobłogosławił.
A potenl cichem, dobrem słowem
Zwiastował im naukę nową,
Naukę prawdy i miłości,
160
Największą łaskę dla ludzkości.
I oto stało się! Pijana
Gromada padła na kolana
Przed apostołem świętym Pana,
A wstawszy, zjednoczeni w wierze,
165
Poszli z nim razem na wieczerzę.
IV
A w termach orgje wrą. Tam płoną
Świetlice złotem i czerwoną
Purpurą. Z amfor wonne dymy
Rozwłóczą się. Cyprydzie hymny
170
Chóralne — uwielbienia śpiewy
Śpiewają, nagie niemal, dziewy.
Wspaniała uczta wesołości!
Na pysznych łożach leżą goście,
Śmiech, gwar. Wtem patrz! Hetery młode
175
Siwobrodego starca wiodą
Do sali. Stanął. I z ust jego,
Ze starych, prawych ust świętego
Słowa jak olej popłynęły
Na mętne fale wesołości...
180
Ucichła burza. Cud piękności,
Królowa orgji tej — Cyprydy
[313 ]
Kapłanka nagle pysznem czołem
Bije przed starym apostołem,
Rozradowana. Wstaje, kroczy,
185
A za nią cały ten ochoczy
Orszak podąża w katakomby.
A syn twój Alcyd? Ach! Czyż onby
Mógł tu pozostać?
Poszedł społem
190
Z innymi za swym apostołem,
Nauczycielem świętym. Ty zaś
Właśnie w tej chwili z domu wyszłaś
Spojrzeć na drogę, czy nie idzie
Twój Alcyd... Ale go nie widzisz!
195
I zmierzch, i świt, a jego niema
I już nie będzie. Pusta chata...
Modlitwę sama do penatów
Odmówisz i wieczerzać siędziesz
Samotna, ale jeść nie będziesz.
200
Bo łzy nie dadzą. Bez nadziei,
Klnąc świat i siebie, posiwiejesz
I umrzesz sama jedna, biedna,
Daleka dla całego świata —
Jak trędowata...
205
V
Głową wdół
Na krzyżu zawisł Piotr Apostoł,
A neofitów poczet został
Do Syrakuzów więzień statkiem
210
Odwiezion w pętach.
Twego syna
Alcyda, dziecko twe jedyne,
Jedyną miłość twą na ziemi,
Zabrali także i z innemi
215
[314 ]
Rzucili w te podziemia ciemne,
Aby tam gnił. Ty, sama jedna
Zostałaś się. I błądzisz, biedna,
Aż po Sybirze, czy tam raczej
Po Scytów kraju. Błądzisz, płaczesz,
220
Szukając syna. Matka Boża
Niech wam w niedoli tej pomoże, —
Bo tyś nie sama. Niema chaty,
Niema rodziny, siostry, brata,
By zapłakani nie chodzili,
225
W ponurych lochach by nie gnili
Lub by ich w oddalonych stronach,
W brytańskich, galskich legionach
Nie musztrowano...
O, ty srogi
230
Neronie, wiedz, że Boży sąd,
Prawdziwy, nagły, pośród drogi
Osądzi cię! Ze wszystkich stron,
Ze wszystkich dróg w szerokim świecie
Wolności umęczone dzieci
235
Przylecą naraz i w kajdanach
Dokoła twego łoża staną,
Łoża twej śmierci i... przebaczą.
Bo są to bracia, chrześcijanie,
A tyś — ludojad i poganin,
240
Despota wściekły!...
VI
Niewolników
Ogromne mnóstwo w Syrakuzach,
W lochach i kaźniach. A Meduza
W szynku z dziadami śpi upita.
245
Lecz wnet się zbudzi. W krwi i pocie
Ucztę urządzi wam, despoci,
[315 ]
Upoi was...
Po całem mieście
Szukała matka swego syna
250
I nie znalazła, aż nareszcie
Przybyła do Syrakuz znowu.
W więzieniu siedział jej jedynak,
W kajdanach, ale do więzienia
Nie dopuszczono jej.
255
Nieboga
Czekała, jak na swego boga,
Na niego.
„Może — myśli — może,
Ta brama nagle się otworzy
260
I może wyjdzie on w kajdanach,
By przez więziennych stróżów gnany,
Zmiatał ulice."
W Rzymie święto,
Wspaniałe święto! Ludu mrowie
265
Zaległo gród. Wojewodowie
Ze wszech stron państwa, pretorjanie
I cały senat, i kapłani,
I liktorowie okrążyli
Kapitol. Idą, święty hymn
270
Śpiewają, a z kadzielnic dym
I z amfor ścieli się do nóg.
W tym gronie kroczy cezar-bóg,
A przed nim — czy widzicie? — oto
Figurę niosą szczerozłotą,
275
Sobowtór jego.
VII
Przedziwne święto urządzili
Patrycyusze wraz ze starym
Senatem carskim. Ponad miarę
Imperatora wychwalili,
280
[316 ]
Aż im obmierzły te pochwały;
Więc aby skończyć raz ten cały
Pochlebstwa akt, postanowili,
Że od tej wiekopomnej chwili
Cezar Jowiszem jest i — koniec!
285
Stało się. I za gońcem goniec
Leciał do wszystkich wojewodów
Z radosną wieścią dla narodów,
Że cesarz — bóg i nawet wyższy
Od najwyższego. Nakaz zgóry
290
Dano, ażeby kuć figurę
Cezara-boga. I dodano,
Tak, nota bene, że bóg nowy
Odpuszczać będzie narodowi
Grzechy i winy. Lud się cieszył, —
295
Jak ptactwo w ciepłe kraje, śpieszył
Na odpust ten do Rzymu. Ona,
Nadzieją nową ożywiona,
Przyszła też prosić boga. Biedna!
I czy to tylko ona jedna?
300
Tysiące ich do Rzymu bram
Przybyło zdala.
Biada wam!
Kogoście tutaj błagać przyszli?
Komuście swoje łzy przynieśli?
305
Komu przynieśli wraz ze łzami
Nadzieje swoje? Pan Bóg z wami!
Nieszczęśni, ślepi niewolnicy!
Błagacie przecież po próżnicy,
Bo czyliż kamień litość zna?
310
W niebiosach Pana Boga chwalcie
I prawdzie boską cześć oddajcie,
A reszta, reszta, mówię wam,
To jeden wielki kłamstwa kram, —
I car i popi!...
315
[317 ]
VIII
Przed Neronem,
Na tron Jowisza wyniesionym,
Modlili się senatorowie,
Błagali łask patrycyusze,
Póki się nowy bóg nie skruszył
320
I nie dał: temu Palestynę
W dzierżawę tłustą, a drugiemu
Z łożnicy swojej nałożnicę
Za żonę, wprawdzie nie dziewicę,
Lecz taką, co już trochę stara,
325
Zszargana, ale — z pod Cezara!
I jeszcze inną bóg innemu
Okazał cześć: wziął do haremu
Siostrzyczkę jego. Na to bóg!
A bogom siebie my do nóg
330
Winniśmy słać, nietylko siostry
Pod ich majestat.
Rozkaz ostry
Dał pretorjanom: „Od tej chwili
335
Wolno wam czynić, co zechcecie:
My karać was nie będziem przecie,
Albowiem bardzoście nam mili.“
A wy plebeje-hreczkosieje,
Czy nie modliliście się też?
Dlaczegóż na was on nie leje
340
Tej strugi łask? „A bo to, wiesz,
Oni miłować nie umieją Nas, biednych ludzi”.
IX
Wnet i za chrześcjan pozwolono
Zanosić prośby też do Pana.
345
[318 ]
Więc przyszłaś, biłaś mu pokłony
I miłosierny akt bałwana
Zezwolił z więzień syrakuskich
Do Rzymu chrześcjan wieść w kajdanach.
Więc radosna i wesoła
350
Modliłaś się znowu
Do nowego boga tego,
A ten bóg łaskawy —
Wnet zobaczysz, jaki obchód
Urządzi wspaniały
355
W Kolosseum! A więc śpiesz się,
Śpiesz się, ma jedyna,
Na spotkanie swego syna,
Śpiesz się, lecz, niebogo,
Nie licz zbyt na tego boga,
360
Bo go nie znasz jeszcze!
X
A tymczasem ku przystani
Z innemi matkami
Alcydowa rodzicielka
Idzie na spotkanie
365
Neofitów. W sercu radość,
Taka radość wielka,
Że nie słowem, lecz śpiewaniem
Wielbiłaby swego
Dobroczyńcę i łaskawcę,
370
Jowisza nowego.
„Oto bóg nasz! A ja głupia
W Atenach szukałam
Jupitera!!” I znów kornie
Bogu dziękowała,
375
Neronowi. I przez błota
Ponad Tybrem szła z tęsknotą,
Wyglądając statku,
[319 ]
Co wiózł syna jej.
Aż oto,
380
Widzisz, widzisz, matko!
Z poza gaju wypływają,
A syn twój w kajdanach
I do masztu przywiązany,
Już nie neofita,
385
Lecz apostoł Chrystusowy,
Na wszystko gotowy,
Nie zważając na kajdany,
Głosi słowo Pana:
„Nowy psalm, pieśń chwały nową
390
Śpiewajmy przed Panem
Całym chórem, z głębi serca,
Głosem niekłamanym,
Tympanami! Wznośmy psalmy,
Pana Boga chwalmy
395
Bo On karze niegodnego,
Nagradza dobrego.
Godni łaski w sławy blasku
I na cichych łożach
Wśród radości uwielbiają
400
Święte imię Boże.
W dłoniach swoich dzierżą miecze
Miecze obosieczne,
Aby dobry miał nagrodę,
Zły zaś — kary wieczne.
405
Skują oni carów chciwych
Pęty żelaznemi,
I powiążą niegodziwych
Więzami ręcznemi.
I osądzą winowajców
410
Według swego prawa,
A dostojnym po wsze czasy
Będzie cześć i sława!”
[320 ]
XI
A ty na brzegu Tybru stałaś
Jakoby martwy, ciemny głaz,
415
I nie słuchałaś, nie płakałaś,
Lecz z resztą matek cnych wraz
Swe „Alleluja!“ więźniom słałaś.
Nito dzwon huczą kajdany
Na chrześcijanach, a twój syn,
420
Jedynak twój, apostoł nowy,
Przeżegnał się i temi słowy
Przemówił: „Bracia! Módlcie się
Za brata swego okrutnego
I w modłach swoich imię jego
425
Wspomnij cie, lecz przed dumny tron
Nie nieście waszych kornych głów.
Modlitwa — Bogu! Niechaj on
Sroży się i szaleje znów,
Niechaj proroka kamionuje,
430
Niechaj nas wszystkich ukrzyżuje —
Wnukowie oto już poczęci
W niewieścich łonach. Nie mściciele
Wyrosną z nich za dni niewiele —
Jeno rycerze Chrysta święci!
435
Bez żagwi i bez miecza w dłoni
Powstaną ci szermierze boży
I mrok przed nimi się ukorzy,
I grzeszny świat im się pokłoni.
Więc, bracia, módlcie się!
440
W kajdanach
Przed krzyżem Zbawiciela Pana
Modlili się wyznawcy jego... Sława,
Sława wam, dusze czyste, młode,
Sława walczącym za swobodę,
445
Po wszystkie czasy sława wam!
[321 ]
XII
Tydzień mija.
Od tego czasu, jak do Rzymu
Przypłynął okręt. Cezar pjany,
Przez siebie Dzeusem mianowany,
450
Dzeusowi sprawia jubileusz.
Szaleje Rzym. Bogate dary
Zwożą i kładą przed Cezarem.
Chrześcijan pędzą niby trzodę
Do Kolosseum. Krew jak wodę
455
Z nieszczęsnych toczą. Wściekł się Rzym.
I gladyator, i senator,
Obaj pijani. Krew i dym
Odurza ich. Ostatki sławy
Pośród okropnych orgij krwawych
460
Przepija Rzym. On stypę sprawia
Po Scypionach. Hulaj, starcze
Obmierzły! Ile sił ci starczy,
Szalej w haremach! Z poza morza —
Czy widzisz? — wschodzi święta zorza!
465
Nie sprawiedliwym gromem, świętym
Uśmiercą cię, lecz nożem tępym
Zarżną i jako psa obuchem
Dobiją cię!
XIII
Już drugi dzień
470
Arena ryczy. Na arenie
Libijskich piasków lśniące złoto
Purpurą całe się czerwieni
I w krwawe się zmieniło błoto.
Lecz neofitów syrakuskich
475
Nie przywieziono jeszcze tam.
Dopiero po trzech dniach strażnicy
Z mieczami w ręku, jak rzeźnicy
[322 ]
Bydło, przygnali ich do bram
Tej strasznej rzeźni. Zaryczała
480
Jak dziki zwierz arena cała,
A syn twój podniósł dumne oczy
I psalm śpiewając, śmiało kroczy
Na miejsce mąk. Wtem Neron pjany,
Szalonym śmiechem roześmiany,
485
Dał znak i z lochu lampart skoczył —
Spojrzał, ofiarę swoją zoczył,
Cisnął się i... krwi świętej strugi
Polały się. Krzyk głośny, długi,
Ponad areną, przez podwórza
490
Przeleciał jak szumiąca burza
I umilkł...
A gdzież byłaś ty?
Gdzie skryłaś się? Dlaczego zaraz
Na swego boga — na cezara
495
Tyś nie skoczyła? Bo go strzegli,
We trzy szeregi go obiegli
Liktorzy, póki za nim bram
Nie zatrzaśnięto. Sama jedna
Zostałaś się bezradna, biedna,
500
Z rozpaczą w sercu. „O, mój Boże,
Kto mi poradzi i pomoże,
Do kogo zwrócę się, u kogo
Przytułek znajdę?” I nieboga
Dokoła okiem potoczyła,
505
Zachwiała się i uderzyła
Głową o twardy mur. Pod samą,
Pod samą tą okropną bramą
Padła jak trup.
XIV
A wieczorem Cezar święty
510
Z liktorami swymi
[323 ]
Skrył się w termach. W Kolosseum,
Niby na pustyni,
Cicho, głucho. Na arenie,
Rzekłbyś, że coś płacze,
515
Nad murami samotnemi
Kruk żałośnie kracze.
A te mury, niby góry,
Czernieją wśród miasta.
Ponad Tybrem, od Albano
520
Cichy wiatr się szasta;
Jak przez dymy, ponad Rzymem
Księżyc krągłolicy
Płynie sobie; odpoczynek
Niesie noc stolicy.
525
I my tylko, Adamowe
Pełne grzechu dzieci,
Czy już nigdy nie znajdziemy
Spokoju na świecie?
Jak te psy za kość cuchnącą
530
Żremy się, kąsamy
I w dodatku znieważamy
Praojca Adama!...
XV
Starej matce — nocy siła
Sił dodała trochę;
535
Więc podniosła się, błądziła
Długo w noc ze szlochem
Koło bramy. Coś szeptała.
Może przeklinała
Swego boga? Potem znowu
540
Przyłożyła ucho
Do tej bramy; nadsłuchuje:
[324 ]
Cicho tam i głucho.
Wtem zaśmiała się... Rzuciła
Jakieś słowo, siadła
545
Koło bramy zadumana,
Podobna widziadłu...
Aż naraz brama się rozwarła
I z Kolosseum, z rzeźni krwawej,
Na wozach wywieziono ciała
550
Tych, co dla Bożej zmarli sławy.
Z areny wieźli je do Tybru,
Aby tam niemi karmić ryby
Na stół cesarski.
Matka wtedy,
555
Podniosła się, spojrzała wkoło,
Dłońmi chwyciła się za czoło
I szła wślad wozów tych czeredy
Nad Tybr. A Scyty szarookie,
Ci niewolników niewolnicy,
560
Myśleli sobie, że Moroka
Z podziemnej wyszła swej ciemnicy,
By trupy grzebać. Powrzucali
Do wody ciała i z wozami
Próżnemi do dom odjechali.
565
I znowu pusto dookoła...
Nad Tybrem stała i patrzała,
Jak woda coraz szersze koła
Nad ciałem syna roztaczała,
Aż wreszcie znikł ostatni ślad.
570
A wówczas śmiech i krzyk i łkanie
I pierwsze w życiu jej wołanie
Do Tego, który zbawił świat
Na krzyżu.
I zlitował się
575
Maryji Syn nad nieszczęśliwą
[325 ]
I życie i nadzieję żywą
Wlał w duszę jej. I poszła ona,
Prawdziwą wiarą ożywiona,
580 W pańskie pałace i na place
580
Targowe, aby głosić słowo
Chrystusa Pana!
1857.8.XII.
Niżni Nowogród.
[344 ]
ОЙ, ДІБРОВО, ТЕМНИЙ ГАЮ!...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Hej, dąbrowo, ciemny gaju,
Ciebie w nowe szaty
Po trzy razy w roku stroi
Ojciec twój bogaty!
Raz ubierze cię w sukienkę
5
Zieloniutką, nową
I zachwyca się, lubuje
Tą swoją dąbrową.
Napatrzywszy się na córkę
Młodziutką, kochaną,
10
W nową ją przebierze suknię,
Złotem przetykaną.
Wreszcie da ci strój bielutki
I niepokalany,
A sam spocznie, tą robotą
15
Wielce spracowany.
1860.15.I.
Petersburg.
[347 ]
T. SZEWCZENKO W 1860 R.
Fotografja
[350 ]
МИНУЛИ ЛІТА МОЛОДІĬ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Minęła młodość... Od nadziei
Chłodnego wiatru podmuch wieje,
Nadchodzi zima... Zima już!
Samotny siedzisz sobie, bracie,
W swej nieogrzanej, pustej chacie —
5
Ani odezwać się do kogo,
Ani poradzić się... Nikogo,
Nikogo tutaj niemasz już!
Siedź tedy sam, póki nadzieja
Okłamie durnia i ośmieje,
10
Póki ci oczy skuje mróz,
A harde dumy tak rozwieje,
Jak śnieg po stepie... Dzień radosny,
Dzień wiosny nie zawita, nie;
Zielenią sadu nie odzieje
15
I nie odnowi twej nadziei,
I pieśni wolnej nie wypuści
Z więziennych, ciemnych tych czeluści
Na wolny przestwór! A więc cóż?...
Siedź i nie czekaj na nic już!...
1860.18.X.
Petersburg.
[353 ]
ЯКБИ З КИМ СІСТИ...
Przełożył
BOHDAN ŁEPKI
Gdyby z kim było siąść do stołu,
Zjeść chleba kęs i dobre słowo
Zamienić, — ha! to jakoś przecie
Istniałby człowiek na tym świecie.
Lecz jam samotny! Świat szeroki
5
I tyle ludzi na tej ziemi,
A ponoś w chacie krzywobokiej
Lub może nawet pod obcemi
Płotami skonam. Lub... Nie! Nie!
Chociażby nawet z djabła siostrą,
10
Z djablicą, a ożenię się,
By nie oszaleć! Przecież z wiosną
Na dobrym gruncie siałem zboże!
Ktoś żąć je będzie i ktoś może
Westchnie i powie: „Boże, Boże!
15
Gdzieś w obcym kraju ludzie źli
Zabili go.” — O, biada mi!
1860.4.XI.
Petersburg.