<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Powieści
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


HAMID.

Napadł na xiążkę Saadego Hamid, syn kupca bogatego w Alepie, i pasterskie życie tak mu się spodobało, iż kupiwszy sobie tajstrę, a do kija przywiązawszy fontazik, szedł paść owce na górach Anti-Libanu : znalazł tam wielu pasterzów, i u jednego z najbogatszych służbę przyjął, kontent, iż znalazł wiek złoty. Serwatka, którą pił zdawała mu się nektarem, a gdy owce pędził w rozległe doliny pomiędzy góry i skały, każdy strumyk coś wdzięcznego mruczał, każdy liść od wiatru powiany, szelestem swoim mówił do serca. Jagnięta oznaczały niewinność, owce czułość, baranki radość uprzejmą; zgoła Hamid był szczęśliwym i wielbił Saadego, wielbił i pana, u którego służył, ponieważ starzec poważny miał siwą brodę po pas, i zdał mu się patryarchą.
Jednego razu zanurzony w słodyczach szczęścia swojego, rozrzewniony strumykiem, mruczeniem wód, szelestem gałęzi, odgłosem echa, chciał też z przyjemno-ponurej xiężyca światłości korzystać, ile że dzień pogodny, obiecywał noc jasną. Zszedł xiężyc, przebijała się srebrzysta jego światłość pomiędzy rozłożyste cedrów gałęzie, wydawała się na skałach, kształciła doliny; strumyki mruczały jeszcze wdzięczniej, gałązki chwiały się jeszcze milej, liście szeleściały jeszcze raźniej, echa odpowiadały w dwójnasób : zgoła już zachodził xiężyc, gdy się Hamid z zachwycenia swego ocucił. Szedł więc do trzody, ale już się była wróciła do domu : udał się za nią, a gdy ku owczarni zmierzał, zastał u wrót pana, który go innym pasterzom kazawszy ująć i skrępować, za to iż kilka owiec nie dostawało, zbił okrutnie, i ledwo czołgać się mogącego kazał wywlec za wrota, z tem patryarchalnem ostrzeżeniem, iż jeźli by się śmiał wrócić, dwakroć tyle, co już wziął odbierze.
Nie miał i czasu i sposobności do uwag porzucony na drodze Hamid : jęczał w boleści złorzecząc zepsutemu wiekowi : zwlókł się jak mógł, gdy słońce zeszło, i odrzekł się pasterskiego życia, mruczenia strumyków, szelestu gałęzi, odgłosu echa, nawet i ponuro przyjemnej światłości srebrzystego xiężyca. Szedł więc z kijem bez fontazia prosto do Alepu, i łatwo ojca przebłagał. Że miał chęć wielką do czytania, a poety mu się nie nadały, siedząc w sklepie postrzegł xięgę, i gdy ją wziął, znalazł, iż była o rolnictwie, i zawierała w sobie przepisy, jakto gospodarować należy. Zanurzył się natychmiast w niej, a rozważając słodycz wiejskiego życia, i najpierwsze w rolnictwie człowieka rzemiosło, zysk zaś obfity i pewny, zebrawszy pieniądze z handlu, mając też i od ojca wsparcie, kupił sobie niedaleko Alepu folwarczek, i osiadł na nim. Wziął z sobą xiążkę, a zapomniał o inwentarzu. Trzeba było na uprawę roli najmować i woły i konie i poganiaczów. Zaczął uprawiać rolą, z politowaniem patrząc na sąsiadów, którzy że nie mieli xięgi, nie tak czynili, jak on. Rzekł więc sam w sobie : próżno tych prostaków uczyć, ja ich uporu nie przeprę, ale doświadczenie nada im rozum, kiedy na przyszły rok obaczą, co u mnie będzie, a co u nich.
Nie żałował więc siarki, saletry, i innych przypraw, gnoił ziemię raz wraz, zasłaniał od ulewy, strzegł od upałów. Lato przyszło, wszędzie była plenność, a u niego chwast. Że zaś trzeba było inwentarz sprawić, od najmu zapłacić, czeladź żywić, a siarka, saletra, i inne przyprawy zbyt wiele kosztowały, dłużnicy objęli folwarczek, a Hamid z xiążką wrócił do domu. Dziwiło go to wielce, iż nic nie czytający zebrali, a on i czytający i więcej pracujący nic nie wskórał. Przełożył więc ojcu to swoje zadziwienie, a starzec śmiejąc się rzekł : pilnuj tego, do czegoś się urodził, w czemeś wzrosł, i masz wiadomość, a kiedy sam niedobrze rzeczy znasz, znających się nie poprawiaj.
Pomyślił zatem Hamid, dobrze ojciec mówi, takto to jest podobno w istocie, i znowu w sklepie osiadł. Gust wielki do czytania nadarzył mu wkrótce xięgę historyczną. Byłyto opisania dzieł Mahometa, Alego, Abubekra, Omara, Ibrahima, Bajazeta, Solimana, i tak dalece wzbudziły w nim chęć do sławy, iż niczego bardziej nie pragnął, jak tego iżby się mógł stać, ile możności, ich naśladowcą. Właśnie naówczas wszczęła się była wojna z Persami; gdy więc pułki z Alepu wychodzić miały, nie opowiedziawszy się ojcu, złączył się z niemi, i szedł bohatyr tchnący zapalczywością służyć wierze i ojczyźnie, i zarobić na sławę; pełen słodkiej nadziei, iż będzie z uszanowaniem czciła jego pamięć najdalsza potomność, a wdzięczny monarcha uwieńczy przyzwoitą nagrodą zasługi tak wielkie i użyteczne.
Przebywając piaszczyste stepy przed Eufratem, wiele ucierpiało wojsko dla niedostatku wody i upałów nieznośnych : wielbłąd Hamida zdechł, trzeba było iść piechotą, ale choć przykro było iść pieszo w piasku, miłość ojczyzny i sławy rzeźwiła Hamida. Po przykrym bardzo całodziennym marszu, roztasowali się na spoczynek : napadło w tem nagle na obóz wojsko nieprzyjacielskie. W powszechnym zgiełku, zatrwożeniu, wśród nocnych ciemności porwał się nagle przebudzony Hamid, szabli znaleźć nie mógł, sahajdak upuścił, nie mogąc nic rozeznać, wypadł z namiotu, i dostał w tumulcie pałaszem w łeb, strzałą w ramie, dzidą w udo. Co miał, wzięto, którzy byli nieranni rozproszyli się, rannych Persowie dobijali, lub brali w niewolą : reszta, gdy Persy odeszli, została na pobojowisku, a między nimi Hamid. Odkrył dzień skutki klęski okropnej. Ranny, opuszczony jęczał, i czekał w boleściach końca losu swojego. Już zmrok się zaczynał, gdy usłyszał głos rozmawiających między sobą. Odezwał się natychmiast jękliwym głosem żebrząc miłosierdzia, i ujrzał przed sobą starca z młodzieńcem.
Starzec był ślepy na jedno oko, miał tylko pół lewego ucha, dwie krysy przez nos, i chromał na prawą nogę. Nie pytając skąd, kto jest, i jak się nazywa, kazał młodzieńcowi wsadzić go na wielbłąda, dopomógł jak najwygodniej umieścić, i gdy się puścili w drogę, po niejakim czasie stanęli przed domem, gdzie Hamid złożony, podejmowany, leczony, wkrótce do pierwszej czerstwości powrócił. Nim przyszedł do tego stanu, gdy raz starzec przy łóżku jego siedział, a postrzegł, iż mu się Hamid pilnie przypatrywa, rzekł z uśmiechem : domyślam się, co ty teraz myślisz. Oto chciałbyś wiedzieć, dla czego ślepy jestem na jedno oko, mam tylko pół lewego ucha, dwie krysy przez nos, i chromy jestem na prawą nogę. Służąc pod owym sławnym wezyrem Kuprolim w Kandyi, którąśmy zdobyli, straciłem oko, dostałem krysy przez nos niedaleko Temeswaru, pozbyłem pół ucha pod Oczakowem, a dostałem szwanku, dla którego chromam, w Belgradzie. To też pewnie rzekł Hamid nagrodzone były sowicie twoje szwanki, a dzieje państwa głoszą twoję waleczność. U nas dzieł nie piszą, jak sam wiesz, rzekł starzec : a kiedy i piszą, nie tych chwalą co zasłużyli, ale tych, którzy nibyto przewodnikami będąc mniej częstokroć warci chwały nad tych, którym przodkowali. Na szwankach jeszczem stracił, bom z swojej kieszeni musiał zapłacić temu, który mi oka nie przywrócił, nos źle zszył, połowy ucha nie nadstawił, a może uczynił więcej chromym, niżbym był, gdybym się nie dał leczyć. Straciłem służąc połowę majątku, a widząc, iż po lat trzydziestu prac, trudów i niebezpieczeństw, niczegom się dosłużyć nie mógł, wróciłem się do domu, jak widzisz, bez jednego oka, z połową ucha, z dwiema krysami przez nos i z chromą nogą. Odszedł starzec, a Hamid macając łeb, gdzie go cięto, patrząc na ramie przeszyte strzałą, na udo przebite dzidą, postanowił wrócić się do domu.
Przyjął go ojciec z radością i pochwaliwszy żarliwość i męztwo, z którego widocznemi dowodami powrócił, rzekł : patrz ty na pieprz, imbier i gałki muszkatowe, które tu są w sklepie, to i mnie i dziada i pradziada twojego uczciwie żywiło, chociażeśmy nie czytali xiążek. Obiecał Hamid, patrzyć na pieprz, imbier, i gałki muszkatowe, ale skoro po kilku czasach postrzegł xiążkę, porzucił pieprz, imbier i gałki muszkatowe. Xięga ta napisana była od jednego z najsławniejszych Derwiszów o marnościach świata tego. Zniewoliła tak dalece umysł Hamida, iż został zupełnie przekonanym, iż wszystko próżność: porzucił więc sklep i wszystkie marności świata. Niedaleko od Alepu sławne było siedlisko Derwiszów, udał się tam, a padłszy do nóg starszemu, przełożył chęć swoję do bogomyślności, i prosił, żeby był przyjęty do zgromadzenia. Dał się użyć przełożony, i zawoławszy jednego z derwiszów, oddał mu Hamida przykazując, aby go sposobił do obowiązków stanu bogomyślnego.
Najistotniejszy z tych obowiązków był, aby się obracać w koło, jak zagrają na piszczałce, i zabębnią w bębenek; a to na pamiątkę Mewlany, który z nabożeństwa kręcił się w koło przez dni czternaście, kiedy mu przyjaciel jego Hamzo grał na piszczałce, i bił w bębenek. Jużci lepiej, mówił sam w sobie Hamid, dojść doskonałości kręcąc się, jak Mewlana, niż sławy szukając wziąć pałaszem w łeb, strzałą w ramie, dzidą w udo. Zaczął się więc kręcić, i tak dalece postąpił, iż w krótkim czasie pozwolono mu się kręcić w meczecie. Gdy więc zaczęto grać na piszczałce bić w bębenek, zapalony Hamid żarliwością wyszedł z koła, a gdy mu się zupełnie głowa zawróciła, wywrócił przełożonego : ten lecąc trafił na gzyms i głowę sobie zranił. Hamida zaś bez zmysłów leżącego z wywichnioną nogą wyniesiono z meczetu. Zgorszyła zgromadzenie popędliwość nowicyusza, a że był przyczyną, iż pierwszy raz przełożony w tańcu upadł, wyrzucono go ze społeczeństwa Derwiszów, i o kuli wrócił się do Alepu.
Często potem zapadał na zawrót głowy, a ojciec przyganiając zbytnią a nierozważną jego porywczość, znowu go w sklepie osadził, radząc i przykazując tak jak pierwej, aby się swego rzemiosła trzymał. Jakoż uroczyście obiecał Hamid tak uczynić, i osiadł w sklepie : ale że mu zbywało niekiedy czasu, znowu się udał do czytelnictwa, a napadłszy xięgę o miłości ojczyzny i obowiązkach, jak jej użytecznym być trzeba, rzekł : jakąż ja przysługę i państwu i panu uczynię trawiąc życie na podłym handlu? Mam chęć do nauk, pojętność : kto wie, czyli w cywilnych urzędach nie będę zdatnym; a gdy mi się uda, i kraj wesprę, i ojca wspomogę i na sławę zarobię. Przełożył więc tę myśl ojcu, i lubo się on sprzeciwiał, tyle na nim powtórzonemi prośbami wymógł, iż pozwolił mu udać się do Stambułu, i sam z nim pojechał, chcąc go u dworu Sułtana pomieścić.
Po wielu staraniach został Hamid odźwiernym, za co ojciec musiał wiele zapłacić starszemu nad odźwiernymi, bo ten się przyznał w sekrecie, iż trzy części z tego należały bostandzemu, a bostandzi z tego powinien był dać połowę kislar-adze; a gdyby to doszło wezyra, trzebaby dać dwoje tyle. Jakoż doszło to wezyra, bo w kilka dni przyszedł starszy nad odźwiernymi do ojca Hamidowego, i tak go umiał przestraszyć, iż i pieniądze w dwójnasób musiał dać, i oprócz tego sowite podarunki i starszemu nad odźwiernymi i bostandzemu i kislar-adze i wezyrowi. Wyjeżdżając ze Stambułu ojciec bez pieniędzy mówił Hamidowi : otoż skutek twojej rozżarzonej imaginacyi! a Hamid rzekł : miej cierpliwość ojcze, obaczysz mnie wkrótce inaczej. Szedł zatem do bramy, czekając rychło zostanie przełożonym, bostandzim, albo baszą, a może i wezyrem. Miał zatem honor odebrać ryż cesarski : przypatrywał się wspaniałym wjazdom na dywan wezyra, kadyleskierów i baszów. Podobały mu się te wspaniałe wjazdy, a coraz gdy je widział, powtarzał sobie, niechno i ja poczekam, będę i ja tem, czem i oni.
Jednego razu gdy przyszedł rano do bramy, zastał leżące niedaleko proga trzy piękne pokrowce, pytał się więc starszego, cobyto było w tych pokrowcach? to co bywa zwyczajnie, kiedy tu leżą, odpowiedział — a cóż tu zwyczajnie bywa? — głowy — a jakie? już ci nie cukru, rzekł śmiejąc się odźwierny starszy. Jedna z nich bostandziego, druga kislaragi, a trzecia wezyra. Zadrżał na taką ponieść Hamid i nic nikomu nie mówiąc wymknął się ze Stambułu. Widząc go powracającego do domu ojciec, rzekł : a takto prędko zostałeś bostandzim? Niech nim tam będzie kto chce, odpowiedział Hamid, poglądając za siebie : ja nie lubię pokrowców. Opowiedział zatem ojcu, co widział, a uznając, iż on prawdę mówił, wrócił się do pieprzu, imbieru, i gałek muszkatowych, i choć nie został bostandzim, baszą, ani wezyrem, więcej zyskał : bo przestał na małem, a pewen był tego, na czem przestał.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.