Han z Islandyi/Tom II/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Han z Islandyi |
Podtytuł | Powieść historyczna |
Wydawca | Biesiada Literacka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Synów St. Niemiry |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tytuł orygin. | Han d’Islande |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Ethel naliczyła już cztery długie i jednostajne dni od czasu, jak błąkała się samotna w posępnym ogrodzie szlezwiskiej wieży, jak modliła się w kaplicy, co tylu łez i tajemnych jej zwierzeń była świadkiem; od czasu, jak samotnie przechadzała się po korytarzu, w którym raz jeden nie sama już słyszała bijącą północ. Stary ojciec towarzyszył jej niekiedy, niemniej jednak czuła się samotną, nie było bowiem przy niej prawdziwego towarzysza jej życia.
Nieszczęśliwa dziewica! Czemże zawiniło to dziecię młode i czyste, aby już doznać tylu boleści? Porwana ze świata od zaszczytów, bogactw, uciech młodości, tryumfów swej urody, była jeszcze w kolebce, gdy się za nią zawarły żelazne wrota ponurego lochu. Uwięziona wraz ze swoim ojcem, rosła patrząc na jego przygnębienie; a jak gdyby dla uwieńczenia jej cierpień, jakby dlatego, żeby żadna niewola obcą jej nie była, miłość zawitała do niej aż w mury w ęzienia.
Gdyby zresztą swego Ordenera mogła mieć przy sobie, cóżby dla niej wolność znaczyła? Czy wiedziała nawet, że istnieje świat, od którego ją odłączono? A zresztą, jej świat, jej niebo, nie byłyżby wówczas z nią razem w tej wieżycy, wśród tych czarnych murów rojących od żołdactwa, na które jednak przechodzący rzucaliby spojrzenia litości.
Ordener po raz drugi odjechał i zamiast przeżywać przy jego boku godziny, któreby mijały jak chwile ciągle się odradzające, w słodkich pieszczotach i niewinnych uściskach, dziś spędza dni i noce płacząc nad jego nieobecnością i modląc się, aby uniknął bowiem niebezpieczeństw. Dziewica ma tylko modlitwę i łzy.
Niekiedy zazdrościła skrzydełek swobodnej jaskółce, co przylatywała do niej po okruszyny aż do krat jej więzienia. Czasami znowu myśl jej unosiła się na chmurze, pędzonej wiatrem ku północy; potem nagle odwracała głowę, zakrywała oczy, jakby obawiając się ujrzeć olbrzymiego zbójcę i rozpoczynającą się nierówną walkę na jednej z dalekich gór, której siny wierzchołek wznosił się na horyzoncie jakby nieruchoma chmura.
O! jakże boleśnie jest kochać, czując się daleko od przedmiotu swej miłości! Niewiele serc doznało tej boleści w całem jej znaczeniu, niewiele bowiem poznało miłość bez granic. Wówczas zapomina się niejako o swej własnej istocie, tworzy się dla siebie posępną samotność, olbrzymią próżnię, a dla nieobecnej istoty jakiś świat straszny i niebezpieczny, zapełniony potworami i zdradą; rozliczne władze duszy rozpraszają się i giną w nieskończonej tęsknocie za ukochaną istotą; wszystko, co nas otacza, martwem jest zupełnie. Jednakże oddycha się, działa, chodzi, ale wszystko to bez myśli. Jak zbłąkana planeta, która utraciła swoje słońce, ciało porusza się bezmyślnie: dusza jest gdzieindziej.