<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Han z Islandyi
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia Synów St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tytuł orygin. Han d’Islande
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.
—Do broni! do broni! wodzowie!
E. H.

Musimy się cofnąć o dzień i przenieść do Skongen, dokąd, podczas gdy powstańcy wychodzili z kopalni ołowiu Apsyl-Corh, przybył pułk muszkieterów, który już widzieliśmy w marszu.
Po wydaniu rozkazów co do rozmieszczenia żołnierzy, baron Voethaun, pułkownik muszkieterów, miał już przestąpić próg przeznaczonego mu na kwaterę domu w pobliżu bramy miejskiej, kiedy nagle ciężka ręka spoczęła na jego ramieniu. Odwrócił się zdziwiony.
Przed nim stał człowiek nizkiego wzrostu, z twarzą zasłoniętą szerokiemi skrzydłami kapelusza tak, że zaledwie można było dostrzedz jego kędzierzawą i rudą brodę. Był on starannie otulony szarym płaszczem, który, sądząc z resztek kaptura, jakie na nim wisiały, był zapewne habitem pustelnika. Z pod płaszcza wyglądały tylko jego ręce w wielkich rękawicach.
— Czego chcesz, u dyabła, mój zuchu? — zapytał opryskliwie pułkownik.
— Pułkowniku muszkieterów munckholmskich — przemówił nieznajomy nagląco —pójdź za mną na chwilę, mam ci dać ważną radę.
Baron wysłuchał dziwnego wezwania nie bez zdziwienia, lecz nie ruszył się z miejsca.
— Bardzo ważną radę, pułkowniku — powtórzył człowiek w wielkich rękawicach.
Natarczywość ta zdecydowała barona Voethauna. W czasie niespokojnym i ze względu na zadanie, jakie miał spełnić, nie mógł lekceważyć żadnej wskazówki.
— Chodźmy więc! — rzekł.
Mały człowiek szedł przed nim, a gdy się znaleźli za miastem, zatrzymał się.
— Pułkowniku — zapytał — czy chcesz za jednym zamachem wytępić wszystkich buntowników?
Pułkownik zaczął się śmiać.
— Byłby to wcale niezły początek kampanii — odpowiedział wesoło.
— Każ zatem urządzić zasadzkę żołnierzom twoim w wąwozach Czarnego Słupa. Bandy rokoszan będą tam obozowały tej nocy. Po pierwszym wystrzale, rzuć się na nich ze swoimi ludźmi. Zwycięztwo będzie łatwe.
— Rada bardzo dobra, mój zuchu i dziękuję ci za nią. A skądże wiesz o tem, co mówisz?
— Gdybyś mnie znał, pułkowniku, zapytałbyś wtedy, czy mógłbym o tem nie wiedzieć.
— Któż ty jesteś?
Mały człowiek tupnął nogą gniewnie.
— Nie przyszedłem tutaj, aby ci się przedstawić! — zawołał.
— Nie lękaj się niczego. Ktokolwiek jesteś, usługa, jaką nam oddajesz, będzie dla ciebie obroną. A możeś sam należał do buntowników?...
— Nie chciałem łączyć się z nimi.
— Po cóż więc ukrywasz swoje imię, skoro jesteś wiernym poddanym króla?
— Co cię to obchodzi?
Pułkownik chciał zaczerpnąć więcej jeszcze objaśnień od tego szczególnego doradcy.
— Powiedz mi — rzekł — czy to prawda, że tymi rozbójnikami dowodzi głośny Han z Islandyi?
— Han z Islandyi? — powtórzył mały człowiek dziwnie głos zmieniając.
Baron wypytywał w dalszym ciągu, lecz nieznajomy odpowiadał mu tylko śmiechem, do ryku potwornego podobnym. Na zapytanie, co do siły i przywódców górników, otrzymał szorstką, niemal brutalną odpowiedź:
— Pułkowniku muszkieterów manckholmskich, oznajmiłem ci wszystko, co oznajmić miałem. Powtarzam: urządź dziś w wąwozie Czarnego Słupa zasadzkę, a wytępisz wszystkich buntowników.
— Nie chcesz wymienić swego nazwiska, pozbawiasz się przeto wdzięczności królewskiej; słusznem jest jednak, żeby baron Voethaun wynagrodził ci usługę, jaką mu oddajesz.
Mówiąc to, pułkownik rzucił swoją sakiewkę przed nogi małego człowieka.
— Pułkowniku — rzekł nieznajomy — schowaj swoje złoto. Ja go nie potrzebuję.
A pokazując worek, zawieszony u swego pasa, mówił dalej:
— Gdyby trzeba było nagrody za zabicie tych ludzi, w takim razie oto złoto, pułkowniku, którebym ci dał jako zapłatę za ich krew.
Zanim pułkownik ochłonął ze zdumienia, w jakie go wprowadziły zagadkowe słowa tajemniczej istoty, nieznajomy zniknął.
Baron Voetbaun udał się z powrotem do miasta, zapytując sam siebie, czy można było wierzyć nieznajomemu? W chwili, kiedy wchodził do domu, wręczono mu list, opatrzony pieczęcią wielkiego kanclerza. Było to istotnie polecenie hrabiego Ahlefelda, w którem pułkownik, ze zdziwieniem łatwem do pojęcia, znalazł tę samą radę, jakiej mu udzielił u bram miasta tajemniczy człowiek w wielkich rękawicach.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.