Historja kołka w płocie/Rozdział VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historja kołka w płocie |
Podtytuł | według wiarygornych źródeł zebrana i spisana |
Wydawca | Piller i Gubrynowicz & Schmidt |
Data wyd. | 1874 |
Miejsce wyd. | Lwów, Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jakoś to będzie!
O tem przysłowiu, bynajmniej nie ujmując innym, równie znakomitym, możnaby całą książkę napisać; spodziewam się wdzięczności moich czytelników, gdy zamiast obszernej rozprawy dam im tylko króciuchne epitome.
Żadnego u nas z licznych przysłów, pozostałych z przeszłych wieków i utworzonych za naszych czasów, obficiej na wszelkie wypadki nie używają nad to fatalistyczne: — Jakoś to będzie! — Czy idzie o fraszkę, czy o rzecz największej wagi, długie rozmysły i zaciekania kończą się zawsze tem nieszczęsnem:
— Jakoś to będzie!
Nic lepiej nie maluje fatalizmu, w który popadliśmy przez lenistwo umysłowe i wszelakie inne, nad to wiekuiste: — Jakoś to będzie. — Jak będzie i kiedy i przez kogo, nie wiemy, ale nas pociesza, że jakoś to będzie.
Pięknie to bardzo mieć ufność w Bogu i Opatrzności, ale spuścić się na jakoś, na coś, na przypadek, jest to zrzec się rozumu, woli i kierunku życia.
— Panie Jacenty! — wołamy — literatura upada, czemu jej nie podtrzymujecie? macie obowiązek ją wspierać, języka sprawa to sprawa życia... cóż jeśli z waszej winy przegraną zostanie?
Pan Jacenty na to z krwią zimną:
— Dajcież mi pokój! jakoś to będzie!
— Panie Pietrze — mówi ktoś inny — kościół się wali, księża chleba nie mają, seminarja potrzebują pomocy, szpitalów proszą ubodzy, szkółek lud czeka... ruszajcie się, pomóżcie, obmyślcie, róbcie coś przecie... na was leży przyszłość! Historja was spyta o rachunek...
— Porzuć-że — śmieje się pan Piotr — i bez nas jakoś to będzie...
— Panie Janie — zagaja inny — myślcie o wyborach urzędników, którzyby istotnie zdrową i zacną część społeczeństwa przedstawiali, którzyby nie chlubili się przed wami, że oszczędzili waszego grosza narobiwszy wam wstydu, ale że spełnili obowiązek... jedźcie na wybory, nie rządźcie się prywatą ale sumieniem...
— A co mi tam — mówi pan Jan — u mnie kosowica! jakoś to będzie i bez nas.
— Kochany Julku, teatr nasz upada, podtrzymajcie go choć szelągiem od niepotrzebnych wydatków, dźwignijcie scenę narodową... — i to święty obowiązek.
— A cóż mnie do teatru! — ruszył ramionami Julek — gdy do niego chodzę to za miejsce płacę... jakoś to będzie!
I tak ciągle, tak zawsze, idziemy ślepo, każdy sobie i przed siebie, niechcąc się ująć za ręce po bratersku, ani pomyśleć o jutrze, a gdy jeden z tych biednych proroków, od których wszyscy uciekają jak od powietrza, odezwie się, wołając do pracy, obmyślenia jutra i poświęceń ochotnych, odwracamy się tyłem, szepcąc po cichu:
— Jakoś to będzie!
Ale w końcu nijak to nie będzie!!! nie zostanie ani grosza, który dziś pozostał jedynem bóstwem naszem, ani mienia, które tracimy na zbytki, ani co gorzej, poczciwej sławy i czci starej, ani spokoju sumienia — źle jakoś będzie, bośmy o lepsze starać się nie chcieli, nie umieli, nie zdążyli, póki była pora.
Cała nasza społeczność choruje na to — jakoś, nie wierząc już w siebie, uznając się słabą do pokierowania jutrem i spuszczając na to co okoliczności sprowadzą. Smutniejszego symptomatu nie znam w dziejach... ani wyrazistszej oznaki upadku. Wszystko, czego po nas losy i dzieje nieubłagane wymagały, poświęciliśmy po kolei; dziś grosza tylko trzymamy się, jak ostatniej deski wybawienia, i byle kieszeni nie dotykano, na resztę mówim z głupią osiczyną — Jakoś to będzie!
A! źle będzie na pewno, moi panowie, bośmy opuścili ręce i pozamykali serca, bo ani się modlić, ani pracować, ani cierpieć godnie nie umiemy.
Czy ten ustęp należy do historji kołka w płocie, nie wiem, zdaje mi się jednak, że niejaki ma z nią związek, a choćby ni przypiął, ni przyłatał był przyszyty, czemuż nie ma mi być wolno wytłumaczyć się z niego, jak wy codzień powtarzacie: Jakoś to będzie...
Idziemy dalej...