Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Kultura Wielkopolska 1815 — 1830/8
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |
Część | Kultura Wielkopolska 1815—1830 |
Rozdział | Hotele w Poznaniu |
Wydawca | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Data wyd. | 1918 |
Druk | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Kultura Wielkopolska 1815—1830 Cały tekst |
Indeks stron |
Zamożniejsza szlachta jak Działyńscy, Łąccy, Mycielscy, Mielżyńscy, Czapscy, miała własne domu w Poznaniu lub stawała w hotelu Saskim Langnera przy Wrocławskiej ulicy, ale chociaż to był pierwszy naówczas hotel w Poznaniu, wygody w nim wielkiej nie było. Otóż, jak pani Mańkowska opisuje ów hotel Langnera:
„W jakiejś chwili, w której Poznań bywał przepełniony i gwarny, przyjechałyśmy raz późno wieczorem z guwernantką Francuską Démée i arcywesołemi dwoma kuzynkami: jedna z nich była Aleksandryna Turno, krewna znanego generała Karola Turny, druga Dorota hrabianka Szternelt, córka ambasadora szwedzkiego na dworze angielskim, a wnuczka kanclerzyny szwedzkiej hrabiny Engeström, która była siostrą dziadka mojego, podczaszego Chłapowskiego. Wprowadzono nas do dużej i zupełnie pustej sali, gdzie było tylko kilkanaście wąskich ławek pod ścianami. Bartosz (stary stróż, ulubieniec wszystkich gości i wielki patryota polski) z uśmiechem na twarzy powiedział nam, że hotel jest pełen, ale że to nic nie znaczy, bo on zaraz wszystko jak najwygodniej urządzi. Poczem wybiegł z wielkim pośpiechem, zostawiając nas wszystkie na środku sali, oglądające się wokoło i czekające z niecierpliwością przyszłego naszego losu przy jednej ciemno się palącej świeczce. W tem drzwi się z trzaskiem otworzyły i wchodzi ogromnych rozmiarów snopek grochowin, a w nim ukryty Bartosz, który, rzuciwszy go pod ścianę, zaręczał nam, że jak najwygodniejsze uściele nam łoże. My młode chichotki i Polki zaczęłyśmy skakać z radości i obiecywać sobie doskonały nocleg, ale zgorszenie Francuski było bez granic, nigdy bowiem nie widziała nic prócz eleganckiej i cywilizowanej z miękkiemi i szerokiemi łóżkami Francyi.”
„Wtenczas nikt jeszcze nie znał materaców ze sprężynami, a nawet i włosiane — dodaje pani Mańkowska — byłyby uchodziły za grzech śmiertelny i miękkość nie do darowania szczepowi słowiańskiemu, słowem za naganne dogadzanie grzesznemu ciału.”
Jeszcze prościej niż hotel Langnera był urządzony hotel Krakowski przy ulicy Wodnej, do którego zajeżdżała mniej zamożna szlachta.”