Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres V/13
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |
Część | Okres V |
Rozdział | Gwałty |
Wydawca | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Data wyd. | 1918 |
Druk | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pomimo wykonania warunków konwencyi przez Polaków gwałty ze strony niemieckiej nie ustawały.
W Śremie wojsko pruskie pod majorem Bosse przyjęło wiadomość o konwencyi jarosławieckiej z oburzeniem i widocznie chciało wywołać rozruch, szydząc głośno z barw narodowych i zaczepiając spokojnych mieszkańców na ulicy, a gdy podraźniony lud skupił się celem obrony, żołnierze szablami zaczęli rąbać i dwóch mieszczan ciężko ranili. Uderzono w dzwony na trwogę. Wnet nadbiegli chłopi z okolicznych wsi, ale miejscowy proboszcz nakłonił ich do rozejścia się.[1]
W dzień zawarcia konwencyi, dnia 11 kwietnia, przybył odział czarnych huzarów i kirasyerów, oraz oddział piechoty z 7 pułku do Kórnika, a chociaż dowódcy zapewnili mieszkańców, że im się nic złego nie stanie, w tym samym dniu i następnym żołnierze splądrowali wszystkie domy, połamali sprzęty, pożgali obrazy świętych bagnetami, porąbali krzyże w kawałki. Gdy dwóch mieszczan, Jan Robiński z żoną i rzeźnik Steinitz, bronili swej własności, poraniono ich kolbami i bagnetami, a robotnika, który stanął w obronie swej ciężarnej i zaczepionej żony, tak skłuto bagnetami, że z ran umarł. Ogród hr. Działyńskiego zniszczono, a zwłaszcza założoną z wielką starannością i niemałym kosztem szkółkę.[2]
W nocy z dnia 11 na 12 kwietnia wpadli żołnierze do Połajewa, aresztowali dzierżawcę probostwa Kujawińskiego, zranili w głowę bagnetami jego żonę i wypędzili starego księdza Chodyńskiego ze wsi. Równie srogo obeszło się wojsko w Kobylinie z ks. Wawrowskim i mieszczanami Kierblewskim, Paluszkiewiczem, Swągłowskim i Kuleszą. W Trzcionce pod Gembicami w powiecie mogileńskim żołnierze przykładali pistolety do piersi 88 letniego ojca dziedziczki, pani Mikorskiej, jej samej i jej córki, żądając wydania broni.[2]
Pozostały w Trzemesznie oddział 200 kosynierów i 20 strzelców z dwóch stron zaczepiony został. Wśród walki dowodzący oficer pruski otrzymał rozkaz cofnięcia wojska. Wtedy żydzi rannych Polaków zwabili do swych domów i pomordowali. Liczba rannych i pomordowanych dochodziła 70. Poprzecinane żyły u rąk i nóg, rozpruty brzuch i wydarte wnętrzności, poucinane ręce świadczyły o obrotności żydów.[3]
Dnia 12 kwietnia oddział 19 pułku piechoty pod porucznikiem Drygalskim splądrował domy kilku mieszczan w Kamionkach. Wprawdzie dowódca rozkazał oddać, co zabrano, ale zwrócono tylko drobnostki, pieniądze zatrzymano.[4]
Dnia 15 kwietnia przybyły dwie kompanie 6 pułku landwery i szwadron ułanów do Wrześni. Żołnierze dopuszczali się po kwaterach gwałtów, zbili na miazgę mieszczan Rosta i Dziechciarskiego, napadli pałac hr. Ponińskiego, hrabinie, będącej w odmiennym stanie, przykładali bagnety do ciała, przetrząśli całe mieszkanie, szukając broni, a znalazłszy starożytną broń zabrali ją, zginęła przytem sakwa z 150 talarami, dnia 16 kwietnia złupiony został kupiec Ludwik Rakowski, zbity mieszczanin Wrzesiński, a dnia 18 kwietnia poturbowany Feliks Orchowski i położnica Jerzykiewiczowa.[4]
W tym samym czasie 5 pułk ułanów zrabował w Nekli pod Wrześnią proboszcza miejscowego, kapitana Kurowskiego, leśniczego Dąbrowskiego, kupcową Lukowską i Franciszka Krobskiego. Zabrano im wogóle w pieniądzach i przedmiotach wartościowych 1521 talarów, 2 srebrniki, 6 fenygów. Skutkiem skargi, zaniesionej do generała Willisena, zwrócono proboszczowi cośkolwiek. Innym zarzucił generał-major Hirschfeld kłamstwo, bo w 10 dni później zrabowanych przedmiotów nie znalazł u żołnierzy![4]
W Środzie splądrowało wojsko mieszkanie ks. Kegla.[4]
Do Czarnotek wpadł 16 kwietnia drugi batalion 6 pułku landwery pod majorem Rösslem, a gdy do dworu natychmiast go nie wpuszczono, żołnierze kolbami rozwalili drzwi, a dziedzica Karczewskiego zakneblowali i zamknęli na całą noc w sklepie. Pokoje porujnowano, matkę i siostrę dziedzica zbito kolbami.[4]
Dnia 19 kwietnia podszedł pod Gostyń batalion fizylyerów 18 pułku piechoty i pierwszy szwadron 1 pułku ułanów pod majorem Müllerem. Naprzeciw wojska wyjechał jako parlamentarz obywatel Borek, ale ściągnięto go z konia i rozbrojono. Widząc to mieszczanie, postanowili bronić się, a gdy wojsko wkraczało do miasta, padł pierwszy strzał z domu mularza Martina. Wojsko rozpędziło broniących się, zabiło 6 ludzi, pomiędzy tymi dwóch żebraków, z których jednego zastrzelono w ogrodzie szpitalnym, potem splądrowano domy i zaprowadzono proboszcza, dwóch braciszków z klasztoru i kilku mieszczan wśród wyzwisk i szturchańców jako jeńców do Śremu.[5]
Pod Koźminem[6] pojawił się dnia 21 kwietnia major Johnston[7] na czele batalionu 7 pułku piechoty i trzeciego szwadronu 1 pułku ułanów i wysłał pomocnika Perlego z kilkudziesięciu żołnierzami do miasta, by przysposobili kwatery dla wojska. Nie stawiono im oporu. Mimo to, gdy Perle rozmawiał na ratuszu z burmistrzem i komisarzem polskim, Michałem Chłapowskim z Sośnicy, żołnierze, stojący na rynku, zaczęli draźnić mieszkańców. Wtem przybiegli chłopi, uzbrojeni w kosy. Tych starał się Chłapowski nakłonić do rozejścia się, ale gdy do nich przemawiał, żołnierze dali ognia i uciekli. Padło kilku ludzi, pomiędzy nimi ciężko ranny Chłapowski. Kosynierów już nie było można powstrzymać; wpadli na ratusz, gdzie pozostało dwóch podoficerów i kilku żołnierzy, i dwóch z nich zabili.
Tymczasem całe wojsko zajęło miasto. Chłapowski zawlókł się na probostwo i radził dziekanowi Gagackiemu, aby się ratował ucieczką. Zaledwie dziekan posłuchał rady, żołnierze wtargnęli na probostwo i strzelając splądrowali dom cały. Następnie otworzyli gwałtem kościół, zniszczyli go, popsuli organy, a z kasy kościelnej zabrali 102 talary, powracającego zaś z okolicy wikarego Dziubińskiego zbili pięściami i kolbami i wtrącili do więzienia, skąd nazajutrz, w niedzielę Wielkanocną, wywieziono chorego i krwią zbroczonego.[8]
Chłapowski umarł z rany na zamku koźmińskim dnia 19 maja. Konając, polecił lekarzowi wydobyć kulę z ciała i podzielić ją pomiędzy czterech synów.[9]
Prócz niego padli ofiarą srogości wojska: Stanisław i Franciszka Skwarscy, Rafał Ekowski, Wojciech Lesiński, Brygida Biernacka, Maciej Galiński, Ludwik Stachowski, Jan Oberski, Józef Franczak, Bartłomiej Merdziński, Andrzej Kasałka, Franciszek Niklewicz, Mateusz Bukowski, Łukasz Podlewski, Roman Pawłowicz, Wawrzyniec Sipiński, Andrzej Kałomy i Stefan Ziętkiewicz, wielu zaś poraniono i pobito.[10]
Do Strzelna sprowadzili Niemcy zupełnie niepotrzebnie porucznika Ravena z 53 żołnierzami. Jeden z nich zdarł powracającemu z kościoła w niedzielę Wielkanocną, dnia 22 kwietnia proboszczowi polską kokardę z czapki. To dało powód do rozruchu. Uderzono w dzwon na trwogę, a na ten znak uzbrojeni w kosy chłopi wpadli do miasta. Żołnierze zabarykadowali się na podwórzu folwarcznem i bronili się, oczekując pomocy z Mogilna, dokąd wysłali konnego. Pomoc nadeszła, ale nie wystarczyła, o czem powiadomiony kapitan Fröhlich ruszył z całą załogą mogileńską do Strzelna. Tymczasem w nocy znaczna część kosynierów opuściła miasto i połączyła się z posiłkami, które nadeszły z Inowrocławia. Dnia 23 kwietnia stoczono potyczkę, w której Polacy, nie mając broni palnej, ulegli.[11]
W tym samym dniu, 23 kwietnia, przybył z Buku do Lwówka kapitan Dresler, z którym nazajutrz połączył się podpułkownik Schlichting, zabrawszy poprzednio z śpichlerza w Pakosławiu kilkadziesiąt koc i lanc. Przyprowadził ze sobą z Pakosławia okutego w kajdany wyrobnika, Melchiora Dziubińskiego, który śmiał zapytać się żołnierzy, jakiem prawem broń zabierają. Dziubińskiemu wymierzono pięć plag, przyczem za każdem uderzeniem pytano go się: „A czy kochasz Prusy?”, ten zaś za każdym razem odpowiadał: „Nie kocham Prusy?”, kocham Polskę, moją Ojczyznę.”[12]
Schlichting i Dresler zmusili komisarza polskiego Mateckiego do zawieszenia orłów pruskich na gmachach publicznych, z których zrzucono polskie orły,[13] Niemcy zaś i żydzi powybijali wszystkim Polakom szyby za to, że nie iluminowali, a niektórym połamali meble. Gdy trzech obywateli: Engelman, Renau i Andrzejewski uskarżyło się o to przed Schlichtingiem, zapytał się ich, czy są Polakami czy Niemcami, a gdy odpowiedzieli, że się urodzili na ziemi polskiej i Polakami się czują, odprawił ich z niczem. Tak samo nie dał żadnego zadośćuczynienia nauczycielowi muzyki Schoenowi z Pakosławia, którego podoficer chwycił za gardło i tłukł o ścianę, wołając, aby pokazał, gdzie jest broń.[12] Dnia 25 kwietnia żołnierze zranili w Lwówku w głowę pułkownika Niegolewskiego,[14] a Eugeniusza Sczanieckiego pobili.[14]
- ↑ Gazeta Polska, nr. 23. Brodowski, Zur Beurtheilung itd. str. 58.
- ↑ 2,0 2,1 Brodowski, Zur Beurtheilung itd. str. 58.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 23. Brodowski, Zur Beurtheilung itd. 59.
- ↑ 4,0 4,1 4,2 4,3 4,4 Brodowski str. 59.
- ↑ Ib. 60.
- ↑ Działał tam komitet powiatowy, składający się z Michała Chłapowskiego, Błażejewskiego, ks. Przeradzkiego, Szymańskiego i Szmury. Komitet otworzył kancelaryę na zamku i tam ściągał broń i żywność, a ochotników mustrował na dziedzińcu zamkowym kapitan Kaniewski pod nadzorem dowódcy ułanów, Filipa Sokolnickiego, dziedzica Wrotkowa. Łukomski St. ks., Koźmin Wielki i Nowy. Poznań 1914, str. 248.
- ↑ Wedle ks. Łukomskiego major Bosse.
- ↑ Że wojsko pruskie dopuściło się w Koźminie okropności, „jakich tylko bestyalstwo w człowieku jest zdolne” przyznaje Schmidt (str. 283). Że Chłapowski zachęcał kosynierów do walki, twierdził dnia 25 kwietnia w Gazecie Poznańskiej generał Colomb, ale sam później przyznał, że się omylił. O rzekomo pastwiących się na żołnierzach pruskich kobietach, Schmidt ani słowa nie wspomina. Moraczewski zaś (Wypadki poznańskie, str. 87) pisze: „Rozniesiono wieść, że kobiety miały się srożyć nad ciężko rannymi Prusakami. Uwierzyli fałszowi nawet i pisarze polscy, lecz to było tylko potwarzą na znakomitą obywatelkę Koźmina Krancową, która jeden topór przywiązała do grubego drąga, a drugi zatknęła za pas i dodawała ludziom ducha. Prusacy, aby obudzić nienawiść, trupa z odciętą ręką posłali do Wrocławia, nieco lepiej dla Polaków niż inne miasta niemieckie usposobionego i okrzykiwali tam srogość i dzikość nawet Polek.” Schmidt pisze, że w Wrocławiu wystawiono na widok publiczny dwa na ratuszu koźmińskim przez kosynierów strasznie poranione trupy.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 78.
- ↑ Łukomski, Koźmin Wielki i Nowy, 251.
- ↑ Schmidt, 287.
- ↑ 12,0 12,1 Gazeta Polska, nr. 60.
- ↑ Schmidt H. 283.
- ↑ 14,0 14,1 Schmidt H. 284. Gazeta Polska, nr. 60. Rodem z Lwówka byli: Jan Zajęcki (ur. 1799), żołnierz z r. 1831, a ułan 1848 r., ranny pod Książem, i ks. Ludwik Zajęcki ur. 1797 r.), cięty pałaszem w głowę przez Pomorczyków 1848 r., gdy na rynku we Lwówku zachęcał lud do powstania. Praca R. I, str. 288.