Historynka/Rozdział XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Historynka
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1936
Druk Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. The Story Girl
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XI
HISTORYNKA ODBYWA POKUTĘ

W dziesięć dni potem ciotka Oliwia i wuj Roger pojechali do miasta i mieli tam pozostać do następnego dnia. Piotrek i Historynka przenieśli się do wuja Aleca na czas ich nieobecności.
O zachodzie słońca siedzieliśmy w sadzie, słuchając opowieści o królu Cophetua i o dziewczynce-żebraczce, nie było tylko z nami Piotrka, który wyrywał brukiew — i Feli, która poszła za jakimś interesem do pani Ray.
Historynka odtwarzała tak cudownie dziewczynkę-żebraczkę, że nie dziwiliśmy się wcale, iż król się w niej zakochał. Już kiedyś czytałem tę opowieść i doszedłem do wniosku, że to była „bujda“. Byłem pewien, że żaden król nigdyby się nie ożenił z żebraczką, skoro miał tyle księżniczek do wyboru. Teraz jednak zmieniłem nagle zdanie.
Gdy Fela wróciła, z wyrazu jej twarzy domyśliliśmy się, że ma dla nas jakieś nowiny. Miała istotnie.
— Sara jest naprawdę chora, — oświadczyła ze smutkiem i jednocześnie coś dziwnie nieprzyjemnego zabrzmiało w jej głosie. — Strasznie ją gardło boli i ma gorączkę. Pani Ray powiada, że jeżeli do rana nie będzie jej lepiej, to bezwarunkowo zawezwie doktora. Jest bardzo zaniepokojona, że Sara zaraziła się odrą.
Ostatnie zdanie Fela skierowała w stronę Historynki, która nagle pobladła.
— Ach, więc przypuszczasz, że zaraziła się na pokazie magicznej latarni? — zapytała przerażona.
— Skąd można wiedzieć, gdzie się zaraziła? — zawołała Fela wyniośle. — Nie widziałam jej naturalnie, bo pani Ray nie pozwoliła mi wejść do niej, powiedziała tylko, że w rodzinie Ray’ów wszyscy bardzo ciężko odrę przechodzą i jeżeli nie umierają, to zostają głusi albo ślepi. Oczywiście, — dorzuciła Fela, łagodniejąc nieco na widok zrozpaczonej twarzy Historynki, — pani Ray zawsze widzi wszystko w czarnych kolorach i bardzo możliwe, że Sara wcale nie jest chora na odrę.
Fela jednak dopięła celu, bo Historynka była niepocieszona.
— Wszystkobym dała za to, żeby nie namawiać Sary do pójścia z nami, — szepnęła. — W tem wszystkiem jest tylko moja wina, a kara całkiem niesprawiedliwie spadła na Sarę. Pójdę zaraz i wyznam całą prawdę pani Ray, ale może pogorszyłoby to jeszcze sytuację Sary. Napewno dzisiaj przez całą noc nie zmrużę oka.
Widocznie tak było, bo twarzyczkę miała strasznie bladą, gdy nazajutrz zeszła na śniadanie, ale od całej jej postaci wiało dziwnem uduchowieniem.
— Zadałam sobie na cały dzień pokutę za to, że skłoniłam Sarę do nieposłuszeństwa matce, — oznajmiła nam z triumfem.
— Pokutę? — wyszeptaliśmy ze zdziwieniem.
— Tak. Odmówię sobie wszystkiego, co najbardziej lubię i będę robiła tylko to, czego nienawidzę, aby samą siebie ukarać. Postanowiłam tak wczoraj wieczorem. Może Sara jednak wyzdrowieje, jeżeli Pan Bóg zobaczy moją skruchę.
— I tak już widzi bez dalszej pokuty, — próbowała jej wyperswadować Celinka.
— Tak, ale po takiej pokucie będę się sama lepiej czuła.
— Wątpię, czy Prezbiterjanie, kiedykolwiek odbywają jakąś pokutę, — wtrąciła Fela, — przynajmniej ja nigdy o tem nie słyszałam.
Wszyscy patrzyliśmy z szacunkiem na Historynkę. Przeczuwaliśmy, że pokuta jej będzie tak ścisła i skrupulatna, jak zresztą wszystko, co kiedykolwiek robiła.
— Powinnaś sobie nasypać grochu do bucików, — proponował Piotrek.
— Masz rację! Wcale mi to na myśl nie przyszło. Zrobię to zaraz po śniadaniu. Przez cały dzień nic nie będę jadła, oprócz chleba i wody!
To ostatnie postanowienie było już dla nas niezaprzeczonem bohaterstwem. Siedzieć i patrzeć na potrawy ciotki Janet i nic nie jeść oprócz chleba i wody, to pokuta przekraczająca możliwości każdego człowieka. Byliśmy pewni, że żadne z nas nigdyby się na to nie zdobyło. Zdobyć się na to mogła tylko Historynka, więc podziwialiśmy ją i żal nam jej było jednocześnie. Dopiero teraz przychodzi mi na myśl, że współczucie nasze było jej całkiem niepotrzebne i że nie zasługiwała nawet na nasz podziw. Pokuta ta była dla niej słodsza, niż najsłodszy miód lipcowy. Grała przecież, wprawdzie zupełnie podświadomie swoją rolę i upajała się swoim artyzmem, co stanowiło dla niej rozkosz o wiele większą, niż wszystkie inne życiowe przyjemności.
Oczywiście ciotka Janet zauważyła tę abstynencję Historynki i zapytała ją, czy nie jest przypadkiem chora.
— Nie. Wyznaczyłam sobie tylko pokutę, ciociu Janet, za grzech, który popełniłam. Nie mogę powiedzieć jaki to był grzech, bo z tego powodu miałaby przykrości inna osoba. Postanowiłam pokutować przez cały dzień. Ciocia się na mnie nie gniewa, prawda?
Ciotka Janet była tego ranka w wyjątkowo dobrym humorze, więc roześmiała się tylko.
— Bylebyś tylko zbyt daleko nie zaszła w tych nonsensach, — ostrzegała pobłażliwie.
— Dziękuję cioci. A czy mogłabym prosić o garstkę suszonego grochu po śniadaniu? Chciałabym go nasypać do trzewików.
— Suszonego grochu nie mam, zużyłam cały wczoraj do zupy.
— Ach! — Historynka była bardzo rozczarowana. — To będę musiała się bez tego obyć, bo świeży groch nie jest przecież dość twardy.
— Ja ci coś poradę, — odezwał się Piotrek. — Przyniosę ci trochę kamyków, któremi jest wysypana ścieżka w ogrodzie pana Kinga. Będą tak samo dobre i twarde, jak groch.
— Ani mi się waż! — zawołała ciotka Janet. — Sarze nie wolno pokutować w ten sposób. Podrze sobie pończochy i gotowa pokaleczyć nogi!
— A coby ciocia powiedziała, gdybym przyniosła bat i biczowała się po nagich ramionach aż do krwi? — pytała zasmucona Historynka.
— Nic bym nie powiedziała, — odparła ciotka Janet. — Poprostu położyłabym cię na kolanach i dała porządne baty, panno Saro. Wówczas dopiero miałabyś pokutę.
Historynka poczerwieniała bardzo tem dotknięta. Usłyszeć taką uwagę, gdy się ma przeszło lat czternaście — i to w obecności chłopców! Istotnie, ta ciotka Janet potrafi czasem być okrutna!
Były wakacje, więc nie mieliśmy zbyt wiele do roboty, to też wkrótce wyszliśmy do sadu. Historynka jednak nie poszła z nami. Usadowiła się w najciemniejszym i najbardziej dusznym kącie kuchni, z kawałkiem jakiegoś starego wełnianego materjału na kolanach.
— Nie mam zamiaru dzisiaj się bawić, — rzekła, — nawet historji żadnej nie opowiem. Ciotka Janet nie pozwoliła mi wsypać żwiru do bucików, lecz włożyłam sobie ostu za kołnierz i strasznie mnie kłuje, jak się tylko trochę nachylę. Mam zamiar obrabiać dziurki w tym kawałku wełny. Strasznie nie lubię robić dziurek i właśnie dlatego będę je robiła przez cały dzień.
— Ale cóż za pożytek obrabiać dziurki w kawałku starego gałgana? — zapytała Fela.
— Niema żadnego pożytku. Pokuta właśnie na tem polega, żeby się człowiek czuł jaknajgorzej. Mniejsza o to, co się robi, czy coś pożytecznego, czy nie, wystarczy żeby to coś było jaknajbardziej nieprzyjemne. Ach, ciekawa jestem, jak się Sara dzisiaj czuje!
— Mama idzie tam do nich popołudniu, — rzekła Fela. — Powiedziała, żeby żadne z nas tam nie chodziło, dopóki się nie wyjaśni, czy to jest odra, czy tylko zwykłe przeziębienie.
— Długo myślałam o wielkiej pokucie, — zawołała Celinka gorączkowo. — Nie chodź z nami dzisiaj na misjonarskie zebranie.
Historynka spojrzała na nią z żalem.
— I ja o tem myślałam, ale w domu nie wytrzymam, Celinko. Tego już stanowczo byłoby za wiele. Muszę usłyszeć, co będzie opowiadał ten misjonarz. Podobno o mało go ludożercy nie zjedli. Pomyśl tylko, ile będę miała nowych historyj do opowiadania, gdy go usłyszę! Muszę koniecznie iść, ale powiem ci, co zrobię. Pójdę w moim szkolnym mundurku, to będzie wystarczająca pokuta. Felu, jak będziesz nakrywała do stołu, połóż dla mnie ten złamany widelec, bo go strasznie nie lubię. Pozatem będę piła po pół szklanki mięty co dwie godziny. Okropny ma smak, lecz dobrze robi na żołądek, więc nawet ciotka Janet mi tego nie zabroni.
Historynka przeprowadziła skrupulatnie do końca obmyślaną przez siebie pokutę. Przez cały dzień siedziała w kuchni, obrabiając dziurki, przez cały dzień jadła tylko chleb, piła wodę i znienawidzoną przez siebie miętę.
Fela tego dnia wykazała szczególną złośliwość. W tej samej kuchni na oczach Historynki zaczęła piec paszteciki. Zapach pieczonych pasztecików wzbudzał w każdym apetyt, a co dopiero mówić o Historynce, która szczególnie paszteciki lubiła. Fela zjadła dwa paszteciki w jej obecności, resztę zaś wyniosła dla nas do sadu. Historynka widziała przez okno, jak zajadaliśmy paszteciki, a potem raczyliśmy się wiśniami z drzewa wuja Edwarda. Nie zwracała jednak na to uwagi, pochylona ciągle nad obrabianiem dziurek. Nie przejrzała nawet najnowszego Magazinu, który Dan przyniósł z poczty, ani nie otworzyła listu otrzymanego od ojca. Pat zbliżył się do niej, lecz napróżno mruczał i łasił się, bo go nawet nie pogłaskała, pragnąc odmówić sobie i tej przyjemności.
Ciotka Janet popołudniu nie mogła pójść do Ray’ów i dowiedzieć się o zdrowie Sary, gdyż całkiem nieoczekiwanie przyjechali na podwieczorek państwo Millward z Markdale. Pan Millward był doktorem, a pani Millward nauczycielką. Ciotce Janet szczególnie zależało, żeby podwieczorek udał się jaknajlepiej, to też wysłała nas natychmiast nagórę, abyśmy się umyli i przebrali przed herbatą. Historynka wymknęła się do domu, a gdy wróciła otworzyliśmy usta ze zdziwienia. Przyczesała sobie na gładko włosy i związała je na karku w dziwaczny węzeł, a pozatem miała na sobie starą kretonową sukienkę, z dziurami na łokciach, która była już zresztą dawno dla niej zakrótka.

Szkic dwóch stojących bokiem osób — kobieta w długiej sukni i fartuchu, a przed nią dziewczyna z pochyloną głową, w krótkiej sukience z dziurą na łokciu

— Saro Stanley, czyś ty oszalała? — zawołała ciotka Janet. — Dlaczego włożyłaś takiego cudaka? Czyż nie wiesz, że mamy gości na podwieczorku?
— Wiem i dlatego tak się ubrałam, ciociu Janet. Pragnę umartwiać swoje ciało...
— Ja cię dopiero „umartwię“, gdy pokażę cię w takiej sukience państwu Millward! Idź natychmiast do domu i ubierz się przyzwoicie, bo inaczej będziesz jadła podwieczorek w kuchni.
Historynka wybrała tę ostatnią propozycję, była zresztą bardzo upokorzona. Jestem pewien, że osiągnęłaby kulminacyjny punkt swojej pokuty, gdyby mogła usiąść przy stole w jadalni, w swojej podartej, wyrośniętej sukience, jeść chleb i pić wodę i mieć tę świadomość, że państwo Millward patrzą na nią krytycznym wzrokiem.
Gdy tego wieczoru poszliśmy na zebranie misjonarskie, Historynka miała na sobie szkolny mundurek i stary zniszczony kapelusz, podczas gdy Fela i Celinka wystąpiły w swych najpiękniejszych toaletach. Ponadto związała włosy pogniecioną bronzową wstążką, w której jej było wyjątkowo brzydko.
Pierwszą osobą, jaką spotkaliśmy w przedsionku kościelnym, była pani Ray. Powiedziała nam, zaraz na wstępie, że Sara jest poprostu tylko przeziębiona.
Przybyły na zebranie misjonarz miał siedmiu prawdziwie szczęśliwych słuchaczy wśród swego audytorjum. Wszyscy nie posiadali się z radości, że Sara nie jest chora na odrę, a Historynka poprostu promieniała szczęściem.
— Widzisz teraz, że cała twoja pokuta była na nic, — zauważyła Fela, gdyśmy wracali do domu, trzymając się dziś szczególnie razem, bo chodziły słuchy, że Peg Bowen grasuje po okolicy.
— Ach, sama nie wiem. W każdym razie czuję się o wiele lepiej od chwili, kiedy się sama ukarałam. Ale za to jutro powetuję sobie to wszystko, — postanowiła energicznie Historynka. — Właściwie zacznę już dzisiaj wieczorem. Po powrocie do domu pobiegnę na górę i przeczytam list ojca przed spaniem. Czyż ten misjonarz nie był nadzwyczajny? Opowiadanie jego o ludożercach było poprostu niebywałe. Starałam się zapamiętać każde słowo, aby później móc opowiadać tę historję w taki sposób, jak on ją opowiedział. Misjonarze swoją drogą są bardzo szlachetni.
— Chciałbym ogromnie zostać misjonarzem i mieć takie przygody, — westchnął Feliks.
— Wszystko byłoby pięknie, gdybyś był pewny, że cię ludożercy nie zjedzą, — uśmiechnął się Dan. — Ale cobyś zrobił, gdyby cię zjedli?
— Nicby nie mogło powstrzymać ludożerców od zjedzenia Feliksa, gdyby go już schwytali, — zachichotała Fela. — Przecież taki z niego tłuścioszek!
Jestem pewien, że Feliks postanowił w tej chwili nie być już misjonarzem, mając przed sobą taką perspektywę.
— Od dzisiaj będę dawała po dwa centy tygodniowo więcej na misję, niż dotychczas, — postanowiła Celinka.
Dwa centy tygodniowo wobec skromnych zarobków Celinki za zbieranie jajek, to było stanowczo z jej strony wielkie poświęcenie. I nam się jednak jej zapał udzielił. Wszyscy postanowiliśmy podnieść stałe tygodniowe datki chociażby o centa na osobę. Nawet Piotrek, który dotychczas nic na misję nie dawał, zdecydował się także przystąpić do tej akcji.
— Ja nie jestem tak zachwycony misjonarzami, jak wy, — oświadczył, — ale może kiedyś będę się nimi tak samo zachwycał. Ciekawy jestem, na co zostaną użyte moje pieniądze, chociaż zbyt wiele nie mógłbym na misję dawać. Gdy człowiekowi ojciec uciekł i gdy ma matkę zarabiającą praniem, a sam dostaje zaledwie pięćdziesiąt centów tygodniowo, to nie może dużych sum przeznaczać na pogan. Zrobię w każdym razie, co tylko będzie w mojej mocy. Nieboszczka ciotka Jane zawsze opiekowała się misjonarzami. Czy wśród Metodystów są także poganie? Przypuszczam, że chętniej dawałbym na nich, niż na pogan prezbiterjańskich.
— Wszyscy poganie są jednakowi, a dopiero, jak zostają nawróceni, stają się Metodystami, lub Prezbiterjanami, — tłumaczyła Fela. — Przed nawróceniem wszyscy są tylko zwykłymi poganami. Ale jeżeli chcesz dawać pieniądze na misję Metodystów, możesz je dawać księdzu w Markdale. Sądzę, że ksiądz tutejszy obejdzie się bez twoich pieniędzy, bo my już sami pamiętać będziemy o naszych poganach.
— Jak pięknie pachną kwiaty pani Sampson, — żyła Celinka, gdyśmy przechodzili obok ogródka, z którego powiała ku nam istotnie upojna woń. — Już wszystkie róże u niej rozkwitły, a klombik zasiany Słodkim Williamem, szczególnie jest piękny po zachodzie słońca.
— Słodki William, to straszna nazwa dla kwiatów, — oburzyła się Historynka. — William, to przecież imię męskie, a mężczyźni nigdy nie bywają słodcy. To dobre dla kobiet. Ach, spójrzcie na księżyc, jak wygląda ku nam z poza jodeł! Chciałabym mieć sukienkę z promieni księżyca, zapinaną na guziki z gwiazd!
— Wcale nie byłaby taka praktyczna, — zaoponowała Fela, — bo wszystkoby się przez nią widziało.
Uwaga ta zakończyła dyskusję na temat sukienki z księżycowych promieni.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.