Hrabina Charny (1928)/Tom II/Rozdział XVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XVII.
ZASADZKA NA WILKA.

Billot był przekonany, że wicehrabia de Charny jest kochankiem Katarzyny; ponieważ widział w tem tylko niesławę, skoro było niepodobieństwem, ażeby wicehrabia de Charny ożenił się z jego córką, postanowił przeto odjąć tej niesławie stronę jej szpetną, i uczynić ją krwawą.
Billot czekał na rozdrożu Bourg-Fontaine; nie widząc nikogo występującego na ścieżkę, sądził, że się omylił, i stanął na czatach, tak, jako sam powiedział, naprzeciwko okna Katarzyny, przekonany, że oknem wicehrabia Charny zechce się do niej dostać.
Nieszczęście chciało, że za miejsce schronienia wybrał tęż samą kępę wierzb, do których przycisnął się Pitoux.
Ten odgadł zamiar dzierżawcy. Niepodobna było wzbraniać mu miejsca: spuścił się wzdłuż pochyłości i zniknął w rowie, ukryty w wystających korzeniach wierzby, o która oparł się Billot.
Naraz, Pitoux, który w pozycji swej miał ucho przyparte do ziemi, usłyszał jakby tętent konia; koń ten musiał pędzić ścieżka, wbiegającą w las.
Pitoux spostrzegł, jak dzierżawca nachylił się, aby lepiej dojrzeć w ciemności.
Pitoux nie wątpił, że jest to Izydor.
Dzięki niezwykłej ostrości wzroku, Pitoux rozróżnił kształt człowieczy na skraju muru.
Jeździec przywiązał konia do jakiegoś drzewa i szedł pieszo.
Noc była tak ciemna, iż Pitoux sądził, że Billot nie zobaczy tego cienia, lub spostrzeże go zapóźno.
Mylił się. Billot spostrzegł go, gdyż Pitoux po dwakroć usłyszał nad głową suchy trzask, jaki sprawia, kurek od strzelby. Pitoux spostrzegł nad rowem podnosząca się lufę, ale zapewno dzierżawca nie był z takiej odległości pewny strzału lub może obawiał sie popełnić jaką omyłkę, gdyż śpiesznie podniesiona lufa zwolna opadła.
Cień znowu się poruszył i stanął wzdłuż muru. Zbliżał się widocznie pod okno Katarzyny.
Upłynęło z pół minuty, podczas której młodzieniec uszedł dwadzieścia kroków, które go oddalały od okna Katarzyny.
Stanąwszy przy oknie, zapukał trzy razy w przerwach nierównych.
Billot wzniósł strzelbę, w chwili gdy Katarzyna, poznając zwykły sygnał, poczęła odmykać okno.
Ozwał się trzask skałki o zamek, jasność podobna do błyskawicy oświeciła drogę, ale żaden wybuch nie nastąpił.
Młody szlachcic, widział niebezpieczeństwo, jakie mu groziło; postąpił krok, ażeby iść prosto na ogień; ale Katarzyna wyciągnęła rękę i z siłą nadludzką pomogła mu do przejścia przez okno, którego okiennicę za nim zamknęła.
— O! — wyrzekł do siebie Billot — przecież on stamtąd wyjść musi, a gdy będzie wychodził, to go nie chybię.
Przez pięć minut ustal wszelki szelest.
Naraz pośród ciszy, ozwało się na podwórzu zagrody szczekanie psów uwiązanych.
Billot tupnął nogą.
— Aha! — rzekł — ona go wypuszcza przez furtkę, to na niego szczekają psy podwórzowe.
I przeskoczywszy przez głowę Pitoux, spadł na drugą stronę rowu, i pomimo nocy, dzięki znajomości miejsc, z szybkością błyskawicy znikł za zakrętem muru.
Spodziewał się dostać na przeciwną stronę zagrody razem z Tzydorem.
Pitoux rozumiał ten manewr; również wyskoczył z rowu, przebiegł drogę w linji prostej, rzucił się na podwórze, spostrzegł dwa cienie, jeden przekraczający mur, drugi stojący z rękami wyciągniętemi.
Przed skoczeniem na drugą stronę muru, młodzieniec odwrócił się raz jeszcze.
— Do widzenia, Katarzyno — rzekł — nie zapominaj, że jesteś moją.
— O! tak, tak — odpowiedziała dziewica — ale uciekaj, uciekaj!
— Tak, uciekaj pan, uciekaj! — wołał Pitoux.
Usłyszano skok Izydora na ziemie, potem pęd szybki konia, petem pierwszy strzał, następnie drugi.
Katarzyna krzyknęła i upadła na ręce Pitoux.
Ten, z szyja wyciągniętą, nasłuchiwał dalej. Usłyszawszy cwał rumaka, oddalającego się bez zwolnienia, rzekł:
— Dobrze! jest nadzieja; nie celuje się tak po nocy jak w dzień.
I podnosząc Katarzynę, chciał ja zanieść do pokoju.
— Pitoux — rzekła Katarzyna — czy masz mnie gdzie ukryć?
— O! mam — zawołał Pitoux.
— Więc mnie zaprowadź.
— Do domu?...
— Za pięć minut, spodziewam się, wyjdę z tego domu i nie wrócę nigdy.
— Ależ ojciec?...
— Wszystko zerwane między mną i człowiekiem, który mi chciał zabić kochanka.
— Jednakże, panno Katarzyno... — zauważył Pitoux.
— Więc nie chcesz mi towarzyszyć, Pitoux? — zapytała Katarzyna, usuwając rękę młodzieńca.
— O! niech mnie Bóg broni, panienko, ażebym cię miał opuścić!
— Więc chodź za mną.
I Katarzyna, idąc przodem, przeszła z podwórza do ogrodu.
Katarzyna otworzyła furtkę, zamknęła na dwa spusty za sobą i Pitoux, a klucz rzuciła w studnie przypartą do muru.
I znikli oboje, a Bóg tylko wiedział, gdzie Katarzyna znalazła schronienie, jakie jej przyobiecał Pitoux.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.