Hrabina Charny (1928)/Tom IV/Rozdział XLII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XLII.
PIERWSZY WRZEŚNIA.

A oto co się stało w następstwie tego tragikomicznego zdarzenia:
Beausire, osadzony w więzieniu Chatelet, oddany został pod sąd trybunału, specjalnie rozpatrującego sprawy o kradzieże popełniane 10 sierpnia i dni następnych.
Zaprzeczać winy złodziej nie mógł, fakt zanadto był udowodniony.
Oskarżony więc pokornie przyznał się do wszystkiego i błagał łaski sędziów.
Trybunał polecił się rozejrzeć w przeszłości Beausire‘a, że zaś nie przemawiała ona wcale na korzyść winowajcy, skazał go na pięć lat galer.
Na nieszczęście dla pana Beausire‘a wyrok ów nie został natychmiast wykonany.
Fatalność chciała, że w przeddzień wysłania Bieausire’a na galery, do więzienia przyprowadzono jednego z dawnych jego kolegów. Poznali się obydwaj i nastąpiły zwierzenia.
Nowy więzień, jak opowiadał, aresztowany został z powodu spisku, już ułożonego, który lada dzień gotów był wybuchnąć. Spiskowcy w dniu, w którym wystawić miano na widok publiczny pierwszego lepszego skazanego na galery, przy okrzykach: „Niech żyje król! Niech żyją Prusacy! Śmierć ludowi!“ opanować mieli ratusz miejski, przeciągnęliby na swą stronę gwardję narodową, w których dwie trzecie będąc rojalistami, a przynajmniej konstytucjonistami, chętnie zgnietliby Gminę i dokonaliby kontrrewolucji królewskiej.
Naraz Beausire uderzył się w czoło; w głowie jego coś powstało:
— Więc spiskowcy czekają tylko na hasło?
— A tak.
— I gdyby kto dał hasło, spisek by wybuchnął?
— Tak... ale któż je może podać, kiedy ja jestem uwięziony i nie mogę nikogo o tem zawiadomić?
— Ja to uczynię!... — wyrzekł Beausire, tonem Medei w tragedji Corneille‘a.
— Ty?
— Tak, ja! Przecie ja tam będę, ponieważ pokazywać mnie będą tłumowi? Więc ja też zawołam:,.Niech żyje król! Niech żyją prusacy! Śmierć ludowi!“ Przecie to nie tak trudne.
Kolega Beausire‘a patrzył nań z zachwytem.
— Ja bo zawsze mówiłem... — zawołał — żeś ty genjalny człowiek!
Beausire skłonił się z powagą.
Nazajutrz Beausire wsiadł na wóz, jak na rydwan triumfalny, z pogardą patrząc na tłum, któremu przygotowywał straszliwą niespodziankę. Przy moście Matki Boskiej czekała na jego przejazd jakaś kobieta z chłopczykiem. Beausire poznał biedną Oliwję, zapłakaną, a młody Tosio, widząc ojca w wózku i żandarmów, zawołał:
— Dobrze mu tak! poco mnie bił!...
Beausire przesłał im uśmiech protekcjonalny i dodałby doń niewątpliwie gest odpowiedni, gdyby nie miał rąk związanych ztyłu. Plac ratuszowy zalegały tłumy.
Kiedy skazaniec ukazał się pod pręgierzem, powstał wrzask, kiedy jednak zbliżyła się chwila egzekucji, kiedy kat odwinął rękaw, obnażył ramię skazańcowi i schylił się, ażeby wziąć rozpalone żelazo, stało się to, co się dzieje zwykle: wobec groźnego wymiaru sprawiedliwości, wszyscy zamilkli.
Beausire skorzystał z tej chwili i, zbierając wszystkie siły, głosem pełnym, dźwięcznym, zawołał:
— Niech żyje król! Niech żyją prusacy śmierć ludowi!..
Wrzawa, jaka powstała, przewyższyła wszelkie nadzieje Beausire’a; nie był to wrzask, były to prawdziwe ryki, prawdziwe wycie. I wszystek tłum rzucił się ku rusztowaniu. Kat zrzucony został nadół., skazaniec, niewiadomo jakim sposobem, oderwany od pręgierza i porwany. Byłby już zabity, poszarpany w kawałki i zmiażdżony, gdy na szczęście wpadł jakiś człowiek, przepasany szarfą, a przybiegł z ganku ratusza, skąd się przyglądał egzekucji. Człowiekiem tym był prokurator Gminy, Manuel. Miał on w sobie dużo poczucia ludzkości, które zniewolony był jednak często zamykać w tajnikach duszy. Ledwie udało mu się dostać do pana Beausire. Wyciągnął nad mim rękę i głosem silnym zawołał:
— W imieniu prawa, upominam się o tego człowieka!
Lud wahał się, czy ma być posłusznym. Wtedy Manuel zdjął z siebie szarfę i potrząsał nią w powietrzu ponad tłumem, wołając:
— Do mnie wszyscy dobrzy obywatele!
Ze dwudziestu ludzi nadbiegło i zaraz przy nim stanęło.
Wydobyto Beausire‘a z rąk tłumu, lecz łotr był nawpół już nieżywy.
Tłum wydelegował dwudziestu ludzi, którzy w jego imieniu mieli wydać wyrok na wroga ludu.
Sąd ten postanowił ukarać winowajcę śmiercią haniebną, bo powieszeniem go na miejscu spełnienia zbrodni.
Widok ustawionej szubienicy uspokoił nieco tłum, czekający na wyrok.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.